Rozdział XXX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wyjściu z Kryształowej Sali Skyla z uśmiechem na ustach ruszyła do swojego pokoju. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że ten uśmiech był zwyczajnie sztuczny. Po zamknięciu drzwi do swojego małego królestwa ten od razu zniknął z jej twarzy, a sama dziewczynka oparła się o drzwi plecami i zjechała wzdłuż nich na podłogę, ukrywając swoją twarz w dłoniach.

- Yhh... czym ja sobie na to wszystko zasłużyłam? Najpielw on, później to, to i jeszcze to, a telaz jakby było mało pojawia się ona. I to wszystko ma ciążyć na moich obecnie czteloletnich balkach? Wlęcz cudownie, ale ja podziękuję. 

Chwilę tak siedziała, myśląc o tych wszystkich rzeczach, które spadły na nią w tak krótkim czasie i przecież oczywiście żadnej z nich nie mogła zawalić, inaczej źle by się to dla niej skończyło... zresztą nie tylko dla niej. Jednak po jakiś piętnastu minutach wpatrywania się w mało interesujący widok za oknem, którym było czyste niebo, bo przecież więcej nie widziała, siedząc na podłodze, postanowiła w końcu wziąć się w garść i skończyć przynajmniej jedno i obecnie chyba najważniejsze zadanie, czyli schwytanie Greifmara. Na resztę przyjdzie czas później albo zrobi w międzyczasie.

- Dobra, co my tu mamy? - raz jeszcze otworzyła wypożyczoną z biblioteki książkę i siadając na łóżku zaczęła uważnie analizować rysunek w niebieskim płomieniem oraz sam tekst

- Trzeba go jakoś wywabić ze swojej klyjówki, a później zagonić do Sali Drzwi, gdzie lozpalę kląg niebieskiego ognia i wypowiem zaklęcie. Ploste? Ploste. No to mamy plan, tylko jest oczywiście jeden dosyć istotny ploblem, a nawet dwa. Gdzie ten stwól się chowa i jak przywołać ten dulny ogień...? - przez chwila myślała nad rozwiązaniem, gdy spojrzała na tekst, kłopot jakby sam się rozwiązał... przynajmniej taką miała nadzieję

- Chwila, chwila... co tam dokładnie pisało? Stlach... wtedy w tym śnie ja się go bałam, więc by zgadzało, ale telaz on już nie zadziała, bo wiem już czego się spodziewać. Za nikim też szczególnie nie tęsknie, no chyba, że za lodzicami, ale już dawno zdążyłam się przyzwyczaić do ich nieobecności, więc lównież nie. - analizowała praktyczne każde uczucie, lecz w każdym coś jej nie pasowało i ostatecznie uznawała, że nie zadziała

 - A miłość...? Hmm... tego idioty zaliczyć nie mogę, bo choć się teoletycznie pogodziliśmy, to nasza lelacja nie jest na aż tak zaawansowanym poziomie. Kurde, mama by wiedziała co zlobić... - mruknęła, spoglądając kątek oka na księgę zaklęć, gdy nagle dostała olśnienia

- No właśnie! Mama! Miłość do niej mogłaby zadziałać, bo wlęcz pozolom ją kocham, a do tego jakby dodać moją tęsknotę za nią, któla przecież jest, to mogłoby się to udać. Tylko trzeba będzie to wszystko przećwiczyć. - stwierdziła, tworząc pomarańczowy płomyk, który wydobywał się ze wskazującego palca jej prawej ręki

Zaczęła myśleć o tych wszystkich miłych chwilach razem z nią spędzonych, na przykład, gdy wraz tatą nocą chodzili na plaże i kąpali się w morzu, chlapiąc przy tym słoną wodą, która kiedy dostawała im się do ust, sprawia, że się krzywili. Chodzili na spacery do małej zatoczki, gdzie podobno wyznali sobie miłość, a mężczyzna również się jej oświadczył. 

Wszystkie te wspomnienia sprawiły, że zaczęło jej się robić ciepło na sercu, co ostatnim czasem zdarzało się coraz częściej, a na jej twarzy pojawił się tym razem szczery rozmarzony, mały uśmiech.

Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy pomarańcz w ognistym listku zaczęła być zastępowana przez delikatny błękit. Widząc to jeszcze bardziej się uśmiechnęła, wiedząc, że w końcu w jakimś stopniu odkryła jak złapać tego demonicznego chowańca.

- No to supel. - stwierdziła, tworząc z niego najróżniejsze kształty jak to miała w zwyczaju, gdy się nudziło, jednak teraz było to spowodowane tym, że chciała zobaczyć jak długo efekt ten będzie się utrzymywać i na jak wiele mogła sobie pozwolić

Cały czas starała się myśleć o Anabelle i tak jak podejrzewała, dopóki w jej myślał znajdowała się białowłosa, tak długo błękitny kolor nie znikał. 

- Hmm... teraz pozostało jedynie pytanie gdzie on może się ukrywać. Sam z pewnością nie wyjdzie mi na powitanie, więc trzeba czekać, aż łaskawie zdecyduje się zaatakować. Innego wyjścia nie widzę.. - westchnęła, kończąc swoją małą zabawę z ogniem, po czym odłożyła książkę na stolik, znajdujący się koło jej łóżka

 Po tym wszystkim będę musiała podziękować Kero za to, że mi ją znalazł. Sama pewnie w życiu bym tego nie zrobiła. 

Nie wiedząc co ze sobą zrobić, Skyla postanowiła poczytać księgę zaklęć . W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy jakieś z nich może się przydać, na przykład na zawodach, które miały się odbyć już nie długo. Chociaż zaczęła już się godzić z faktem, że w tym roku nie weźmie w ich udziału, to i tak było jej smutno. W końcu co roku brała w nich udział i zawsze dobrze jej szło. A teraz nie weźmie w nich udziału przez durny eliksir, który zmienił w małe dziecko. 

~ Zaklęcie prawdy, ochronne, o... zaklęcie snu... skutek natychmiastowy. Ciekawe po co go używała? 

Zaraz obok zaklęcia był mały napis napisany odręcznie. Od razu rozpoznała jej pismo, a czytając je, uśmiechała się nie świadomie, gdyż nie które z nich wręcz doprowadzały do łez

~ ''Działa na wszystkich, poza niesfornymi aniołkami, za którymi trzeba biegać". Cóż, nic na nie poradzę, że byłam rozrabiaką. Geny tatusia. - stwierdziła w myślach dalej czytając

Skyla jeszcze przez pewien czas zgłębiała kolejne tajemnice księgi należącej do jej mamy, lecz w końcu stwierdziła, że wypadałoby położyć się spać, aby mieć siłę na złapanie tego monstrum, który ukrywał się gdzieś w Kwaterze i tylko czekał, aby zaatakować, dlatego też i tą książkę odłożyła na komodę koło łóżka, po czym po ogarnięciu się udała się do krainy snów, gdzie całe szczęście nie miała żadnych dziwnych spotkań ani przygód.

- Yyy... chwila, już chwilka! Pali się, czy coś? - krzyknęła w stronę osoby znajdującej się za drzwiami, która śmiałą ją budzić z samego rana

Przecierając oczy jedną ręką, drugą wyciągnęła, aby móc chwycić za klamkę. Przed jej oczami pojawiła się jasnoniebieska szata, a osoba w nią ubrana była dosyć wysoka, więc mocno podnieść głowę, aby mogła spojrzeć na starszego fenghuanga.

- Yyy... dzień dobry? - spytała, przekrzywiając lekko głowę w bok, wpatrując się w pozbawioną uczuć twarz mężczyzny

- Witaj panienko Skylo. Przyszedłem przypomnieć, że dzisiaj zobowiązała się panienka spędzić czas z damą Huang Hua. - jego głos był doszczętnie wyprany z emocji, a sama twarz również nie pomagała, przez co trudno było określić co staruszek czuł

- Ale ja się na nic nie zgadzałam! Mówiłam przecież, że "może" będę miała czas, a nie że się zgadzam. Ploszę mi wybaczyć, ale nie mam czasu, aby spędzać czas z Huang Hua. Ostatnio mam baldzo dużo na głowię i zwyczajnie nie mam czasu, więc plosę przekazać damie, że się z nią dzisiaj nie spotkam. - odpowiedziała najmilej jak tylko umiała, chodź najchętniej użyłaby znacznie ostrzejszych słów, aby wyrazić swoje zdanie na ten temat, jednak pamiętała, że Feng Zifu jest osobą starszą i należy mu się minimalny szacunek

Lecz chyba najważniejszym powodem było to, że zwyczajnie nie chciała później słuchać kazań Miiko o dobrym zachowaniu, których i tak by nie słuchała, lecz zmarnowałaby czas, który mogłaby wykorzystać na coś innego.

- Rozumiem, jednak nalegałbym by zjadła z nami panienka chociaż śniadanie. Jest to przecież najważniejszy posiłek dnia. 

Mężczyzna nie ustępował, co zaczynało ją irytować, jednak w jednym miał rację. Trzeba było zjeść śniadanie i tylko dlatego zgodziła się przyjąć propozycję, a korona jej przecież z głowy nie spadnie, jeżeli poświęci te trzydzieści minut w trakcie posiłku na rozmowę z następczynią feniksa. 

Po ustaleniu spotkania, dziewczynka postanowiła się w końcu ubrać, gdyż uświadomiła sobie, że przecież cały czas była w piżamie i chociaż była to całkowicie normalna rzecz, to dziwnie się czuła z myślą, że rozmawiała z fenghuangiem w koszuli nocnej oraz szopą na głowie, bo przecież wstając z łóżka, aby otworzyć drzwi, będąc jedną nogą w krainie snów nie myślała o tym, aby jakoś ogarnąć swoją fryzurę. Mężczyzna jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi albo po prostu nie było tego po nim widać.

- No cóż... chyba czas na śniadanko. - mruknęła pod nosem, wpatrując się w lustro, poprawiając przy okazji pas, który wiązał całą sukienkę

~ Dzięki Purriry, że jednak mnie przytrzymałaś w butiku i pokazałaś jak się go wiąże. - pomyślała, po czym wyszła z pokoju

Wchodząc na stołówkę doznała lekkiego szoku, gdyż na stołach leżały bielutkie obrusy oraz kremowe wazony ze świeżymi kwiatami, które miały całkiem ładny zapach. Blat, przy którym są wydawane posiłki został tak wyczyszczony, że nie było można dostrzec ani jednej plamki. Przyozdobione krzesła zostały wyciągnięte chyba z jakiegoś schowka, bo pierwszy raz je na oczy widziała, tak samo jak dywan w kolorze pudrowego różu, na którym można było dostrzec delikatne białe wzorki w kształcie kwiatów. 

Ktoś tu chce zrobić dobre wrażenie, jak widać. - pomyślała rozglądając się po pomieszczeniu

Na stołówce było mało osób, bo jedynie trzy osoby, co sprawiało wrażenie cichego miejsca gdzie można by było ukryć się przed innymi, chodź było to pewnie spowodowane wczesną godziną, a wszyscy przecież lubią wykorzystywać sobotnie poranki na leniuchowanie, więc było to więcej niż pewne, że większość mieszkańców po prostu jeszcze sobie spokojnie spała, czego w tym momencie Skyla im zazdrościła.

Siadając jednak przy jednym ze stolików w rogu sali, przestała myśleć o cieplutkiej kołdrze, a swoje zainteresowanie skierowała na krzątającego się po kuchni satyra. Widać było po jego ruchach, że się stresował, dlatego też dziewczynka nie mając nic innego do robienia poza czekaniem postanowiła do niego podejść i zagadać.

- Hej Kaluto. Co tam? - spytała, wychylając się zza barku

- Hmm...? A to ty. - mruknął pod nosem zauważając dziewczynkę

- No ja. Dlaczego tak się stresujesz?

- A jak sądzisz? - spojrzał na nią z wyrzutem

- Ja lozumiem, że chcesz mu się przypodobać, ale nie zlobisz tego cały czas się denelwując. Uspokój się. - zasugerowała, podbierając jedną z babeczek ucharakteryzowanych na licliona

- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. - prychnął

- W sumie lacja... ladzisz, ladzisz, a i tak wychodzi jak wychodzi. - stwierdziła, a chwilę później do ich uszu dotarł odgłos zbliżających się kroków oraz dwa głosy, które od razu zdradzały tożsamości owych osób

Dziewczynka westchnęła jakby miała przeżyć coś strasznego, po czym wychodząc z kuchni życzyła satyrowi szczęścia, chociaż jej zdaniem to własnie jej powinno się życzyć szczęścia.

~ Cóż, powiedziałam "A", więc trzeba powiedzieć i "B". - pomyślała podchodząc i witając się z fenghuangami, po czym skierowali się do stolika

Z chwilą zajęcia swoich miejsc, przy ich stoliku pojawił się Karuto z wcześniej przygotowanym dla nich śniadaniem i życząc im smacznego posiłku.

Podczas jedzenia Feng Zifu zachowywał się dość cicho, podczas gdy Huang Hua wypytywała anielicę o najróżniejsze rzeczy typu jej ulubiony kolor, co lubi robić w wolnym czasie i tym podobne. Na wszystkie z nich starała się w miarę możliwości odpowiedzieć, lecz kiedy pojawiło się pytanie dotyczących jej rodziców, to łyżeczka, na której miała nałożony jogurt wypadła jej z dłoni i wpadła do miseczki z jogurtem

Dziewczynka zamarła i jedyną rzeczą jaką była wstanie zrobić było spojrzenia na kobietę przerażonym spojrzeniem.

- Och, proszę wybacz. Pewnie jest to dla ciebie temat tabu.

- Ymm... nie, po prostu... nikt nikt nigdy nie spytał mnie o nich w tak bezpośredni sposób. Tlochę mnie to po prostu zdziwiło. - odpowiedziała niepewnie, wyjmując łyżeczkę z miseczki, która była cała w jogurcie.

- Bardzo cię przepraszam. Jeżeli nie chcesz to nie musisz odpowiadać. - spojrzała na nią smutnym wzrokiem i położyła dłoń na ramieniu w geście wsparcia

- Jest dobrze. Z mamą zawsze bardzo lubiłam grać w różne zabawy. Troszczyła się bardzo o mnie i dbała o moje bezpieczeństwo. To dzięki niej jestem tym kim dzisiaj. 

~ Przynajmniej jeżeli chodzi o moją jasną stronę.

 A twój ojciec? Co z nim, bo nigdy o nim nigdzie nie słyszałam. - no i stało się, nikt nigdy nie wypytywał ją o tatę z czego bardzo się cieszyła, jednak teraz nie miała pojęcia co powiedzieć, a przecież już dawno temu powinna wymyślić jakąś wymówkę na właśnie takie okazje

- Cóż..., jeżeli chodzi o tat... - nie zdążyła dokończyć, gdyż z Sali Drzwi dobiegł przeraźliwy krzyk, który z pewnością zbudziłby martwych i chociaż białowłosa powinna być zaniepokojona tym faktem, to odetchnęła z ulgą, że nie musi odpowiadać na pytanie

Nie myśląc więc wiele zostawili prawie puste talerze i ruszyli w stronę źródła krzyków, jednak to co tam zobaczyli przerosło ich oczekiwania.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro