86. Omegi też nie chcą dzielić się swoimi małżonkami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

O tym, że Katashi jest mistrzem zadawania subtelnych, celnych i niezauważonych przez otoczenie ciosów, Kenshin przekonał się całkiem szybko. W końcu z wszystkich ziołowych herbat działających podobno uspokajająco koniecznie musiał dostać tę, którą Akira pił najczęściej. To nie mogła być żadna inna.

Kiedy kilkanaście minut wcześniej usłyszał o tym, że jego ukochany jest w Shiwie, wściekłość już zupełnie opanowała jego zmysły. Chciał jechać tam od razu i osobiście upewnić się, że Youta pożałuje odebrania mu ukochanej Omegi. Tym, co sprawiło, że zaczął znowu logicznie myśleć, był spokojny i w pełni opanowany głos Amano. I obietnica pomocy, dla której przystał na wszystkie podyktowane mu warunki.

W końcu w komnacie zostali tylko we troje. Kenshin zmuszony do wydania nakazu opuszczenia przez jego wojsko pałacu, zamyślony, ale pozostający w gotowości do obrony Katashi i próbujący jakoś załagodzić atmosferę Amano. Kenshin, choć dość niechętnie, wyjaśnił im, jak doszło do wyjazdu Akiry. Musiał, jeśli chciał liczyć na pomoc władcy Razan, a wiedział, że bez niego nie poradzi sobie z Shiwą.

Nawet jeśli proszenie akurat tego człowieka o pomoc było jedną z najbardziej upokarzających rzeczy.

– Naprawdę nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś, żeby twoja Omega wyjechała gdziekolwiek z jakąś inną Alfą – zakpił Katashi. W prawej dłoni trzymał broń, zachowywał też kilka metrów odstępu od Kenshina. Jednak nie potrafił odpuścić sobie tych wszystkich złośliwych uwag. – Przecież to było oczywiste, że to nie skończy się dobrze.

Widocznie chciał coś jeszcze dodać, ale Amano położył mu dłoń na ramieniu. Cokolwiek ten gest mógł u nich oznaczać, zadziałało. Katashi zamilkł i pozwolił sobie jedynie na cięższe westchnięcie.

Kenshin zaczął szczerze żałować, że chciał po prostu go udusić, a nie wymierzył mu kilku celnych uderzeń, których ślady z pewnością napawałyby go teraz większą satysfakcją. Ale był zbyt wściekły, żeby myśleć, chciał jedynie odzyskać Akirę i zamordować tego, kto mu go odebrał. Król Razan był całkiem logicznym celem.

– Trzeba coś zrobić, żeby Akira wrócił stamtąd bezpieczny – powiedział spokojnie Amano. Obracał głowę, przesuwając spojrzeniem od jednej, do drugiej Alfy. – W Shiwie z pewnością nie czuje się dobrze, a każdy kolejny dzień czekania tylko pogarsza jego stan.

– Wywołanie wojny nie wchodzi w grę – oznajmił od razu Katashi. – To, co działo się w Seio jedynie się powtórzy i na pewno w ten sposób Akira nie wróci do domu. A przedostanie się tam kogoś obcego zajmie zbyt długo.

Kenshin nie miał żadnego pomysłu. Odnosił wrażenie, że podana mu herbata, która podobno miała uspokoić jego zmysły, działała zbyt mocno. Czuł się niezdolny do skomplikowanego myślenia, co potęgowało ogarniające go zmęczenie. Ale sen nie wchodził w grę. Wystarczyło, że na chwilę zamykał oczy, a widział przed oczami koszmarne sceny z jego ukochaną Omegą. Dlatego musiał być przytomny.

Nie od razu zwrócił uwagę, że Amano i Katashi zaczęli bardzo cicho o czymś dyskutować. Dopiero po chwili dostrzegł, że patrzą na siebie poważnie, trochę tak, jakby kłócili się, jednocześnie szepcząc. Z oczu Amano biła niewidoczna wcześniej determinacja, król Razan był raczej niezadowolony.

Byliby całkiem dobrą parą, tak mu się wydawało. Pasowali do siebie, ich charaktery w jakiś przedziwny sposób się ze sobą uzupełniały. Wydawało mu się nawet, że Amano może mieć pewien wpływ na zachowanie Katashiego. Teraz nie bardzo go to obchodziło, ale w ogólnej mierze nawet liczył, że w końcu by się ze sobą związali – dzięki temu mógłby być spokojny o Akirę, w końcu w Razan już od dawna Alfy ograniczyły się tylko do jednej Omegi.

Kiedy skończyli tę swoją dziwną dyskusję, na twarzy Katashiego malowała się jedynie powaga. Zniknął ten denerwujący uśmieszek, nie wydawał się chętny do rzucania jakimikolwiek złośliwościami. Być może w końcu sobie odpuścił, choć patrząc na jego zachowanie, coś zupełnie innego kryło się za jego myślami.

Amano bez słowa skierował się do wyjścia. Nie odwrócił się, nie zawahał nawet na chwilę. Wręcz w lekkim pośpiechu opuścił komnatę, zostawiając ich samych. Kenshinowi przeszło przez myśl, że to naprawdę nie był dobry pomysł.

– Możemy wykorzystać fakt, że Akira znajduje się w Shiwie – oznajmił w końcu Katashi. – Moi ludzie nie mogą bezpośrednio tam działać, zostałbym wtedy uznany za prowokatora konfliktu, jednak Akira jak najbardziej ma taką możliwość.

Kenshin lekko uniósł brwi.

– Sam mówiłeś, że wywołanie wojny nie jest dobrym pomysłem – zauważył niezbyt zadowolony. Nie chciał, by chłopak musiał tam cokolwiek robić, by jeszcze wykorzystywać jego i tak ciężką sytuację. Z pewnością tam cierpiał, nikt nie mógł go ochronić i zapewnić, że nic mu nie zagraża. Nie mogli wymagać, żeby jeszcze sam z siebie coś zrobił.

– Nie chodzi o wojnę. – Katashi cicho westchnął i w końcu odłożył swoją broń. – Jeśli Akira zabiłby Youtę, pozbylibyśmy się wszystkich problemów. Nie pytaj, w jaki sposób, nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć. Wiedz tylko tyle, że śmierć Youty pozwoli ci tam wkroczyć w ciągu kilku godzin od tego zdarzenia i będziesz stamtąd musiał zabrać Akirę. Ale to on musi pozbyć się wroga.

– Akira nigdy nikogo nie zabije. – Kenshin lekko zacisnął pięści. – On jest tam teraz zagubiony, nie ma żadnego wsparcia, dodatkowo musi martwić się o ciąże. Na pewno nie zrobi...

– Zrobi – przerwał mu Katashi. Król Touto był pewien, że drugi władca przewrócił oczami, jakby zirytowany, że musiał prowadzić tę dyskusję. – Nie tylko dlatego, że to jedyne wyjście z tej sytuacji, ale też dlatego, że jest zwyczajnie zdolny to zrobić. Jest silniejszy niż te wszystkie delikatne Omegi, którymi zawsze się opiekowano. Poradzi sobie.

Wiedział, że Akira potrafił zrobić wiele. Ale przeżył już tak dużo, tak często cierpiał... Nie zasługiwał na taki los. Na narażanie się, brak bezpieczeństwa i jeszcze tak poważne zadanie. Miał zabić człowieka. Silniejszego od niego, mającego stałą ochronę człowieka. Przecież to nie było możliwe...

– Kiedy już to zrobi – kontynuował Katashi, jakby uznał, że wcześniejsze słowa zostały już zaakceptowane – w Shiwie zapanuje chaos, ale wtedy wkroczysz tam ze swoimi wojskami. Zapewniam cię, że armia okaże się dużo słabsza. A kiedy dotrzesz do pałacu, zadbasz o to, żeby władzę przejęła pierwsza Omega w Shiwie.

– Jeśli to Touto doprowadzi do tego wszystkiego, wolałbym mianować tam kogoś innego – zauważył Kenshin. Chociaż był teraz na przegranej pozycji, dalej nie podobało mu się, ile wymagań stawia przed nim król Razan. Nie miał zamiaru podejmować swoich decyzji według tego, co Katashi sobie życzył.

– Władzę przejmie Nao, bo to jest jeden z warunków, przez który decyduję się pomóc. – Obydwoje na chwilę zerknęli na drzwi, kiedy do środka wszedł Amano. W rękach trzymał jakąś starą księgę. – Oprócz tego żądam oddania wyspy Eien, która wcześniej należała do Sini, więc powinien przejąć ją Amano.

Kenshin skinął głową. Wyspa niespecjalnie go interesowała i tak leżała zbyt daleko, żeby mógł myśleć o wpływach tam. Poza tym teraz i tak niewiele myślał o tym wszystkim. Chciał uratować Akirę, nawet jeśli miałby się za to zrzec tronu. Wyspa nie była tak wielkim wymaganiem.

– Ostrzegam cię też, że to ostatni raz, kiedy masz prawo przebywać na tych ziemiach – dodał jeszcze Katashi, zabierając od Amano przyniesioną księgę. Z tak bliska Kenshin widział pożółkłe, niektóre znacznie zniszczone strony. Wszystkie zapisane były znakami, których i tak nie rozumiał. – Kiedy tylko je opuścić, kolejny powrót będzie oznaczał wyrok śmierci, chyba że w przyszłości cofnę tę decyzję. To zabezpieczenie przed kolejnymi atakami, jakich raczej nie chciałbym się spodziewać.

Tym też teraz niespecjalnie się przejmował. Kiedyś, jak już się wszystko uspokoi, pomyśli o tym, żeby być może naprawić swoje relacje z władcą Razan. Ale nie teraz, kiedy priorytetem było ratowanie Akiry.

– W jakim celu ta księga? – spytał jedynie, bo to naprawdę nie dawało mu spokoju.

– Powiadomienie Akiry o tym wszystkim mogłoby trwać zbyt długo – wyjaśnił Amano. W jego oczach malowało się szczere zmartwienie i Kenshin naprawdę czuł, że darzył sympatią tego chłopaka. W pewnym stopniu współczuł mu mieszkania akurat w tym pałacu, jeśli ciągle musiał znosić towarzystwo Katashiego. – Można użyć magii i stworzonej przez was więzi. Nie będzie to łatwe, ale wiadomość dotrze szybciej i będzie lepiej zrozumiała.

– W jaki sposób?

Po tym pytaniu król Razan spojrzał na niego, a w jego oczach znowu odbijała się ta powaga.

– Tak, jak Amano powiedział. Dzięki magii. Nie pytaj o szczegóły, bo i tak nie powinienem zgadzać się na użycie tego sposobu, ale wyjątkowo lubię Akirę i nie chcę, żeby Youta wykorzystał jego naturalne umiejętności. Jedyne, co masz zrobić, to skupić całą swoją uwagę na tym, co was łączy. Resztą sam się zajmę.

Katashi zamknął księgę i oddał ją Amano. W innej sytuacji używanie jakiejś dziwnej, niezrozumiałej magii pewniej budziłoby w Kenshinie opory, ale teraz chyba został pozbawiony zdrowego rozsądku. Wiedział niewiele, ale chciał zrobić wszystko, żeby jak najszybciej mieć Akirę w swoich ramionach. Nawet narażanie się na gniew Starożytnych nie wydawałoby mu się teraz nieodpowiednie.

Robił dokładnie to, co mu kazano. Zamknął oczy i zaczął myśleć o Akirze, o jego ukochanym. O tej pięknej Omedze, w której zakochał się zupełnie bez opamiętania. Musiał go mieć i wystarczyło jedno spotkanie, żeby zrozumiał wszystko. Nie mógł związać się z żadną inną Omegą, nie umiałby jej pokochać. To musiał być Akira.

Myślał o ich pierwszych rozmowach, o gniewie chłopaka i ciągłych, ale coraz mniej pewnych odmowach. O tym, jak widział go sprzątającego w jakimś arystokratycznym domu, jak obsługiwał w trakcie balu innych gości. A później o tym, jak w dniu śmierci ojca Kenshina udało im się normalnie porozmawiać. Wtedy żadne z nich nie mogło wątpić w te wszystkie uczucia między innymi.

Nie myślał o ślubie, ale o tym, co było kilka dni później. Kiedy emocje opadły, kiedy już się pogodzili. Aż zbyt dobrze pamiętał ten pierwszy pocałunek, gdy powoli kosztował jego warg, jednocześnie w końcu mogąc trzymać go tak blisko. Teraz prawie znowu był w stanie wyczuć, jak to było całować się z tak wyjątkowym chłopakiem.

Czuł, jakby jego ciało się rozluźniało. Im bardziej skupiał się na tych uczuciach, tym ogarniał go większy spokój. Wcześniej nieco przeszkadzająca mu dłoń Katashiego oparta o jego ramię, teraz zniknęła. Szept wypowiadanych przez władcę słów stawał się coraz cichszy, i cichszy, i cichszy...

Zastąpił go szum wiatru. Niezbyt wyraźne plamki mieniących się przed jego oczami kolorów, zaczynały tworzyć kształty. Aż w końcu widział już wszystko wystarczająco wyraźnie.

Był nad jakimś jeziorem. W wodzie odbijało się pełne ciemnych, niepokojących chmur niebo. Wiatr wyginał rosnące drzewa. Nagle do góry wzbiło się kilkanaście skrzeczących ptaków. Kolory dookoła były jedna zaskakująco wyraźne, jakby wręcz nierealne.

Widział Akirę siedzącego gdzieś w oddali, na jakimś wielkim kamieniu. Był odwrócony do niego plecami, pozwalał, żeby wiatr rozwiewał jego jasne włosy we wszystkie strony.

– Akiro! – krzyknął Kenshin. Nie mógł się do niego zbliżyć, ale z pewną ulgą udało mu się wydobyć z siebie głos. Wiatr wzmocnił się jeszcze bardziej, jakby chciał go zagłuszyć. – Akiro, posłuchaj mnie!

Omega odwróciła się w jego stronę. To było przerażające – oczy pełne cierpienia, łzy spływające po mokrych policzkach, drżące wargi. Jego ukochany tak bardzo skrzywdzony przez los.

– Zabiorę cię stamtąd, słyszysz?! Ale najpierw ty musisz coś zrobić! Jeśli zabijesz Youtę, będę mógł cię stamtąd zabrać! Pamiętaj, że...

Wszystko urwało się tak nagle. W jednej chwili jego ciało znowu stało się takie ciężkie, obraz Akiry i szum wiatru gwałtownie umilkł. Otworzył oczy, ale zakręciło mu się w głowie. Przez kilka sekund zupełnie nie rozumiał, co się dzieje.

Ale kiedy udało mu się już rozejrzeć dookoła i zrozumieć, co się stało, nie zdołał o to zapytać. Właściwie nie potrafił wydusić z siebie nawet jednego, krótkiego słowa. Jedynie z niezrozumieniem patrzył na Katashiego i jego twarz wykrzywioną w prawdziwym przerażeniu.

Król Razan trzymał w ramionach nieprzytomnego Amano.

***

Zmęczenie to było dość delikatne określenie na to, co czuł Akira.

Nie spał całą noc. Chociaż Nao nauczył go zaklęcia, przez które nikt nie mógł otworzyć drzwi do jego komnaty, nie umiał zasnąć. Nie tylko bał się, że ktoś – a właściwie to Ozuru – wejdzie do środka, ale też przerażała go zupełnie inna wizja. Ledwo kilka godzin wcześniej odebrano życie jego przyjacielowi.

Oczywiście, komnata była posprzątana i ktoś nieświadomy nie miałby prawa domyślić się, że doszło do tego wszystkiego. Ale Akira wiedział, a kiedy tylko zamykał oczy, widział swojego przyjaciela i wyrzuty sumienia wręcz zjadały go od środka. Koya oddał za niego życie. To więcej, niż kiedykolwiek Akira od niego wymagał.

Dlatego przez całą noc leżał nieruchomo z otwartymi oczami wbitymi w ścianę naprzeciwko. Nie miał siły się ruszyć, ale nie mógł też zasnąć. Trwał w tej dziwnej egzystencji, w niektórych momentach marząc o tym, by po prostu zniknąć. By świat zapomniał o nim, by nikt nigdy więcej przez niego nie cierpiał.

Bo przecież jeśli tylko Kenshin spróbuje go uratować, spotka go taki sam los jak Koyę. A śmierci tej drugiej Alfy by nie zniósł. Nie dałby rady.

Im dłużej tak leżał, tym do trudniejszych dla niego wniosków dochodził. Ale zaczynał mieć świadomość tego, jak teraz powinno wyglądać ich życie. A raczej życie Kenshina, bo sam nie chciał zbyt długo znajdować się po tej stronie świata. Jedynie jeszcze trochę, przynajmniej tak długo, żeby mógł zobaczyć swoje dziecko, a później wybłagać Youtę, żeby chociaż one mogły wrócić do Touto. Później mogło się dziać cokolwiek, prawie wcale mu na tym nie zależało.

Nie płakał. Oddychał miarowo, analizując całą sytuację. Rozumiał, że sam już raczej nigdy nie zobaczy swojego małżonka. Mógł jedynie teraz myśleć o tym, jakie szczęście miał do tej pory, że mógł spędzić te kilka lat przy kimś tak wspaniałym. Przypominał sobie najprzyjemniejsze chwile, jakie spędzili razem. I żałował, naprawdę żałował, że nigdy nie powiedział Kenshinowi, jak bardzo doceniał wszystkie jego starania.

Ale teraz król Touto też powinien zasmakować prawdziwej miłości i życia z kimś, kto będzie dobry. Skoro Akira i tak nie mógł do niego wrócić, mimo zawartej przez niego przysięgi, powinien związać się z kimś lepszym. Omegą o szlachetnym sercu, która nie będzie stawiać mu warunków, wywoływać awantur i wściekać się o drobnostki, które tak naprawdę nie miały znaczenia. Omegę, która spróbuje uszczęśliwić jego, bo naprawdę na to zasługiwał.

Jego myśli zmieniły się koło czwartej w nocy. Być może udało mu się na chwilę zasnąć, nie był tego pewien. Chociaż to nie przypominało snu, a bardziej przeniesienie się do zupełnie innego świata. Świata pełnego burzowych chmur, wiatru wyginającego drzewa i tworzących się na jeziorze fal. Ale tam daleko w oddali dało się zauważyć przebijające się promienie słońca. Nadzieję na lepsze.

Słyszał krzyk Kenshina. Wyraźne wołanie i słowa, które odbijały się jeszcze długo po jego głowie, gdy znowu wrócił do tej rzeczywistości. Gdy się obudził.

Jeśli zabijesz Youtę, będę mógł cię stamtąd zabrać!

Początkowo uznał to za głupi sen. Ale sny zawsze są rozmyte, pamięta się tylko ich fragmenty. Brakuje w nich logiki. A tutaj...

Niczym te przebijające się przez ciężkie, burzowe chmury promienie słońca, w sercu Akiry pojawiła się nikła nadzieja. Być może to nie był normalny sen, a wiadomość od Starożytnych. Podpowiedź od Nich, jak powinien sobie poradzić. Szansa na powrót do swojego życia.

Ale nawet jeśli to wszystko miało działać, oznaczało to zmierzenie się z wyjątkowo trudnym zadaniem. Musiał zabić kogoś. Tutaj nawet nie chodziło o to kto to był. Miał odebrać komuś życie, żeby ocalić swoje własne.

Po tym śnie, czymkolwiek on tak naprawdę był, czuł się lepiej. Ślad więzi, który do tej pory pulsował nieprzyjemnie, teraz już mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, Akira nie musiał nawet samemu go dotykać, żeby poczuć złudne wrażenie obecności Kenshina. Czuł się tak, jak często wieczorem, kiedy leżał jeszcze na łóżku z jakąś księgą, a jego małżonek uznawał, że to już dobry czas na zakończenie nauki. Wtedy nie mówił o tym, a jedynie zaczynał wpierw przesuwać dłonią po karku Omegi, a później składał delikatne pocałunki w tym miejscu. Trwało to długo, aż do momentu, gdy Akira rezygnował z czytania na rzecz dużo przyjemniejszego spędzania czasu. Teraz czuł jedynie ciepło bijące z tego miejsca, jakby chwilę wcześniej dotknęły go wargi Kenshina.

Rano podniósł się, dopiero gdy przyszła pora śniadaniowa. Wtedy też powiadomiono go o tym, że Youta chciał z nim rozmawiać. Być może w końcu miał szansę dowiedzieć się, dlaczego właściwie król Shiwy postanowił zniszczyć mu życie.

Mimo braku chęci do czegokolwiek przebrał się w przyniesiony mu strój i postarał, żeby prezentować się jak najlepiej. Nie spieszył się, kiedy związywał część włosów w taki sam sposób, jak często robił to w czasie studiów. Powoli nałożył specjalny, podarowany mu przez Nao krem na twarz, który podobno sprawiał, że skóra prezentowała się o wiele lepiej. Nie zasłonił szyi, postarał się mimo wszystko wyglądać dumnie.

Nawet jeśli czuł, że wystarczy jedno słowo Ozuru, żeby stracił całą zebraną w sobie pewność siebie.

Miał zjeść śniadanie razem z Youtą w ogrodzie. Kiedy tam przyszedł, dostrzegł podobny, niski stolik i dwa miejsca oznaczone leżącymi tam poduszkami. Zajął jedną z nich i dość niepewnie napił się trochę owocowej herbaty. Miała przyjemny, orzeźwiający zapach cytrusów. W smaku dominowała pomarańcza.

– Słyszałem, że twój przyjaciel zaatakował Ozuru. – To były pierwsze słowa, jakie Akira usłyszał tego dnia od króla Shiwy. Ten zajął drugiej miejsce i nakazał odejść dwójce służących stojących w pobliżu. – Przykro mi, że tego nie przeżył. Wiem, że to dla ciebie duża strata.

Akira zacisnął jedynie dłonie na filiżance. Nie wiedział, czy była to jego złośliwość, czy niedoinformowanie, ale nie obchodziło go to. Nie chciał rozmawiać o Koyi nie chciał poruszać jego tematu. Potrzebował jeszcze wiele, naprawdę wiele czasu, żeby pogodzić się z odejściem przyjaciela. Tym razem bez szansy na kolejny, zaskakujący powrót.

– Chcę wiedzieć, dlaczego zmusiłeś mnie do przyjazdu tutaj – powiedział więc, odkładając filiżankę.

– Inaczej nie porozmawiałbyś ze mną. To był jedyny sposób – stwierdził Youta. Dla niego brzmiało to tak zupełnie prosto, jakby wcale nie mówił o porwaniu i przetrzymywaniu Królewskiej Omegi wrogiego królestwa. Raczej jakby tłumaczył, czemu zdecydował się jechać okrężną drogą przy powrocie z polowania, a argumentem było przewrócone drzewo na ścieżce.

– Już przekonałem się, że mój przyjazd oznacza zupełny brak bezpieczeństwa.

– Przecież kiedy tylko dowiem się wszystkiego, pozwolę ci wrócić. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się denerwujesz.

Akira miał ochotę krzyczeć. Z trudem jednak udało mu się opanować – wziął głębszy wdech i odwrócił głowę. Zaczął liczyć w myślach wszystkie rosnące w zasięgu jego oczu kwiaty. Koło dwudziestu czterech nie czuł już potrzeby reagowania tak emocjonalnie.

– Jeśli liczysz, że powiem ci coś, co pozwoli ci wygrać wojnę z Touto, nawet nic takiego nie wiem – stwierdził szczerze. Nabił na widelec jeden z kawałków truskawki. Przez chwilę się wahał, nim włożył ją do ust, mogąc rozkoszować się jej smakiem.

Dopiero kiedy ją przełknął, zauważył, że czerwień owoców musiała być podobna do czerwieni krwi. Dlatego jego następnym wyborem były jagody. Bezpieczniejszym wyborem.

– Nie potrzebowałbym żadnych informacji, żeby wygrać wojnę z Touto – powiedział spokojnie Youta. Akira zerknął na niego na chwilę, ale nie dostrzegł w jego oczach czegoś niepokojącego. To był kolejny stwierdzony bez żadnych emocji fakt. – Nie chcę cię pytać o Touto.

– A o co?

Tutaj Youta się zawahał. Na ułamek sekundy, ale Akira to zauważył. Odłożył swój widelczyk i skupił się na obserwowaniu króla.

– Chcę wiedzieć, dlaczego ty i Kenshin jesteście szczęśliwi.

– Słucham? – Akira lekko uniósł brwi. Spodziewał się naprawdę przeróżnych pytań, ale to zupełnie go zaskoczyło. Nawet nie rozumiał w pełni sensu tego pytania. Czy król Shiwy był świadomy wypowiadanych słów?

– Dlaczego twój związek z Kenshinem uważany jest za legendarny? Dlaczego wszyscy tak o was mówią? Dlaczego jesteście ze sobą szczęśliwi, a ja nie jestem, chociaż w moim pałacu jest więcej Omeg?

Akira przez chwilę przetwarzał wszystko, co usłyszał. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie rozumiał. Ale gdy zastanowił się nad tym chwilę... Czy Youta przypadkiem nie pytał go po prostu o miłość?

– Kochamy się – odparł spokojnie, znowu sięgając po filiżankę. – Jeśli nie jesteś szczęśliwy z żadną z tych Omeg, najwidoczniej żadnej nie kochasz.

– Kocham, ale...

Na chwilę na twarzy Youty pojawiło się coś innego. Zmieszanie? Niepewność? To uczucie, z pewnością bardzo skomplikowane, odbiło się w jego oczach, ale zaraz przysłoniła je maska pełnej powagi.

– Chcę wiedzieć, jak jest między wami.

Akira cicho westchnął. Z jednej strony bardzo chciał spławić Youtę, powiedzieć, że nie zamierzał z nim dzielić się wyglądem swojego związku. Ale z drugiej czuł, że być może mógł coś zmienić. Czy jeśli Youta zacząłby traktować dobrze przynajmniej jedną z Omeg ze swojego haremu, czy to już nie wpłynęłoby na jego rządy?

– Musisz zadbać o Omegę, którą kochasz – powiedział w końcu, skupiając spojrzenie na stoliku.

Czuł się tak dziwnie, bo dobrze wiedział, że nie nadawał się do porad miłosnych. Nie on, który przez cały czas niszczył swój związek i nie doceniał, jak wspaniałego miał partnera. Nie on, który jeszcze kilka dni temu płakał, twierdząc, że nie umiał być szczęśliwy w miejscu, które było dla niego domem, gdzie miał stały kontakt z Alfą, którą kochał.

– Dbam o nią.

– Nie w taki sposób. – Akira lekko pokręcił głową. – Nie poświęcasz jej swojego czasu, nie gwarantujesz bezpieczeństwa. Dla Omeg to jest najważniejsze. Potrzebują mieć pewność, że w każdej chwili będą mogły liczyć na wsparcie. Na przytulenie, na dotyk, którego będą potrzebowały. Musisz po prostu być przy tej Omedze, spełniać jej największe potrzeby, poznawać ją. Gdybym kiedykolwiek musiał tolerować to, że Kenshin położyłby się do łóżka z inną Omegą, nie przeżyłbym tego.

– Dlaczego? – spytał jakby szczerze zaskoczony Youta.

Akira westchnął cicho, ale powstrzymał się przed jakąkolwiek ironiczną odpowiedzią. Król Shiwy zachowywał się, jakby naprawdę tego nie rozumiał, a złośliwości mogły poprowadzić tę rozmowę w złym kierunku.

– Omegi też nie chcą dzielić się swoimi małżonkami. Różnica jest taka, że więź działa tylko w jedną stronę. Ale bycie w haremie to wielka krzywda i nikt tutaj nie jest z tego powodu szczęśliwy.

Przez dłuższą chwilę Youta milczał. Wydawało się, że analizował wszystkie te słowa, zastanawiał się nad czymś. A w końcu bez słowa wstał i bez słowa gdzieś odszedł.

Przez ułamek sekundy Akira myślał o tym, że gdyby tylko miał broń, mógłby spróbować go zaatakować i się stąd uwolnić. Ale ta myśl zniknęła tak szybko, jak tylko się pojawiła.

Musiał się dobrze zastanowić, zanim podejmie jakiekolwiek działanie. Tak, aby nigdy więcej nie żałował podejmowanych przez siebie decyzji.

Nigdy więcej.


Całkiem lubię ten fakt, że ostatni rozdział w tym roku to ten, gdy krzywdzę Amano, ale zupełnie nie planowałam tego, że to akurat dzisiaj się zdarzy. Taki czysty, całkiem zabawny przypadek.

Mam nadzieję, że kończycie ten rok w dobrym humorze i potraficie wymienić przynajmniej kilka ważnych dla was sukcesów (nie mylić z ważnymi dla otoczenia, bo to coś zupełnie innego). Ja rok temu spisałam sobie takie sukcesy oraz plany/postanowienia na ten rok, po czym włożyłam ją do kalendarza i wyjęłam dopiero dzisiaj. Z zaskoczeniem odkryłam, że udało mi się spełnić większość postanowień i chyba dlatego z takim entuzjazmem wchodzę w kolejny rok.

Z rzeczy, którymi na pewno mogę się pochwalić, jest to, ile udało mi się w tym roku napisać. W zaokrągleniu od stycznia wyszło spod mojej ręki ponad 230 tysięcy słów, choć ta liczba rozdziela się na dwa opowiadania i kilka mniejszych tekstów do szuflady. Prawie skończyłam "Amano" i zrobiłam już wstępne plany pisarskie, którymi dzielić się będę w odpowiednim czasie. Z pewnością też wiele się nauczyłam, zaczęłam interesować się pisaniem od strony bardziej technicznie. No i wróciłam do regularnego czytania książek, co też jest ważne z tej pisarskiej strony.

Niezależnie jednak od tego, czy są rzeczy, którymi macie się pochwalić (ale, bądźmy szczerzy, samo przetrwanie w tym roku jest już niezłym osiągnięciem, z którego można być dumnym), mam nadzieję, że wejdziecie w kolejny rok z uśmiechem na ustach. Życzę wam, by 2022 był pełen cudownych chwil, byście mogli spełnić choć część marzeń chodzących wam po głowie i abyście żyli w zgodzie ze sobą. Aby presja wywierana przez otoczenie nie miała dla was znaczenia, toksyczni ludzie zniknęli z waszego życia, a trudnych chwil było jak najmniej.

A na koniec życzę wam miłego Sylwestra, niezależnie od tego, czy będzie to większa czy mała impreza, a może wieczór z rodziną lub samotne czytanie książek. Spędźcie ostatni dzień roku tak, jak będziecie chcieli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro