82. Jesteś zbyt wyjątkową Omegą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Dobrze wiesz, co o tym wszystkim myślę – stwierdził Kenshin, opierając dłonie o biodra Akiry. – Nie powinieneś się na to decydować, zwłaszcza teraz.

Akira cicho westchnął i objął szyję Kenshina. Nie chciał, by przez pożegnanie znowu dopadły go wątpliwości, nie mógł tego słuchać. Był przekonany co do wyjazdu i na tym musiał się skupić.

Był już wieczór, z każdą minutą niebo stawało się coraz ciemniejsze. Wcześnie rano powinni być już na miejscu, dzięki czemu podróż powinna być bardziej znośna dla Akiry. Zwłaszcza że za dnia pewnie ciągle myślałby o Kenshinie, a tak to powinien przespać większość drogi. W końcu jechał z kimś, komu mógł ufać.

– Wiem, że będziesz tęsknił – odpowiedział, lekko przekrzywiając głowę. Czuł się naprawdę dobrze, głównie dlatego, że nie tylko się pogodzili, ale widział przed nimi szansę na spokojne życie. I trzymał się tej myśli, która przez cały czas poprawiała mu humor. – Ja też będę. Kiedy wrócę, będziesz musiał odwołać wszystkie narady, za bardzo będę potrzebował mieć cię obok.

– Nawet nie myślę o tym, żeby cokolwiek planować - mruknął Kenshin i zaraz go pocałował, jakby doskonale wiedział, że chłopak właśnie tego teraz potrzebuje. – Ale to nie zmienia tego, jak bardzo będę się o ciebie martwił.

– Wiesz, gdzie jadę, a żołnierze będą cię regularnie o wszystkim informować. Poza tym jest ze mną ktoś, komu mogę ufać, naprawdę nie będziesz musiał się mną przejmować.

Akira sam sięgnął ust swojego partnera, głównie po to, żeby nie pozwolić mu na dalsze mówienie o tym, że będzie się martwił. Rozumiał to, ale Kenshin powinien też w końcu przyswoić, że akurat przy swoim przyjacielu, Królewska Omega była całkowicie bezpieczna.

Do powozu wsiadł dopiero kilkanaście minut później, po jeszcze trzykrotnym powtarzaniu o martwieniu się i aż siedmiu pocałunkach. Kiedy zajął miejsce naprzeciwko czekającego na niego Koyi, czuł palące go rumieńce na policzkach i przyjemne mrowienia na wargach.

Powóz ruszył, a Akira dopiero wtedy zerknął na swojego rozbawionego przyjaciela.

– Nie rozumiem, co cię bawi – mruknął, poprawiając narzuconą na ramiona chustę. Zazwyczaj ich nie nosił, jednak miał zamiar przykryć się nią, kiedy zdecyduje się już zamknąć oczy. Ciąża zbyt szybko go męczyła, by mógł pozwolić sobie nie spać w nocy, nawet jeśli jeszcze nie tak dawno nie było to dla niego żadnym problemem.

– Nic. Urocza, bajkowa scenka – prychnął Koya. – Pamiętacie, że rozstajecie się tylko na pięć dni, a nie pięć lat?

– Nie bądź złośliwy. – Westchnął cicho Akira i pokręcił głową. – Nie rozumiesz tego, jak bardzo więź wpływa na postrzeganie relacji. Poza tym, odkąd jesteśmy razem, nigdy nie wyjeżdżałem gdzieś bez Kenshina. A teraz jeszcze jestem w ciąży.

– Mam tylko nadzieję, że nic się w trakcie nie będzie działo. Wszystko z tym dzieckiem dobrze?

– Tak. – Akira zasłonił dłonią usta przy ziewaniu. – Jest bardzo silne, więc pewnie będzie Alfą. Ale to dobrze, w końcu najważniejsze jest, żeby pojawił się następca.

– Wolałbyś Omegę, prawda? Zawsze chciałeś mieć dziecko, które mógłbyś uczyć używać magii.

– Może trochę. I tak będę kochać to dziecko, a naprawdę jest lepiej, jeśli ktoś będzie mógł przejąć rządy po Kenshinie. Chociaż to strasznie brzmi, że już musimy o tym myśleć. Jesteśmy ze sobą dopiero od trzech lat.

– Trzy lata to długo – stwierdził Koya, krzyżując ramiona. – To aż dziwne, że dopiero teraz jesteś w ciąży.

– Nie potrzebowałem się spieszyć. – Akira lekko wzruszył ramionami i odwrócił głowę. Nie chciał myśleć o tym, jak bardzo przez te wszystkie lata obawiał się, że jego małżonek w końcu odkryje brak gorączki i zrozumie, jak wielki problem to stanowiło. To, że jednak mu się udało, było prawdziwym cudem i szansą na zachowanie tej nieprzyjemnej tajemnicy dla siebie. – Nie mam jedynie jeszcze pomysłu, jak nazwać Alfę, będę musiał porozmawiać o tym z Kenshinem, jak wrócę.

– Macie już imię dla Omegi?

– Zawsze podobało mi się „Kazuki" – powiedział od razu. Z trudem stłumił kolejne ziewnięcie. – Ale przy tym, jak bardzo się męczę, to niemożliwe, żeby to była Omega.

– Właściwie, to na pewno normalne, że jesteś aż tak zmęczony? To mógłby być objaw jakiejś choroby czy coś – zauważył Koya, lekko marszcząc przy tym brwi. Na jego zazwyczaj wyrażającej naprawdę niewiele emocji twarzy, teraz malowało się zmartwienie.

– Tak, jestem pod stałą opieką medyka. To jest pierwszy raz od ślubu, kiedy jest potrzebny w pałacu.

– Nie powinieneś być aż tak samodzielny.

– Nie jestem – zaprzeczył Akira. Znowu ziewnął, powieki zaczynały już mu ciążyć. Chyba jechali w pobliżu jakiegoś lasu, a przynajmniej tak wnioskował po przyjemnym zapachu unoszącym się w powietrzu, który kojarzył mu się z dzieciństwem, gdy spędzał tak wiele czasu w pobliżu natury. – Nic nie mogę poradzić na to, że nie lubię, jak jakaś inna Omega znajduje się przy moim małżonku. To dziwne?

– Z perspektywy normalnej Omegi czy takiej, która wyjeżdża gdzieś ze swoim przyjacielem, zostawiając tego małżonka w pałacu?

Akira zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Jeśli ten wyjazd miał minąć mu w takiej atmosferze, był wręcz pewien, że będzie go jeszcze długo wspominać z uśmiechem.

Kenshin z pewnością się już o niego martwił, ale przyda im się taka przerwa. Obydwoje musieli przemyśleć swoje zachowanie i zastanowić się, co powinni zmienić. Nie mogli przez całe życie kłócić się jak małe dzieci, a do tej pory tak właśnie robili. Teraz musieli być już dorośli i odpowiedzialni, skoro za kilka miesięcy staną się rodzicami.

Oczyma wyobraźni widział już, jak będą opiekować się tym dzieckiem. Był pewien, że obydwoje sobie z tym świetnie poradzą, a ich mała pociecha będzie najszczęśliwszą istotą na świecie. W końcu to był owoc ich miłość, a to, czego był pewien, to siły uczucia między nimi. Skoro przeżyli te już prawie trzy lata razem, skoro żadna kłótnie nie osłabiła tego uczucia, to musiało być dużo silniejsze, niż sobie to wyobrażali.

Sięgnął dłonią do swojej szyi, do śladu więzi. Być może już odrobinkę brakowało mu Kenshina, który objąłby go i pozwolił mu całkowicie wyciszyć zmysły i spokojnie zasnąć. Przyzwyczaił się do niego i naprawdę nie lubił tych nocy, kiedy mężczyzny nie było obok. Miał też pewność, że po powrocie będą potrzebowali czasu, by się sobą nacieszyć. To było aż zaskakujące – Akira, który przez prawie całe studia powtarzał, jak bardzo nienawidzi wszystkich Alf, teraz z uśmiechem myślał o czasie, jaki spędzi właśnie z Alfą. Świat czasami naprawdę go zaskakiwał.

Miał jedynie nadzieję, że tym razem nie zaskoczy go w jakiś nieprzyjemny sposób.

Przymknął oczy, skupiając się na innych swoich zmysłach. Otaczał go zapach drzew, krzewów, dzikiej natury zupełnie różnej od tej znajdującej się w ogrodzie pełnym kwiatów. Tutaj w końcu wszystko rosło tak, jak chciało, nie tak, jak zaplanowali to pracujący ogrodnicy. Do jego uszu docierał szum drzew mieszający się z dźwiękiem przemieszczającego się powozu i biegnących koni. Wszystko to wręcz go usypiało, dawało mu idealne warunki do odpoczynku.

Kiedy usłyszał szelest, niechętnie uchylił powieki. Dostrzegł podnoszącego się Koyę, ich spojrzenie się skrzyżowało. Zaraz też Akira poczuł na sobie ciepły ciężar płaszcza, który wcześniej jego przyjaciel miał narzucony na ramiona.

– Odpocznij – wyszeptał jedynie Koya i z powrotem zajął swoje miejsce.

Kiedy Akira zamknął oczy, czuł na sobie spojrzenie mężczyzny, choć szybko przestał zwracać na to uwagę. O wiele bardziej wolał skupić się na tym szumiącym wśród liści wietrze, który robił mu teraz za kołysankę.

Zasnął dość szybko, a śnił mu się płacz dziecka i maleńkie rączki wyciągnięte w jego stronę.

***

Nieświadomi całej sytuacji, przesypiający spokojnie noc mieszkańcy Touto, mieli naprawdę wiele szczęścia, że przyroda nie reagowała na nastrój ich władcy.

W innym przypadku znajdujący się daleko na południu wulkan tej nocy zagwarantowałby im niesamowity widok spływającej po ziemi lawy, silne wiatry odrywałyby od ziemi domy, a ziemia trzęsłaby się z każdym kolejnym krokiem wykonywanym przez króla. Nad samą stolicą zawisłyby gęste, burzowe chmury, a błyskawice co chwila przecinałyby niebo, po chwili dając o sobie znać w postaci głośnych uderzeń.

Ale nic z tego nie miało miejsca. Nieczynny wulkan pozostawał spokojny i niegroźny, wiatr jedynie delikatnie poruszał gałązkami drzew, a gwiazd na niebie nie zakryła nawet jedna, malutka chmurka.

Nie zmieniało to jednak faktu, że Kenshin był wściekły. Wściekły tak bardzo, jak tylko wściekła mogła być Alfa, której odebrano najukochańszą Omegę, a po niej pozostała jedynie pustka i bezsilność.

Tak bardzo pragnął przekonać go do rezygnacji z tego wyjazdu, ale nie mógł tego zrobić. Widział w błyszczących, granatowych oczach Akiry tę pewność co do swoich planów. Mogli rozstać się w zgodzie z nadzieją na lepszą przyszłość albo z kolejną awanturą, która mogła nawet zaszkodzić jego ukochanemu.

Dlatego musiał się zgodzić i udać, że to wszystko mu odpowiadało. Mógł jedynie przyglądać się, jak Akira odjeżdża w przygotowanym powozie, jak eskortują go żołnierze, którzy mieli regularnie wymieniać się i w efekcie co godzinę podawać mu informacje na temat stanu Królewskiej Omegi.

Pierwsze pięć godzin minęło spokojnie. Kenshinowi brakowało bliskości Akiry, ale był też w stanie to przeżyć. Zapewniany o jego bezpieczeństwie skupiał się na planowaniu kolejnych działań, bo i tak nie umiał zasnąć, kiedy potrzebował się upewniać, w jakim stanie był chłopak. Powtarzał sobie w myślach, że kiedy Akira zajedzie na miejsce i okaże się, że wszystko będzie dobrze, dopiero wtedy sam zdecyduje się odpocząć.

W końcu co złego mogło się stać? Granice Touto były pilnowane, nikt nie mógł tak po prostu ich przekroczyć i wjechać tutaj, aby ich zaatakować. A nic innego im przecież nie groziło – Akira nie jechał gdzieś daleko z kimś zupełnie obcym, a ze swoim przyjacielem. Skoro mu ufał, Kenshin też powinien mieć z tyłu głowy, że ktoś taki nie mógł skrzywdzić jego ukochanego. W końcu tak nie zachowywali się przyjaciele.

Ale po pięciu godzinach nie przyszła kolejna wiadomość. W zamku nie pojawił się wyczekiwany przez Kenshina żołnierz, nawet jeśli czas dalej mijał. Król początkowo próbował sobie to logicznie wyjaśnić, ale po dwóch godzinach bez żadnej informacji zrozumiał już wszystko.

Coś stało się Akirze.

Ta myśl budziła w nim coraz większą wściekłość. Miał ochotę niszczyć leżące w zasięgu jego wzroku przedmioty, wrzeszczeć, wyżywać się na ludziach, którzy stanęli na jego drodze. Czuł, że coś złego przytrafiło się jego Omedze i jednocześnie nie mógł nic zrobić, skoro nie wiedział nawet, w którym dokładnie miejscu był jego ukochany.

Starając się jeszcze myśleć logicznie, wysłał w kierunku tego lasu dwóch kolejnych żołnierzy. Miał jeszcze jakieś resztki nadziei, że jakoś da się to wyjaśnić, nawet jeśli przeczucie mówiło mu, że może już nigdy więcej nie zobaczyć swojego ukochanego.

Czekając na powrót wysłanych żołnierzy, nie zamierzał siedzieć bezczynnie. W jego głowie zaraz pojawiła się kolejna myśl, że może to była zaplanowana ucieczka. Że może po tych wszystkich kłótniach Akira tak naprawdę zdecydował się go zostawić. To brzmiało tak nierealne, ale nie mógł nic poradzić na to, jak łatwo ta myśl zagnieździła się w jego głowie.

Bo jeśli Akira aż tak bardzo miał wszystkiego dość? I kierowany emocjami, jakie uwydatniały się podczas ciąży, naprawdę zdecydował się na ucieczkę? W końcu ostatnio kłócili się jeszcze więcej, a Kenshin też nie zawsze zachowywał się tak, jak powinien. Zamiast dbać o ukochanego, czasami za bardzo skupiał się na swoim zdenerwowaniu. A przecież Akira nie był winny temu, że noszone w brzuchu dziecko tak bardzo go obciążało.

Czuł ciężar w sercu, wchodząc do komnaty, w której chłopak spędzał większość czasu. Miejsce wręcz przesycone było magią, na stoliku znajdowało się kilka rozłożonych ksiąg, wiele z nich zajmowało też miejsca na sporym regale stojącym przy ścianie. Było tu cicho i spokojnie, ale w jakiś dziwny sposób niepokojąco.

Nigdzie na wierzchu nie znajdowała się żadna wiadomość. Nic, co mogłoby wskazać, że wyjazd był tylko wymówką dla opuszczenia Touto. Ani pośród stron ksiąg, ani na szafkach. Ale Kenshin szukał dalej, mając wrażenie, że i tak był w stanie znaleźć coś, co mogło zasugerować mu, co powinien teraz zrobić.

W jednej ze skrzyń znalazł listy. Było ich kilkadziesiąt, złożone były w związany sznurkiem stosik. Każdy napisany przez kogoś o starannym charakterze pisma i każdy podpisany tym samym, znienawidzonym przez niego imieniem.

Katashi.

Być może nie powinien przeglądać tej korespondencji. Wiedział o niej i aż do teraz starał się po prostu ignorować fakt, że Katashi i Akira regularnie wymieniali się listami, utrzymując ze sobą stały kontakt. Ale teraz nie mógł się powstrzymać, by nie spojrzeć, jakie informacje jego Omedze podawał władca Razan. Bo przecież mogło tam być coś, co nakieruje go, gdzie powinien szukać...

Listy pełne były komplementów. Do wyglądu, do charakteru, do magicznych umiejętności. Katashi pisał je w ten swój irytujący sposób, który działał na praktycznie wszystkie Omegi. Cytował jakichś poetów czy innych artystów, pisał tak niebanalne rzeczy i z każdym kolejnym przeczytanym listem Kenshin miał coraz większe wrażenie, że Akira mógł teraz kierować się do Razan. W końcu te wiadomości były tak jednoznaczne, jakby Katashi naprawdę miał jakieś plany wobec skłonnemu mu uwierzyć chłopaka.

Tylko po co królowi Razan Akira? Być może chciał po prostu wkurzyć Kenshina, a może liczył na wykorzystanie magicznych umiejętności Królewskiej Omegi? W końcu wszyscy widzieli, jak niezwykłymi zdolnościami został obdarzony. To był już jakiś powód.

A później pośród listów znalazł ten napisany nie tak dawno, w którym pośród kolejnych komplementów wyróżniał się ten fragment: Jesteś zbyt wyjątkową Omegą, żeby zgadzać się na cierpienie. Nie mam w zwyczaju tego pisać, ale w moim pałacu zawsze znajdziesz dla siebie miejsce.

Z trudem powstrzymał się, żeby nie potargać tej wiadomości. Zniszczył kilka innych, ale tę jedną, będącą jego niezbitym dowodem, zostawił całą. Katashi nie miał prawa pisać Akirze takich rzeczy, a skoro jednak to zrobił... To chyba oczywiste, w którym kierunku zmierzał jego ukochany.

Nie czekał długo, nim wsiadł na konia i w towarzystwie kilku potrzebnych mu żołnierzy opuścił zamek. Zmierzając do Razan, wyobrażał sobie, jak zemści się na Katashim, jak tylko znajdzie u niego Akirę. Był pewien, że król Razan nie przeżyje tego spotkania.


No i doszliśmy do wyjazdu i wściekłego Kenshina. Mówiąc szcerze, nie mogłam się doczekać, aż pozwolę mu przeżywać te wszystkie emocje. Od początku fabuły, a nawet jeszcze dużo wcześniej, Kenshin ciągle je tłumił i, cóż, z satysfakcją prowadziłam go do tej sytuacji, gdy nie będzie już umiał udawać spokojnego.

Jak się skończy jego podróż do Razan? Czy Katashi to przeżyje? Zdradzę wam, że kolejne związane z Kenshinem wydarzenia mnie bawiły. Przynajmniej aż do konsekwencji tego wszystkiego.

Ale pozwoliłam już zasugerować wam pewne imię, które nie pojawiło się tutaj zupełnie bez powodu. Nie zamierzam oczywiście zdradzać wam, co się stanie z ciążami, jakie się tutaj pojawiły, ale mam już pewne, całkiem ambitne plany. Na razie pojawiła się ich skromna namiastka w postaci Kazukiego, tak na dobry początek.

(Mam tylko nadzieję, że nie porobiłam w tej notatce zbyt wielu błędów, ale 2 godziny snu dają mi się dzisiaj wyjątkowo we znaki, więc za wszystkie głupie literówki czy przekręcenia z góry przepraszam)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro