,,Nie chcę żebyś umierał" cz. XX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciliśmy do Kwatery późnym wieczorem. Mogłam oczywiście polecieć na Twilight, ale okazało się, że ta ostatnio urodziła młode, więc nie chciałam jej zbytnio przemęczać. Nie było jednak, aż tak źle jak myślałam.

Przez większość czasu rozmawiałam z Chrome'em o tym co będziemy robić przed i po zawodach. Nie mogłam oczywiście wprost mówić o Piekle, dlatego też opowiadałam tak, aby inni mieli wrażenie, że mówię o tej pseudo miejscowości, z której pochodzę. Aniołkowo. Mamo, nikt nigdy nie uwierzył mi w tak banalne kłamstwo jak oni.

Po przyjeździe wszyscy udali się do pokoi na niezasłużony odpoczynek. Tylko ja, Chrome oraz Ewelein według mnie na niego zasługują. To ja pozbyłam się zarazy, tym samym ratując gatunek mikonidów od wyginięcia oraz tą małą nic nie znaczącą wioskę – Balenvię. Chrome zbierał próbki oraz inne rzeczy, a Ewe zajmowała się naszym niedoszłym samobójcą – Nevrą. No dobra, nie wiedział o truciźnie, ale kto normalny, o zdrowych zmysłach wybiera się sam do 'opuszczonych' jaskiń, których w ogóle nie zna? A reszta? Oni tylko łaskawie raczyli przyjechać i porozmawiać z mieszkańcami. Więc do roboty, a nie spać!

Gdy weszłam do swojego pokoju od razu udałam się do łazienki, aby wziąć normalną kąpiel oraz przebrać się w piżamę. Następnie wskoczyłam pod cieplutką kołderkę i udałam się do krainy snów.

Następnego dnia postanowiłam przejść się do ogrodu muzyki, aby troszkę odpocząć, wsłuchując się w dźwięk wody i wiatru. Jednak coś mi nie pasowało. Było spokojnie, za spokojnie. Nikogo nigdzie nie było, co mnie bardzo zdziwiło. Byłam tutaj sama jak palec. Postanowiłam jednak nie robić z igły widły i iść tam gdzie pierwotnie zamierzałam. Może ktoś się napatoczy po drodze?

Gdy dotarłam do fontanny przy ogrodzie muzyki, zauważyłam że znów coś było tutaj nie tak. Woda, która znajdowała się w fontannie miała czerwony kolor.

Nie pewnie do niej podeszłam, jednak z każdym krokiem nabierałam pewności, że owa ciecz nie była wodą. Gdy stanęłam centralnie nad nią, ukucnęłam, aby zanurzyć dwa palce w płynie. Poparzyłam na jej konsystencję i zlizałam troszkę.

- K-krew? – spytałam sama siebie, szybko wstając. Patrzyłam to na basen, to na palce. Gdy chciałam się odwrócić, aby pobiec do kitsune, by poinformować ją o tym fakcie, ktoś mnie popchnął, przez co wpadłam do zbiornika, pełnego życiodajnego płynu.

Chwilę zajęło, zanim zorientowałam się co się stało i gdy odsłoniłam włosy z twarzy, zamarłam. Nade mną stał Nevra?!

- N-nev?! - wrzasnęłam przerażona

- Jak mogłaś!? – spytał, a w jego oczach zauważyłam łzy.

- C-co?! O czym ty do mnie mówisz? Kiedy się obudziłeś i jakim cudem Ewe tak szybko pozwoliła ci wyjść z przychodni? Nie powinieneś teraz odpoczywać?! Dlaczego w płaczesz? Stało się coś złego? Dlaczego wepchnąłeś mnie do fontanny i dlaczego jest ona wypełniona krwią!? – zadawałam pytania jedno po drugim, lecz odpowiedział mi tylko na jedno z nich, a odpowiedź mnie zszokowała.

- W tym basenie znajduje się krew osób, które zabiłaś. – odparł chłodno z nienawiścią w głosie

Nic nie odpowiedziałam. Zmroziła mnie jego odpowiedź. A-ale... jak!? Jak on mnie rozgryzł? Jak się niby o tym dowiedział? I skąd do cholery ta krew?!

Chociaż byłam przerażona zaistniałą sytuacją, postanowiłam, jednak że spróbuję się jakoś ratować.

- O czym ty mówisz do cholery?! Ja nigdy nikogo nie zabiłam dla własnego widzimisię! Tylko w obronie własnej! – broniłam się

- A więc zabicie mnie oraz reszty też miało być w obronie własnej?! – wykrzyczał mi w twarz

Wiedzą... ale skąd?! Ktoś nas zdradził?! Jeśli tak to zabiję gnoja własnymi rękoma!

Chwila...to dlatego nigdzie nikogo nie ma? Wszyscy uciekli przed nami? Przede mną...?

Zamknęłam oczy z całej siły, mając nadzieję, że wybudzę się z tego koszmaru. Jednak, gdy je otworzyłam nadal siedziałam w fontannie wypełnioną krwią, a Nevra nadal stał nade mną, lecz tym razem, dzierżył w ręce swój sztylet.

Zrozumiałam, że nie ma sensu się już dłużej ukrywać. Przemieniłam się więc na oczach chłopaka i poleciałam w stronę chmur. Postanowiłam udać się w stronę Cytrusowego Lasu, aby się w nim zaszyć i zawiadomić ojca. Jednak, gdy wyleciałam za mury Kwatery, ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, zobaczyłam polanę przy Kwaterze. Jednakże nie była to polana, którą znałam dotychczas.

Niebo było czarne od burzowych chmur, z których nie padał deszcz, lecz od czasu do czasu wyłaniała się błyskawica, która w kontakcie z czymkolwiek wywoływała pożar. Zła pogoda oraz ogień nie była jednak powodem mojego zdziwienia. Wszędzie znajdowały się trupy. Ciała lub ich części. Trawa, która zawsze miała żywo zieloną barwę, teraz zmieniła kolor na brunatną czerwień.

Gdy wylądowałam na ziemi, zauważyłam, że byłam jeszcze bardziej ubrudzona czerwonym płynem niż przedtem, a w ręce trzymałam sztylet, który należał do mojego ojca.

- Dalej skarbie, zabij go. Zabij go, a nasza upragniona zemsta w końcu stanie się faktem, a nie tylko marzeniem i planem. – usłyszałam głos mojego rodziciela przy prawym uchu oraz poczułam dłonie, które zostały położone na moich ramionach.

- C-co? Ko-kogo niby? – spytałam, spoglądając na tatę

Nie miał założonej swojej maski. W sumie na co mu teraz jest potrzebna, gdy wszystko się wydało? Jego zawsze ułożona fryzura, była rozwalona i lekko ubrudzona od kurzu i oczywiście krwi. Na jego twarzy, a najbardziej w samym oczach można było zauważyć satysfakcje i radość z tej całej sytuacji, która mieszała się z czystym szaleństwem.

Nawet nie zauważyłam, kiedy zabrał lewą dłoń z mojego ramienia, aby chwycić nią mój podbródek, przekręcając moją głowę tak, abym mogła patrzeć wprost na moją ofiarę.

- N-nev? – przede mną w odległości około półtora metra leżał poturbowany wampir.

Próbował się podnieść, aby móc dalej walczyć, jednak jego obrażenia mu na to nie pozwalały. Na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że miał złamane kilka żeber. Miał również ranę na prawym ramieniu, która krwawiła i nie wyglądała jakby zamierzała przestać. Posiadał również wiele siniaków i kilka mniejszych ran, podczas gdy ja nie miałam żadnych. Był w opłakanym stanie, aż serce się krajało. Pewnie krew, którą miałam na ubraniach i we włosach, nie należała do mnie tylko do niego. Innego wytłumaczenia nie widzę.

Nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam iść w stronę chłopaka, ściskając mocno sztylet w dłoni. Nie potrafiłam sterować swoim ciałem. Miałam wrażenie, że ktoś nad nim zapanował.

- Sky... yh... proszę cię... n-nie rób tego. – patrzył mi prosto w oczy, tak jakby miało mnie to zmiękczyć, tym samym ratując swoje życie. To prawda. Zmiękczyło, jednak nie potrafiłam zapanować nad własnym ciałem i się zatrzymać.

Co za ironia losu. Całe życie pragnęłam, by ta chwila nadeszła, abym mogła cieszyć się i patrzeć jak morderca mojej matki, błaga mnie o litość, której nie zamierzam okazać. A teraz... NIE POTRAFIŁAM. Nie potrafiłam go zabić, nawet jeśli bym chciała. Nie chciałam by cierpiał, by umierał na moich oczach. Coś w środku mnie nie pozwalało mi tego zrobić, jednak moje ciało mnie nie słuchało.

Wbrew mojej woli, kopnęłam go w brzuch kozakiem, który miał ostro zakończony przód, przez co jeszcze bardziej skulił się z bólu.

- Ahh! – jęknął, łapiąc się za brzuch

- Nie myśl, że okaże ci łaskę. Ty jej nie okazałeś, więc ja również nie zamierzam. – przemówiłam, jednak nie był to mój głos.

Kątem oka zobaczyłam swoje odbicie w kałuży krwi. Przeraziłam się. Nie wyglądałam jak zwykle, ani jako anioł, ani jako diablica. Wyglądałam zupełnie tak samo jak wtedy, gdy się urodziłam, Fioletowe oczy z czarnymi białkami i czarno-białe skrzydła z ostrymi jak brzytwa piórami. Włosy chociaż były białe posiadały czarne ombre oraz unosiły się w powietrzu. Do tego wszystkiego ta krew. Wyglądałam jak jakaś postać z horroru.

Gdy spojrzałam znów na Nevrę, leżał on kilka kroków dalej. Czy on się przeczołgał? Czy on doszczętnie zgłupiał? Chociaż... tonący brzytwy się chwyta.

Podeszłam do niego powoli. Wewnątrz siebie czułam coś czego nie chciałam. Nie w tym przypadku. Satysfakcja. Satysfakcja, że ktoś cierpi. Cierpi z mojego powodu.

Klęknęłam przy nim, wpatrując się w jego oko.

- Nie chcę że-byś umie-rał. – wydukałam bliska płaczu swoim głosem.

Wampir spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Jednak nie był to uśmiech wyrażający smutek czy szczęście. Był to złowieszczy, chytry uśmiech. Taki sam jaki ja miałam, gdy w wieku piętnastu lat wybijałam całą wioskę, bo miałam taki kaprys.

- N-niena-widzę cię. – to były jego ostatnie słowa. Zaraz po tym, znów nie z własnej woli wbiłam mu ostrze sztyletu prosto w serce.

Nagle poderwałam się z łóżka. To był sen. Cholerny koszmar.

- Co to kuźwa było? – spytałam sama siebie, trzymając się za głowę i ciężko oddychając, próbując unormować oddech.

Spojrzałam przez okno. Było już jasno. Szybko wstałam i pobiegłam do okna. Nikogo nie było. O nie...

Ubrałam się szybko. Musiałam być pewna, że to był tylko i wyłącznie popierdolony sen. Gdy miałam już chwycić za klamkę, usłyszałam pukanie. Bez wahania otworzyłam drzwi. Po raz pierwszy i ostatni raz w życiu cieszyłam się jak głupia, że widzę tego niebiesko włosego idiotę. Ezarel stał przede mną cały i zdrów. Normalnie to bym go wyściskała, ale jak wiadomo to jest Ez, więc nawet pięciometrowym kijem go nie dotknę.

- Czego chcesz? – spytałam, próbując ukryć moją radość

- Nevra się wybudził dzisiaj w nocy, więc...- nie dokończył

Nie zważając na to co chciał powiedzieć jeszcze elf, pobiegłam w stronę przychodni. Musiałam się upewnić, że nic mu nie jest.

Biegłam ile sił w nogach, zapominając o tym, że mogłabym przecież użyć skrzydeł lub po prostu się teleportować, lecz w ogóle mnie to teraz nie obchodziło. Ważne było tylko to, że musiałam go zobaczyć żywego. Gdy dotarłam przed przychodnie, z uśmiechem na ustach weszłam do środka, ale szybko on zniknął, a ja sama zdębiałam.

Tak jak powiedział Ez..., Nevra się wybudził i żył, ale...całował się właśnie z jedną z pielęgniarek. Poczułam jakieś dziwne uczucie, tam gdzie powinno znajdować się serce, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Szybko wyszłam z pomieszczenie, tak, aby mnie nie zauważyli, po czym teleportowałam się do mojego pokoju. Najszybciej jak mogłam, zamknęłam drzwi na klucz, po czym osunęłam się w dół po nich, trzymając się za serce.

- D-dlaczego ja się tak czuję? Ostatni raz tak miałam, gdy... nie... NIE! TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! – w tym momencie zrozumiałam jeden z morałów mojego snu. Czy ja..

- Zakochałam się w Nevrze?

Witam diabełki! 

Nasz aniołek wreszcie zdał sobie sprawę ze swoich uczuć i pomógł jej w tym jej własny sen, JEDNAK! O kim Skyla wspominała, gdy mówiła, że czuła się tak samo, gdy była w kimś zakochana i dlaczego tak zareagowała?

Jak sądzicie? Piszcie swoje teoria, a ja chętnie poczytam. A osobie, która będzie najbliżej właściwej odpowiedzi zadedykuję przyszły rozdział.

Chcę też nadmienić, że od tego rozdziału zaczyna się czas, w którym większość was będzie mnie nienawidzić bądź uwielbiać. Lub oba jednocześnie.

Dlaczego? Otóż dowiecie się sami. Ostrzegam też, że niektóre z przyszłych rozdziałów mogą spowodować, że uronicie łzę, więc jedyne co mogę powiedzieć to... śledźcie dalsze losy naszej Skyli, aby się dowiedzieć co się takiego stanie. 😉

Papatki! 😘 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro