4.
- Nie zgadzam się. - czarnowłosy dalej stał przy swoim.
-Nie masz nic do gadania. - westchnął Ric ciągnąć za końcówki włosów. Zdecydowanie miał już dość negocjacji, które z góry były skazane na porażkę Damona.
-To jest mój dom i mam dużo do gadania. - sprzeciwił się. Twardo stał przy swoim i nie zamierzał odpuścić. Czasem jego upór był naprawdę godny podziwu.
-Damon, oni serio chcą nam pomóc. - dodała Emily patrząc w oczy mężczyźnie.
Salvatore popatrzył na nią błagalnie.
-Nie mów mi, że im ufasz... - jęknął zażenowany.
-Gdyby nam nie ufała to nie wpuściłaby nas do domu. - parsknął Kol wchodząc do salonu.
- Czy Ty przypadkiem nie miałeś gdzieś iść z moim braciszkiem? - warknął.
-Tak. Tak, miałem. Ale dołączył się też mój i zrobiło się strasznie drętwo. - zaśmiał się.
-Udajesz głupiego czy naprawdę taki jesteś?
- Jak myślisz? - mruknął i podszedł jeszcze bliżej.
Jeszcze metr i stykaliby się klatkami piersiowymi. Na szczęście blondynka w porę zareagowała i stanęła między nimi.
-Uspokójcie się! Im szybciej znajdziemy Klausa tym szybciej będziemy mogli się rozstać. - mruknęła - Proszę was, postarajcie się nie pozabijać. - jęknęła. Czuła się jakby stała między dwójką dzieci a nie dorosłymi mężczyznami.
-Blondi...
-Masz rację. - odparował nagle Kol zaskakując wszystkich.
-C-co? - sama nie wierzyła w to co usłyszała.
-To. Masz rację. Skaczemy sobie do gardeł zamiast zacząć szukać mojego brata. - westchnął poprawiając włosy.
-Dzięki Kol. - uśmiechnęła się do bruneta. Była mu wdzięczna.
- Nie ma za co. - odwzajemnił uśmiech.
W tym momencie Damon miał ochotę zedrzeć Mikaelsonowi uśmieszek z twarzy. Ręce miał zaciśnięte a jego ciało było napięte jak struna. Jak Kol śmiał flirtować z Emily? I to jeszcze na jego oczach!
- Mam prośbę... Jestem mega zmęczony. Mógłbym się gdzieś położyć? - mruknął brunet i się przeciągnął.
- Nie!
- Tak.
Powiedzieli w tym samym czasie Damon i Emily po czym na siebie spojrzeli.
-Elijah może u nas zostać. Jakoś to wytrzymam. Ale on - wskazał palcem no młodszego z braci - Nie ma takiej opcji! Nie udostępnie mu żadnego pokoju. - warknął.
Emily nie rozumiała zachowania czarnowłosego. Jedyne o czym myślała to zemsta za śmierć matki. Nie docierało do niej, że Damon może być zazdrosny.
-Damon, proszę Cię! To dla mnie naprawdę ważne! - jęknęła żałośnie. Spojrzał na nią i już wiedziała, że go nie przekona.
- Nie to nie! Nie będę się prosić! - warknęła wściekła - Chodź Kol. Położysz się u mnie, dla mnie to nie problem. - pociągnęła bruneta za sobą i ruszyła schodami na górę domu.
Po chwili zniknęli na górze.
-To chciałeś osiągnąć? - mruknął roześmiany Alaric do Damona.
-Zmaknij się. - warknął i usiadł na kanapie obok niego.
-Co ty najlepszego odwalasz stary?
- Nie wiem kurwa! Sam nie wiem! - pociągnął się za końcówki włosów - Nie chcę, żeby ten debil byk blisko niej. Nie ufam mu ani trochę.
-Przyznaj, że jesteś zazdrosny. - parsknął śmiechem - Dobrze wiem, że nie chodzi tu o zaufanie. Jesteś o nią po prostu zazdrosny. Widać to.
-Nie wiem co widać! Nie jestem o nią zazdrosny. Jesteśmy przyjaciółmi i tyle. Martwię się o nią, bo dużo ostatnio przeszła. Nie chcę, żeby przez kogoś cierpiała. - wyjaśnił.
-Mhm. - mruknął - Jasne.
-Mówię serio! - warknął już naprawdę zły.
-Wierzę Ci! - krzyknął i ruszył do kuchni, aby coś zjeść.
*****
Mam nadzieję że rozdział się spodobał, jeśli tak możecie zostawić gwiazdkę i komenatrz. Do następnego rozdziału kochani. ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro