Rozdział XXIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tędy! - krzyknęła Isabelle, gdy od kilku minut biegli oddalając się od narastającej liczby demonów. Czarnowłosa wskazała na schody na tyłach pewnego budynku.

- Jak wygląda Runa Otwarcia? - zapytała Clary, gdy wszyscy zatrzymali się przed zamkniętymi drzwiami. Nagle Jace, nie oglądając się za siebie wyważył drzwi za pomocą silnego kopnięcia. Rudowłosa podniosła wysoko brwi, a Wayland posłał jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów.

- Sezamie otwórz się. - odparł.

Pierwsza wbiegła ruda, po niej Isabelle, Beth i Jace. Nagle Alec zatrzymał się i wyciągnął kołczan i założył jedną ze strzał na cięciwę. Blondynka natychmiast się zatrzymała i wraz z Jacem podeszła do czarnowłosego. 

- Co ty wyprawiasz? - odparła od razu Lynn. 

- Zatrzymam ich, zabierz dziewczyny do Instytutu. - powiedział Alec, czym wywołał złość u Beth. 

- Jeśli ty zostajesz to ja też. - odparł twardo Jace. - walczymy razem. 

- Daj spokój, jeśli demony zdobędą Kielich, jesteśmy martwi. - powiedział zdecydowanie Lightwood.

- Nikogo nie zostawiamy. - powiedziała ze zaciśniętymi pięściami blondynka. 

- Nie macie wyboru. - popatrzył się na blond czupryny Alec i w duchu stwierdził, że robiąc zaciętą minę wyglądają bardzo podobnie. 

- Wiem, że macie swój moment, ale musimy iść. - przerwała im Clary, na co Beth spiorunowała ją wzrokiem. 

- Spokojnie to nie pierwszy raz kiedy Alec uratował Ci życie. - odparła spokojnie Izzy. - i wątpię, że ostatni. - dodała, Na co blondynka posłała delikatny uśmiech bratu czarnulki. 

- Idźcie. - powiedział pospieszająco. 

Beth jakby zaczarowana, stała wciąż w miejscu. Spojrzała nadal niepewnie na Lightwood'a i przygryzła wargę. Po czym ruszyła za resztą. 

Natychmiast łowcy wyciągnęli swoje ostrza w razie ataku ze zaskoczenia. 

- Chwila. - odezwała się rudowłosa. - wybacz Jace. 

- Jasne, możemy chwilę odpocząć. 

- Nie, nie o to chodzi. 

- My ruszamy dalej. - powiedziała Beth i pociągnęła za sobą Isabelle. - to ich moment. - powiedziała Beth przez ramię. Na co czarnulka prychnęła śmiechem.

Nagle ponowny dreszcz przeszedł przez ciało blondynki a ciepło pochodzące z kamienia rozlała jej się przez żebra. Poczuła jak wzrok staje jej za mgłą, a ona traci kontrolę nad mięśniami. 

- To pulsuje. - wyrwał ją z amoku głos czarnulki. Blondynka zamrugała kilka razy oczami aż wzrok wrócił do normy. Zmarszczyła brwi i zdezorientowana spojrzała się dookoła. 

- Znowu? - zapytała Clarissa podchodząc do dziewczyn.

- Jesteśmy blisko, rozdzielmy się. - odparła młodsza z rodzeństwa. 

Isabelle wraz Beth i Jacem przygotowali swoje ostrza, stając w pozycjach bojowych, charakterystycznych dla każdego z nich. 

- Izzy, gdzie one są? - zapytał Jace. 

- Nie wiem, jakby tutaj były, ale ich nie widzę. - odparła zmartwiona Isabelle.

Nagle wszyscy usłyszeli charakterystyczne dźwięki obicia w rury. Echo niosło się po każdym z korytarzu. Jednak żaden ruch nie był zauważalny, a każdy dźwięk był coraz donośniejszy. W pewnym momencie pojawił się demon i skoczył od góry na Jace'a. Łowca przez chwilę siłował się z poczwarą po czym rozpruł mu brzuch. 

- Jace!-podbiegła do niego Clary. - jesteś ranny?

- Przeżyję. - odparł. 

- Czym one są? - zapytała ruda, wskazując na robactwo. 

- Demony Shax, są jak psy gończe ze Świata Cieni.- powiedziała Beth. 

- Śledziły nas. - dopowiedziała Izzy. 

- Więc co robimy? - zapytała Fray.

- Instytut jest kilka bloków stąd, nie zgubimy ich, ale nie będą nas w stanie śledzić, jeśli się rozdzielimy. 

- Ale ja niee...- zaczęła Clary. 

- Poradzisz sobie, pójdziesz z Beth. A ja i Izzy je odciągniemy. - przerwał jej Jace. - bez względu na wszystko, nie przestawajcie biec. 

- Nadchodzą. - odezwała się Isabelle. 

- Jace ja nie.. - zaczęła 

- Biegnijcie! - krzyknął. Na co rudowłosa zebrała się w sobie i ruszyła w swoją stronę, nie czekając na Beth. Ta zaklęła pod nosem i zaczęła ją gonić. 

- Clary! Zaczekaj! - krzyknęła.

Próbowała zlokalizować dziewczynę ale zniknęła jej kompletnie z pola widzenia. 

- Jasna cholera! - krzyknęła zła i zaczęła się rozglądać po otoczeniu. Jednak dziewczyny nigdzie nie było. - Czasem mam ochotę ją udusić. - warknęła i zaczęła biec dalej. Mijała kolejne korytarze i co rusz klęła na Fray. Widziała jak Jace na nią patrzył i wiedziała, że jeśli cokolwiek się stanie tej dziewczynie to winą obarczy właśnie Beth. Westchnęła ciężko i przemierzyła następny korytarz. Otworzyła drzwi i dostała się do kolejnego pomieszczenia. Nagle usłyszała ten charakterystyczny odgłos demonów. Zacisnęła wargi i ponownie podjęła się do biegu. Zaklęła gdy zauważyła pierwsze Shaxy na horyzoncie. Chciała skręcić w lewo, ale okazało się to niemożliwe, gdyż przestrzeń była wypełniona siatką. Ponownie przkleństwo wypadło z jej ust, gdy zauważyła, że na prawo jest taka sama siatka zamieszczona. Przyparła do ściany, ciężko oddychając. Wyciągnęła ostrze i stanęła w pewnej pozycji, ściskając kurczowo za oręż. 

- No dalej poczwary. - parsknęła. Po czym, jakby ją zrozumiały zaczęły rzucać się na łowczynię. Raz po raz blondynka odpychała ich ataki. Aż pot szklił jej się na czole. Każdy kolejny ruch sprawiał jej coraz większą trudność. Jednak ilość robactwa sprawiała, że jej mięśnie powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie była w stanie odeprzeć tylu istot na raz. Warknęła, gdy kilka z nich przewróciły ją. Zacisnęła mocno powieki, gdy ich odnóża boleśnie obijały jej ciało. Nagle wpadła na pewien pomysł i z trudem przewróciła się na bok i wyciągnęła z kieszeni owy tajemniczy kamień, który uniosła wysoko nad głową. Licząc na jakąkolwiek reakcję ze strony poczwar. Jednak kamień zdawał się nie działać. Jęknęła z bólu i potrząsnęła nim z trudem. Ale nic. Przeklęła wściekła i ponownie zacisnęła mocno powieki. 

- Cofnijcie się! - krzyknęła ostatkiem siły zdesperowana, wciąż trzymając w dłoni kamień. I wtedy ten rozbłysnął się fioletowym blaskiem po całym korytarzu, który sprawił, że demony zaczęły się wycofywać. Blondynka uśmiechnęła zadowolona z siebie i podniosła się do pozycji siedzącej. Oparła się plecami do ściany. - Odejdźcie! - krzyknęła ostatni raz, a te zniknęły. 

Odchyliła z ulgą głowę i oparła ją o ścianę. Ze spokojem zamknęła na chwilę oczy. - udało się. - wyszeptała. - już wiem do czego służysz. - odparła i schowała z powrotem kamień do podszewki kurtki. Po czym zerknęła na swoje zadrapane dłonie i zaczęła szukać swojej steli.

- Niech to szlak. - warknęła. - Znowu coś zgubiłam. 

- Beth? - nagle za rogu wypadł Alec. - Beth! - przyspieszył kroku. Dziewczyna zmarszczyła brwi. 

- Alec? - zapytała niedowierzając. Czarnowłosy ukucnął przy blondynce. 

- Co się stało? - zapytał z troską wyciągając stelę, gdy tylko zauważył wszystkie zadrapania na twarzy i dłoniach blondynki. 

- Te przeklęte robactwo całą chmarą się na mnie rzuciło. - powiedziała przez zaciśnięte zęby, gdy obicia na żebrach dały o sobie znać.  - A ty co ty tu robisz? Skąd się tu wziąłeś? - zapytała gdy zauważyła Luke'a. 

- Z więzienia, wpadłem na Alec'a. - odparł. - powiedział, że tu jesteś i że możesz potrzebować pomocy. - Na co dziewczyna uśmiechnęła się i westchnęła z ulgą gdy czarnowłosy skończył rysować runę uzdrawiającą. 

- Nawet całkiem nieźle sobie poradziłam. - powiedziała przyjmując dłoń czarnowłosego. - Dziękuję. - spojrzała na Alec'a, u którego zauważyła cień ulgi. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale wilkołak im przerwał. 

- Idziemy. - powiedział i ruszył przed siebie. A łowcy jakby oderwani z innego świata, po chwili ruszyli w jego ślady. 

                                                                         *******

- Teraz liczy się tylko Clary. - usłyszała Beth, gdy weszła wraz z Alec'em do centrum dowodzenia Nocnych Łowców. 

- Jace! - Fray wybiegła z korytarza i rzuciła się blondynowi na szyję. 

Annabeth oparła się o szklany murek zaraz obok czarnowłosego i przyglądali się z zaciekawieniem owej scenie. Po chwili obok blondynki znalazła się Izzy. Zlustrowała się od góry do dołu. - Wyglądasz okropnie. Wszystko w porządku? - zapytała. Na co blondynka posłała jej delikatny uśmiech. 

- Tak, nic mi nie jest. - odparła krótko.

Nagle Clarissa wpiła się usta blondyna, na który widok Beth rozszerzyła oczy w zaskoczeniu. Jace od razu odwzajemnił gest rudowłosej. 

Annabeth zerknęła w stronę Alec'a, po którym było widać niesmak wywołany tą sceną. Odwrócił szybko wzrok i wyminął siostrę oraz blondynkę. 

NOTATKA OD AUTORA

Dzisiaj odrobinę dłuższy, miłego czytania!

VM



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro