Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No gdzie ona jest? - pytałam sama siebie, przeszukując szafę w poszukiwaniu książki, którą wypożyczyłam z biblioteki

Miałam ją dzisiaj oddać do biblioteki, lecz nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Próbowałam spytać się dziewczyn, czy nigdzie jej nie widziały, jednak na marne. Przepadła jak kamień w wodę.

Nagle doszło do mnie pukanie. No cóż. Może mój nie oczekiwany gość pomoże mi w odnalezieniu zguby, chociaż po namyśle odrzuciłam to rozwiązanie, bo istniała możliwość, że owa osoba, odkryłaby coś czego nie powinna.

- Słucham? - spytałam, otwierając drzwi, jednak nikogo tu nie było

Co to ma być? Jakiś głupi żart?

- Ik, ik! - jakiś piszczący głosik, zaczął piszczeć na dole

Muszę przyznać, że był to dość niespodziewany widok, albowiem mały kappa, który powinien być pilnowany w przychodni przez pielęgniarki, stał pod moimi drzwiami, wesoło podskakując, zaś w rączkach trzymał poszukiwaną przeze mnie książkę.

- Cześć maluchu, co tu robisz? - spytałam, kucając, aby znaleźć się mniej więcej na wysokości dziecka - Co to za książka? - zadałam kolejne pytanie, mimo iż doskonale wiedziałam o czym była dana lektura

Chłopiec z radością w oczach, wyciągnął przed siebie łapki z trzymanym przedmiotem, zaś ja udając zdziwienie, zaczęłam mu dziękować za znalezienie zguby. Mimo tego, że nie byłam w stanie go w pełni zrozumieć, przekazał mi, że znalazł ją w kiosku, co mnie dość mocno zdziwiło.

Nie chodziło o miejsce znalezienia, bo po chwili namysłu przypomniałam sobie, że to właśnie tam ją zostawiłam, ale to, że maluch zaszedł tak daleko i nikt nie zwrócił na niego uwagi. Co oni robili przez ten cały czas, że nie zauważyli tego, że dziecko, którym mieli się opiekować, zwyczajnie zniknęło.

- Hej, co powiesz na to, że pójdziemy coś zjeść? Dochodzi pora obiadu, więc pewnie zgłodniałeś? - spytałam, zaś jego brzuszek zupełnie jakby chciał potwierdzić, zaburczał głośno

Uśmiechnęłam się lekko, po czym wzięłam dziecko na ręce. Po drodze do stołówki, wstąpiłam szybko do biblioteki i oddałam wypożyczoną książkę, by następnie wziąć jakąś z bajkami dla dzieci. Nie mam zielonego pojęcia, co mnie do tego podkusiło, jednak miałam jakiejś dziwne przeczucie, że spędzę z tym malcem zdecydowanie więcej czasu niż początkowo zakładałam.

Zanim się spostrzegłam już siedzieliśmy na plaży na jednym z kamieni, jedząc obiad i dyskutując lub przynajmniej próbując to robić. W pewnym momencie, kappa zostawił swój posiłek i skoczył do wody tym samym lekko mnie ochlapując.

- Coś czułam, że ta sałatka była niedosolona. - stwierdziłam, zauważając że wybryk małego przyniósł nieoczekiwaną korzyść

Przy okazji dziękowałam sobie w duchu, że ukryłam swoje skrzydła, gdyż dzięki temu nie zmuszona czekać godzinami, aby ich pióra się wysuszyły, co czasami jest dość czasochłonne, a jak powszechnie wiadomo, z mokrymi piórami daleko nie polecisz.

◆⎯⎯⎯⎯◆⎯⎯⎯⎯◆⎯⎯⎯⎯◆

Po zjedzonym posiłku i chwili zabawy postanowiłam wreszcie odprowadzić kappę do przychodni. Powinnam była odprowadzić go zaraz po znalezieniu, jednak w jego małych oczkach widziałam coś co zwyczajnie nie pozwalało mi tego zrobić. Czy ja również miałam to coś, gdy byłam mała? Zapewne tak. Każdy z nas posiadał tą małą iskierkę, która potrafiła stopić serce nie jednego dorosłego.

Na miejscu zaraz po tym, jak jedna z pielęgniarek zajęła się maluchem, zaczęłam się ich pytać, jakim cudem mogli pozwolić, by dziecko tak długo pozostało bez opieki? Było to moim zdaniem nie do pomyślenia, tym bardziej że wraz z Nevrą widziałam jak ten zachowywał się w kompletnie nieznanym mu miejscu, pozbawiony wszelkiej opieki.

Jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że to Miiko wydała rozkaz, bym zajęła się małym. Cudownie, że ktoś postanowił mnie o tym łaskawie uprzedzić. Nie wiele myśląc udałam się do Kryształowej Sali, by omówić tą kwestię z kitsune.

Coraz bardziej zaczynała mnie wkurzać, przez co tym bardziej nie mogłam się doczekać, aż nadejdzie ta wiekopomna chwila, gdy to wszystko nad czym pracowali obróci się w pył, a oni sami będą nas błagać byśmy ukrócili ich męczarnię, a my wspaniałomyślnie spełnimy ich życzenie.

Miałam już wejść do Sali z Kryształem, gdy nagle przystanęłam. Musiałam się uspokoić, bo inaczej mogłoby się to skończyć tragicznie. Spokojnie Lilith. To jeszcze nie twój czas byś ujawniła światu swoje istnienie. To Skyla ma wypełnić w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach plan, zaś ty jesteś tym jednym najważniejszym procentem, który będzie swoistą wisienką na torcie naszego zwycięstwa.

- Halo? Jest tu ktoś? - spytałam, wchodząc do pomieszczenia, jednak widząc Szefową Straży, już pewniej ruszyłam, wiedząc, że będę mogła załatwić tą sprawę szybko bez zbędnego szukania dziewczyny - Miiko, musimy coś obgadać. Dlaczego nikt nie poinformował mnie o tym, że mam zająć się kappą? Nie mam nic przeciwko temu, ale miło by było, gdyby chociaż mnie oto zapytano.

- Ale o czym ty mówisz? Przecież jedna z pielęgniarek miała ci przekazać kappę. - odparła zdziwiona kitsune, zaś sekundę później do pomieszczenia wbiegł zdyszany Keroshane, trzymający w ręku jakiś skrawek papieru

Ostatecznie okazało się, że pielęgniarka, która opiekowała się małych i miała mi go przekazać, została nagle wezwana do jakiejś ważnej sprawy, dlatego zostawiła kappę pod drzwiami mojego pokoju, zaś wiadomość z wyjaśnieniem zostawiła w znalezionej przez nich książce, którą następnie oddałam do biblioteki. Wciąż wydawało mi się to niezbyt odpowiedzialne, albowiem dziewczyna powinna się upewnić do samego końca, że malec ma odpowiednią opiekę, jednak teraz przynajmniej znałam kontekst tej całej sytuacji.

◆⎯⎯⎯⎯◆⎯⎯⎯⎯◆⎯⎯⎯⎯◆

W następnych dniach również zostałam oddelegowana do roli opiekunki małego kappy, jednak nie przeszkadzało mi to tak bardzo, albowiem ku mojemu zdziwieniu chłopiec był bardzo grzeczny. Wciąż jednak z tyłu głowy czaiła się myśl, że w każdej chwili możemy dostać informację o tym, że udało się skontaktować z plemieniem kapp i będziemy musieli go odwieść do domu.

Miałam co do tego mieszane uczucia, gdyż mimo tego, że cieszyłam się, że wróci do swojej rodziny, to z drugiej strony trochę mu tego zazdrościłam, albowiem w przeciwieństwie do mnie on zapewne miał pełną rodzinę, która się o niego bała i za nim tęskniła.

Pomimo tego, że znalazł się w kompletnie nieznanym mu miejscu, gdzie otaczali go kompletni nieznajomi, którym na dokładkę był zmuszony zaufać, jeżeli chciał przeżyć, to i tak nie musiał się zbytnio niczym przejmować. W końcu wszystko będzie dobrze, bo przecież dorośli tym się zajmą.

Będąc dzieckiem wszystko było takie proste. Jedyne czym się martwisz to czy w kuchni znajdziesz swoje ulubione smakołyki oraz czy pogoda jest wystarczająco ładna, by móc pobawić się na zewnątrz, jednak w moim przypadku tak nie było.

W wieku pięciu lat musiałam nauczyć się żyć w nowym świecie, gdzie wszystkie złe znane ludzkości rzeczy były na porządku dziennym i mimo, że mieszkałam w zamku z wysokim murem, który powinien zapewnić żyjącym wewnątrz budowli mieszkańcom bezpieczeństwo, bałam się, że przyjdzie ktoś zły i zabierze mi jedyną osobę, na której mi zależy i która mnie kochała, nie patrząc na to, czyje DNA się we mnie kryło.

- Ik! Ik! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos żółwiopodobnego stworzenia, który zauważył, że zamiast budować z nim zamek z piasku, nieumyślnie niszczę jedną z jego wież

- Przepraszam, zamyśliłam się trochę. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy, chcąc w jakiś sposób ukryć mój zły humor - Hej, a nie sądzisz, że naszemu zamkowi przydałaby się fosa? Napełnij muszlę wodą, a ja w tym czasie wykopię dół na wodę

Maluch szybko podłapał pomysł i już po chwili biegł w stronę morza z muszlą w łapkach, aby móc przynieść wodę.

- Fajny zamek. - usłyszałam za plecami głos wampira, który nie pytając mnie o zdanie usiadł koło mnie na piasku

- Dzięki. Podejrzewam, że masz do mnie jakąś sprawę, gdyż patrząc po twoim stroju to nie przyszedłeś się poopalać. - stwierdziłam, spoglądając na niego, po czym wróciłam do wcześniejszego zajęcia

- Miiko kazała Kero cię znaleźć, jednak przez to, że ten ma obecnie dużo na głowie, kazała mi to zrobić i przekazać ci, że dostaliśmy wiadomość z Ziem Jaspisu. Jutro wraz z Chromem popłyniecie oddać kappę jego rodzinie. - odparł, biorąc do ręki jakiś patyk i zaczął nim rysować jakieś szlaczki na piasku

- Tak szybko? - spytałam zdziwiona, gdyż z tego co było mi wiadome, to Ziemię Jaspisu leżały dość daleko od Eel

- Tak, płyniecie jedynie we dwójkę, znaczy we trójkę jeżeli liczymy młodego, więc przygotowanie łodzi i zapasów nie zajmie zbyt długo, a co? Zżyłaś się i chcesz z nim spędzić więcej czasu?

- Zżyć się, to za dużo powiedziane, po prostu...ehh...nieważne. - ucięłam, gdy zorientowałam się, że za chwilę mogłam powiedzieć o kilka słów za dużo

- Ej, no dawaj. Jak już zaczęłaś mówić to trzeba dokończyć. - ciągnął wampir

- Powiedzmy, że nie uśmiecha mi się patrzeć na czyjejś szczęście, gdy sama go nie mam. - stwierdziłam, wstając, by móc otrzepać się z piasku

Krzyknęłam na kappę, aby się zbierał, gdyż musiałam go odprowadzić do przychodni, bym mogła się spakować, lecz gdy chciałam pójść w kierunku schodów, wampir złapał mnie za ramię.

- Nie wiem, czy Leiftan lub ktoś inny ci o tym powiedział, ale jeżeli chcesz mogę cię kiedyś zaprowadzić na grób Anabelle. Będziesz mogła należycie się z nią pożegnać, a w ciężkich chwilach pójść i z nią porozmawiać.

- Yyy...jasne. Kiedyś... - stwierdziłam, po czym rozłożyłam skrzydła i poleciałam w stronę Kwatery z kappą na rękach, któremu najwyraźniej bardzo się podobał taki lot ponad drzewami

Tak. Z wielką chęcią pójdę nad grób całkowicie obcej mi kobiety i będę jej się spowiadać ze wszystkich problemów, byś mógł z oddali wszystko podsłuchiwać. Nie ze mną takie numery.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro