12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minho poderwał się z łóżka. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Spojrzał na Elizę.

— Zostań tutaj, pójdę to sprawdzić — rzucił i zaczął iść w stronę drzwi. — Tylko błagam cię, tym razem mnie posłuchaj.

Przytaknęła. Odwrócił się i wyszedł, starając się zachowywać jak najciszej. Stawiał kolejne kroki bardzo ostrożnie. Szczerze powiedziawszy, spodziewał się, że stało się najgorsze. Skoro on i jego przyjaciel odzyskali wspomnienia, to ich wrogowie również. To nie mogło skończyć się dobrze.

Wychylił się zza ściany. Na pierwszy rzut oka salon wyglądał zupełnie normalnie. Minho przesunął wzrokiem po meblach, a następnie spojrzał na kuchnię. Stąd nie widział zbyt dużo. Przymrużył oczy, starając się dostrzec cokolwiek.

I jego serce zatrzymało się na kilka sekund, gdy zobaczył rękę leżącą na płytkach, wystającą zza wyspy kuchennej.

Ta ręka była ubrana w biały materiał.

Youngsik.

Minho rzucił się w stronę przyjaciela. Po drodze przewrócił krzesło i zrzucił torbę z solą z blatu. Upadł na kolana.

— Youngsik — mówił, potrząsając nieprzytomnym chłopakiem. — Youngsik, obudź się, Youngsik...

Min nie odpowiadał. Mimo to jego przyjaciel wciąż nim potrząsał. Jego oczy napełniały się łzami.

Nie mogę cię znowu stracić.

I wtedy poczuł, jak czyjeś ramię obejmuje jego szyję.

Krzyknął. Puścił ciało Youngsika, które bezwładnie opadło na podłogę. Minho złapał ramię, które go dusiło. Agresor starał się utrzymać go na klęczkach, ale aniołowi udało się dźwignąć na nogi. Szarpał się, a uścisk był coraz mocniejszy. Powoli przestawał być w stanie oddychać.

— P-puszczaj — wychrypiał, starając się kopnąć napastnika.

— W twoich snach — wyszeptał, a Minho wiedział, kto go dusi. Głosu swojego mordercy nigdy nie zapomni.

Jedną dłonią puścił ramię demona. Skupił się w ostatniej chwili. W jego ręce pojawił się złoty miecz. To była jego ostatnia szansa.

Zamachnął się bronią. Trafił w nogę demona. Z gardła Kanga wydostał się krzyk. Minho kopnął go z całej siły. Upadł na ziemię. Lee uniósł broń.

Zabij go.

Zawahał się.

I prawie przez to zginął.

Demon złapał go za nogę. Przewrócił się. Miecz wypadł mu z dłoni. Kang usiadł na nim i znowu zaczął dusić. Tym razem był bardziej brutalny.

Minho widział czarne plamki przed oczami. Nie był w stanie złapać oddechu.

Nagle uścisk zelżał.

Wziął głęboki wdech i aż zachłysnął się powietrzem. Przewrócił się na bok. Złapał się za gardło, kaszląc. Dopiero po chwili udało mu się uspokoić. Zamrugał i rozejrzał się. Dopiero teraz usłyszał szamotaninę.

— Youngsik! — wykrzyczał zachrypniętym głosem.

Jego przyjaciel walczył z demonem, a on był zbyt słaby, by zrobić cokolwiek. Zmusił się do nabierania coraz głębszych wdechów. Musiał się skupić. Inaczej nie będzie w stanie przywołać broni.

Proszę, proszę, proszę...

Poczuł, jak w jego dłoni pojawia się ciężki przedmiot, był jednak zbyt lekki na miecz. Spojrzał na swoją rękę. Sztylet.

Nie zastanawiał się długo. Wycelował i rzucił bronią przed siebie.

Sztylet trafił między łopatki demona. Wrzasnął, na chwilę puszczając Youngsika. Minho doczołgał się do nich i podciął Kanga. Upadł na ziemię, a ostrze wbiło się głębiej, gdy jego plecy dotknęły podłogi.

Lee przywołał kolejny sztylet i już miał wbić go w brzuch napastnika, gdy usłyszał coś, czego wolałby w tym momencie nie słyszeć.

Krzyk Elizabeth.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro