Kryształowa masakra cz.XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia, obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Nasza droga drużyna z Eal, dotrze tutaj dopiero w okolicach południa, więc mam czas, aby wybrać się do jaskiń z odwiedzinami u starego znajomego. 

Delikatnie oswobodziłam się z objęć blondyna, który przez sen zdążył mnie osaczyć. W dzieciństwie naprawdę pozwalałam mu zbyt wiele.

Ubrałam się w mój strój, pamiętając o tym, aby założyć kaptur oraz materiał zasłaniający usta wraz z nosem, w którym były umieszczone fragmenty tlenu. Napisałam na szybko wiadomość, którą następnie zostawiłam na poduszce, aby Leiftan się zbytnio o mnie nie martwił i ruszyłam w drogę. 

Zawsze lubiłam przechadzać się podczas wschodów i zachodów słońca, czułam się wtedy taka wolna i miałam wrażenie, że nic złego nie mogło mi się stać. Podczas drogi wpatrywałam się w powoli zachodzący księżyc. Był taki magiczny i hipnotyzujący. Jak będę miała później czas urządzę sobie noc z gwiazdami. Tylko ja i to przepiękne pomarańczowo - różowe niebo. Chwilę jeszcze mu się przyglądałam po czym ruszyłam, tak jak pierwotnie planowałam, w stronę jaskiń mikonidów. 

Gdy już się znalazłam w centralnym filarze, dotknęłam opuszkami palców kamiennej ściany i zaczęłam instynktownie zmierzać do miasta muchomorków. Lecz w chwili zetknięcia się czubków palców przeszedł mnie jakiś dziwny, nieprzyjemny dreszcz. Jednak postanowiłam to zignorować.

 Po drodze zaczęłam wspominać to jak zawsze świetnie spędzałam czas, gdy miałam dwanaście lat i razem z tymi maluchami latałam po jaskiniach, grając w berka lub w chowanego. Zabawa była przednia. Jestem ciekawa jak teraz się miewają. Milo, Leodille oraz Patriarcha Ethel. 

Po około półgodzinie błądzenia w końcu dotarłam do miasteczka, lecz nie wyglądało one tak cudownie jak je zapamiętałam. Kiedyś to miejsce tętniło życiem, a mikonidy latały szczęśliwe. A teraz...? Teraz wszystko jest takie markotne, blade i jakby martwe.

- Ethel!? Leodille!? Milo?! Ktokolwiek?! - krzyczałam lecz nikogo nie było. Może śpią? Przecież jest jeszcze teoretycznie pora spania. Ale przecież oni żyli swoim własnym trybem życia. Czy to możliwe, że ta choroba mająca wpływ na mieszkańców Balenvi, ma wpływ również na mikonidy? Przecież tamci chorują ze względu na truciznę, którą oni wytwarzają. Więc co dolega im?

Postanowiłam udać się do domu patriarchy, aby dowiedzieć się co tu się stało i gdzie są wszyscy.

- Ethel?! To ja! Lilith! - krzyknęłam, przemierzając dom starszego mikonida.

- Lilith? - usłyszałam za plecami. Gdy się odwróciłam, moim oczom ukazał się mikonid, który był w opłakanym stanie.

- Ethel!? O wyrocznio, co ci się stało? Gdzie są inni?

- Siedzą w domach... i... czekają na ich koniec...- wychrypiał, opierając się na swojej lasce. Miałam wrażenie, że za chwilę się przewróci.

- Kurde, myślałam, że ta pseudo niby choroba dotyczy tylko i wyłącznie mieszkańców Balenvi, a nie was.

- To przez kry...ształy... sprawiają, że wydzielamy za dużo trucizny, która truje mieszkańców, a my ciepiemy, przez to, że wydzielamy ją w takich ilościach.

- Chwila, chwila... Kryształ? Nie próbowaliście z tym nic zrobić? - byłam przerażona tym, co pozornie nieszkodliwy kamień, który powinien utrzymywać przy życiu całą tą krainę, powoduje, że bogu ducha winę stworzenia, cierpią katusze.

- Pró...bowaliśmy, ale chroni go jakaś bariera, której nie po... trafimy przekroczyć.

- Powiedz mi gdzie to jest, a ja spróbuję wam jakoś pomóc. - nie mogłam pozwolić, aby jedni z moich nielicznych przyjaciół, którzy znali prawdę o mnie, zginęli

- Podążaj... tymi korytarzami, które mają na sobie widoczne skaże.... - w tym momencie mikonid opadł na ziemie. 

- Ethel! - podbiegłam do niego szybko, po czym sprawdziłam puls i oddech. Całe szczęście oddychał. Ale musiałam się pośpieszyć, bo skoro Ethel, który potrafił znieść nie jedne przeciwności losu, zemdlał, bałam się pomyśleć co się dzieje z innymi.

Rozwinęłam skrzydła, po czym, idąc za radą patriarchy, zaczęłam przemierzać tunele, lecz nie było to łatwe, ponieważ, gdy coraz bardziej zbliżałam do celu, tym więcej było toksycznego dymu, który gdybym nie miała na sobie odpowiedniego stroju, powalił by mnie w mniej niż minutę.

W dojściu do celu, ku mojemu szczęściu i nieszczęściu pomagały mi ściany, na których widoczne były jakiegoś rodzaju korzenie, które wyglądały jak niebieskie żyły, przez które przepływała skażona maana, zasilająca jeden wielki kryształ, mieszczący się w najdalszych zakamarkach tych jaskiń. Był to widok tak zniewalający jak i przerażający, że nie potrafiłam się w ogóle poruszyć. Niebieskie kryształy przesiąknięte fioletową trucizną wyglądały cudownie, ale wiedziałam, że są one źródłem cierpienia, mieszkających tutaj stworzeń.

Ostrożnie podeszłam do źródła tutejszych kłopotów, ale coraz bardziej uniemożliwiała mi to złowroga aura, która była emanowana przez te kryształy. Było to dziwne uczucie, bo jako diabeł, taka aura powinna sprawiać mi przyjemność, ale nie tym razem. Sprawiała, że nawet zło które siedziało we mnie, chciało wyjść ze mnie i uciec, zostawiając mnie na pastwę tej złowrogiej siły.

Nie świadomie, zdjęłam kaptur, a nagła energia, która buchnęła z środka kryształu sprawiła, że przemieniłam się w diabła. Gdzieś w głębi siebie miałam jakieś wrażenie, że kryształ próbuje mi przekazać, że przemiana w moją mroczniejszą stronę, w jakiś sposób mi pomoże, z tym zadaniem.

Czujnie przyglądając się kamieniom, podeszłam do nich, wyciągając jak zahipnotyzowana rękę ich stronę. Gdzieś z tyłu głowy moja intuicja podpowiadała mi, abym ich dotknęła. I tak też zrobiłam, lecz gdy tylko moje palce miały się zetknąć z chropowatą strukturą kryształów, poczułam, że nie byłam w tym miejscu sama. Niespodziewanie na mojej dłoni pojawiła się inna bladoniebieska dłoń, co sprawiło, że jak oparzona zabrałam od nich dłoń, zwracając się do pozornie nieznajomej mi postaci. Przede mną znajdywała się, Wyrocznia we własnej osobie. Jedyne co przez chwile wzbudziło moje wątpliwości było to, że Oracle była rozmyta, tak jakby miała trudności z pobytem w tym miejscu. 

- Co tutaj robisz? - duch wyroczni nic mi nie odpowiedział. Tylko pokazała palcem w stronę źródła tutejszych problemów, a następnie wyciągnęła w moją stronę dłonie, a ja bez wahania wykonałam jej niemą prośbę. Gdy nasze dłonie się spotkały poczułam jakieś znajome uczucie. Tak jakbyśmy się już kiedyś spotkały. Oczywiste było przecież to, że już kiedyś się spotkałyśmy. Na przykład, gdy razem z Chrome'em wracaliśmy od kap i o mały włos się nie potopiliśmy. To przecież dzięki niej Stefan przypłynął nam z pomocą. Jednak tym razem miałam przeczucie, że znamy się o wiele dłużej. Nie... to pewnie dlatego, że gdy byłam mała mieszkałam przecież w Kwaterze i to z pewnością tam się z nią miałam do czynienia.

Gdy wyrwałam się już moich rozmyśleń, puściłam jej dłoń, po czym pewnie podeszłam do kryształów i postanowiłam z pomocą piekielnych mocy, po kolei wyjmować kryształ po krysztale. Oczywiście nie mogło pójść jak z płatka, ponieważ za każdym, gdy moja skóra tylko stykała się z kamieniami, przez moje dłonie przechodził nie wyobrażalny ból. 

- O cholera! - miałam wrażenie, że skóra dłoni była dosłownie spalana. Było to mega dziwnym uczuciem, bycia palonym żywcem, bo przecież to ja zawsze sprawiałam, że ktoś płonął oraz zwykle bez problemów bawiłam się ogień bez żadnych obrażeń. Jednak postanowiłam wyrywać kawałek po kawałku, nie zważając na to koszmarne uczucie. Każdy odłamek chowałam do mojej torby, aby się przypadkiem nie zapodział. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. Siły dodawała mi myśl, że tylko i wyłącznie ja, mogę uratować mikonidy. 

Problem pojawił się przy ostatnim krysztale. Z wnętrza nagle buchnęła silna mroczna energia, która odrzuciła mnie od kryształu. 

- Grr... tak łatwo mnie się nie pozbędziesz! - krzyknęłam wściekle, a w moich dłoniach pojawiły się kule ognia, za to wokół oczu pojawił się fioletowy ogień.

Gdy chciałam nimi strzelić w kryształy, na mojej drodze stanął duch wyroczni.

- Suń się albo spłoniesz. Przez kolejne lata będziesz siedziała i gniła w tym durnym krysztale, regenerując się, aby od czasu do czasu znów się łaskawie pojawić! - ta jednak, stała w miejscu i ręką pokazała coś na górze. Nie rozumiejąc o co jej chodzi, spojrzałam na to co pokazywała. Moim oczom ukazała się skalna półka, która ledwo co się trzymała. I wtedy sobie uświadomiłam, że znajduję się przecież w miejscu, które w każdym momencie może się zawalić.

- No dobra! Uspokoję się... trochę. Ale skoro jesteś taka mądra, to łaskawie zdradź mi jak wyciągnąć to cholerstwo! - Oracle oczywiście nic nie powiedziała oraz bez żadnego słowa po prostu sobie zniknęła

- Dzięki! Serio, dzięki za twoją nieocenioną pomoc! Z pewnością się mi przyda. - krzyknęłam w pustkę. Świetnie, zostawiła mnie wtedy, gdy najbardziej jej potrzebowałam. Dobra, opanuj się, musisz skończyć to co zaczęłaś.

Podeszłam do ostatniego kryształu, który był wszczepiony w skale, z zamiarem pozbycia się go, z tej groty raz na zawsze. Gdy chwyciłam go obiema dłońmi, nie poczułam bólu, lecz przyjemne ciepło, które mnie otuliło, tak jakby ktoś mnie w tej chwili przytulał, próbując dodać mi sił. 

- Serio, teraz postanowiłaś mi pomóc? - spytałam

- Dobra, wyłaź stąd! - krzyknęłam, wyrywając magiczny kamyk. Zaraz potem, ziemia zaczęła się trząść, a chwilę później fala energii, znów mnie odepchnęła. Całe szczęście, że wylądowałam na mchu, bo inaczej byłoby ze mną krucho.

- A przyszłam tutaj, tylko do starych znajomych. - mruknęłam, śmiejąc się pod nosem, wpatrując się w kryształ, który trzymałam w dłoni.

Chwilę tak siedziałam, regenerując siły, patrząc jak powietrze się rozrzedza, pozbywając się tej chmury zielonego gazu. Jednak byłam świadoma, że trochę czasu minie zanim grota w całości zostanie pozbawiona szkodliwej substancji. Gdy odzyskałam siły wstałam z mięciutkiego siedzenia, zabierając swoją torbę, w której miałam kryształy. Pobiegłam szybko w stronę miasta muchomorków.

- Ethel!? - krzyknęłam, wbiegając do jego domu, kierując się szybko w miejsce gdzie widziałam go po raz ostatni. Lecz nigdzie go nie było, o kurde, mam nadzieję, że nic mu nie jest.

- Ethel! - krzyknęłam ponownie, ale tym razem głośniej

- Dlaczego tak krzyczysz? - spytał, wchodząc do pomieszczenia.

- Ethel! -szczęśliwa, że nic mu nie jest, rzuciłam mu się w ramiona i mocno przytuliłam

- Zawsze lubiłaś się przytulać, ale nie sądziłem, że tak się ucieszysz na mój widok. - odparł, głaszcząc mnie po włosach

- To było kiedyś, ale cieszę się, że wszystko z tobą dobrze. Widzę, że już nawet grzyby na twoim kapeluszu zaczynają świecić, więc przypuszczam, że czujesz się lepiej. - odpowiedziałam, odsuwając się od mikonida

- Dobrze, to jak sobie poradziłaś z kryształami? - znów przybrał swoją poważną minę, ale ja wiedziałam, że była ona tylko na pokaz

- Zobacz ile ich jest. - mówiąc to, otworzyłam moją torbę

- Na wyrocznie! Ile ich tu jest? Nadal nie rozumiem, jak się tutaj znalazły. 

- Nie mam pojęcia, ale mam prośbę. Gdyby jakaś osoba ze straży, pytała się oto, co było powodem waszej choroby, nie mów im, że były to kryształy. - poprosiłam, zakładając torbę na ramię

- Nie chcesz im ich oddać? - spytał lekko zdziwiony

- Chcę, ale jeszcze nie teraz. Mam jakieś dziwne przeczucie, że mogą mi się jeszcze przydać.

- Dobrze, nie powiem im o kryształach. Masz moje słowo.

- Dziękuję ci! Okej, w takim razie chodźmy powiadomić mieszkańców o dobrej nowinie! - mówiąc to, chciałam udać się w stronę drzwi.

- Em, Lili... twoje włosy. 

- Co? A no tak, zapomniałam. - szybko się przemieniłam, po czym ruszyliśmy na główny plac przekazać radosną wieść.


Witam wszystkie tutaj diabły i diablice!

Jak widać, nasza Skyla miała już wcześniej styczność z wyrocznią oraz doskonale zna mikonidy. Bez obaw. Ethel choć wie, że Sky jest w połowie diabłem. Nic nie wie o planie zamordowania straży. Był dobrym przyjacielem Anabell, więc ta zdradziła mu ten sekret.

Dobra, teraz się chwalcie, sprawdzaliście swoje wyniki z testów gimnazjalnych i ósmoklasisty? Jesteście zadowoleni czy nie za bardzo?

Ja osobiście jestem nawet zadowolona z moich gimnazjalnych. Bo z matmy mam o 20% więcej niż na próbnych.

Do tego moja nauczycielka z anglika widząc mój wysoki wynik (82% i 88%), wstawiła mi 5 na koniec roku i dzięki temu będę miała pasek! ^^

Dobra ja już kończę! 

Papatki 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro