Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Green was the color of the grass
Where I used to read at Centennial Park
I used to think I would meet somebody there
Teal was the color of your shirt

invisible string by Taylor Swift

- Kurapika uratował mi życie, a ja głupia mu nie wierzyłam. - westchnęła Melody. Leorio zdezorientowany patrzył na dziewczynę z rozwartą szczęką, nie wiedząc co powinien powiedzieć. Obydwoje siedzieli w ciszy po historii z życia wziętej, która brzmiała strasznie i nierealistycznie. Chłopak trawił wszystkie te słowa przyswajając sobie co jego przyjaciel przeżył i co w sobie ukrywał. Jak musiał się bać i jak to wpłynęło na jego teraźniejsze życie. Teraz rozumiał wiele zachowań Kurapiki, które go wcześniej dziwiły, lub irytowały.

- Mi też mówił o jakimś śnie, ale nie opowiadał mi o nim dokładnie.

- Zrobi to, bo właśnie ciebie szuka. - uśmiechnęła się Melody, a Leorio zerwał się z miejsca, gotowy do wyjścia - Widzę, że kawa zadziałała. - zaśmiała się

- Bardziej twoja opowieść.

- Więc pamiętaj o niej i dbaj o Kurapikę w twoim i moim imieniu.

Leorio pokiwał zawzięcie głową, pełen nowej energii.

- Dzięki Melody. Do zobaczenia.

- Do pojutrza.

Leorio wyszedł z sali, znów zostawiając dziewczynę samą. Nie zajmował sobie jednak tym głowy, gdy zbiegał po schodach, próbując wybrać numer Kurapiki.

- Halo..? - odebrał niepewnie blondyn

- Gdzie jesteś? - zapytał zdyszany Leorio, który zdążył się już kilka razy zgubić w zawiłych szpitalnych korytarzach

- Niedaleko publicznego liceum. Coś się stało?

- Co? Nie… Znaczy tak, ale czekaj tam na mnie. - brunet ruszył od razu biegiem - Będę od strony parku. - powiedział i się rozłączył, nie pozwalając Kurapice nawet odpowiedzieć. Blondyn stał więc zdenerwowany przy wejściu do parku, czekając na przyjaciela, który biegł do niego ile sił w nogach. Zatrzymał się zdyszany, łapczywie łapiąc oddech.

- O co chodzi? - zapytał od razu blondyn, zapominając, że się pokłócili

- Byłem u Melody.

- Coś jej się stało?

- Nic, ale-

- To po co ten pośpiech?

- To ci właśnie chcę wytłumaczyć. Powiedziała mi o śnie.

- O śnie? - zapytał Kurapika mimo, że bardzo dobrze wiedział o co chodzi

- Twoim śnie o niej. O mnie też śniłeś, prawda? Utonę, spłonę, zejdę na zawał, dziewczyna mnie zabije? Albo może-

- Leorio… - blondyn przerwał przyjacielowi nim ten się rozkręcił - Nie chcę ci o tym mówić…

- Ale ja będę uważać, nie będę jak Melody.

- Napewno…

- No, Kurapika…

- Dla ciebie to ciekawa historia, a dla mnie to twoje życie. Wiem, że mi nie wierzysz i mówisz to tylko, bo jesteś ciekawy. Powiedz, kto prócz mnie nie chciałby znać jak zginie?

- Oj, weź się, no… - Leorio westchnął całkiem niczym dziecko - Bo się na ciebie obrażę!

- Jakbyś tego wcześniej nie zrobił. - Kurapika pokręcił głową - Ale niech ci będzie… Spadniesz.

Leorio zamrugał oczami, nie wiedząc co powiedzieć. Zaniemówił zdziwiony.

- W sensie? To nudna śmierć…

- Nie wiem co masz na myśli, mówiąc nudna śmierć. Spadniesz po prostu. Z mostu do rzeki.

- Ale jak się zdenerwowałeś, że wymknąłem się z Menchi to myślałem, że jakaś dziewczyna mnie zabije albo ja siebie z miłości. To by dopiero była śmierć! Taka romantyczna!

Kurapika skrzywił się, gdy Leorio wspomniał o dziewczynach. Zrobił to mimo woli i dopiero po chwili poczuł co robi. Szybko przybrał swój naturalny wyraz twarzy, mając nadzieję, że przyjaciel tego nie zauważył.

Zawsze czuł w sobie coś dziwnego, jakieś rozgoryczenie, którego nie potrafił opisać. Tłumaczył sobie, że martwi się o najlepszego przyjaciela, ale nie miał pojęcia co to ma do rzeczy i postanawiał sobie nie drążyć tego tematu.

- Może skoczysz z miłości, skąd mam wiedzieć? - sarknął, sam zdziwiony swoim zachowaniem

- Nie złość się już na mnie. - uśmiechnął się Leorio - Będę uważał na mosty.

Poważny ton głosu rozśmieszył Kurapikę, spuszczając z niego napięcie. Roześmiał się, wprawiając przyjaciela w zakłopotanie, a i
brunet szybko do niego dołączył.

- No to co teraz? - zapytał

- Co masz na myśli?

- Chcesz gdzieś iść, rozerwać się?

- W sumie czemu nie. - Kurapika wzruszył ramionami

Leorio przeprowadził ich przez park, idąc w nieokreśloną stronę. Rozmawiali zupełnie tak jakby nic się nie stało - Kurapika słuchał jak Leorio narzeka na cały świat i kiwał głową, co jakiś czas rzucając kilka słów, najczęściej powodując wzburzenie u przyjaciela.

- No i ta dziewczyna, nie ta emo, tylko ta co się w nim kocha, okazała się istnieć już wcześniej w prawdziwym świecie. Nie była tylko sztuczną AI. Ale on nie wyznał jej wtedy miłości, tylko dalej udawał przyjaciela, choć wszyscy widzieli, że oni się kochają.

- Niezwykle ciekawy wydaje się ten twój serial.

- Ale on naprawdę jest cudowny. - oburzył się Leorio - Ja tylko tłumaczę jak baba od chemii. Nic nie rozumiem z tych jej moli.

- To już twoja wina, że się nie uczysz.

- Jak mam się uczyć czegoś, czego nie rozumiem!? - żachnął się chłopak, znów się rozgadując

Obydwoje przeszli przez całe miasto kilka razy, rozmawiając aż do zmroku, gdy Kurapika musiał wracać do domu. Leorio odprowadził go pod same drzwi, obiecując, że nie będzie się szlajał po nocy, szczególnie w okolicach mostów, po czym jak na złość poszedł prosto na most.

To byĺ jego rytuał, którego nigdy nie mógł zmienić.  Szanował słowa Kurapiki, ale chodził na most, aby móc być sobą. Pod osłoną nocy mógł krzyczeć i płakać, nie będąc idiotą, którym był dla wszystkich. Mimo, że Kurapika traktował go jak najbardziej poważnie, Leorio wciąż miał wrażenie, że uważa go za głupka i trzeba mu przynajmniej dwa razy powtarzać. Może zachowywał się zgoła dziecinnie, lecz dzieckiem nie był i miał tylko dziecinne zachowanie, a mózg prawie dorosłego mężczyzny.

Dzisiaj jednak Leorio nie skupiał się na sobie, a na historii Kurapiki oraz Melody. Wiedział, że łączy ich szczególna więź i teraz mógł ją zrozumieć. Nic tak nie łączy jak jak wspólna tragedia, a oni byli tego idealnym przykładem. Zmieniali się, ale wciąż byli razem i Leorio trochę zazdrościł, żę to nie on przeżył taką przygodę z kurapiką. Byliby wtedy najlepszymi przyjaciółmi, a on byłby dla niego jedynym numerem jeden.

To było irracjonalne uczucie, bo któryś z nich mógłby tego nie przeżyć, ale zazdrość zawsze jest wbrew logice. W ogóle uczuć nie można ogarnąć rozumem, ani wytłumaczyć, więc Leorio nawet się nie zdziwił, że bez wyraźnego powodu świat zamazał mu się przed oczami i łzy popłynęły po jego policzkach. Dawno tak mocno nie płakał, pozostawał silnym, mimo, że w środku był bezkształtną masą.

Czas jednak nadszedł, aby wracać do domu i Leorio wstał, niezbyt gotowy do drogi. Zachwiał się i nie zdążył złapać barierki, spadając do tyłu z obitym tyłkiem, lądując na ziemi. Ledwo wstał, sycząc z bólu. Nie dość, że się uderzył to jeszcze usiadł całym swoim ciężarem na złamanych palcach. Wytarł oczy z łez i tym razem starając się nic sobie nie zrobić, wrócił do domu.

***

- Chyba ktoś też miał proroczy sen. - tymi słowy zaczął Leorio, widząc Kurapikę przed szkołą

- Miałeś sen? - zapytał zdziwiony blondyn, na co chłopak prychnął obruszony

- Że ty nigdy nic nie wiesz co się w życiu dzieje. Zginął chłopak z 3B. Zaginął kilka dni temu i odnalał jego ciało jego przyjaciel ze starszej klasy. Podejrzany typek z niego był. Z nikim nie gadał, tylko coś gryzmolił w swoim nieodłącznym zeszycie.

- Kojarzę go.. Szkoda, żę zmarł. Nie wyobrażam sobie jak jego rodzina musi to przeżywać.

Leorio westchnął niezrozumiany. Kurapikę to nie interesowało, ale jednocześnie wyczuwał aluzję w jego głosie, mówiąc mu, że śmierć powinien brać na poważnie i jak będzie cierpieć, gdy go straci - swojego najlepszego przyjaciela.

- Ja też nie. - dał za wygraną, wchodząc do szkoły ramię w ramię z blondynem - Co jest na pierwszej lekcji?

- Matematyka - odpowiedział, zmieniając buty na szkolne. Leorio nigdy nie widział, aby zmieniał cały mundurek, nawet w największy skwar, tak jak teraz, miał długi rękaw i koszulę zapiętą po samą szyję z równo zawiązanym krawatem.

- Nie jest ci gorąco, chodzić tak cały rok? - zapytał po raz któryś od trzech lat znajomości.

Kurapika spojrzał na niego, najspokojniej w świecie potwierdzając i po raz pierwszy szczerze odpowiadając:

- Jest.

- To czemu nigdy nie widziałem ciebie w krótkim rękawie, nawet z podwiniętym? Hartujesz się, czy co?

- Nie lubię pokazywać blizn. - powiedział cicho

- Blizny!? Od czego? Walczyłeś z kimś? - Leorio prawie krzyknął, zwracając uwagę wszystkich wokół, czego Kurapika właśnie chciał uniknąć

- W sumie to tylko jedna duża blizna. Od poparzenia. - zganił przyjaciela wzrokiem

Leorio spojrzał na niego i gdyby to było możliwe to nad jego głową zawisłby znak zapytania. Musiał chwilę przetrawić to co usłyszał, żeby zrozumieć skąd taka blizna mogłaby się znaleźć na ciele Kurapiki.

- Jak uratowałeś Melody to…

- Tak, spadła belka z sufitu wprost na moje ramię i poparzyła je całe od szyi - Kurapika odsłonił przydługie włosy, ukazując poparzoną skórę - do połowy przedramienia oraz na plecach do talii.

- I że ty się ruszać możesz. Nie boli ciebie wszystko jak ćwiczysz na wf-ie?

- Da się przyzwyczaić. - mruknął, nie wiedząc co zrobić z niespodziewaną uwagą. Leorio patrzył na niego jak na cud natury, jakby widział go po raz pierwszy. Kurapika szybko się jednak otrząsnął, gdy chłopak rozpoczął swoją starą gadkę.

- Też bym tak chciał uratować dziewczynie życie. Byłbym bohaterem uwielbianym przez wszystkich i kochanym przez kobiety. Ile bym za to dał… - rozmarzył się, ale dzwonek przywołał go z powrotem na ten świat. Chłopaki pobiegli razem na lekcje, zapominając o odbytej przed chwilą rozmowie. Kurapika tylko czasem zastanawiał się, dlaczego odważył się to powiedzieć. Obiecał sobie nie mówić tego nawet Melody, bo nie chciał jej martwić ani powodować wyrzutów sumienia. Zbyt bardzo przyjęłaby to do siebie i chciałaby mu to wynagrodzić, czego on wolałby uniknąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro