78. Nie chciałbym, żeby był mną zawiedziony

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shouta usłyszał kiedyś, że cierpliwość to jedna z cnót, jaką powinna charakteryzować się Omega.

Zazwyczaj się tym nie przejmował. Nie tylko dlatego, że był jeszcze młodym księciem i etykieta nie obowiązywała go tak bardzo, jak jego starszego brata. Ale też dlatego, że nigdy nie lubił, gdy fakt bycia Omegą narzucał mu jakieś zachowania. Chciał być przede wszystkim sobą, więc jeśli nie był cierpliwy, nie lubił milczeć i grzecznie czekać, aż będzie mógł coś zrobić, zazwyczaj tego nie robił.

Chyba że była to prośba rodziców. Wtedy, chociaż bardzo tego nie lubił, starał się zachowywać inaczej. Wcześniej zawsze Shigeo rozmawiał z nim i Shouta z łatwością już rozpoznawał to spojrzenie mówiące mu, że nie miał innej opcji. Musiał pokazać, że charakteryzuje się jakimiś cechami, nawet jeśli prawda była zupełnie inna.

Czasami oczywiście mu nie wychodziło, ale bardzo się starał. Próbował zachowywać się jak Hiroto, który zawsze był grzeczny, nigdy o nic nie prosił i nie sprawiał żadnych problemów. Jego starszy brat wydawał się doskonale wiedzieć, jak powinien się zachowywać, co było dość dziwne – w końcu tylko on pamiętał, że wcale nie urodzili się tutaj i żyli zupełnie inaczej.

Shouta, nieważne jak bardzo się wysilił, nie umiał sobie tego przypomnieć. Dla niego istniała jedynie ta rzeczywistość, w której obydwoje byli książętami Kano. Kiedy usłyszał prawdę, przez jakiś czas nie potrafił w to uwierzyć. Nie potrafił zaakceptować w myślach faktu, że Sadao i Shigeo mogliby nie być jego prawdziwymi rodzicami.

A później uznał, że to po prostu nie miało znaczenia. Bo skoro żył tutaj i to właśnie para królewska Kano go wychowywała, to nie musiał myśleć o tym, co podobno było kiedyś. Tak jak nie myślał na co dzień o tym, że musiał zachowywać się w określony sposób. Nie czuł tego, więc było to całkowicie nieistotne.

I tylko czasami, ale naprawdę rzadko, jego myśli uciekały w kierunku tych wszystkich nieważnych rzeczy. Tak jak teraz, kiedy leżał na łóżku i zupełnie nie miał, co ze sobą zrobić. Wiedział, że żołnierze przyjechali już kilka godzin temu i od tej pory rozmawiali z Sadao. Przez okno w swojej komnacie widział nawet Tarou, który – co dziwne – chwilę po przyjeździe odjechał, jakby wcale nie miał zamiaru tutaj odpocząć. Chociaż może jechał spotkać się z Isao, który przecież znowu pojechał do stolicy, aby grać w tych przedstawieniach? To właściwie wyjaśniałoby ten pośpiech żołnierza, choć dalej było dziwne. Bo skoro Tarou wrócił najpewniej zmęczony, to czy nie lepiej by było, żeby Isao musiał szybciej przyjechać, żeby mogli się zobaczyć?

Shouta obrócił się na drugi bok i westchnął cicho. Na chwilę zapatrzył się na okno, choć z tej perspektywy mógł podziwiać jedynie fragment błękitnego nieba i kilka niezbyt dużych chmur na nim.

A może to dlatego, że Tarou pochodził z ludu? Shouta się na tym nie znał, ale widział różnicę w jego zachowaniu i może przez to żołnierz nie zamierzał czekać, tylko sam chciał pojechać? Albo może przez to, że Isao był księciem, a Tarou chyba jeszcze nie miał żadnego tytułu? Chociaż to nie do końca pasowało, bo przecież widział, że Isao wcale nie wywyższał się przy swoim małżonku z powodu różnicy w statusie społecznym. Musiało chodzić o coś innego.

Podniósł się do siadu i cicho jęknął. mając wrażenie, że nie wytrzyma siedzenia tutaj ani chwili dłużej. Dlaczego świat był taki niesprawiedliwy i nie pozwalał mu od razu zobaczyć się z Namiyo i zapytać go o wojnę? Dlaczego rozmowa z Sadao musiała trwać tak długo, a Shouta nie mógł robić nic innego niż czekać, aż będzie mógł tam przyjść? Przecież chciał tylko upewnić się, że żołnierzowi nic się nie stało, zobaczyć go na własne oczy. Tak, żeby nie musiał się już tym przejmować.

Podskoczył, słysząc pukanie do drzwi. Podniósł się, rozejrzał i dopiero po chwili zatrzymał spojrzenie na drzwiach. Wziął głębszy wdech.

– Tak? – spytał, zerkając na chwilę w lusterko. Przez to, że przez ostatnie godziny leżał, co chwila zmieniając pozycję, ułożone one były we wszystkie możliwe strony. Ale nie mógł już tego naprawić.

Drzwi lekko uchyliły się i do środka zajrzała jakaś młoda służąca. Shouta lekko zmarszczył brwi, zastanawiając się, co mogła od niego chcieć. Nigdy nie przepadał za obecnością służby, nie lubił, kiedy przychodzili do niego, aby coś mu przekazać. Nie umiał tego wyjaśnić, ale zawsze czuł się przez to niekomfortowo.

– Mam przekazać księciu, że książę może już przyjść – powiedziała dziewczyna, posyłając w jego kierunku szczery uśmiech.

– W końcu – rzucił zadowolony Shouta.

Znowu spojrzał na swoje odbicie i przesunął dłonią po włosach, chociaż nie dało to zbyt wiele. Przez chwilę wahał się, czy nie zabrać ze sobą też broni, którą dostał w prezencie, aby pokazać ją Namiyo, ale uznał, że zrobi to później. W końcu zamierzał poprosić żołnierza, by ten pomógł mu z nauką walki.

Dość szybko wyszedł z komnaty i skierował się tam, gdzie prowadziła go służąca. Czuł się naprawdę podekscytowany, w końcu wiedział, że Namiyo na pewno ze szczegółami opowie mu o każdej bitwie, odniesionych zwycięstwach i ciężkiej, ale słusznej walce. Tak bardzo chciał usłyszeć już te historie.

Został wpuszczony do jednej z większych komnat. Wszedł do środka i rozejrzał się dookoła. Najpierw namierzył siedzącego na fotelu Sadao. W dłoniach miał jakiś zapisany papier, którego treść właśnie w skupieniu czytał. Namiyo stał przy oknie, przyglądając się widokom za nim, przez co nie od razu zauważył wchodzącego do środka księcia.

– Nami! – powiedział Shouta, aby zwrócił na siebie uwagę. Zrobił kilka kroków w kierunku żołnierza, uśmiechając się do niego. – Musisz mi opowiedzieć, jak było. Przez te tygodnie na pewno działo się wiele. I ja też mam ci coś ważnego do opowiedzenia. W końcu mogę uczyć się walczyć i...

Zamilkł, kiedy poczuł, jakby żółć podeszła mu do gardła.

Nie od razu to zauważył. Kiedy żołnierz odwrócił się do niego i milczał, początkowo Shouta uznał to za jego normalne zachowanie. W końcu Namiyo zawsze cierpliwie czekał, aż ktoś inny przestawał mówić i dopiero wtedy sam się odzywał. Ale na jego ustach nie było tego charakterystycznego, dobrotliwego uśmiechu. Był poważny, może nawet trochę zmartwiony. I dopiero po chwili Shouta dostrzegł dlaczego.

Po powrocie musiał zdążyć się przebrać. Jego ubranie było idealnie czyste i bardziej przypominało szlachcica niż żołnierza. I choć pozornie jasna koszula, którą miał na sobie, prezentowała się normalnie, jej prawy rękach zwisał swobodnie, bez wyłaniającej się z rękawa dłoni.

Shouta nie wiedział, co zrobić. Udało mu się przełknąć ślinę i przez kilka sekund po prostu wpatrywał się w ten rękaw. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, zapytać, co się stało, dlaczego, ale nie umiał wykrztusić z siebie słowa.

– Na pewno opowiem księciu o wszystkim, co się działo – powiedział spokojnie Namiyo. – Słyszałem już, że książę uczy się walczyć. Może będę mógł jakoś pomóc?

Zwykłe pytanie, tak jakby zupełnie nic się nie stało. Jakby mężczyzna zupełnie zapomniał o swojej ręce, a raczej jej braku, jakby nie zauważył tego, że Shouta nie potrafił się odezwać.

Książę wziął głębszy wdech, starając się uspokoić. Nie spodziewał się tego, ale to nie był aż tak straszny widok. Na czystej koszuli nie było przecież żadnych śladów krwi, ani niczego takiego. Pewnie nawet dało się to swobodnie ukryć i wiele osób też nie dostrzegała, że Namiyo nie miał już prawej ręki. A skoro walczył na wojnie, Shouta powinien się tego nawet spodziewać. W końcu zawsze istniało ryzyko bycia rannym.

– Dlaczego pozwoliłeś, żeby ktoś zadał ci taki cios? – spytał już opanowany i lekko zmarszczył brwi. – Jak masz w przyszłości walczyć, jeśli nie masz ręki, w której możesz trzymać miecz?

– Shouta, spokojnie – usłyszał nagle głos Sadao. Zerknął na ojca, który odłożył już czytany wcześniej dokument i podniósł się z fotela, aby do nich podejść. – Namiyo nie będzie już walczył, nie musisz się o to martwić.

– Co? Dlaczego?

Nic z tego nie rozumiał. O ile jeszcze utrata ręki była logiczna – choć wcale nie pochwalał tego, że żołnierz nie postarał się wystarczająco, aby wrócić z wszystkimi sprawnymi kończynami – to nie widział powodu, żeby dalej nie walczył. Przecież żył i miał się dobrze. Dlaczego Sadao w ogóle o tym wspominał?

– Namiyo zasłużył się w walce, a teraz będzie mógł odpocząć – wyjaśnił spokojnie król. – Przyjechał jeszcze, żeby opowiedzieć ci o wszystkim, w końcu na to czekałeś.

– Zdrowie nie pozwala mi być dalej żołnierzem, ale mogę nauczyć księcia walczyć. Oczywiście, o ile książę dalej chce zdobyć tę umiejętność.

Shouta zawahał się chwilę. Zerknął jeszcze na miejsce, gdzie powinna znajdować się prawa ręka Namiyo, a później na swoją własną, w pełni sprawną, której przecież używał do tak wielu rzeczy. Zagryzł wargę, przez moment zastanawiając się, co powinien zrobić.

A później pomyślał o swojej ostatniej rozmowie i o tym, co o żołnierstwie mówił mu Nami. I o tym, co usłyszał, gdy wybrał się z Sadao złożyć kwiaty w rocznicę śmierci rodziców żołnierza. I o tym, jak godzinami myślał o tym wszystkim, jak dobrze czuł się z bronią w ręku i jak bardzo lubił uczyć się walczyć.

Pewnie skinął głową.

– Wiem, że to jest ryzykowne, ale chcę się tego nauczyć. Jeśli będę dobrze walczyć, nic mi się nie stanie – stwierdził, prostując się lekko. Widział, jak Sadao i Namiyo wymienili się spojrzeniami, ale żaden z nich nic nie powiedział. – Chodź, Nami. Pokażę ci moją broń i wtedy opowiesz mi o tym, jak walczyłeś. I czemu tak słabo sobie poradziłeś, że musiałeś stracić rękę. To na pewno dlatego, że nie trenowałeś odpowiednio dużo.

Skierował się do wyjścia. Zerknął na chwilę za siebie, ale kiedy dostrzegł, że Namiyo zaczął podążać za nim, pewnie ruszył do przodu. Był gotów dać z siebie wszystko, by kiedyś być najlepszym żołnierzem, jaki chodził po ziemi.

***

Hiroto podejrzewał, że wcale nie zastanie Isao w jego komnacie. Był praktycznie pewien, że książę będzie teraz spędzać czas ze swoim mężem, skoro ten dopiero co wrócił z wojny. Z pewnością chcieli nacieszyć się sobą i teraz razem leżeli na łóżku Alfy, trzymali się za ręce i rozmawiali ze sobą. Może nawet Isao miał możliwość przytulić się do żołnierza opowiadającego o ciężkiej walce, a może nawet zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, choć o tym książę nie chciał już nawet myśleć.

Mimo to wolał sprawdzić. Mieć ten znak od świata, że nie powinien teraz z nikim rozmawiać, tylko poczekać, aż snujące się po jego głowie myśli same znikną, problemy się rozwiążą, a on znowu poczuje się spokojny. Bo Isao był jedyną osobą, z którą Hiroto mógł teraz porozmawiać. A jeśli chłopak nie będzie miał czasu – cóż, trudno, przecież ma własne życie i nigdy nie obiecywał, że będzie miał czas zająć się problemami innego księcia.

Nie były to też właściwie jakieś wielkie problemy. Ot, kilka myśli krążących mu od jakiegoś czasu po głowie, które przeszkadzały mu w nocy albo też w chwilach, gdy nie miał żadnego zajęcia i samoistnie zaczynał się na nich skupiać. Wiedział, że wyrzucenie ich z siebie powinno pomóc, ale do tego potrzebował też kogoś, kto go wysłucha.

Jego brat odpadał. Shouta nie tylko był zbyt dziecinny na pewne rozmowy – nawet jeśli wszyscy widzieli, że ostatnio dojrzał i przestał się upierać na niektóre rzeczy – ale też interesowało go jedynie to, że Namiyo wrócił z wojny. Z pewnością książę pokazywał żołnierzowi swoje umiejętności walki i nie chciał, żeby mu przeszkadzano.

Z Shigeo zaś nie chciał rozmawiać o pewnych rzeczach. Oczywiście, wiedział, że może zwrócić się do swojego rodzica, ale nie chciał niepokoić go takimi błahostkami. W końcu wszyscy teraz skupiali się na polityce, sytuacji z Shiwą, zbliżającą się koronacją w Seio. Małe problemy Hiroto były przy tym dosłownie niczym.

Zatrzymał się przed drzwiami komnaty Isao i zawahał się przed zapukaniem. Nie chciał ewentualnie niepokoić księcia czy jakkolwiek mu przeszkadzać. Może powinien wrócić do swojej komnaty i samemu zastanowić się nad wszystkim?

Tyle że Yasuo tyle razy powtarzał mu, że powinien bardziej walczyć o swoje. Że jeśli chciał coś powiedzieć, miał po prostu to robić. Że nie powinien tyle myśleć o tym, jak zachowywać się przy innych i czy przypadkiem nieświadomie nie obrażał ich swoim zachowaniem.

Takiej Alfie jak jemu łatwo było coś takiego powiedzieć. Gorzej się do tego dostosować, zwłaszcza jeśli było się Omegą żyjącą w królewskiej rodzinie. Ale tego Hiroto nie umiał już wytłumaczyć swojemu partnerowi, bo za każdym razem głos zatrzymywał mu się w gardle i nie umiał nic z siebie wykrztusić. W końcu chciał być taką Omegą, jaką Yasuo chciał mieć przy swoim boku – na tym przecież miała opierać się ich relacja.

Wziął głębszy wdech i kilka razy zapukał do drzwi. Przez chwilę w ciszy nasłuchiwał, czy ktoś w środku komnaty czegoś nie mówił, ale odpowiedziała mu cisza. Odwrócił się, samemu nie wiedząc, czy bardziej czuł rozgoryczenie tym, że nie miał z kim porozmawiać, czy ulgę, że wcale nie musiał z nikim dzielić się wszystkim, o czym myślał.

Ale nim zrobił pierwszy krok, drzwi otworzyły się i zza nich spoglądał na niego Isao z roztrzepanymi włosami, zaczerwienionymi policzkami ze śladami łez i napuchniętymi od płaczu powiekami.

– Co... co się stało? - dopiero po chwili Hiroto zdołał cokolwiek z siebie wykrztusić.

Isao w odpowiedzi lekko pokręcił głową, a później otworzył szerzej drzwi, dzięki czemu drugi książę mógł wejść do środka.

– Tarou widział, jak Nikko mnie pocałował... – wyjaśnił cicho Isao. Zaraz też jego warga zadrżała, jakby z trudem panował nad kolejnym wybuchem płaczu. – Mam wrażenie, że wszystko zniszczyłem...

– Nie, nie zniszczyłeś – powiedział od razu Hiroto. Z lekkim wahaniem dotknął ramienia chłopaka, starając się w głowie znaleźć jakieś odpowiednie słowa, które go pocieszą. – Przecież Tarou cię kocha.

– Ale...

– Tarou cię kocha – powtórzył pewnie i spokojnie. – Może teraz jest zły, ale mu przejdzie. Jest twoją Alfą i na pewno, w końcu cię wysłucha, pozwoli ci to wytłumaczyć i znowu będziecie tworzyć tak szczęśliwą parę. Musisz tylko dać mu czas.

Nie powstrzymywał chłopaka, kiedy ten przytulił się do niego i oparł głowę na jego ramieniu. Rozumiał potrzebę tego gestu i sam nawet poczuł się trochę lepiej, mając kogoś obok siebie. Chyba obydwoje bardzo tego potrzebowali.

– Dziękuję... – wyszeptał Isao po dłuższej chwili. – Boję się, że to wszystko się już nie naprawi...

– Będzie dobrze – powiedział Hiroto. – Nie znam się na tym, ale na pewno za kilka dni wszystko wróci do normy.

– Dzięki tobie zaczynam w to wierzyć. – Isao delikatnie się uśmiechnął, zaraz jednak zmarszczył brwi. – Właściwie, po co przyszedłeś? Um, potrzebujesz czegoś?

Hiroto na chwilę się zawahał. Sam potrzebował rozmowy i takiego zapewnienia, ale kiedy Isao sam miał duży problem, nie zamierzał obarczać go swoim, dużo mniej istotnym. Mógł z tym poczekać na lepszą okazję, albo całkowicie sobie odpuścić – w końcu to nie było nic wielkiego.

Pokręcił lekko głową.

– Chciałem... chciałem zapytać, czy Tarou wrócił bez żadnych większych obrażeń – skłamał, a przynajmniej spróbował. Głos mu delikatnie drżał, odwrócił spojrzenie, byle tylko nie patrzeć na Isao. Ale kiedy po dłuższej chwili milczenia, zerknął na księcia, dostrzegł, że wcale mu nie wierzył. Hiroto cicho westchnął. – Chciałem cię o coś zapytać, ale masz teraz wystarczająco dużo własnych problemów. Przyjdę kiedy indziej.

Odwrócił się, aby wyjść, ale książę Seio złapał go za ramię, nie pozwalając mu na to.

– Ty mi trochę pomogłeś, więc ja pomogę tobie – zauważył poważnie Isao. – Po to tutaj przyszedłeś.

– Ale... – zaczął Hiroto, ale już po chwili się poddał. Widział, że w żaden sposób nie przekona księcia, żeby przenieśli tę rozmowę na kiedy indziej. – Po prostu... chyba nie umiem być taką Omegą, jaką chciałby Yasuo.

Dziwnie było powiedzieć to na głos. Jego żołądek ścisnął się, jak gdyby samo powiedzenie o tym działało jak zaklęcie i teraz stawało się prawdą, a nie jedynie jego rozmyślaniami.

– Co? Dlaczego? Przecież spędzacie ze sobą czas i nigdy nie mówiłeś, że jest źle.

– Nie jest, tylko... Yasuo ciągle powtarza, że powinienem mówić, co myślę, wyrażać swoje zdanie, skupiać się na tym, co bym chciał, nie robić tylko tego, co chcą inni. A ja chyba tak nie potrafię. Musiałbym być bardziej jak ty albo Shouta, ale zawsze się boję. Nie chciałbym, żeby był mną zawiedziony.

Kolejne słowa mówił coraz ciszej. Patrzył na swoje dłonie, czując, że to wszystko mogła być prawda. Że przez strach, który mu towarzyszył i którego nie mógł się pozbyć, może stracić kogoś, do kogo już się przyzwyczaił, kogo zdążył obdarzyć pewną dozą zaufania.

Trochę podziwiał te wszystkie Omegi, które umiały zachowywać się inaczej. Nie rozumiał, jak Shouta przez tyle lat potrafił wbrew wszystkim powtarzać, że i tak zostanie żołnierzem. Nie mógł uwierzyć, że Isao naprawdę znalazł w sobie wystarczająco odwagi, by stanąć na scenie, a później potrafił spotykać się z aktorami i spełniać marzenia. W tym czasie Hiroto mógł jedynie czytać kolejne książki i wyrzucać sobie, że nie umiał robić nic poza byciem posłusznym księciem.

– A może powiesz o tym Yasuo? Jestem pewny, że jak porozmawiasz z Yasuo, to on na pewno zrozumie, że nie chcesz udawać, że jesteś inny niż naprawdę. Nie jestem długo z Tarou, ale tak naprawdę chyba pokochałem go za to, że zawsze był szczery i nie próbował ukrywać swoich zalet i wad. Od udawania są aktorzy, my musimy być prawdziwi.

Hiroto zerknął na księcia i niepewnie skinął głową. Może rzeczywiście powinien porozmawiać z Yasuo i Alfa rzeczywiście zrozumie, w czym tkwił problem? Wcześniej tylko książę sam musiał ułożyć sobie w głowie wszystko, co będzie chciał mu przekazać. Ale to zrobi.

– Dziękuję – powiedział cicho, na co Isao odpowiedział mu lekkim uśmiechem.

Hiroto kiedyś słyszał, że rozwiązaniem prawie każdego problemu była rozmowa z drugą Omegą – i dopiero teraz widział, że to rzeczywiście musiała być prawda.


Koło godziny 23 tak bardzo skupiłam się na nauce, że dopiero teraz przypomniałam sobie, że miałam opublikować po północy rozdział. Dziwne uczucia, zawsze z wyprzedzeniem o tym pamiętam, ale myślę, że to kwestia tego, że trafił się jeszcze trochę przejściowy rozdział, o którym tak szczerze zupełnie zapomniałam, myśląc o przyszłych wydarzeniach. Chociaż może to być też kwestia tego, że piszę do przodu (1.5 roku zajęło mi ogarnięcie się tak, żeby nie pisać rozdziałów wprost do publikacji, to dalej trochę zaskakujące) i tam, gdzie jestem z fabułą dzieje się o wiele więcej.

Ale takie potrzeby też są potrzebne. Zwłaszcza, że - to chyba mogę już powiedzieć - nie planuję, aby Namiyo i Shouta dostali jeszcze możliwość dostania sceny ze swojej perspektywy. Mogą się pojawiać gdzieś w tle, ale to raczej już ich ostatnia chwila tutaj, takie małe pożegnanie i aż mi troszeczkę smutno. Przez to i przez rękę Namiyo, chociaż zdradzę, że początkowo planowałam całkowicie uśmiercić go na tej wojnie. Ręka to nie jest aż tak wiele w porównaniu z całym życiem, prawda?

A w następnym rozdziale wracamy do Razan. Więc emocji będzie już więcej, to mogę obiecać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro