92. Razem poradzimy sobie ze wszystkim

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasami w wyniku różnych zrządzeń losów, człowiek pojawia się w miejscu, w którym nigdy nawet nie myślał, że miałby sięznaleźć. A później odkrywa, że jest to jego miejsce na Ziemi i nie wyobraża już sobie, że miałby je opuścić.

Tak właśnie było z Goro, młodym studentem, który pewnego dnia znalazł w sobie wystarczająco dużo odwagi, by o siebie zawalczyć. I mimo strachu, jaki nim kierował, i mimo litrów wylanych łez, dalej wierzył w słuszność swoich działań. A los postanowił go wynagrodzić.

Ostatnie miesiące spędzał pod opieką Miyo, która pomagała mu oswoić się z jego nowym życiem. Nie miał już rodziny, na którą liczył i nigdy też nie miał szansy wejść w związek z kimś, kogo by pragnął. Skazany za samotność wcale nie narzekał na to wszystko, choć z trudem dostrzegał jakiekolwiek zalety całej tej sytuacji.

Kiedy dość nagle ogłoszono odwołanie zajęć z Królewską Omegą, był przynajmniej odrobinkę zawiedziony. Ale miał nadzieję, że ten okres szybko minie i będzie miał jeszcze okazję zdobyć wiedzę od najlepszego wykładowcy, jaki się tutaj pojawiał. Chyba wszyscy, którzy pojawili się choć raz na jego zajęciach, liczyli na to.

Musiał jednak przyznać, że zupełnie nie spodziewał się zaproszenia do pałacu. Było to kilka tygodni temu i chociaż wiedział, że Akira raczej nie będzie chciał jakoś mu zaszkodzić, i tak się stresował. Ostatni raz był tam z rodzicami i wcale nie wspominał tego dobrze.

Pałac dalej robił niezwykłe wrażenie, a tym razem zaprowadzono go do ogrodu. Tam miał usiąść w altance w towarzystwie znajdującej się już tam Omegi o widocznym brzuchu ciążowym. Dziwnie było patrzeć tak na Akirę, który do tej pory zawsze był niezwykle szczupły.

Jednak to nie ciąża była tematem ich rozmowy. Goro dostał propozycję, jednocześnie przerażającą i wyjątkową. Ale nie mógł się nie zgodzić, kiedy Akira zaproponował mu zajęcie tej wyjątkowej roli. W końcu i tak nie miał nic do stracenia, do tej pory nie wiedział jeszcze, co chciał robić po zakończeniu studiów.

Niedługo później był już w Shiwie, królestwie, które do tej pory wzbudzało w nim jedynie strach i same nieprzyjemne skojarzenia. Ale kiedy znalazł się już na miejscu, ściskając w dłoni list napisany przez Akirę, czuł się jedynie zafascynowany. I z jakiegoś powodu pewny, że poradzi sobie jako królewski medyk, którego podobno tak bardzo brakowało.

I to właśnie ta przerażająca Shiwa stała się jego domem. To tutaj poznał skrzywdzonego przez los Nao i to nim zajął się najlepiej, jak tylko umiał. Dbał nie tylko o jego zdrowie i ciążę, ale – przede wszystkim – o jego samopoczucie. I czuł, że te wszystkie krzywdy, jakie wcześniej go spotkały, były właśnie po to, by teraz mógł lepiej rozumieć, co przeżywała inna Omega.

– To była naprawdę ciekawa książka – zauważył w pewnym momencie Nao.

Było już późne popołudnie, a oni razem siedzieli w jednej komnacie, delektując się herbatą. Były dni, takie jak ten, kiedy z mającą tutaj władzę Omegą było naprawdę dobrze. Kiedy miał ochotę czytać, przechadzać się po ogrodzie i rozmawiać. Ale takie dni były wyjątkami w smutnej rzeczywistości pełnej dni, kiedy właściwie nawet nie potrafił podnieść się z łóżka i mówił o tym, jak bardzo żałował wszystkich swoich decyzji.

Każdego dnia Goro modlił się do Starożytnych, żeby tych trudnych chwil było coraz mniej.

– Kiedy ją czytałem, potrafiłem wyobrazić sobie te wszystkie magiczne krainy. Musiały być piękne, zwłaszcza ta, gdzie liście wszystkich roślin miały czerwony kolor i kształty serc, a ptaki śpiewały prawdziwe piosenki.

Medyk lekko skinął głową.

– A co wasza wysokość myśli o tej stworzonej z wielkich kryształów unoszących się w powietrzu. Jestem pewien, że gdy promienie słońca na nie padały, musiały wyglądać niezwykle – zasugerował, wracając na chwilę myślami do historii o podróżniku, który, aby zdjąć rzuconą na niego klątwę, musiał zdobyć dziesięć magicznych przedmiotów ukrytych w różnych, nierealnych krainach.

– Dalej nie rozumiem, jak mogły unosić się w powietrzu i nic ich nie trzymało – przyznał Nao, odkładając swoją filiżankę z herbatą. – Nie wiem, jak można coś takiego wymyślić. Taki talent musi być darem od Starożytnych.

Goro z uwagą przyglądał się Królewskiej Omedze. Wiedział, że wystarczyło samo wspomnienie o Starożytnych, o innych władcach albo o uczuciach, by wywołać w nim niekontrolowany wybuch płaczu. Unikanie tych wszystkich tematów było trudne, zwłaszcza gdy Nao czasami sam o nich wspominał.

Ale tym razem słabo się uśmiechnął i zamrugał kilka razy, odganiając łzy z oczu.

– Może Starożytni mają dostęp do takich miejsc... – powiedział ciszej, odwracając spojrzenie. – Jestem pewny, że dla Youty to byłby problem, bo nie lubił rzeczy, które nie miały prostych zasad. Może nawet kiedyś mi je pokaże...

Przetarł dłonią oczy i wstał. Goro od razu także się podniósł i, domyślając się zamiaru Omegi, pomógł jej przejść ten kawałek do komnaty, w której Nao zwykł spać.

– Czy wasza wysokość pamięta, że po ciąży mogę pomóc z pozbyciem się więzi? – spytał jeszcze, nawet jeśli już przynajmniej kilkanaście razy wspominał o tym od swojego przyjazdu.

– Nie powinno się zapominać o ważnych rzeczach – odpowiedział mu cicho, delikatnie drżącym głosem Nao. Nie patrzył na niego. – Ten ślad to nie tylko moja pokuta, ale też przypomnienie, że był ktoś, kto mnie kochał. To też piękne wspomnienie i nigdy nie chciałbym go tracić.

Po chwili Nao zniknął za drzwiami swojej komnaty, pozostawiając Goro samego. Ten cicho westchnął, zastanawiając się co zrobić. Chciał pomóc i dalej uważał, że więź związana z mężczyzną, którego nawet nie było wśród żywych, była największym problem.

Ale może rzeczywiście Nao chciał pamiętać o byciu kochanym tak samo, jak Goro chciał być potrzebnym i niezależnym.

Nawet jeśli te wszystkie potrzeby czasami sprawiały im więcej bólu niż radości.

***

Odkąd Akirę pochłonęły życiowe problemy, nawet nie myślał o tym, jak bardzo lubił kiedyś słyszeć śmiech dzieci.

Właściwie sam był wtedy jeszcze mały i o życiu wiedział niewiele, ale już wtedy ciągnęło go do tych małych i zupełnie bezstronnych istot. Pamiętał, jak starsza siostra Koyi urodziła swoje pierwsze dziecko i wtedy z fascynacją przyglądał się niemowlakowi, starając się go rozbawić przy użyciu grzechotki.

Zastanawiało go wtedy, co taki mały człowiek mógł myśleć o tym wszystkim. Naprawdę chciał wiedzieć, co mogło się kryć w spojrzeniu dziecka, które nie umiało jeszcze chodzić i wyjaśnić, jakie myśli przepływały przez jego głowę. Ale już wtedy czuł, że to też musiało być ważne i gdyby tylko niemowlak umiał mówić, na pewno podzieliłby się z nimi samymi ciekawymi przemyśleniami.

Teraz znowu myślał właśnie o tym, gdy po raz kolejny poruszył drewnianą grzechotką, a znajdujące się w środku ziarna wydały charakterystyczny dźwięk powodujący śmiech u leżącego zaraz przy nim dziecka. Chłopiec o dużych i ciemnych oczach spróbował unieść swoje malutkie rączki do góry, chcąc w ten sposób złapać tak bardzo ciekawiącą go zabawkę.

Niektóre zachowania Katsurou naprawdę go rozczulały.

Poruszył po raz kolejny grzechotką, a później pozwolił dziecku ją dotknąć. Czasami, kiedy mu się przyglądał, dalej nie potrafił uwierzyć, że to był jego syn. Chłopiec o najpiękniejszym śmiechu na świecie, który przez ostatnie dni praktycznie całkowicie absorbował uwagę Akiry. Zwłaszcza kiedy ten wyobrażał sobie, że z miesiąca na miesiąc ten będzie stawał się coraz większy i bardziej samodzielny, aż w końcu będzie umiał sam powiedzieć, co chodziło mu po głowie.

I będzie to coś więcej poza niewyraźnymi głosami i płaczem, przez który najłatwiej było mu się komunikować.

– Nie myślałem, że kiedyś jakaś inna Alfa tak bardzo cię w sobie rozkocha – usłyszał nagle głos za sobą.

Zerknął jeszcze na chłopca i ostrożnie odwrócił się na łóżku, dbając o to, aby ani jemu się nic nie stało, ani też nie spowodować u siebie niepotrzebnego bólu. Chociaż od porodu minęło już trochę czasu, dalej doskwierały mu z tego powodu problemy.

– Naprawdę jesteś zaskoczony? – spytał, zerkając na stojącego przy drzwiach sypialni Kenshina. – Katsurou doskonale wiedział, jak wkraść się do mojego serca. Poza tym jego nie da się nie kochać.

Kenshin jedynie jakby lekko rozbawiony pokręcił głową i podszedł do niego, by po chwili krótko go pocałować.

– Dobrze, że jednak urodził się tylko jeden, inaczej byś o mnie zapomniał – mruknął, siadając na łóżku i zerkając na chwilę na dziecko.

– To i tak dziwne, bo Nao był pewien, że jednak będą bliźniaki. – Akira westchnął cicho i znowu skupił swoją uwagę na Katsurou. Po raz kolejny poruszył zabawką. – Najwidoczniej będzie naprawdę silny.

– Tym lepiej, skoro ma mnie kiedyś zastąpić. – Chwilę później Kenshin ułożył się na łóżku w ten sposób, żeby Katsurou leżał pomiędzy nimi i z żadnej strony nie mogła stać mu się nawet najmniejsza krzywda. – Myślałem ostatnio o tym, że gdyby Nao urodził Omegę, to byłaby dla Katsurou dobra okazja do małżeństwa.

Akira lekko uniósł brwi, przez chwilę zastanawiając się, czy powinien to komentować. Od powrotu z Shiwy naprawdę dobrze się między nimi układało i praktycznie się ze sobą nie kłócili, źle byłoby to teraz niszczyć. Ale jeśli jego mąż naprawdę chciał zaplanować ich dziecku przyszłość już teraz, był gotów walczyć nawet mimo wyraźnego braku sił.

– Nie będziemy go z nikim zaręczać – stwierdził spokojnie, zerkając na twarz ukochanego. – Nie szukaj za niego Omegi i daj mu się normalnie zakochać. Nie chcę odbierać mu normalnego dzieciństwa.

– Nie o tym mówię. Chodzi mi o to, żebyśmy ich ze sobą zapoznali i może akurat sami będą chcieli – wyjaśnił Kenshin, zabierając od Akiry grzechotkę i pozwalając mu na chwilę odpocząć od ciągłego używania ulubionej zabawki Katsurou.

Dobrze, że jedynie blondyn znał prawdę o pochodzeniu drewnianego przedmiotu, który otrzymał jeszcze przed całą tą sytuacją z Shiwą. Za każdym razem, kiedy patrzył na grzechotkę, myślał o tej chwili, kiedy Koya wręczył mu ją w prezencie dla dziecka. Początkowo po powrocie do Touto chciał ją wyrzucić i nawet próbował to robić, ale nie potrafił tego zrobić. Zostawił ją więc jako pamiątkę, chociaż nigdy nie myślał, że Katsurou z wszystkich zabawek właśnie ją najbardziej będzie lubił.

Być może tak właśnie miało być? Kiedyś wierzył, że to z Koyą będą mieć dzieci i razem je wychowają. Los postawił na jego drodze zupełnie innego mężczyznę i teraz to z nim wychowywał tę małą istotę, ale dzięki tej starannie wykonanej zabawce chyba dalej zachowywał jakąś cząstkę przyjaciela. I starał się wierzyć, że tak właśnie miało być.

– I tak musisz zaakceptować jego wybór, jeśli się w kimś naprawdę zakocha.

– Chcę być tak jak mój ojciec, na pewno zaakceptuję każdą Omegę i jej pochodzenie nie będzie miało znaczenia – obiecał Kenshin, nie spuszczając spojrzenie z Katsurou. Chociaż, tak jak Alfy miały w zwyczaju, nie poświęcał synowi tyle czasu, nie dało się nie zauważyć tych uczuć wobec dziecka. – No, chyba że byłoby to dziecko Katashiego...

Słysząc to, Akira z trudem powstrzymał śmiech. Zasłonił usta dłonią, ale i tak nie udało mu się ukryć rozbawienia tymi słowami. A tym bardziej wyobrażaniem, że Katsurou miałby związać się z dzieckiem, które za kilka miesięcy miało pojawić się w Razan. To było tak niedorzeczne i nierealne, ale ta wizja niezwykle go bawiła.

Cicho westchnął i zerknął na Kenshina. Dopiero teraz dostrzegł jego wyraźnie zaskoczone spojrzenie.

– Hm? Coś się stało?

– Nie, po prostu... – Król Touto cicho westchnął. – Ostatnio naprawdę rzadko się śmiejesz.

Sam nawet nie zwrócił na to uwagi. Choć może rzeczywiście jego emocje nie były już tak uwydatnione jak wcześniej. Nic jednak nie potrafił poradzić na ten lęk, który dalej pozostał w jego sercu i czasami nie pozwalał mu nawet się uśmiechnąć, chociaż naprawdę chciał pokazać całemu światu, że czuł się dobrze.

– Ostatnio czuję się coraz lepiej – powiedział cicho, szukając w głowie odpowiednich słów, by wyjaśnić to wszystko. – Widzę, jak bardzo o mnie dbasz i to dlatego. Trochę jeszcze mnie to wszystko przeraża, ale skoro wiem, że zawsze będziesz o mnie dbać, to nic nie będzie hamować mojego śmiechu.

– Jeśli coś by się działo, powiesz mi o tym?

– Zawsze będę mówił.

Być może Kenshin zamierzał go teraz pocałować, bo przybliżył się trochę. Ale nagły, zupełnie niespodziewany płacz dziecka skutecznie mu to uniemożliwił. Obydwoje odsunęli się od siebie zaskoczeni i spojrzeli po sobie. Dopiero po chwili Akira ostrożnie usiadł i podniósł Katsurou, żeby przytulić go do siebie.

– Wiesz, ostatnio myślałem o tym, co mówił Nao – powiedział, kiedy płacz dziecka ustał. Zmęczone próbą zrozumienia działania grzechotki, w końcu zamknęło oczy, zamierzając spać. – Katsurou nie będzie trochę samotny?

– Dlaczego miałby być?

– Moi rodzice praktycznie się mną nie opiekowali, ale przynajmniej miałem dookoła siebie inne dzieci. My będziemy zajęci i przydałoby mu się towarzystwo. I nie chodzi o jakąś opiekunkę, bo to nie jest to samo. – Akira lekko skrzywił się na samą myśl o Omedze, która w teorii miała pomóc mu wychowywać Katsurou.

– Położę go już w kołysce, żebyś mógł odpocząć. – Kenshin podniósł się i ostrożnie zabrał od niego niemowlę. – Co ma z tym wspólnego Nao?

– Wiesz... Może teraz jednak nie udało się z bliźniakami, ale zawsze Katsurou mógłby mieć rodzeństwo – zauważył cicho.

Właściwie ta myśl już od jakiegoś czasu chodziła mu po głowie. Co prawda kolejna ciąża znowu na jakiś czas wyłączyłaby go z pracy na uczelni, a bardzo już za nią tęsknił, ale chciał mieć przynajmniej tę dwójkę dzieci. Zawsze uważał, że jedno to zbyt mało, sam czasami bardzo chciał mieć rodzeństwo i uważał, że Katsurou też będzie bardziej zadowolony, jeśli będzie miał kogoś, z kim będzie się mógł bawić.

Kenshin początkowo na to nie odpowiedział. Ułożył syna w kołysce i dopiero wtedy zerknął na Akirę z zaskakującą powagą.

– Jesteś pewien, że dasz sobie z tym radę?

– Przecież będziesz przy mnie – zauważył z delikatnym uśmiechem Akira. – A razem poradzimy sobie ze wszystkim.

I mówił to jak najbardziej szczerze. Bo jeśli było coś, czego nauczył się przez ostatnie miesiące, to szukania oparcia w Kenshinie. Może ktoś mógłby uważać go za głupiego, że potrzebował aż tak wiele, by uwierzyć w coś tak naturalnego, ale dla niego to dopiero teraz stało się oczywiste.

Dopóki Kenshin był przy nim, mógł poradzić sobie ze wszystkim.

Mamy następcę tronu Touto! Naprawdę lubię tego dzieciaka, chociaż może niekoniecznie w tej wersji, gdzie potrafi tylko leżeć i płakać. Ale Katsurou w przyszłości będzie naprawdę cudowną osobą, choć przeczucie mówi mi, że raczej nie może liczyć na bezproblemowe życie, nawet jeśli ma cudownych rodziców, bo Kenshin jako ojciec to chyba najlepszy materiał na ojca spośród wszystkich moich postaci.

Naprawdę zaczynam się stresować świadomością, że został jeszcze tylko 93 rozdział i epilog. Co prawda z jednej strony jest to bardzo ekscytujące, bo jeszcze nigdy nie skończyłam tak długiego projektu (ani nawet takiego o połowę krótszego), ale też w pewien sposób przykre, bo co ja będę robić pod koniec tygodnia bez publikacji "Amano"? Po dwóch latach to będzie przerwanie naprawdę przyjemnej rutyny. Ale pewne rzeczy muszą się skończyć, żeby inne mogły się zacząć, prawda? A ja mam dla was całkiem przyjemną niespodziankę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro