i. ━━ the first taste

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

━━━━━━━━━━━━━━━━

ROBIN nigdy nie witała pierwszych dni czerwca z entuzjazmem większym niż teraz.

Nocne powietrze zawsze przynosiło jej swego rodzaju komfort, wypędzało z jej umysłu natrętne myśli i pozwalało jej się rozluźnić - coś, na co ostatnimi czasy nie miała zbytnio okazji. Wieczorne spacery były dla niej wybawieniem od panikowania nad pozornie nieistotnymi rzeczami, nie mogła więc odmówić sobie jednego i teraz, kiedy szczególnie go potrzebowała.

Szatynka poruszyła się niespokojnie, starając się mentalnie otrząsnąć z siebie uczucie bycia obserwowaną. Z jednej strony mogła być to tylko paranoiczna iluzja która towarzyszyła jej kiedykolwiek wybierała się w mniej lub bardziej zagęszczone miejsca, z drugiej - mogła to być obca druga osoba, której Robin raczej nie spodziewałaby się spotkać o pierwszej w nocy pośrodku mniej uczęszczanego miejskiego parku. W tym wypadku jednak lepsze byłoby trzymanie jej na linii wzroku, lecz jak głupie by się to nie wydawało, podświadomość mówiła jej że dziwnie znajoma obecność nie jest żadnego rodzaju zagrożeniem. Kiedy na bruku rozległo się ciche stukanie grubych podeszw, głośniejsze z każdą sekundą, a w nozdrza dziewczyny uderzył zapach wiśniowych perfum, wiedziała już że jej przeczucie i tym razem zdołało dowieść swojej nieomylności.

── Robin. Cóż za miła niespodzianka. ──

Mei, o której istnieniu jeszcze niecałe dwa miesiące temu Robin nie miała nawet pojęcia (co szybko zostało rozwiązane dzięki ich wspólnemu znajomemu), zawsze znajdowała sposób aby tajemniczo pojawiać się gdziekolwiek podążała Weyes - przy stoliku pod oknem ulubionej kawiarni czy między półkami najczęściej uczęszczanej przez nią biblioteki. Nie żeby sprawiało jej to żaden problem, nawet wręcz przeciwnie - Robin szybko przekonała się że towarzystwo różowowłosej, jej artystyczne roztrzepanie obecne w sposobie jaki mówiła i jej zachowaniu tak różnym od jej poprawia jej humor jak gdyby znały się od lat. To przypadkowe spotkanie rzeczywiście można było uznać więc za niespotykanie przyjemne zrządzenie losu.

── Nie wiedziałam że też gustujesz w nocnych spacerach ── szatynka odpowiedziała równie filuternym uśmiechem, poprawiając wiszącą na jej ramieniu torbę. ── Za dużo wolnego czasu? ──

── Pff, wolnego czasu nigdy za wiele. W rzeczy samej, korzystam z czasu tutaj jak tylko mogę bo nie wiem jak dużo mi go jeszcze zostało ── parsknęła, patrząc w oczy Robin z takim samym blaskiem jakby wcale nie przeczył jej przytłaczającemu wyznaniu.

── Wyjeżdżasz? ── pytanie czarnowłosej wybrzmiało o wiele bardziej desperacko niż by tego chciała, wprawiając ją w lekkie zamieszanie.

── To tylko sprawa rodzinna, nie powinno mi to zająć więcej niż dwa tygodnie ── odparła lekko, w pocieszającym gęście wyciągając dłoń by położyć ją na ramieniu Robin i zadzierając głowę z uśmiechem na ustach. ── Nie pozwoliłabym ci się aż tak za mną stęsknić ── Mei zaśmiała się perliście i odwróciła wzrok, jakby wcale nie zdawała sobie sprawy z lekkich wypieków na policzkach szatynki.

Tłukący się o czaszkę natłok myśli i ledwo słyszalna w jego hałasie muzyka dobiegająca z pobliskiego klubu dobiegła do uszu Weyes i wprawiła różowowłosą w widoczne podekscytowanie. ── Chodź. Nie wzięłam ze sobą żadnych pieniędzy, ale nikt nie zabroni mi bawić się i tutaj ── zachichotała, łapiąc rękę dziewczyny i zaczynając bujać się do rytmu. Robin nie pozostało nic innego poza odwzajemnieniem głośnego śmiechu i oddaniu się diabelnie nieskoordynowanemu, lecz diabelnie przyjemnemu tańcu.

Bursztyny oczu Mei świeciły jeszcze bardziej niż zazwyczaj, podbite światłem ulicznych lamp i czymś, czego Robin nie była w stanie umiejscowić. Nie stało jej to jednak na drodze aby dalej starać się uchwycić każdy detal idyllicznej sceny rozgrywającej się przed nią: sposób w jaki ciągle odgarniane włosy Mei zawsze znajdowały sposób żeby z powrotem zakryć jej oczy, próby stłumienia zdecydowanie zbyt głośnego jak na tą godzinę i zaraźliwego śmiechu oraz figlarny półuśmiech który aż prosił się o to żeby zostać scałowany z kącików jej ust.

Czy samolubnym było chcieć posiadać to wszystko tylko i wyłącznie dla siebie? Mając w zasięgu ręki taki skarb wizja uwłaszczenia go sobie była niezwykle kusząca, i szatynka naiwnie liczyła na to że Mei równie chciwie chłonie każdy spowodowany przez nią rumieniec, ledwo zauważalnie drży z najdelikatniejszym muśnięciem ich dłoni i z trudem powstrzymuje się przed skróceniem dystansu dzielącego ich twarze chociażby o cal, tylko po to by w ramach ludzkiej ciekawości sprawdzić reakcję dziewczyny. Może tylko po to żeby przekonać się czy uczucie jest odwzajemnione i mogą przestać już udawać jakby przypadkowe spotkania takie jak te były rzeczywiście tak zupełnie nieplanowane.

Wprowadzając ją w kolejne wybuchy śmiechu i balansując nad przepaścią podjęcia decyzji która mogła zwrócić bieg ich relacji na zupełnie nowy tor, wizja choćby dwóch tygodni bez jej widoku wydała jej się nagle dziwnie niewykonalna.

━━━━━━━━━━━━━━━━

PIERWSZE dni lutego nie przynosiły jej nigdy większej ekscytacji. Szczerze mówiąc, sama nie potrafiła już powiedzieć kiedy ostatni raz cieszyła się z tego jak szybko porusza się czas mimo jej ciągłych narzekań. Stojąc nad kuchennym zlewem, oparta o zimny blat, miała wrażenie że równie dobrze każdy dzień mógł być po prostu anaforą poprzedniego.

Odgłos wody uderzającej o zlew i jej mokry dotyk na twarzy powoli zaczął rozbudzać przedwcześnie wyrwaną ze snu szatynkę, która nie miała już siły kłócić się kolejny raz ze swoim organizmem i nawet próbować ponownie zasnąć. Mozolnie wpadające przez okno słońce śmiało jej się prosto w twarz, będąc świadkiem kolejnego z identycznych porannych precedensów.

Dziewczyna ruszyła z powrotem do salonu, rzucając się na kanapę zawaloną kocami, spod których zaraz potem dobiegł donośny jęk.

── Nie przeszkadzaj sobie ── parsknęła, przeciągając jeden z koców na swoje kolana i zastygając w krótkim milczeniu, które zostało przerwane przez przed chwilą śpiącego jeszcze delikwenta. ── Nie miałem zamiaru jeszcze wstawać ale skoro nie angażujesz się do obudzenia mnie sama to muszę wziąć sprawy we własne ręce ── mruknął uczepiony do jej ramienia chłopak, wierzchem dłoni przecierając oczy.

Szatynka szczerze się zaśmiała, rzucając przyjacielowi rozbawione spojrzenie przez ramię. ── I nie wykorzystałeś tej okazji żeby smacznie sobie pochrapać? Mówiłam że rozjaśniacz kiedyś wedrze ci się do tej pustej skorupy. ──

── Bardzo śmieszne że wspominasz o farbowaniu włosów bo tobie też bardzo by się przydało. Twoje odrosty aż krzyczą o pomstę do nieba ── Ash zachichotał, dalej z rozbawieniem przeklinając pod nosem gdy należnie dostało mu się po blond głowie za jakże warty tego żart. ── Anyway, wstawaj. Pomożesz mi ze śniadaniem. ──

Zasiadając do wspólnie przygotowanego posiłku Robin przełykała jedzenie z nutą żalu. Przyjaciel, który instynktownie potrafił już wyczuć kiedy sprawy miały się nienajlepiej i chętnie oferował pomoc przez drobne gesty typu nocowanie w jej mieszkaniu stanowił niezwykłe wsparcie, za co Weyes była mu więcej niż wdzięczna. Z czasem zaczęło wydawać jej się jednak jakby Ash przeceniał jej problemy nad swoje i poświęcał się dla straconego celu, który zaczął w końcu pochłaniać go coraz częściej. Trudno było jej odmówić tak bezinteresownej oferty, jednak nawet bez żadnego słowa sprzeciwu od wieloletniego przyjaciela czuła się jak kula u jego nogi. Trudno było usamodzielnić się w tej kwestii gdy najwidoczniej nie zamierzano dopuścić cię znów do kompletnego odosobnienia.

── Hej, nie chciałoby ci się zanieść moich książek do biblioteki? Jestem już przynajmniej z dwa tygodnie po terminie i trochę boję się teraz osobiście narażać ── mruknął blondyn, rzucając jej błagające spojrzenie z drugiej strony stołu. Czarnowłosa z potwierdzeniem kiwnęła głową, w myślach odnotowując że po drodze powinna też wpaść do sklepu. Równie dobrze mogła załatwić wszystko za jednym razem, wiedząc że bez odpowiedniej motywacji będzie trudno jej się ruszyć gdziekolwiek poza mieszkanie. Bez Asha w takim tempie równie dobrze mogłaby wejść w stan bezczynnej wegetacji.

Wymieniając ostatnie słowa pożegnania, wiedząc że najpewniej nie zastanie przyjaciela po powrocie do domu, Robin ze słuchawkami na uszach i jasnym celem w głowie ruszyła przed siebie. Po około półtorej godziny od wyjścia, szarpiąc się z kluczami do mieszkania i na szybko odczytując wiadomość od Asha o zostawionym przez niego obiedzie w lodówce, dziewczyna ledwo potrafiła przywołać wszystkie wykonane jak w transie czynności. Anaforyczne właściwości każdego dnia wydawały jej się szczególnie uwypuklone kiedy wchodząc do cichego, pochłoniętego w mroku zasuniętych rolet mieszkania pozostawała znów sama na pastwę własnych myśli.

Równie paralelnie, z każdym wschodem słońca przychodziła gorycz, z goryczą - chęć poczucia jej również w płucach. Otwierając drzwi na balkon i wychodząc na zewnątrz Robin i tak miała już wrażenie że miejskie powietrze odwala całą robotę za tytoń.

Uliczka, choć zwykle aż za bardzo tętniącą życiem, nie była zbyt ciekawym obiektem obserwacji, z braku laku czarnowłosa nie miała więc nic lepszego do robienia poza kartkowaniem pierwszej lepszej książki pożyczonej przy okazji bycia w bibliotece. Beznamiętnie przewracając pożółkłe kartki, zatrzymała się na tytule który aż prosił się o uwagę, również z racji że pożyczając egzemplarz łapała go raczej na oślep - bądź, w tym wypadku, na wyczucie. Skromnie mówiąc Robin nie nazwałaby siebie szczególnie obeznaną w poezji osobą, jednak Safona nie raz zajmowała jej myśli w dnie i nieprzespane noce. Dobrze jej już znane słowa "Gongyli" stanowiły dla niej jednak odwieczną zagadkę kryjącą się między wersami, których nie potrafiła wyszukać. Zaciągając się dymem, wbiła wzrok w lekko płowiejący tekst. Może to ta noc pod ledwo widocznymi przez chmury i uliczne światła gwiazdami miała przywieść jej wynik dotychczas nieudolnych analiz.

"Gongyla, cudna moja kochanka odeszła..." Wiatr dął jej prosto w oczy, a serce ani rozum nie widziały między słowami niczego, czego przedtem nie zdążyłaby się już dopatrzeć. Ironicznie na myśl nie potrafiło jej przyjść nic innego poza gorzkimi wspomnieniami bursztynu i wiśni. "Czyli smutek się zmniejszy? Oto mi wypadł z młodego wianka kwiat najpiękniejszy."

Szatynka syknęła, czując kłucie we wskazującym palcu. Szybko lokalizując źródło bólu i jego przyczynę, jej wzrok przyciągnęła wystająca zza tylnej okładki kartka, której wcześniej nie zauważyła. Z cichym przekleństwem na ustach wyciągnęła ją, z zaskoczeniem zauważając że znajduje się na niej jakiś dłuższy tekst.

"pisząc tą notatkę szczerze wątpię by trafiła ona do kogokolwiek, biorąc pod uwagę że, wnioskując z jego stanu na moje oko, egzemplarz ten jest raczej rzadko wypożyczany ( a shame really ). jeśli jednak ją czytasz, logicznie musi znaczyć to że ją znalazł*ś i masz zajebisty gust - niegrzecznie byłoby się więc teraz nie przedstawić. nie z imienia, przynajmniej nie na tym etapie. jeśli jednak poszukujesz odpowiedzi w tej kwestii i korespondencyjnego przyjaciela - być może mamy więcej wspólnego niż ci się wydaje :) "

Czarnowłosa przygryzła wargę, czytając notatkę od nowa i od nowa. Nie była już nastoletnią entuzjastką prób poczucia się jak główna bohaterka romansu z półki promocyjnej, jednak trudno było spierać się z tym jakoby enigmatyczna wiadomość nie wzbudziła w niej ciekawości.

Parsknąwszy gorzko pod nosem zgięła kartkę w pół, odkładając ją na bok. Czy naprawdę była aż tak zdesperowana o poczucie jakiegokolwiek dreszczyku emocji? Wstyd było jej przyznać nawet przed samą sobą jak spragniona była relacji z drugą osobą którą, z całym szacunkiem, nie był tylko Ash. Najpierw jednak musiała wziąć się za relację priorytetową w obecnym stanie rzeczy - relację z samą sobą. Dźwiganie moralnej odpowiedzialności za utrzymywanie nowych znajomości nie było więc jak na razie na jej siły. Notatka najwyraźniej przeznaczona była komuś innemu. "A shame really", jakby to powiedział autor wiadomości w przysłowiowej butelce.

Mozolnie dopalając kruszącego się jej w palcach peta, Robin nie mogła pozbyć się wrażenia jakby rzucony w kąt stolika świstek papieru rzucał jej wymowne spojrzenia.

━━━━━━━━━━━━━━━━

[ unedited ]

pierwszy rozdział done, jak zwykle czekam na feedback i wasze przemyślenia o postaciach i tym jak na razie zostały przedstawione :]

tytuł rozdziału inspirowany utworem the first taste fiony apple, który był też inspiracją do sceny z flashbacku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro