7. Dobrze wiedziałeś, że cię nie lubiłem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Najpierw przemyśl to, co chcesz zrobić, zanim zamienisz to w czyny – to zawsze powtarzał ojciec Kenty, kiedy jego syn robił większą lub mniejszą głupotę, pakując się przy tym w kłopoty. Nie miało znaczenia, czy był to nielegalny wyjazd do stolicy, gdzie udawał, że wcale nie jest sobą, a kończył, potrzebując pomocy, czy też przypadkiem stłuczony trzystuletni wazon, bo książę za bardzo spieszył się, żeby zwrócić uwagę na to, że może zniszczyć tak ważną rzecz.

Oczywiście, Kenta niewiele robił sobie z kolejnych próśb rodziców o zachowywanie się dojrzalej.

Ta cała odpowiedzialność, rozwaga, kierowanie się rozumem – dla niego to wszystko było po prostu nudne. Nie widział sensu w nauce rzeczy, które go nie interesowały, nie potrzebował dostosowywać się do tych wszystkich zasad. Znał ludzi, którzy tak robili i oni wszyscy – idealni w oczach jego rodziców czy nauczycieli – poświęcali więcej czasu na myślenie o czymś, niż robienie tego, co mieli zrobić.

A w oczach księcia nie korzystali z życia. Dla niego zawsze ważniejsza była intuicja i uczucia, którymi się kierował. Jeśli chciał coś powiedzieć, mówił to, jeśli serce podpowiadało mu, że miał coś zrobić – po prostu to robił. Szukał szczęścia we wszystkim, co go otaczało, nie zamartwiając się bez potrzeby. Pozwalał się ponieść, uważając, że jeśli coś miało się stać, to i tak by się stało. A skoro katastrofy nie dało się uniknąć, po co przez kolejne godziny myśleć o tym. Jeśli Starożytni decydowali, aby jego los wyglądał właśnie tak, to on starał się jedynie szukać pozytywów dla siebie.

Teraz jednak zrozumiał, że do takiej katastrofy doszło.

I to przez jego lekkomyślność.

Do tego wniosku doszedł dokładniej w tej sekundzie, w której dostrzegł przerażone spojrzenie Hayaty. Chwilę później ten cofnął się, jakby chciał oprzeć się o ścianę, ale niewiele mu to dało. Bezwiednie osunął się na podłogę.

Kenta nie wiedział, co zrobić. To wyglądało strasznie i wiedział, że to była jego wina. Wcześniej jednak nikt nigdy przy nim nie mdlał, a dookoła nie było nikogo, kto wiedział, jak pomóc Omedze. Przecież on był Alfą, nigdy nie musiał interesować się praktykami leczniczymi! To nie było jego zadanie!

Przez chwilę patrzył po prostu na chłopaka, nic nie robiąc. Panikował, w głowie mieszały mu się myśli. Kiedyś ktoś coś mu mówił na ten temat, jakiś nauczyciel, ale nie był w stanie sobie nic przypomnieć, bo – jak zawsze – nie słuchał tego, co do niego mówiono.

Zresztą, takiej wiedzy by nie potrzebował, gdyby ktoś powiedział mu, że oświadczanie się prawie obcej osobie nie było dobrym pomysłem.

Starając się jakoś ogarnąć, podszedł do Hayaty i podniósł go. Był całkiem lekki – nawet bardziej niż Alfa zakładała – a przy tym z bliska jeszcze bardziej delikatny. Był taką małą, uroczą Omegą, o której wielu marzyło, ale to właśnie Kenta miał okazję teraz przyglądać się mu z bliska. Patrzeć na te prawie niewidoczne piegi na nosie, bladej skórze, czy miękkim, ciemnym włosom, których część opadała teraz na twarz nieprzytomnego chłopaka.

Książę jednak skupił się na małych, różowych ustach, które wyjątkowo przyciągały jego uwagę. Teraz były delikatnie rozchylone i Alfie ciężko było się powstrzymać, aby nie sprawdzić, jak miękkie musiały być. Trochę kojarzyło mu się to ze znaną opowieścią o Omedze, którą ze snu wybudził pocałunek ukochanego. Kenta nawet myślał o tym, aby sprawdzić, czy ich też mogło łączyć przeznaczenie.

Właśnie, przeznaczenie.

Myślał o tym od momentu, w którym drzwi małego, ukrytego w lesie domku otworzyły się, ukazując w nich właściciela. Kiedy zobaczył go, jak niepewnie uchyla drzwi, patrzy na niego tymi dużymi, ciemnymi oczami, miał wrażenie, jakby został postrzelony strzałą prosto w serce. Jednak ta strzała nie niosła za sobą bólu, a uczucie – silne uczucie, któremu nie potrafił i nie chciał się oprzeć. W końcu to musiała być miłość.

Już od dawna słyszał o tym, że powinien znaleźć sobie Omegę. Był księciem, jedynym dzieckiem jego rodziców, na którym skupiała się ich uwaga. Liczyli, że zwiążę się z kimś odpowiedzialnym, kto będzie umiał powstrzymać go przed robieniem tak wielu głupich rzeczy. Więc Hayata powinien stanowić dla niego ideał – w końcu ktoś, kto sam mieszkał w środku lasu, musiał wiedzieć, jak sobie radzić.

W tym wszystkim umknęła mu tylko jedna, dość istotna sprawa – czy osoba, w której się zakochał, też będzie tego chciała?

Kenta cicho westchnął, zerkając na drugiego chłopaka. Naprawdę nie chciał, żeby ten mu odmówił.

***

Czasami Kenshin śmiał się, że po jego śmierci będą nazywać go męczennikiem i wspominać jako kogoś, kto przeżył wiele lat ,mając u boku czyste wcielenie zła. Oczywiście, tak naprawdę wcale tak nie uważał, jednak nie mógł się powstrzymać, wiedząc, jaka będzie reakcja jego ukochanego – ten wtedy lekko marszczył brwi i mrużył oczy, a później nadymał lekko policzki, wyglądając przy tym naprawdę uroczo. Bo, oczywiście, zdawał sobie sprawę z zamiarów męża.

Akira wiedział też, że daleko mu do ideału. Jedynie z wyglądu odpowiadał temu, czego od niego oczekiwano – bo nikt nie mógł zaprzeczyć, że był naprawdę piękny. Jego duże granatowe oczy spoglądały na świat z determinacją i pewnością siebie, a kiedy uśmiechał się szczerze, na jego twarzy można było dostrzec urocze dołeczki.

Jednak tak bardzo, jak Akira wyglądał na doskonałą Omegę, tak bardzo nią nie był. Już jako dziecko nie potrafił dostosować się do tego wszystkiego, a z wiekiem było coraz trudniej. Uległość, podporządkowywanie się do decyzji Alf, dbanie o dom, o posiłki, o swojego męża, niewtrącanie się do rozmowy...

Cóż, dla niego było to niemożliwe.

Czasami szczerze zastanawiał się, czy nie jest złym małżonkiem. Czy może jego zachowanie wobec Kenshina nie jest zbyt nieodpowiednie i, czy w ten sposób go do siebie nie zniechęca. Jednak po chwili wyrzucał z głowy tę myśl – wtedy książę, a teraz już król Touto, doskonale zdawał sobie sprawy z charakteru Omegi, której w świątyni przyrzekał miłość. To właśnie on długo upierał się na ten związek, przekonując blondyna, że razem będą szczęśliwi. A ten od początku nie krył swoich wad.

– Mmm, trochę bardziej... tak właśnie... och...

Po komnacie rozniosło się głośne westchnięcie, a zaraz po nim czyjś cichy śmiech. Akira leżał na ich łóżku na brzuchu, opierając głowę o swoje ramiona. Co jakiś czas cicho wzdychał, kiedy czuł, jak Kenshin przesuwa dłońmi po jego skórze, masując jego plecy.

Król Touto jeszcze kilka lat temu, kiedy dopiero przygotowywał się do pełnienia tej funkcji, nigdy nie sądził, że będzie robić coś takiego. Kiedy jednak poznał Akirę, uświadomił sobie, że nie raz będzie zmuszony robić rzeczy, które wydawały mu się niegodne jego osoby. A robienie masażu co jakiś czas, kiedy jego ukochany znowu narzekał na ból, było jedną z takich rzeczy.

I to jedną z tych przyjemniejszych.

– Dobrze wiedziałeś, że tak się to skończy, jak znowu będziesz się przemęczać. – Alfa westchnęła cicho, jednak w tej wypowiedzi nie było słychać zmartwienia. Początkowo rzeczywiście tak częste bóle pleców stanowiły coś niepokojącego, ale kiedy okazało się, że to wynik używania zbyt dużo magii, przestało to być martwiące. W końcu chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, a jednak ciągle to robił. A Kenshin za każdym razem pomagał mu później pozbyć się pulsującego bólu, przy okazji nie powstrzymując się przed dotykaniem go, zwłaszcza w okolicach szyi.

– Nic na to nie poradzę... mmm...

– Wystarczyło, żebyś trochę odpuścił. – Król lekko pokręcił głową i uśmiechnął się szerzej, kiedy niby przypadkiem dotknął palcami karku blondyna, dokładnie w tym miejscu, gdzie widniał ślad po ugryzieniu, który zrobił ponad dwa lata temu. Blizna, która nigdy nie miała się zagoić, dawała wszystkim znać o tym, że Akira oddał już komuś serce, a on sam dzięki niej czuł się lepiej. Chociaż, kiedy akurat Kenshin dotykał tego miejsca, Omega reagowała zupełnie inaczej. Było widać, jak przechodzi ją dreszcz i spina mięśnie, aby po chwili znowu się rozluźnić. – Gdyby nie ja, nikt by ci teraz nie pomagał.

– Sam tego chciałeś. I przestań mnie tam dotykać! – Akira niechętnie podniósł się do siadu, aby następnie się przeciągnąć. Rozejrzał się dookoła, szukając górnej części swojego ubioru, której oczywiście jednak teraz nie mógł namierzyć. Tak było zawsze i wcale nie zdziwił się, kiedy Kenshin objął go i przyciągnął do siebie. – Nie lubiłem cię i wcale nie chciałem tu z tobą być. Mogłeś sobie wybrać kogoś, kto padałby przed tobą na kolana.

– Odkąd cię poznałem, zrozumiałem, że chcę właśnie taką Omegę, jak ty – padła od razu odpowiedź od Alfy. – Nie poczułeś tego?

Jakby chcąc zrobić ukochanemu na złość, Kenshin znowu dotknął jego szyi, powodując u niego dreszcz. Chociaż często powodowało to ich późniejsze zbliżenie, samo obserwowanie, jak Omega lekko zagryza wargę, starając się udać, że wcale na to nie reaguje, było przyjemne.

– Nie bardzo – odparł Akira, uśmiechając się przy tym złośliwie. Złapał mężczyznę za rękę, żeby powstrzymać go przed kolejnymi takimi ruchami, które skutecznie rozpraszały jego uwagę. – Raczej pomyślałem, że to wręcz irytujące, że musiałem przerwać egzamin, bo jakiś tam książę nie potrafi nawet jeździć na koniu, nie robiąc sobie przy tym krzywdy.

Nie kłamał. Wtedy, kiedy do sali, gdzie zdawał egzamin, wszedł dyrektor uczelni, wywołując jego nazwisko, nic nie rozumiał. Nie miał nic wspólnego z rodziną królewską, nie próbował też zwrócić na siebie uwagi – uczył się dobrze i miał jedynie nadzieję, że uda mu się zostać dłużej na uczelni.

Po chwili jednak wytłumaczono mu, że chodziło o jego niezwykłe magiczne zdolności i zły stan królewskiego medyka. Oraz o połamaną książęcą nogę, kiedy to Kenshin wybrał się na polowanie, z którego nie tylko nie przywiózł żadnej zwierzyny, ale nie potrafił nawet swobodnie stanąć.

Kiedy Akira pojawił się w jego komnacie, gotowy mu pomóc, wręcz znienawidził go. Nie pałał do Alf sympatią, ich zachowanie często go drażniło, ale idiotyczne komentarze i próby flirtowania z nim sprawiły, że gdyby Kenshin nie był wtedy następcą tronu, Omega zaszkodziłaby mu, zamiast go leczyć.

Gdyby wtedy ktoś powiedział mu, że za jakiś czas spotka się z nim kolejny, a później jeszcze kolejny raz, wyśmiałby go. A jednak los tak odmienił jego życie, że nie tylko spędzał w towarzystwie tej irytującej go Alfy dużo czasu, ale, nie miał nic przeciwko temu, żeby dzielić z nim sypialnię i przytulać się do niego, czując się przy tym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.

– Ale dzięki temu mogę cię teraz tutaj mieć – szepnął cicho Kenshin, decydując się na inną strategię. Zamiast używać do tego dłoni, zdecydował się pocałować go dokładnie w tym miejscu, gdzie znajdował się ślad ich więzi. Akira wyprostował się, rumieniąc się mocno. Zawsze, kiedy Alfa tak robiła, czuł coś dziwnego, czego nie potrafił porównać z niczym innym. Jednak uwielbiał to uczucie, nawet jeśli przy tym miał wrażenie, że uderza w niego dziwna fala gorąca. – Bardzo cię kocham, wiesz?

Akira zerknął na niego i odwrócił się, tak, aby móc pocałować Alfę.

– Ja ciebie też – stwierdził pewnie, przytulając się do Kenshina. Czuł, że te słowa były prawdziwe i, że łączyło ich uczucie, które już zawsze miało między nimi być.

***

W prawdziwym życiu nigdy nie działy się żadne wyjątkowe rzeczy. Jedynie książki pokazywały to wszystko, o czym ludzie marzyli – historie o dzielnych żołnierzach, którzy ratowali piękne Omegi, aby od razu się w nich zakochać; o dziewczynach, które z biednych sprzątaczek stawały się księżniczkami; o tych, którzy dostawali specjalną misję, mając uratować świat.

Takie rzeczy jednak nie zdarzały się naprawdę – i Hayata doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Ktoś jednak postanowił zadrwić z wszystkich jego przekonań i postawić na jego drodze Kentę, który próbował całkowicie odmienić jego spokojnie życie. Dlatego też siedział na jego koniu razem z właścicielem, wręcz zmuszony do tej niepokojącej bliskości.

Bo tak, oczywiście, teoretycznie mógł mu odmówić. Alfom jednak nie należało nigdy odmawiać, a uczony tego od dziecka nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że miałby tak po prostu powiedzieć "nie".

Właściwie nawet nie wiedział, gdzie jechali. Nad ranem, kiedy Hayata pogodził się z myślą, że ma narzeczonego, Kenta powiedział mu jedynie, że musi gdzieś pojechać. I, że zabiera go ze sobą.

Nie jechali szybko, w końcu ciężar dwóch osób z pewnością nie był przyjemny dla konia. Alfa obejmowała go ramionach, jednocześnie kierując zwierzęciem. Było to specyficzne uczucie – Hayata czuł się mocno zestresowany, miał wrażenie, że wyraźnie słyszy każde uderzenie jego serca, a jego oddech był nierównomierny. Starał się jednak robić wszystko, żeby nie zostało to zauważone.

Jechali tak dłuższy czas, wsłuchując się w szum wiatru i śpiew ptaków. Pogoda była całkiem łaskawa wobec ich podróży – słońce przyjemnie świeciło, a temperatura wcale im nie dokuczała. Cała ta wyprawa zaczynała być całkiem przyjemna.

Wyjechali z lasu, ale nie wjeżdżali do miasta, trzymając się raczej na uboczu. Mogli stąd obserwować ustawione w oddali domy i znajdujące się za nimi wielkie pola uprawne. Jednocześnie dalej trzymali się w cieniu drzew, które dawały im schronienie przed promieniami słońca.

Niespodziewanie Kenta zatrzymał konia.

– Teraz bądź cicho – mruknął, ignorując zupełnie fakt, że odkąd wyruszyli Hayata się praktycznie nie odzywał. Przez chwilę nie ruszali się z miejsca, aż w końcu Alfa nagle zmusił konia, aby ten szybko zaczął jechać przez las. Jego zachowanie w jednej chwili stało się całkowicie niezrozumiałe.

Wydawało się, jakby przed czymś uciekali – i po chwili Omega rzeczywiście zauważyła kierujących się w ich stronę ludzi, których najwidoczniej Kenta próbował unikać, kierując koniem w tym kierunku, w którym ich nie było. W końcu jednak ci zagrodzili im ucieczkę w każdą stronę, a nawet Hayata był w stanie ich rozpoznać.

Strażnicy królewscy patrzyli na nich niezbyt przychylnie.


Pośród wszystkiego, co piszę, żadna relacja nie jest tak dynamiczna, jak ta Kenty i Hayaty. Muszę jednak przyznać, że świetnie się bawię, pisząc o nich i przeżywając z nimi wszystkie zloty i upadki. Zwłaszcza na początku ich przygody w tym opowiadaniu. Jestem jednak ciekawa, jak wy odbieracie ich relację i co o nich sądzicie. No i, czy macie może jakiś pomysł, co takiego się stało, że zostali zatrzymani?

Odkąd jestem zmuszona do ciągłego siedzenia w domu, zaczynam się gubić w dniach tygodnia i mało brakowało, a zupełnie zapomniałabym, żeby dzisiaj wstawić rozdział. Znacie jakiś dobry sposób, aby nie pogubić się w dniach, które wydają się niemal identyczne?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro