80. Mam wrażenie, że to małżeństwo mnie niszczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kenshin nie sądził, że opieka nad Omegą w ciąży może być aż tak trudna.

A jednak zaczynał już mieć dość i marzył o tym momencie, kiedy na świecie pojawi się ich dziecko, bo dzięki temu Akira powinien być przynajmniej trochę mniej nerwowy. Jedynie tak jak zazwyczaj, do czego król Touto był już przyzwyczajony. W ostatnim czasie jednak jego małżonek przechodził samego siebie.

Starał się to wszystko rozumieć. Ciąża była wyjątkowo obciążającym czasem, niezwykle trudnym dla każdej Omegi. Towarzyszyły temu tak wiele emocji, ale czy naprawdę praktycznie wszystkie musiały być tak negatywne i prowokować ciągłe konflikty między nimi?

Kenshin się starał, ciągle dopytywał, o jego stan, próbował spełniać każdą zachciankę swojego małżonka. Ale i tak później okazywało się, że coś było nie tak, a Akira to wszystko przeżywał.

Czekał na niego w jadalni. Był ranek, a jego małżonek tego dnia nie prowadził żadnych wykładów. Z powodu ciąży ograniczył ich ilość, ale nie dało się go przekonać do rezygnacji na te kilka miesięcy. Kenshin też na niego nie naciskał, bo – chociaż bardzo się martwił – wiedział, że nawet zwykła prośba o przemyślenie takiego odpoczynku skończy się kolejną awanturą.

A tych miał już serdecznie dość.

Miał nadzieję, że spędzą razem miło czas. Chciał dowiedzieć się, czego dokładnie w tym momencie potrzebował Akira, a później postarać się jakoś to spełnić. Może siądą razem w ogrodzie w jakimś zacisznym miejscu, gdzie będą mogli porozmawiać i w końcu wspólnie wybrać imię dla dziecka? A może Akira bardziej potrzebował dłuższego spacer, podczas którego mogliby pobyć w swoim towarzystwie? A może po śniadaniu wrócą do sypialni, by tam spędzić początek tego dnia, bez kłótni, ale ciesząc się swoim towarzystwem?

To ostatnie, choć z pewnością była to najprzyjemniejsza opcja, była też najbardziej nierealna. Przez ostatnie dni nawet zwykła próba pocałowania Akiry potrafiła go zdenerwować, więc wątpił, by teraz było inaczej.

Zerknął na chłopaka, gdy ten w końcu pojawił się w jadalni. Na jego twarzy malowało się zmęczenie, które ostatnio nie znikało, nieważne jak bardzo Kenshin starał się przekonać go do odpoczynku.

– Jak się czujesz?

– Chyba... chyba dobrze – stwierdził Akira, zajmując swoje stałe miejsce. Rozejrzał się, jakby pośród ułożonych rzeczy szukał czegoś konkretnego. – Lepiej niż wczoraj.

– Cieszę się, że jest lepiej – powiedział szczerze Kenshin. Przez chwilę w milczeniu po prostu go obserwował. – Masz na coś konkretnego ochotę?

– Na truskawki... – Jego ukochany cicho westchnął i odchylił lekko głowę. – Albo na jakieś inne leśne owoce. Nic takiego tutaj nie ma, prawda?

Zanim król odpowiedział, przesunął jeszcze spojrzeniem po wszystkich ułożonych na stole naczyniach, ale nie znalazł niczego, co pasowałoby do zachcianki Królewskiej Omegi.

– Przekażę służbie, żebyś dostał coś takiego na deser – postanowił, znowu wracając spojrzeniem do Akiry. – A oprócz tego masz na coś jeszcze ochotę?

– Coś się stało, że tak mnie wypytujesz?

– Nie mam na dzisiaj żadnych planów, więc moglibyśmy spędzić trochę więcej czasu razem – wyjaśnił spokojnie Kenshin. Sięgnął dłonią po przygotowane dla niego sztućce. – Tylko nie wiem, czego teraz najbardziej potrzebujesz.

Zaczął jeść, oczekując odpowiedzi Akiry. Kiedy jednak po drugim kęsie dalej jej nie otrzymał, zerknął na chłopaka, mając wrażenie, że coś było jednak nie tak. Przecież powinien już usłyszeć, czego dokładnie teraz chciał jego małżonek.

– Coś się stało? – dopytał w końcu.

– Nie, tylko... planowałem spotkać się dzisiaj z Koyą. Gdybyś mi powiedział, że nie będziesz miał dzisiaj żadnych planów, nie mówiłbym mu tego.

Kenshin zacisnął wargi, aby nie odezwać się od razu.

Starał się być spokojnym i cierpliwym małżonkiem, naprawdę. I wychodziło mu to całkiem nieźle, w końcu dawał radę tolerować obecność tego całego przyjaciela Akiry, który pojawił się tak nagle, nie wiadomo skąd i jak. Do tej pory nie komentował też tego, jak często jego Omega spotyka się z tą Alfą, nawet jeśli za każdym razem niezwykle go to denerwowało. Ufał Akirze, ale dalej nie mógł pozbyć się myśli, że coś mogłoby być pomiędzy nimi. W końcu z jakiegoś powodu chłopak tak często się z nim widywał.

– Przecież możesz to przełożyć na jutro – zauważył w końcu, z trudem panując nad brzmieniem swojego głosu. Wiedział, że jeśli pozwoli sobie na okazanie zdenerwowania, szybko dojdzie do kolejnej kłótni między nimi. – To nic wielkiego, skoro widujecie się aż tak często.

– Nie będę tego robił, skoro już mu to obiecałem.

– Ciągle się z nim spotykasz, nic się nie stanie, jeśli raz odwołasz plany.

– Więc teraz będziesz mi wypominał, jak często rozmawiam z moim przyjacielem? – Akira wstał, a w jego głosie już dało się słyszeć zdenerwowanie. Najwidoczniej nie mogli uniknąć tej awantury.

– Nie chcę się z tobą kłócić, uspokój się. Dobrze wiesz, że mam dużo obowiązków i rzadko kiedy mogę poświęcić ci cały swój dzień, dlatego chcę, żebyś tym razem został w pałacu. Ostatnio częściej spędzasz czas z nim niż ze mną, nie podoba mi się to.

Starał się mówić spokojnie i ostrożnie dobierać słowa, choć jednocześnie nie miał zamiaru ukrywać tego, jak się z tym czuł. Bo to naprawdę był już problem, a Akira pewnie nieświadomie robił to wszystko. Rozumiał tęsknotę za straconym przyjacielem, ale wszystko miało swoje granice.

– Spędzam czas z Koyą, bo on, w przeciwieństwie do ciebie, rozumie, co ja czuję. – Akira odsunął się od stolika. Z samych jego oczu dało się wyczytać, jak bardzo bolała go ta sytuacja. – Nie będę jednak jadł śniadania.

Kenshin zareagował dopiero po kilku sekundach. Wtedy, kiedy jego małżonek zdążył się już odwrócić i skierować do wyjścia, kiedy zrobił kilka pierwszych kroków w kierunku drzwi. Dopiero wtedy król zdołał podnieść się i szybko podejść do niego, złapać go za rękę i w ten sposób zmusić do pozostania w środku. Musieli dokończyć tę rozmowę.

– Robię wszystko, żebyś czuł się dobrze. Akiro, zrozum, że ja... – zaczął, mając nadzieję, że jakoś jeszcze to naprawi. Nie chciał tracić tego dnia, który przecież mógł być tak przyjemny, gdyby tylko się dogadali. Musiał się postarać, wyjaśnić to wszystko i sprawić, że za chwilę Omega przytuli się do niego, mówiąc coś o zbyt trudnych emocjach. Bo to wszystko przecież była wina tej ciąży, inaczej nie padłyby te wszystkie nieprzyjemne słowa.

– Puść mnie...

Dopiero teraz to zauważył. Kiedy w oczach Omegi pojawiły się łzy, przypomniał sobie o odbytej już jakiś czas temu rozmowie między nimi. O koszmarze dręczącym Akirę i o jego strachu, którego nie mógł się pozbyć. I o tym, że absolutnie nie powinien łapać go w ten sposób za nadgarstek, siłą zmuszając do zostania w jakimś miejscu. Nigdy nie powinien tego robić.

Było już za późno na przeprosiny. Kiedy tylko puścił rękę chłopaka, ten bez słowa odwrócił się, aby szybko od niego odejść. Kenshin mógł jedynie przez chwilę przyglądać się jego oddalającej się korytarzem sylwetce. Ale nie mógł nic zrobić.

Zacisnął wargi, zerkając znowu na stół. Być może nie nadawał się na męża kogoś aż tak wrażliwego, skoro wszystkie starania i tak szły na marne? Robił tak wiele, a i tak jedyne, co mógł usłyszeć, to to, że nie potrafi zrozumieć Omegi, którą tak kochał. Ktoś inny potrafił to zrobić, ale on nie.

Nie powstrzymywał Akiry, kiedy ten niedługo później wsiadł do powozu, by pojechać spotkać się z jakże wspaniałym Koyą. Jedynie przez okno obserwował, jak ten odjeżdża, a ich rozmowa dalej huczała mu w głowie. Tak bardzo chciał przytulić go do siebie i pokazać mu, że był tutaj bezpieczny, że nie musiał szukać kogoś innego, kto będzie umiał go zrozumieć.

Ale najwidoczniej wymagał zbyt wiele.

***

Po wejściu do mieszkania Akira głośno zatrzasnął za sobą drzwi.

Dalej był zły o to wszystko. Kenshin nie miał prawa traktować go w ten sposób. Nie mógł wymagać, że Akira będzie na każdego jego zawołanie i kiedy jemu akurat będzie pasować, to będą spędzać czas razem. Gdyby przynajmniej powiedział mu wcześniej, co planował, może jakoś doszliby to porozumienia, ale oczywiście, że tego nie zrobił. A teraz będzie pewnie jeszcze o wszystko obwiniać Królewską Omegę, bo znowu doszło do niepotrzebnej kłótni.

Czasami czuł, że zrobił naprawdę wielki błąd, zgadzając się na to małżeństwo. Nie, żeby miał wtedy jakiekolwiek inne wyjście, ale... pewnie jakoś zdołałby walczyć o swoją wolność, gdyby tylko bardziej się postarał.

Zaraz wszedł też do pokoju, w którym siedział Koya. Mężczyzna siedział na jakimś drewnianym taborecie, skupiony całkowicie na swojej pracy. Nie wstał na jego widok, nawet nie spróbował go przywitać. I ten brak szacunku był tak naprawdę przyjemnym przypomnieniem, że tutaj, pośród tych czterech ścian małego mieszkania, nie był już Królewską Omegą, a zwykłym chłopakiem.

– Zastanawiam się, czy chcę wiedzieć, czemu tym razem jesteś tak wkurzony – mruknął Koya, nie przerywając tego, co właśnie robił. W ręce trzymał coś, co przypominało już jakąś figurkę i dalej rzeźbił w niej, używając swojego scyzoryka. Widok ten tak bardzo kojarzył się Akirze z czasami w Kajo, że aż czuł, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele.

– Kenshin zupełnie o niczym nie myśli. – Westchnął chłopak, siadając na drugim taborecie. – Zamiast poinformować mnie wcześniej, że dzisiaj chce spędzić ze mną czas, to powiedział mi o tym przy śniadaniu, kiedy już zaplanowałem, że przyjadę tutaj. Uważa, że oczywiście będę porzucać swoje plany, tylko dlatego, że on akurat dzisiaj ma dla mnie czas.

– Jestem praktycznie pewien, że w przyszłości będą o tobie mówić, jako o najbardziej skandalicznej Omedze na królewskim tronie Touto czy coś w tym stylu. – Koya zerknął na niego i odłożył niedokończoną figurkę. – A twoje zachowanie jest naprawdę okropne.

– Ty też jesteś przeciwko mnie?

– Mówię prawdę. Chyba nawet doceniam fakt, że nie wzięliśmy ślubu. Nie wytrzymałbym z tobą.

Szczerość zawsze była jedną z cnót, jakimi reprezentował się Koya i Akira naprawdę to doceniał. Ale teraz, dokładniej w tej chwili, pragnął usłyszeć coś innego. Pragnął, by przyjaciel stawił się za nim, by poparł jego stronę i potwierdził, że to z zachowaniem Kenshina był problem. Bo tak przecież było.

– Gdybyśmy byli razem, a w dniu, w którym planowałbym spędzić z tobą czas i nie zajmować się pracą, ty wolałbyś pojechać zobaczyć się z inną Alfą, pewnie bym ci przyłożył i zmusił cię do zostania w domu – dodał jeszcze Koya po chwili zastanowienia. – Wiesz, co sądzę, o takiej przemocy, ale u nas by ci się należało.

Akira zmarszczył brwi. Tego już absolutnie nie chciał słyszeć, chociaż wiedział, że nie odbiegało to od prawdy. Koya uważał zawsze, że rozwiązania siłowe należało stosować tylko wtedy, kiedy inaczej nie dało się człowiekowi przemówić do rozumu. Nie raz też w ten sposób stawał w obronie przyjaciela i nie wahał się wtedy złamać komuś nosa czy wybić zębów.

– Więc powinienem z nim zostać i zostawić cię bez informacji, że jednak nie przyjadę? To on zawinił, ale ja musiałbym się przez niego źle zachować wobec ciebie – stwierdził w końcu Akira, krzyżując ramiona. – To nie jest takie proste, jak ci się wydaje. Jeśli zacznę się teraz słuchać we wszystkim Kenshina, szybko stracę jakiekolwiek prawa, które udało mi się wywalczyć.

– Ale po co o nie walczysz?

Pytanie zawisło w powietrzu, zostawiając ich z długą ciszą. Akira chciał odpowiedzieć, ale żadne, absolutnie żadne słowa nie przychodziły mu do głowy. Nie umiał tego wyjaśnić, po prostu czuł, że powinien to robić. Musiał być niezależny, musiał umieć radzić sobie samemu. Ale nie potrafił wyjaśnić, czemu to czuł. Tak po prostu było.

Przecież zawsze musiał walczyć, starać się przeżyć. Jako dziecko robił wszystko, żeby mieć co włożyć do ust i gdzie położyć się, aby schronić. Później zawalczył o siebie, uciekając z Kajo, decydując się na studia, pracując i ucząc się ponad siły. A teraz...

– Widzisz? – Koya w końcu przerwał ciszę między nimi. – Naprawdę cię nie rozumiem, bo masz więcej, niż kiedyś byłeś w stanie sobie wyobrazić. Mieszkasz w wielkim pałacu, nie musisz martwić się o żadną swoją potrzebę, bo każdą spełnia za ciebie służba, mogłeś studiować, tak jak zawsze chciałeś, nawet wykładasz na tej uczelni, dodatkowo pomagasz innym Omegom. A teraz jeszcze oczekujesz dziecka, a twój mąż ma do ciebie więcej cierpliwości, niż ktokolwiek inny mógłby mieć. Co ci przeszkadza?

Akira wziął głębszy wdech. Pragnął posiedzieć tutaj trochę, aby poczuć się lepiej, ale teraz czuł, że po tej rozmowie będzie wykończony. Tylko że to też była jego jedyna szansa – nie było nikogo, z kim aż tak szczerze mógłby porozmawiać.

– Nie umiem być szczęśliwy, mając to wszystko – stwierdził w końcu cicho. Zerknął na swoje dłonie, nie potrafiąc dłużej utrzymać z przyjacielem kontaktu wzrokowego. – To jest naprawdę trudne, bo... bo przecież wiem, jak powinienem się czuć. Ale to mnie jedynie męczy, wiesz? Ten pałac, służba, żołnierze dookoła, starania Kenshina... Czasami czuję się, jakbym znajdował się w jakimś zamkniętym pokoju, z którego nie da się wyjść, a w środku zaczyna brakować mi powietrza. Wiem, że Kenshin robi dla mnie wszystko, kocham go, naprawdę. I są takie dni, kiedy wszystko jest w porządku, ale... ale czasami mam wrażenie, że to małżeństwo mnie niszczy i dłużej tak nie wytrzymam...

Łzy spływały po jego policzkach, a następnie skapywały na jego dłonie. Kolejna i kolejna łza, wyraz wszystkiego, co tak długo tłumił w sobie, z czym nie potrafił sobie poradzić.

– Może wystarczyłby ci odpoczynek? – podsunął Koya. Akira przetarł oczy i zerknął na przyjaciela, zupełnie nie rozumiejąc, o czym on mówił. – Gdybyś spędził kilka dni bez niego i mógł to wszystko przemyśleć? Nie wiem, czy pamiętasz, ale wspominałem ci, że po ucieczce z Shiwy leczyła mnie taka stara babka. Jeśli chcesz, moglibyśmy tam pojechać, kontakt z naturą dobrze by ci zrobił, mógłbyś się wiele od niej nauczyć, a może przy okazji ogarnąłbyś, co tak dokładnie ci przeszkadza?

Akira zagryzł wargę w zastanowieniu. Wiedział, że Koya chcę mu pomóc, a do tego pomysł wcale nie brzmiał źle. Kilka dni spędzonych w lesie, wśród prawdziwej, dzikiej natury, za jaką czasami naprawdę tęsknił. Dodatkowo naprawdę chciał poznać kogoś, kto władał tak potężnymi umiejętnościami, o jakich mówił mu przyjaciel.

Ale czy był w stanie wytrzymać tyle bez obecności Kenshina? Nawet jeśli zachowanie mężczyzny czasami bardzo go męczyło, to dalej go kochał i podświadomie traktował jako źródło bezpieczeństwa. Teraz, podczas ciąży, szczególnie potrzebował tego poczucia, że obok był ktoś gotowy go bronić.

Widział tak samo wiele zalet jak i wad całego tego pomysłu. I chociaż podświadomość mówiła mu, że nie powinien go rozważać, jednocześnie cicho szeptała do jego ucha jedno pytanie: jak długo wytrzyma ten związek, jeśli dalej będzie pomiędzy nimi taka atmosfera?

– Masz rację, potrzebuję odpoczynku – stwierdził, starając się przynajmniej słabo uśmiechnąć. – Porozmawiam o tym z Kenshinem i powiem ci, kiedy będziemy jechać. Oczywiście w asyście żołnierzy, ale i tak wierzę, że nic złego nie może mi się stać. Może ta Omega będzie też znała sposób na konflikty w małżeństwie?

Ta rozmowa z Koyą chodziła mu jeszcze długo po głowie, kiedy wrócił już do pałacu. Kenshin – jak udało mu się dowiedzieć – wybrał się na polowanie, więc musiał zaczekać na niego, by powiadomić go o swoich planach. Wiedział, że mężczyzna nie będzie chciał się zgodzić, ale musiał go przekonać. Być może to była jedyna szansa na to, żeby w końcu stali się prawdziwą, kochającą się parą, bez ciągłych konfliktów między sobą.

Ale mijały godziny, a Kenshina nie było. Akira musiał sam zjeść swój podwieczorek, a później też kolację. Kiedy udał się do sypialni, naprawdę męczył go brak obecności małżonka. Wiedział, że wyjazd na polowanie był okazją do odreagowania emocji, ale wracanie tak późno było już przesadą. Przecież wiedział, jak bardzo Królewska Omega go potrzebowała.

Późno w nocy usłyszał w końcu otwieranie się drzwi sypialni. Sam Akira leżał nieruchomo, czekając, aż małżonek zajmie miejsce obok niego i obejmie go swoimi silnymi ramionami, w których uścisku dało się poczuć tak bezpieczne.

To się jednak nie stało. Kenshin rzeczywiście położył się obok, po drugiej stronie łóżka, ale na tym zgodność się zakończyła. Mężczyzna po prostu poszedł spać, zachowując się, jakby był tutaj sam.

Akira czekał. Policzył w myślach do dziesięciu, dwudziestu i trzydzieści, ale kiedy doliczył do stu, zrozumiał, że Kenshin musiał być dalej na niego zły. Chociaż było to trudne, sam w końcu odwrócił się do niego i, czując się naprawdę niepewnie z tym wszystkim, przytulił do jego pleców.

– Przepraszam... – wyszeptał cicho, praktycznie wprost do jego ucha. – Wiem, że to moja wina... Nie chcę, żeby tak było między nami. Kocham cię i... i obiecuję, że postaram się, żeby było lepiej.

Głos mu drżał, ale nie przejmował się tym wszystkim. Mówił cicho i spokojnie, a kiedy skończył wypowiadać wszystkie słowa, które wcześniej powtarzał sobie w głowie, miał nadzieję jedynie na to, że Kenshin odwróci się do niego i go przytuli, mówiąc, że też go kocha.

Dopóki nie zasnął, powtarzał sobie w głowie, że brak odpowiedzi na pewno wynika stąd, że jego mąż już spał. Bo przecież nie mógł zignorować tak szczerego wyznania.


Mam nadzieję, że trochę stęskniliście się za Akirą. Ostatnio było go mniej, ale to dlatego, że w najbliższych rozdziałach ma przejąć dominację nad tekstem. Ja się bardzo cieszę, skłócanie ze sobą jego i Kenshina, choć trochę mnie boli, głównie jest dla mnie całkiem zabawne. No i łatwe, bo okazuje się, że całkiem naturalnie udaje mi się znaleźć pretekst do ich awantury.

Z pewną satysfakcją zbliżam się do tego, co od początku planowałam. Ale też trochę ze smutkiem - to już 80 rozdział, widzę światełko w tunelu, które kończy tę historię. Ale zanim będziemy się żegnać i rozpaczać z tego powodu, nacieszmy się jeszcze tymi ostatnimi wątkami, bo zdarzy się jeszcze kilka ciekawych rzeczy. Wczoraj podczas słuchania pisarskiego podcastu usłyszałam, że jeśli zbyt wiele czasu spędzi sie ze swoimi bohaterami, można zacząć ich kochać, a przez to bać się ich krzywdzić. Cóż, mogę wam powiedzieć, że ja bohaterów tego opowiadania naprawdę pokochałam, ale jak wygląda u mnie reszta tego stwierdzenia dowiecie się w ciągu kolejnych, chyba dość emocjonujących rozdziałów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro