Rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odchyliła leniwie jedną z powiek i ponownie ją zamknęła. Zamrugała kilka razy by przyzwyczaić się do jasności panującej w pomieszczeniu. Wreszcie, gdy otworzyła pewnie oczy, próbowała się podnieść. Lecz przez każdy jej mięsień przeszedł przeszywający ból. Jęknęła głucho i z zaciśniętymi zębami usiadła na skraju łóżka. Rozejrzała się po pokoju. W pierwszej chwili nie była pewna jak się tu znalazła. W momencie gdy jej bose nogi dotknęły zimnej podłogi, uderzyły ją wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Pokręciła głową jakby chciała się pozbyć drastycznych obrazów ze swojej głowy. Z trudem wstała i ruszyła z stęknięciem w kierunku drzwi. Pociągnęła za klamkę i wyszła z ,jak się jej wydawało, sypialni. Ruszyła przez długi równie jasny korytarz, podtrzymywała się dla pewności ręką ściany. Zmarszczyła brwi, nikogo nie było widać. Przez myśl jej przemknęło czy to możliwe, że w tej części Instytutu jest sama. Gdy była na zakręcie nagle zza ściany pojawiła się czarnowłosa dziewczyna. Annabeth zmarszczyła brwi, ponieważ twarz czarnulki wydawała się jej znana, lecz na ten moment nie mogła sobie przypomnieć jej imienia. Wydarzenia z poprzedniego wieczoru tak jej przyćmiły umysł, że nie potrafiła powiązać ze sobą faktów sprzed kilku lat. 

- Beth? Widzę, że już wstałaś, jak się czujesz?- zapytała z troską dziewczyna. Blondwłosa pokręciła głową i ze smutkiem wzruszyła ramionami. Czarnulka natychmiast zbliżyła się do niej i wzięła ją pod łokieć. Odprowadziła ją do pokoju, w którym Annabeth się obudziła. Milczały aż do momentu, gdy nie przekroczyły progu pomieszczenia. Usiadły na wielkim łóżku obok siebie.

- Izzy? Dlaczego jest tu tak pusto?- zapytała blondwłosa, gdy w końcu przypomniała sobie imię towarzyszki. Ona i młodsza Lightwood miały za sobą nie jedną misję z delegacji Indrysu. 

Czarnulka posłała pokrzepiający delikatny uśmiech. 

- Wysłaliśmy grupę, żeby sprawdzili co z twoim Instytutem.- powiedziała smutno i płożyła rękę na ramieniu Beth, posyłając jej współczujące spojrzenie. 

Na jej słowa blondynka pokiwała lekko głową i skierowała wzrok przed siebie. Westchnęła, przełykając łzy. Nagle sobie coś przypomniała. 

- Moja księga..-wyszeptała, Isabelle usłyszawszy jej słowa, natychmiast podniosła się i podeszła do dużej szafy. Otworzyła ją i wyciągnęła zapakowaną w brązowy papier książkę. Podała ją i posłała jej szczery uśmiech. 

Annabeth delikatnie rozerwała papier i wyciągnęła przedmiot. Opuszkami palców błądziła po twardej okładce księgi. 

- Upuściłaś ją zanim weszłaś do Instytutu. Leżała na progu. Od razu wiedziałam, że jest twoja. Stwierdziłam, że jest dla ciebie ważna i dlatego ją schowałam, zanim ktoś z zarządzenia chciał ją obejrzeć. - powiedziała Izzy, siadając obok swojej rozmówczyni. 

W oczach Annabeth pojawiły się łzy lecz szybko je przełknęła i szczerze się uśmiechnęła.

- Dziękuję Ci...- wyszeptała i uścisnęła dłoń czarnulki. Isabelle otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz przerwał jej huk otwieranych drzwi...

                                                                                 ****

 - Jaki demon jest w stanie sprzątnąć Instytut pełen osłon z powierzchni ziemi?- zapytał na głos Jace swojego przyjaciela, który teraz klękał i dotykał demonicznego popiołu. 

- To nie był jeden demon...-powiedział Alec podnosząc się z klęczek i wycierając  opuszki palców o spodnie.  Jace rozglądał się zaniepokojony po ruinach jednej z największej budowli w świecie Cieni. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego miało miejsce a przeczucie mówiło mu, że to dopiero początek. Nagle poczuł nieprzyjemny dreszcz, gwałtownie odwrócił się za siebie i zmarszczył brwi. Odszedł kawałek od przyjaciela, w kierunku źródła jego niepokoju. Przeczuwał, że coś tu jeszcze jest. I nie jest to człowiek. Zmrużył oczy i dostrzegł przy resztce bram cień. Już miał iść do miejsca, gdzie kiedyś jeszcze była ogromna brama, ale poczuł rękę na swoim ramieniu. 

 - Trzeba jak najszybciej zawiadomić Clave. - skwitował Alec, którego to była ręka. Jace pokiwał zgodnie głową i ruszył za towarzyszem. 

Uczucie,że ktoś ich obserwuje, momentalnie go opuściło...

                                                                                   **** 

- Oh.. mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - odparł młody mężczyzna, który otworzył z siłą drzwi. - Ale wszędzie Cię szukaliśmy Izzy. 

Isabelle przewróciła teatralnie oczami i posłała mu piorunujące spojrzenie. 

- Beth, to jest właśnie mój brat Alec, i pewnie wrócił z resztą z obchodu twojego Instytutu. - skierowała słowa do blondynki. Na, które Annabeth ożywiła się i natychmiast wstała na równe nogi.

- I jak? Ktoś jeszcze przeżył?- zapytała gorączkowo, skacząc spojrzeniami pomiędzy rodzeństwem Lightwood. Isabelle spojrzała znacznie na brata i również podniosła się z łóżka. Skrzyżowała ramiona na piersi, także oczekując odpowiedzi.  Ten tylko smutno pokręcił głową.

- Przykro mi zastaliśmy tylko ruiny. Instytut został zrównany z resztą ziemi... 

Słowa Aleca odbiły się głucho w głowie Annabeth. Zacisnęła mocno zęby i twardo pokiwała głową. W tamtej chwili próbowała zapomnieć co ją spotkało, nie chciała zawieść Florence i wypełnić jej wolę.

 Ale nie można wymazać z pamięci wszystkiego, co sprawia ból...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro