15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!

Zdrowych, wesołych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Dużo radości, spełnienia wszystkich marzeń, samych sukcesów i świąt spędzonych w gronie rodziny. Bogatego Mikołaja, dużo kasy, miłości i przyjaźni, a także udanego sylwestra i szczęśliwego Nowego roku, moi kochani! Mam nadzieję, że będziecie ze mną przez wiele moich prac! Mam nadzieję, że będę w stanie pisać rozdziały, które będą spełniały wasze oczekiwania! Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba! Rozdział miał być po świętach, ale powiedzmy, że to świąteczny prezent dla was!

Światło zaczęło się przebijać przez okna do pokoju, w którym znajdowała się Emily. Nastolatka wciąż była nieprzytomna. Od wczorajszego incydentu, gdy wpadła w ramiona Klausa do tej pory, cały czas spała. Mikaleson zostawiając nastolatkę, położył ją na materacu. W końcu promienie słońca stały się tak jasne, że zaczęły denerwować śpiąca blondynkę. Emily powoli uchyliła powieki i rozejrzała się po pomieszczeniu. Szybko uświadomiła sobie, że ostatnie wydarzenia były prawdziwe, miała nadzieję, że okażą się snem. Zwykłym koszmarem. Uniosla się na łokciach i powoli próbowała podnieść. Nic z tego jednak nie wyszło, ponieważ miała przykutą rękę do kaloryfera.

-To chyba jakiś żart. - mruknęła pod nosem. Jej nadgarstek był przykuty poprzez kajdanki do rury. Szarpnęła dłonią i próbowała się uwolnić, jednak na nic się to zdało - Pieprzony dupek. - warknęła i jeszcze raz szarpnęła dłonią. Jednak tylko pogorszyła sprawę, metal z kajdanek wbił się jej w dłoń, aż do krwi. - Bosko... - szepnęła i powoli oparła się o ścianę.

Rozejrzała się jeszcze raz. Nie było nic. Nie miała nic, czyn mogłaby się obronić, nic co mogłoby jej pomóc uciec. Westchnęła zniechęcona. Nie mogła się poddać, po prostu nie mogła.

- Klaus! - warknęła po chwili. Kiedy po chwili nie usłyszała żadnej reakcji spróbowała jeszcze raz - Klaus! - krzyknęła tak głośno jak tylko umiała. Chwilę później usłyszała kroki. - No w końcu... - mruknęła sama do siebie.

Drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął blondyn z charakterystycznym dla siebie uśmiechem.

-Wołałaś mnie, kochanie? - zapytał zaczepnie przygryzając wargę.

-Widzę, że przynajmniej tobie humor dopisuje. - warknęła, a Mikaleson przewrócił oczami.

-Taki piękny dzień - rozejrzał się wokół - Dlaczego ktoś miałby mieć zły humor? - wzruszył ramionami.

-Sama nie wiem... - udała, że się zastanawia - Może dlatego, że mnie tu więzisz wbrew mojej woli?

-Masz gdzie spać i wciąż żyjesz. - mruknął - Czego jeszcze potrzebujesz? - jęknął i ukrył twarz w dłoniach.

- Na przykład skorzystać z toalety? - prychnęła.

-Jasne... Ja Cię wypuszczę do toalety, a Ty spróbujesz uciec. - mruknął pewnie - Już raz mi uciekłaś, drugi raz nie popełnię tego błędu i Ci na to nie pozwolę. - warknął zaciskając dłonie w pięści.

-Litości! Mam Ci się załatwić na materac? Jak jakiś pies czy kot? - prychnęła zażenowana.

Klaus zastanowił się chwilę. Z jednej strony był pewien, że dziewczyna coś kombinuje, z drugiej jednak naprawdę mogła chcieć skorzystać z toalety.

-Dobra. - machnął dłońmi - Lepiej, żebyś nie próbowała żadnych sztuczek. - warknął i szybko znalazł się przy blondynce. Zdjął kajdanki i pociągnął nastolatkę w górę. - Ostrzegam, że jeśli zrobisz jakąś głupotę, to tego pożałujesz. Jasne?!

Emily przygryzła dolną wargę. Wiedziała, że pierwotny nie żartuje. Delikatnie skinęła głową.

-Nic nie zrobię. - wyszeptała ledwo słyszalnie. Patrzył na nią jeszcze chwilę. Jakby szukał dowodu, że mówi prawdę. - Proszę, możemy już iść? - jęknęła - Ja naprawdę muszę siusiu! - pisnęła niczym mała dziewczynka.

Zaśmiał się kręcąc głową. Chyba już rozumiał, dlaczego Kol naprawdę polubił tą niską blondyneczkę. Coś w sobie miała. Pytanie: co to takiego?

-Chodź. - skinął głową na drzwi. Szybko pomaszerowała za blondynem. Oprócz tego, że chciała znaleźć jakiś sposób na ucieczkę, naprawdę musiała iść do toalety.

Minęli kolejny drzwi, a Niklaus dalej szedł przed siebie. Jak długo jest ten korytarz? I ile w tym domu jest pokoi? To jedyne pytania, które miała w głowie Emily.

-Daleko jeszcze? - jęknęła.

-Tutaj. - odparł i dłonią uderzył w drewnianą powłokę - Masz dosłownie pięć minut. Jeśli po tym czasie nie wyjdziesz to wejdę i Cię wyciągnę, jasne? - warknął.

Prychnęła i pokręciła głową.

-Jestem tu już jakiś czas, a pokój, w którym się znajduje do czystych nie należy. - mruknęła - Mogę chociaż wziąć prysznic? - poprosiła.

Przewrócił oczami. Jak z dzieckiem...

-Masz maksymalnie piętnaście minut. Później wchodzę i Cię wyciągam. Wszystko jasne? - warknął.

Skinęła głową i szybko weszła do łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro