65. Pamiętaj, by otaczać się ludźmi, którym możesz zaufać

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alfom nie wypadało okazywać nadmiernych emocji z wyjątkiem gniewu. Jeśli ktoś zaczynał krzyczeć, wdawał się w bójkę i okazywał się agresywny – społeczeństwo było w stanie zaakceptować takie zachowanie. Jednak inne emocje nie wchodziły w grę, zwłaszcza smutek. Przygnębienie można było zaakcentować poprzez milczenie, ewentualnie mogło się ono przerodzić w gniew. Ale płacz? Płakać mogły tylko Omegi i żeńskie Bety, Alfom po prostu nie wypadało.

Kenshin nie miał wewnętrznej potrzeby, by jakoś sprzeciwiać się takim zasadom. Był silną Alfą i wpasowywał się wręcz wzorowo w narzucone mu odgórnie wymagania. Później w jego życiu pojawił się Akira i stał się tym wewnętrznym czynnikiem, przez który Kenshin przestał być wierny wobec tego wszystkiego. Ale dalej raczej wspierał jedynie małżonka w jego działaniach, samemu mając na głowie zbyt dużo działań związanych z pozycją króla.

W tym wszystkim jednak kilkukrotnie zdarzyło mu się złamać te wszystkie wymagania. I aż dwa razy pozwolił sobie na łzy, które przecież tak bardzo mu nie pasowały.

Pierwszy raz był nocą po pochowaniu jego ojca. Kilka dni przed ślubem i koronacją, na które Kenshin był już gotowy. Na śmierć rodzica właściwie też – jego ojciec od dawna chorował i nie dało się go już uzdrowić. Książę wiedział, że przyjdzie mu w końcu pożegnań tak ważną w jego życiu osobę.

Na ceremonii zachował się odpowiednio, złożył modlitwę, był silny i nie okazywał żadnych emocji. Później wrócił do pałacu, skupił się na planowaniu koronacji, na jakichś mniej istotnych sprawach królestwa. Właściwie wydawało mu się wtedy, że czuł się zaskakująco dobrze.

To wrażenie minęło, gdy położył się na swoim łóżku. Patrzył na sufit i nie potrafił przestać myśleć o tym, jak bardzo brakowało mu nagle zwykłej rozmowy z ojcem, z człowiekiem, w którym zawsze mógł odnaleźć wsparcie. Myślał o nim, o jego zmęczonej chorobą twarzy, o jego ochrypłym głosie i przez chwilę miał nawet wrażenie, że nie poradzi sobie z tym wszystkim, nie mając się do kogo zwrócić o pomoc.

Nie chciał też teraz z nikim rozmawiać, dlatego początkowo zignorował pukanie do drzwi. Gdy się ponowiło, głośno powiedział, że nie ma teraz zamiaru z kimkolwiek rozmawiać. Jednak natrętny intruz nie dał mu spokoju, aż w końcu otworzył drzwi od swojej komnaty.

Przed nimi stał Akira ze skrzyżowanymi ramionami.

Ich relacja przed ślubem była dość dziwna. Po ceremonii właściwie było gorzej, ale wcześniej też niespecjalnie potrafili się dogadać. Akira nie chciał tego ślubu, długo odmawiał zgodzenia się na niego, a później Kenshin właściwie postawił go w sytuacji, w której musiał zaakceptować to wszystko. Dalej jednak student ukazywał mu niechęć i chociaż udało im się dogadać, a Kenshin był pewien, że będą dobrą parą, istniał pomiędzy nimi duży dystans.

– Wybacz, że nie zjawiłem się na ceremonii, jednak na uczelni wszyscy złożyliśmy odpowiednią modlitwę w imieniu króla. Wierzę, że Starożytni docenią wszystkie jego działania – powiedział wtedy. Otworzył usta, jakby zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy zamilkł.

Kenshin czuł się źle z faktem, że miał jeszcze łzy w oczach i jego narzeczony widział go w takim stanie, ale jednocześnie nie umiał ukryć, jak źle się czuł. Dlatego po prostu patrzył na Akirę, licząc, że ten nie dostrzeże tego wszystkiego.

Chociaż to było głupie – wybrał sobie na partnera zbyt inteligentną Omegę, by takie coś zostało zignorowane.

Początkowo Akira był zaskoczony. Uniósł brwi, otworzył szerzej oczy. A później cicho westchnął i uniósł prawą dłoń, która dotknęła wtedy policzka Kenshina. I starła kilka tych niepotrzebnych łez będących dowodem jego słabości.

– Nie wypada mi, żebym tutaj był przed ślubem, ale... jeśli chcesz, mogę z tobą zostać.

– Nie, ja... to głupie, jak się zachowuję. Sam nie wiem, czemu...

– Przestań. – Chociaż minęło już trochę czasu od tej sytuacji, Kenshin dalej pamiętał, jak Akira zmarszczył wtedy gniewnie brwi. Jego oczy dziwnie błyszczały i wyglądał na naprawdę pewnego siebie. – Po czymś takim masz jak najbardziej prawo czuć się źle i płakać. Przynajmniej wiem, że zwiążę się z kimś, kto nie ma serca z kamienia.

Kenshin z trudem się wtedy uśmiechnął, a później zaprosił Akirę do środka. Rozmawiali ze sobą dwie lub nawet trzy godziny, a w oczach księcia jeszcze raz pojawiły się łzy, których już wcale tak bardzo się nie wstydził. Tej jednej nocy to Akira był tym silnym, ale jednocześnie to zbliżyło ich do siebie bardziej, niż cokolwiek wcześniej.

Drugi raz łzy w jego oczach pojawiły się zupełnie nagle i były spowodowane zupełnie innymi emocjami. A zaczęło się tak niewinnie, że Kenshin nigdy nie powiedziałby, że tak skończy się ta rozmowa.

Zasiedli razem przy stole do kolacji. Niedawno wrócili z Kano i każdy właściwie skupił się na swoich obowiązkach. Kenshin od razu zwołał Radę Królewską, zajął się wszystkim tym, co związane było z wojną przeciwko Shiwie. Akira w tym czasie pojechał na uczelnię. Mieli okazję zobaczyć się dopiero wieczorem.

Bywały takie dni, kiedy jego małżonek właściwie błyszczał. Mówił wtedy dużo, ciągle gestykulował, w jego oczach kryło się coś szczególnego, a cały wydawał się wyjątkowo emocjonalny. Kenshin trochę usuwał mu się wtedy z drogi – wysłuchiwał go i po prostu się z nim zgadzał, wiedząc, że w innym wypadku atmosfera szybko się zepsuje. Akira zawsze tak reagował, gdy dostrzegał jakąś niesprawiedliwość świata, której nie mógł tak po prostu naprawić.

– Nie mogę uwierzyć, że to zrobiono. Kto niby wymyślił, że Omegi powinny zasłaniać się na uczelni? Gdyby tam chociaż były jakieś Alfy, to jeszcze mógłbym to jakoś zrozumieć, że to dla bezpieczeństwa, ale... To przecież nie ma żadnego rozsądnego argumentu, żeby takie prawo funkcjonowało.

Kenshin jedynie skinął głową.

– Postanowiłem od razu przejść się i dowiedzieć, co to ma znaczyć. Musiałem to zrobić, nie mogłem pozwolić, żeby tak traktowano wszystkie Omegi... – Akira na chwilę zamilkł, tylko po to, by napić się herbaty. – I usłyszałem, że to ze względu na to, by uczelnia w Razan nie stała się konkurencją. Jest przecież tyle Omeg potrzebujących edukacji, że nawet gdyby powstało kolejne dziesięć uczelni, dalej brakowałoby dla nich wszystkich miejsca. To jest zupełnie nielogiczne. Ale niektórzy zrobią wszystko, by zdominować Omegi, zwłaszcza męskie Bety z kompleksami na swoim punkcie.

Król cicho parsknął, ale nie mógł tego powstrzymać. Sam niespecjalnie lubił właściciela uczelni, ale wiedział, że Akira go wręcz nie znosił. Mógł jedynie sobie wyobrażać, jak bardzo jego małżonek był wkurzony podczas tej rozmowy, co raczej nie skończyło się dobrze dla jego rozmówcy.

– Zupełnie nie trafiały do niego moje argumenty, więc musiałem w końcu mu zagrozić, że przestaniemy wspierać finansowo uczelnię. To był jedyny możliwy sposób... – Akira cicho westchnął i odchylił lekko głowę do tyłu.

– Musisz być wykończony – zauważył w końcu Kenshin. W odpowiedzi usłyszał dość niewyraźnie mruknięcie, ale nie minęło nawet kilka sekund, nim jego małżonek znowu się ożywił.

– Najgorsze i tak usłyszałem na koniec. Zarzucił mi, że jeszcze nie masz potomka i, że to moja wina. Przecież ja się teraz nie mogę denerwować w takim stanie, a wtedy myślałem, że sam mu coś zrobię... To nie jest jego sprawa, tylko nasza. A gdyby przez niego coś się stało, mój stan mógłby się pogorszyć i...

Kenshin lekko uniósł brwi. Nie był pewien, czy po prostu sam ze zmęczenie już nie nadąża nad słowami Omegi, czy jednak nie wiedział o czymś istotnym, co musiało się dziać z chłopakiem. Przez chwilę się wahał, ale widząc, że Akira zamilkł i odwrócił głowę, postanowił w końcu spytać:

– O jaki stan chodzi? Nie wspominałeś mi, że coś się ostatnie dzieje.

W jadalni zapanowała nieprzyjemna cisza. Akira milczał dość uparcie, nawet nie patrząc na swojego małżonka. Najpewniej zbierał myśli i szukał odpowiedniej wymówki, choć obydwoje wiedzieli, że w takiej sytuacji nie da już rady skłamać.

Tym bardziej że kłamstwa już raz prawie zniszczyły ich relacje. Żaden z nich raczej nie zamierzał drugi raz ryzykować w ten sposób.

– Bo ja... – Akira cicho westchnął i znowu na niego spojrzał. Na chwilę, nim spuścił spojrzenie, wyglądając na nienaturalnie zestresowanego. – Nie chciałem ci jeszcze o tym mówić, bo to jeszcze nic pewnego... Gdyby coś się stało, to łatwiej by było, jakbym ci po prostu nie powiedział... No i przesądy też mówią o tym, że lepiej nic nie wspominać zbyt wcześnie...

– Akiro? O czym mówisz?

Kenshin odłożył sztućce, przyglądając się uważnie małżonkowi. Próbował domyślić się, o co mogło chodzić, ale nic logicznego nie przychodziło mu do głowy.

– Ja... – Akira znowu zamilkł. Wziął głębszy wdech, by w końcu powiedzieć na głos to, co ukrywał. – Jeśli nic się nie stanie, możesz spodziewać się potomka.

– Po...? – Tym razem to Kenshin zamilkł.

W jego głowie kilkukrotnie odbiły się słowa Akiry. Mógł spodziewać się potomka. Potomka. Czyli następcy tronu. Księcia. Czyli jego dziecka.

Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale przez chwilę nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Powoli to wszystko do niego docierało i zaczynał rozumieć – będzie miał dziecko z Akirą. Razem wychowają kogoś, kto będzie ich darem od Starożytnych, małym stworzeniem w ich rodzinie.

Później właściwie nie zastanawiał się nad swoimi ruchami. Po prostu wstał i podszedł do Akiry, żeby podnieść go i mocno przytulić. Czuł się tak szczęśliwy, tak bardzo pragnął, by ta chwila w końcu nadeszła. I teraz w końcu się stało.

– To może nie najlepszy moment, ale... Nie jesteś zły, prawda...?

Zerknął na twarz Akiry. Widział tę dziwną niepewność w jego oczach, którą zazwyczaj starał się ukrywać. Ale czy mógł mieć jakiekolwiek pretensji do swojego ukochanego, który nie tylko nie zrobił nic złego, ale dawał mu właśnie tak piękny dar?

– Jestem szczęśliwy – powiedział pewnie, odgarniając kosmyk włosów z jego twarzy. W oczach blondyna pojawiła się widoczna ulga. – Będziemy pełną rodziną, zadbam o nas wszystkich.

A później go pocałował, starając się poprzez bliskość pokazać mu, że naprawdę cieszyła go ta informacja. Bo odkąd tylko poznał Akirę, chciał mieć go przy swoim boku i założyć z nim rodzinę. A teraz to marzenie w pełni się spełniało.

– Ja też się cieszę – powiedział ciszej chłopak, przytulając się do niego.

Kilka łez pojawiło się w jego oczach, ale to nie miało znaczenia. Nic nie mogło zniszczyć jego szczęścia.

***

Sadao był z reguły dość stanowczym człowiekiem. Po koronacji, kiedy na jego barkach spoczęła odpowiedzialność za całe królestwo, nie miał problemu z wydawaniem rozkazów i podejmowaniem ważnych decyzji. Wychowywany na żołnierza, nie miał problemu, by być odpowiedzialnym władcą.

Jednak cała stanowczość znikała, gdy chodziło o jego rodzinę. Miał małżonka, na którym naprawdę mu zależało i dwójkę dzieci, którym chciał zapewnić jak najlepsze życie. Dla tej trójki gotowy był zrobić wszystko, a odmawianie im czegokolwiek wydawało mu się czasami niemożliwe.

Dlatego cieszył się, że to jednak Shigeo skupiał się na wychowaniu chłopców. Chociaż był delikatną Omegą, nie miał problemu z chłopcami. Wręcz przeciwnie – Shouta często, kiedy tylko Shigeo czegoś mu odmawiał, przybiegał do Sadao z tą samą sprawą, licząc, że tutaj usłyszy zgodę.

Chłopcy byli jednak coraz starsi, zaczynali dorastać. Przez niepokojącą sytuację podczas ostatniego balu Hiroto miał nawet już swoją Alfę, chociaż Sadao z trudem o tym myślał. Wtedy wydawało mu się to najlepszą opcją, teraz zaś ciężko było mu zaakceptować, że jego syn już spędzał czas z kimś takim, nawet jeśli Yasuo był dobrym kandydatem.

Tyle że o ile sytuacja z Hiroto była dość łatwa, tak nie miał pojęcia, co zrobić z Shoutą. Miał wrażenie, że żadne tłumaczenie nie docierało do chłopca – kiedy kilka lat temu wymyślił sobie, że zostanie żołnierzem, nawet przez chwilę nie chciał zrezygnować z tego pomysłu. Był tak przekonany, że to jego sposób na życia, że nikt nie potrafił go od tego odciągnąć.

I lata mijały, a Shouta starał się jedynie coraz bardziej. Próbował uczyć się walczyć i jeździć konno. No i oczywiście próbował też przekonać Namiyo, by ten mu pomógł.

Im dłużej to trwało, tym Sadao bardziej się martwił. Początkowo wszyscy mogli uznawać to za zwykły, dziecięcy kaprys, ale jeśli nie zmieniał się przez tak długo, coś musiało być na rzeczy. Coś bardzo niepokojącego.

Może więc dlatego uważał, że powinien sam spróbować z nim porozmawiać. Shigeo, chociaż cudownie radził sobie z wychowaniem chłopców, już jakiś czas temu poddał się z próbami wytłumaczenia Shoucie, jak bardzo jego marzenia były nierealne. Teraz do akcji miał w końcu wkroczyć król i – miał przynajmniej taką nadzieję – w końcu uświadomić syna, że nie mógł zostać żołnierzem.

Postarał się więc o dobry moment, ale okazja właściwie sama do niego przyszła. A właściwie znalazł mu ją sam Namiyo, kiedy poprosił go o tę jedną przysługę, o której Sadao doskonale pamiętał.

Powóz zatrzymał się po niezbyt długim czasie. Shouta nie wiedział, gdzie jechali, udało mu się jedynie dowiedzieć, że miało to być ważne miejsce i musieli zrobić coś szczególnie ważnego. Co właściwie nie było też kłamstwem, w końcu wyświadczał przysługę swojemu przyjacielowi.

– Cmentarz? – spytał Shouta, przez chwilę sprawdzając, co dokładnie widzi przez okno powozu. – Nie rozumiem, czemu tu przyjechaliśmy...

– Wyjaśnię ci wszystko, ale najpierw musimy zrobić to, po co tutaj przyjechaliśmy. Pomyślałem, że możesz mi pomóc.

Chłopiec z lekkim wahaniem skinął głową. Wysiedli z powozu i od razu otulił ich już dość chłodny wiatr. W ostatnich dniach temperatura znacznie spadła i nie dało się tego nie zauważyć. Powolnymi krokami zbliżała się do nich jesień, choć jeszcze nie tak dawno nawet nikt o tym nie myślał.

Cmentarz żołnierski był miejscem dość szczególnym. Co prawda nie leżeli tu wybitni żołnierze – po wielu bitwach rzadko kiedy przewożono poległych, a często nawet nie dało się zidentyfikować ciał. Ten teren stanowił raczej pewną symbolikę używaną kiedyś przez Starożytnych, którzy zapoczątkowali zaznaczanie pamięci o ważnych osobach. W równych rządkach stały obok siebie kamienne tabliczki z imionami i datami. Zazwyczaj pod nimi zakopywano skrawek materiału z munduru lub innego ubrania należącego do Alfy. Przy niektórych tabliczkach znajdowały się mniejsze, upamiętniające związane z Alfą Omegi lub dzieci, jeśli te zmarły młodo.

Było to miejsce pozwalające symbolicznie oddać hołd wszystkim bohaterom, których rodziny stać było na taki gest. Nieliczni biedni żołnierze mieli tutaj swoje kapliczki, zazwyczaj wtedy, gdy naprawdę wykazali się swoją odwagą i robili coś wybitnego.

Sadao zabrał jeszcze bukiet kwiatów, nim weszli na teren cmentarza. Sam przyjeżdżał tutaj tylko raz w roku, w rocznicę śmierci swojego ojca. Pomiędzy byciem rodzicem, małżonkiem i władcą ciężko było mu znaleźć czas, by pojawiać się tutaj tak często, jak czuł, że powinien. Do miejsca, w które teraz zmierzał, ostatni raz przyszedł sześć lat temu.

Shouta, jakby odczuwając niepokój, trzymał się jego dłoni. Chwilę musieli chodzić między rządami kamiennych tabliczek, nim stanęli przy właściwej.

– To jest...? – Książę zamilkł i spojrzał na Sadao, który skinął głową.

– Obiecałem Namiyo, że w rocznicę śmierci jego ojca, złożę w jego imieniu kwiaty tutaj – potwierdził król spokojnie. Jedynie kątem oka widział żołnierzy, którzy przez cały ten czas pilnowali, by nie doszło do żadnej nieplanowanej sytuacji. – Ale sądzę, że ty bardziej chciałbyś to zrobić, skoro od tylu lat próbujesz przekonać go, by ci się oświadczył.

Widział, jak Shouta odwraca głowę, byle tylko nie musieć odpowiedzieć. Przez chwilę stali w całkowitej ciszy przerywanej jedynie szumem wiatru. W końcu jednak książę wziął od niego kwiaty i z lekkim wahaniem położył je przy dwóch kamiennych tabliczkach – jednej należącej do Alfy, drugiej do Omegi. Zwiesił głowę, najpewniej bezgłośnie wymawiając słowa modlitwy do Starożytnych.

– Wiesz, dlaczego tak niewiele jest tutaj kapliczek poświęconych Omegom? – spytał w końcu Sadao.

– Bo... Nie chcą być tutaj upamiętniane?

– Niewielu dobrych żołnierzy ma szansę założyć rodzinę. Zazwyczaj giną, zanim wezmą ślub. Walka w obronie kraju to coś wspaniałego, ale zawsze trzeba mieć świadomość ryzyka – zaczął tłumaczyć Sadao. Miał nadzieję, że w tej atmosferze w końcu dotrze do syna i ten spojrzy na sytuację zupełnie inaczej.

– Albo nie chcą jej zakładać – stwierdził jednak Shouta. Sadao lekko uniósł brwi, zaskoczony tą informacją. – Nami mówił, że nie chce się z nikim wiązać, bo chce być gotowy oddać życie w walce... Wydaje mi się, że wielu żołnierzy może tak myśleć. W końcu chyba nikt nie chce zostawiać rodziny samej.

Przez chwilę znowu zapanowała między nimi cisza. Sadao skupił spojrzenie na dwóch tabliczkach. Ta większa była już nadłamana w niektórych miejscach, chociaż dalej nie prezentowała się tak źle jak te najstarsze. Tradycje nie pozwalały ich zmieniać, przez co na niektórych nie dało się już nawet odczytać, kogo miały upamiętniać.

– Wiesz, że Namiyo nigdy tak naprawdę nie chciał być żołnierzem? – spytał w końcu, zerkając znowu na syna. Shouta rzadko stawał się tak bardzo poważny, przez co teraz tutaj wyglądał jak zupełnie inne dziecko, wcale nie przypominał siebie.

– Co? Dlaczego? Przecież jest teraz generałem, musiał się bardzo starać.

– Tak, masz rację. Ale kiedyś unikał jakiejkolwiek broni i panikował, widząc rany. Nie planował pójść do wojska.

Sadao właściwie aż za dobrze pamiętał ten okres. Kiedy sam irytował się na młodszego przyjaciela, uważając, że ten popełniał poważny błąd. Ale w pewnym momencie wydawało się, że Namiyo nikt nie był w stanie przekonać, żeby chociaż spróbował i upewnił się, czy się do tego nie nadaje.

– Jego ojciec zginął jako bohater w pomniejszej bitwie z Shiwą. Wojska kano wspierały wtedy Kajo. Po tym Namiyo nawet nie chciał słyszeć o karierze wojskowej, ale udało mi się go przekonać.

Widział, jak Shouta patrzy na niego widocznie zaciekawiony.

– W jaki sposób? – spytał, lekko przekrzywiając głowę.

– Mogę ci o tym opowiedzieć, jak będziemy wracać. Ale najpierw chcę z tobą porozmawiać o twoich planach.

Wiatr trochę mocniej zawiał, a z pobliskiego drzewa zerwało się kilka ptaków, by unieść się dość wysoko. Na niebie pojawiało się coraz więcej chmur, prawdopodobnie zbliżał się deszcz.

– Nie zmienię zdania, dalej chcę być żołnierzem. Wiem, że jestem Omegą i to będzie trudne, ale chcę spróbować. Może się okazać, że będę sobie dobrze radził i przydam się tam – powiedział pewnie Shouta. Powtarzał to już nie raz, ale za każdym razem wydawał się naprawdę przekonany i Sadao po części naprawdę chciał zgodzić się i pozwolić mu chociaż spróbować.

Jednak wiedział, że świat wcale nie dbał o ludzi, którzy za bardzo zwracali na siebie uwagę przez bycie innym. I nie chciał, by kiedyś Shouta brutalnie sobie uświadomił, że spełnianie marzeń nie było wcale codziennością.

– Jestem pewny, że poradziłbyś sobie. Ale nikt nie przyjmie Omegi do wojska, dlatego nie możemy się zgodzić – zauważył spokojnie Sadao.

– Ale... Ale i tak mogę spróbować. Jeśli nauczyłbym się walczyć, dobrze jeździć konno i używać magii, przynajmniej miałbym szansę. A przy takich umiejętnościach na pewno coś mógłbym robić, nawet jeśli nie byłbym takim samym żołnierzem jak inne Alfy.

W oczach Shouty iskrzyła się nadzieja. Wydawał się naprawdę wierzyć w to, że miał szansę, że mógł w jakiś sposób osiągnąć to, o czym od dawna marzył. Jego spojrzenie było identyczne do tego, kiedy to Shigeo wrócił z przejażdżki powozem po stolicy, ale już nie sam, a w towarzystwie dwójki znalezionych na ulicy, głodnych dzieci. Wtedy Sadao nie potrafił powiedzieć mu, że nie mogą się nimi zaopiekować, a teraz znów został postawiony w takiej sytuacji.

– Być może pomyślimy o tym, jak to rozwiązać – stwierdził w końcu, niezadowolony z tego, że nie potrafił stanowczo się nie zgodzić. – Nie zmarzłeś już za bardzo?

– Dziękuję! Ja naprawdę się tego wszystkiego nauczę i będę się starał!

Ten, kto nigdy nie wychowywał dzieci, nie mógł zrozumieć, jaką teraz satysfakcję czuł Sadao, widząc to szczęście wymalowane na twarzy Shouty.

– Więc dlaczego Nami jest żołnierzem, chociaż tego nie chciał? – spytał książę, kiedy siedzieli już w powozie, wracając do pałacu.

– Obiecałem mu, że jeśli spróbuje i okaże się, że mu się to nie podoba, nikt nie będzie go powstrzymywał przed powrotem do domu – zaczął opowiadać Sadao, wracając myślami do tych momentów, kiedy nawet przez głowę nie przechodziło mu, że kiedykolwiek stanie się kimś aż tak ważnym. – Wysłali nas aż do Seio, bo już wtedy relacje z Shiwą były napięte. Po kilku dniach mało kto jeszcze umiał walczyć, znajdowaliśmy się dość blisko granicy, na którą spróbowano napaść.

– Tak bez wypowiedzenia wojny?

Sadao skinął głową.

– Próbowaliśmy się bronić, chociaż wtedy chodziło tylko o to, by zatrzymać Shiwę, zanim dotrze odpowiednie wsparcie. W pewnym momencie straciłem broń, byłem już wtedy ranny. Namiyo wcześniej bardziej niż walczył, próbował się chować, ale ruszył mi z pomocą i tylko dzięki niemu żyję.

Ta chwila do dzisiaj stawała mu przed oczami. Żołnierz Shiwy, który gotowy był go zabić i przyjaciel ratujący mu życie. Mieszanka emocji, których nie dało się zapomnieć – ból krwawiącej rany na ramieniu, strach przed końcem, jednocześnie poczucie obowiązku i duma, że zginie się w walce, aż w końcu ulga.

– Czyli był prawdziwym bohaterem – podsumował Shouta z uśmiechem.

– To jest tchórzostwo, które znika, gdy nie da się już chować – mruknął Sadao, zerkając na okno.

– Jeśli Nami byłby tchórzem, nie byłby generałem – stwierdził pewnie książę.

Sadao lekko pokręcił głową. Być może po latach coś się zmieniło, choć nigdy nie przestał myśleć o przyjacielu w ten sposób. Jedynie zauważył, że jego zachowanie miało też dużo zalet i mógł je po części docenić.

– Jest generałem, bo wiem, że pozostanie lojalny do końca. Shouta, pamiętaj, by otaczać się ludźmi, którym możesz zaufać, a nie tymi, którzy są jak bohaterowie.

– No wiem. Nie muszę znać bohaterów, bo sam będę jednym z nich – stwierdził dumnie chłopiec i zaraz zaśmiał się cicho.

Sadao nie zaprzeczał. Czuł jedynie, że miał dwójkę naprawdę wyjątkowych dzieci, z którymi może nie łączyły go więzy krwi, ale dla których chciał jak najlepiej. I dla których gotowy był zrobić wszystko, by przez resztę życia uśmiechali się tak, jak teraz Shouta.


Rzadko czytam rzeczy, w których przynajmniej częściowo nie występuje wątek romantyczny. Być może to kwestia tego, że najczęściej sięgam po fanfiction z konkretnie narzuconą parą, a może to tego, że czytanie o uczuciach pomiędzy dwójką ludzi jest całkiem przyjemne.

Ale czasami potrzeba od tego przerwy. Więc teraz zrobiło się tu tak rodzinnie i jestem naprawdę zachwycona. Kenshin dowiaduje się, że w końcu będzie miał dziecko. Oraz Sadao i Shouta, ach, uwielbiam takie przerywniki z pokazaniem zupełnie innych relacji.

Ciekawostka: Czasami lubię się zastanowić, jak wyglądałoby życie moich postaci, gdyby funkcjonowały w zupełnie innej rzeczywistości, takiej współczesnej i podobnej do naszej. W tej, w której funkcjonują postacie "Amano" o pewnych rzeczach się nawet nie myśli, nie da się ich nazwać, ale myślę, że Shouta ze swoim łamaniem społecznych wymogów dotyczących danych płci, wchodząc w dorosłość odnalazłby się gdzieś w queerowej społeczności, gdzie szukałby swojej szufladki. A przynajmniej taka myśl mnie naszła, kiedy pisałam z nim tę scenę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro