2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień minął szybciej niż blondynka mogła się tego spodziewać.
Okazało się, że Damon miał rację. W towarzystwie przyjaciół było jej o wiele łatwiej.

-Wiadomo co z Klausem? - spytała, gdy wraz z Riciem, Stefanem i Damonem siedziała w salonie na kanapie i oglądała jakiś film.

Saltzman westchnął niechętnie.

-Niestety. - pokręcił głową - Nie ma znaku życia. Nikt nic nie widział i nikt nic nie słyszał.

W odpowiedzi skinęła głową.

-Wiecie co... Ja chyba pójdę dziś do mamy. Nie byłam tam od pogrzebu i wydaje mi się, że teraz jest już gotowa.

-Iść z Tobą? - szybko wtrącił Alaric.

Pokręciła głową.

-Wolałabym iść sama... Muszę wszystko przemyśleć, a skoro Klausa raczej nie ma nigdzie w pobliżu to nic nie stoi na przeszkodzie, żebym poszła sama.

Damon spojrzał na nią niepewnie. Był przeciwny. Nie chciał znowu ryzykować jej życiem. Przeszła już wystarczająco. Bał się, że więcej nie da rady.

Emily skrzyżowała spojrzenie z czarnowłosym.

- Nie martw się. Wrócę za maks pół godzinki. Cała i zdrowa. - podkreśliła ostatnie zdanie.

Niechętnie pokiwał głową na znak zgody.

Nastolatka nie potrzebowała więcej. Szybko zarzuciła na siebie kurtkę i ubrała czarne botki na koturnie.

Wyszła na zewnątrz i ruszyła na cmentarz.

Na zewnątrz było coraz zimniej. Minął już pierwszy tydzień grudnia. Z dnia na dzień do Emily coraz bardziej docierało, że zbliżają się pierwsze święta, których nie spędzi z mamą.

Po dwudziestu minutach stanęła przed grobem matki.

Upadła na kolana i wybuchła płaczem. Z jej oczu zaczęły lecieć niekontrolowane łzy. Chciała być silna. Ale już nie miała siły.

- To miałam być ja. - jęknęła nieporadnie - Przepraszam Cię mamo... To nie miałaś być Ty. Gdybym mogła cofnąć czas... Gdybym tylko mogła coś zrobić. Tak bardzo żałuję, że do tego dopuściłam. - słowa leciały z niej same, nie myślała nad tym co mówi. Po prostu chciała z siebie wszystko wyrzucić - Mamo, wybacz mi proszę. - załkała.

Płakała bardzo długo. Zabrakło słów, ale nie łez. Miała dość udawania twardej. W końcu po kilkunastu minutach udało jej się uspokoić.

Wzięła głęboki wdech i spojrzała na nagrobek.

Carol Revise
23.05.1980. ~ 30.11.2018

Śmierć jej matki nie pójdzie na darmo. Wstała i otarła łzy. Nie pozwoli, aby śmierć rodzicielki nic nie wniosła. Jej matka nie mogła zginąć za nic. To Emily miała by na jej miejscu. Ale skoro stało się inaczej, to pomści matkę. Zrobi to co powinna.

-Dlaczego chciałaś przyjść tu sama? - usłyszała znajomy głos zza placów.

Niepewnie się odwróciła.

-Musiałam pomyśleć. A Ty? Co tu robisz? - wyszeptała.

-Spaceruję, lubię cmentarze nocą. Ten widok mnie uspokaja. - wyjaśnił.

-Dlaczego ze mną rozmawiasz? - zadała pytanie, które nurtowało ją od początku.

-Dlaczego miałbym nie rozmawiać? - zaśmiał się Mikaelson.

- Kol, nie graj ze mną. Powiedz czego oczekujesz.

Westchnął i przeczesał włosy dłonią.

-Myślę, że mój brat uciekł daleko od Mystic Falls. Narazie tu nie zawita, ale z pewnością po Ciebie wróci. Nie wiem kiedy. Może za kilka dni? Może za kilka lat? Wiem tylko, że wróci. Jesteś dla niego zbyt cenna. - wyjaśnił i oblizał dolną wargę.

Emily popatrzyła mu w oczy i przygryzła wargę.

Kol Mikaelson był dla niej zagadką. Było w nim coś co imponowało blondynce. Pokręciła głową próbując odepchnąć od siebie głupie myśli.

- Myślisz, że on kiedyś odpuści? - mruknęła.

Zaśmiał się i pokręcił głową.

-Tak. Jak już dostanie to czego chce.

I to był moment. Nastolatka wiedziała, że tym razem to nie Klaus wyjdzie zwycięsko. Tym razem to ona wygra. Musi to zrobić. Dla mamy.


******
Mam nadzieję że rozdział się spodobał! Jeśli tak gwiazdki i komentarze mile widziane! Do następnego rozdziału kochani! ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro