Rozdział III
- A teraz Jace, powiedz mi jak się tam znalazłeś. - zaczęła jasnowłosa.
- Mógłbym się Ciebie o to samo zapytać - powiedział i posłał jej kipiący uśmiech, na co Beth przewróciła teatralnie oczami i przyspieszyła.
- Masz rację, bardziej ciekawi mnie jak się wytłumaczysz z jej obecności. - odgryzła się, mając na myśli rudowłosą, którą nadal trzymał w ręce. Tym razem to Jace przewrócił oczami. Blondynka ciężko westchnęła. Spojrzała na rudą i przed oczami miała jej tajemnicze zachowanie w klubie, potem obraz zdemolowanego mieszkania dziewczyny. Pokręciła głową by zatrzeć obraz w głowie.
- Ta dziewczyna to prawdziwa zagadka - westchnęła Anna. Jace przytaknął na jej słowa i zrównał z nią krok. Nie zauważył, że gdy dogonił Lyn to ramię rudej dotknęło delikatnie palce Annabeth. Natychmiast blondynka odsunęła się jak poparzona i poczuła ucisk w skroniach, który z kolei przerodził się w palący ból. Annabeth musiała na chwilę przystanąć, z myślą, że jej przejdzie. Jednak ból się nasilił i blondynka upadła na kolana i zamknęła powieki. Jak przez mgłę słyszała głos Jace'a. Wszystko stało się wokół niewyraźne i jedyny dźwięk, który z początku brał się z bólu, teraz przerodził się w tępy szept. Dziewczyna zacisnęła zęby i przyłożyła sobie dłonie do skroni. Z jej ust wydobył się głuchy jęk. W głowie cały czas miała natarczywy szept, nie była w stanie rozpoznać słów.
- Annabeth?
Nagle szept gwałtownie ustał a ona powoli otworzyła oczy i spojrzała na Jace'a, który nadal stał z rudą na rękach.
- Annabeth? Wszystko w porządku?- zapytał ponownie ,zmartwiony. Dziewczyna wstała i pokiwała delikatnie głową.
- Tak, chodźmy dalej. Zaraz będziemy w Instytucie.- odparła i ruszyła obojętnie przed siebie.
Co to do cholery było? Pomyślała.
Jace zaniepokojony zachowaniem Annabeth przyspieszył by mieć i rudą i ją na oku. Ostrożnie zlustrował twarz blondynki, ale ta nie wyrażała zbyt wiele. Postanowił, że nie podejmie żadnej rozmowy, dlatego resztę drogi przebyli w milczeniu.
Przekroczywszy próg Instytutu, od razu skierowali się do sali treningowej, gdzie Jace ułożył dziewczynę na kanapie. Annabeth unikała jakiegokolwiek kontaktu ze skórą rudej. W momencie gdy, blondynka chciała zostawić Jace'a samego z dziewczyną to na horyzoncie pojawiła się Isabelle.
- Jace, Beth - zwróciła się do nich od razu jak ich dostrzegła. Wysoka czarnulka podeszła do towarzyszy bliżej i przyjrzała się rudowłosej.- No proszę, kto by pomyślał, że Jace Wayland zainteresuje się Przyziemną.
- Potrzebowała pomocy.
- I akurat tam byłeś - zaśmiała się i skierowała wzrok na Annabeth. Zmarszczyła brwi i podeszła bliżej do blondynki.- Wszystko w porządku? - zapytała z troską, gdy ta stała w milczeniu, jakby zbyt pochłonięta przez myśli, wpatrzona w jeden punkt.
Jace również posłał zaniepokojone spojrzenie Beth. Blondynka na pytanie skierowane do niej, natychmiast skierował wzrok na czarnulkę.
- Tak, nic mi nie jest. - powiedziała i uśmiechnęła się słabo.- Lepiej nią się zajmijcie
- Co tu się dzieje?- tym razem do sali wszedł starszy z rodzeństwa Lightwood. Najpierw spojrzał na swojego przyjaciela i siostrę a potem na blondynkę. W momencie gdy zwrócił swój wzrok na leżącą dziewczynę, zmarszczył brwi. - Dlaczego jest tu Przyziemnna?
- Ona chyba nie jest Przyziemną. - odparła Annabeth patrząc na Jace, który jakby na potwierdzenie słów blondynki, znacząco kiwnął głową. Alec zlustrował ponownie rudą.
- Co z nią?- zapytał Lightwood.
- Została zaatakowana przez demona, ma w sobie jego jad. - odparł Bblondyn.
- I co z nią zrobisz?
- Narysuję runę leczniczą.
Wszyscy na jego słowa wytrzeszczyli oczy i z niedowierzaniem pokiwali głowami.
- Jace, nie wiemy czy jest Nocnym Łowcą - odparła od razu Isabelle.
- A widzisz inne wyjście?- zapytał patrząc się na nią.
- Wiesz co Jace, rób co chcesz. - czarnowłosy odparł i odwrócił się na pięcie by wyjść z pomieszczenia. Jace, jakby nie słysząc słów przyjaciela, natychmiast wyciągnął stelę i przyłożył do szyi rudowłosej.
- Jace zastanów się.- powiedziała stanowczo Isabelle, jakby chciała go powstrzymać. Przez moment na twarzy blondyna przemknął cień niepewności.
- Nie mam wyjścia. - przycisnął kryształek steli do skóry i po chwili runa już świeciła na szyi dziewczyny.
Annabeth spojrzała ostatni raz na Jace'a oraz rudą i opuściła pomieszczenie. Skierowała się do swojej sypialni. Potrzebowała pobyć sama. Ponownie miała mętlik w głowie, normalnie by poszła sprać worek na sali treningowej ale nie mogła, bo właśnie tam wszyscy teraz byli. Zatrzymała się na korytarzu i zacisnęła pięść.
W tym samym czasie, Jace upewniwszy się ,że blondynka jest odpowiednio daleko by ich nie słyszeć spojrzał zmartwiony na Isabelle.
- Coś jest nie tak...- zaczął ale Izzy od razu mu przerwała.
- Mówiłam Ci żebyś się zastanowił - warknęła i podeszła bliżej rudowłosej. Jace pokręcił głową.
- Nie ją miałem na myśli. - odparł spokojnie. - Po drodze coś się zadziało z Beth. - westchnął.
Isabelle na jego słowa podniosła się z klęczek i posła mu zdziwione spojrzenie.
- Mówże jaśniej, Jace.
Chłopak westchnął i opowiedział jej o sytuacji, która miała miejsce w drodze do Instytutu. Czarnulka przejęta przeprosiła Jace'a i poszła poszukać blondynki. Spotkała ją na korytarzu, gdzie akurat wymierzyła cios w ścianę. Isabelle wzdrygnęła się i podeszła ostrożnie do dziewczyny.
- Beth?- położyła jej rękę na ramieniu. Blondynka na dźwięk swojego imienia podniosła głowę na czarnulkę. - Chcesz pogadać?- zapytała.
Annabeth westchnęła i wyprostowała się.
- Nie, Izzy nie ma takiej potrzeby. Lepiej jak już pójdę do siebie. - odparła spokojnie i poklepała delikatnie czarnulkę po ramieniu. Ruszyła dalej, nie spoglądając już więcej na Isabelle.
Przez całą noc stan rudej pozostawał bez zmian. Rano, gdy Izzy i Jace już byli przy łóżku rudej, do pomieszczenia weszła Annabeth
- I jak z nią?- zapytała na wejściu.
Wzruszyli oboje ramionami. I sama musiał stwierdzić, że nastolatce chyba nic nie było.
- Czyli, co? jest jedną z nas? - zapytała blondynka opierając się o oparcie łóżka.
- Najwidoczniej..- odparła Lightwood i pochyliła się nad dziewczyną, nagle ta niespodziewanie ta podniosła się do siadu i przy okazji zderzyła się z czołem czarnulki.
- Ał..- przedłużyła to słowo Izzy i na chwilę przymknęła oczy
- Ja was nie znam - ruda wskazała na obecnych i z niepokojem odsunęła się od nich.
- Jestem Isabelle, to Annabeth - uśmiechnęła się przyjaźnie - Jace nigdy nie interesował się Przyziemnymi - Dziewczyna zaczęła się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu - I nie był tak rozkojarzony. To groźne.
- Nie rozumiem, kim jest Jace? - rudowłosa zmarszczyła brwi.
- Niewiele wiesz.
- Jakieś psychole zabrały moją matkę, a wy mnie.
Izzy i Beth cicho się zaśmiały na słowa rudowłosej.
- Uratowaliśmy Ci życie.
- To nie jest miejsce dla Przyziemnych - do pomieszczenia wparował Alec.
- Ona nie jest nią.
Odparł twardo Jace.
- Jestem Clary Fray - odparła nadal zdezorientowana rudowłosa.
- Zgłoszę to. - odparł również twardo Lightwood. Na ton jego głosu aż Annabeth się skrzywiła.
- Spokojnie.-Jace próbował go uspokoić.
- Brat nie potrafi- odezwała się Isabelle - Kocham Cię Alec, ale jesteś nie do zdarcia
- Też cię kocham, ale to... - wskazał na Clarissę.
- Daj mi chwilę - przerwał mu Jace - Usłyszysz rzadkie słowo z moich ust. Proszę.
- Co z tobą? - chłopak zmarszczył brwi - Co z nią?
Isabelle wstała z białej kanapy i podeszła do wkurzonego brata chwytając go pod ramię.
- Chodź braciszku.
Po chwili rodzeństwo zniknęło Blondynce i pozostałym z pola widzenia.
- Rana się zagoiła - powiedział Jace. Clarissa zerknęła na ranę a potem znowu na blondyna i Annabeth.
- Jak to możliwe ? - zapytała- Cudem wyzdrowiałam, a wy macie magiczne moce?
Beth i Jace parsnęli śmiechem.
- Nie rób z nas czarowników.- odparł rozbawiony.
- Kogo? - dopytała i zerknęła tym razem na Annebeth. Blondynka nadal nie czuła się zbyt dobrze w jej towarzystwie, dlatego nie odpowiedziała.
- Czarownika - podjął tłumaczenie rudowłosej Jace - To jeden z Podziemnych.
- To nie ma sensu - powiedziała cicho ruda.
- Czarownicy, Wampiry, Seelie...
- Mózg mi wybuchnie - stwierdziła.
- Uproszczę. Legendy są prawdziwe.- odparła chłodno Beth. Clary niepewnie spojrzała na blondynkę i już się zastanawiała, z kim bardziej się nie polubi. Czy z owym wysokim czarnowłosym czy z tą blondynką.
- Jesteśmy Nocnymi Łowcamy - kontynnuował Jace.- Załatwiamy demony. Ofiary w klubie to nie ludzie, tylko demony.
- Nie zapiszę się do nadprzyrodzonego fightclubu- stwierdziła Clary. - chcę znaleźć mamę, reszta nie jest ważna. Chodzi o mamę - powiedziała poważnie z łzami w oczach. - Proszę, pomóżcie mi.
Po słowach dziewczyny, nastała chwila ciszy, którą przerwał dzwonek telefonu rudej.
- To Simon.- powiedziała przestraszona Clary.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro