Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak to możliwe, że po tylu latach nadal potrafisz zachowywać się jak nastolatek? - Spytałam Daniela, gdy akurat była jego pora na bycie moim ,,nauczycielem''. Wzięli to do siebie bardzo poważnie i dziś właśnie zaczynały się moje pierwsze zajęcia. Jakby nie wystarczyły mi lekcje w zwykłej szkole. Czego oni chcą mnie uczyć? Byłam tego bardzo ciekawa. Amelia mówiła, że zrobili mi nawet plan lekcji. Każdy jest od czegoś innego. Ciekawe, od czego jest Daniel... Chyba od zajęć fizycznych. Gdybym miała kogoś o to posądzić to właśnie jego.

- To dobry temat na później. Obiecuje, że odpowiem. - Uśmiechnął się. - Wiesz, czego będę cię uczył? - Zaprzeczyłam kiwnięciem głowy. Wyraźnie ucieszył się z mojej niewiedzy. Wyprostował się i z udawaną wyższością zaczął mówić. - W dawnych czasach bardzo ważne było wysportowanie. - Nie myliłam się. Uśmiechnęłam się do niego. - A tak szczerze to wymyślili sobie, że mam nauczyć cię tańczyć.

Szczęka mi opadła. Patrzyłam na niego zaskoczona, a on zaczął się śmiać.

- Myślałaś, że nie potrafię tańczyć?

- Myślałam, że będziesz moim w-fistą.

- Jestem. - Spojrzałam na niego niepewnie. - Po prostu, zamiast ćwiczeń będę uczył cię tańczyć poloneza i walca, a poza tym biegać i skakać. Żeby była jasność nie latamy, po prostu możemy skoczyć bardzo wysoko, co czasami myli się z lotem.

- Więc co robimy psorze?

- Przez jakieś dwanaście dni muszę nauczyć cię tańczyć. Może najpierw doszlifujmy bieg?

- Już potrafię.

- Tak, ale to, co było wczoraj to zwolniona wersja. Musisz się doszkolić. Chodźmy.

- Znowu weźmiesz mnie za rękę i powiesz, abym się nie bała?

- Z chęcią, ale nie zrobię nic wbrew tobie.

Wyciągnęłam rękę w jego stronę, a on szybko ją pochwycił. Trochę wyglądało, jakby bał się, że ją zabiorę, więc nie mogłam się powstrzymać i się roześmiałam.

- Z czego się śmiejesz?

- Bałeś się, że ucieknę?

- Zawsze się boję. - Odpowiedział z powagą, co mnie zdziwiło. - Ale teraz to ty będziesz się bać. - Na usta wrócił mu łobuzerski uśmiech, który wywołuje u mnie samoistne uniesienie kącików.

Pociągnął mnie delikatnie za rękę i zaczęliśmy biec. Najpierw tak, jak nauczyłam się wczoraj, ale później wyrwał mi się i biegł przede mną tak, że traciłam go z oczu. Zdenerwowałam się, ponieważ biegł tyłem i jego twarz co chwilę się oddalała. Wyglądałam jak dziecko, które chce złapać zabawkę. W końcu tak bardzo chciałam go dogonić, że moje nogi same niosły mnie nad ziemią i w oczu mgnienia znalazłam się przed nim, a że nie potrafiłam nad tym zapanować, zatrzymałam się jak wryta i po chwili walnął mnie całym ciałem. Wylądowałam na ziemi, a on na mnie. Byliśmy tak blisko, że słyszałam jego oddech i czułam, jak wydycha powietrze.

- Zrobiłaś to specjalnie. - Powiedział z tłumioną złością. Zdziwiłam się jego tonem.

Wstał bardzo szybko i wyciągnął rękę, aby mi pomóc, ale zdenerwowałam się i jej nie przyjęłam. Wstałam sama i ruszyłam przed siebie, nie zwracając na niego uwagi.

- Czekaj! - Wołał mnie. - No poczekaj. - Złapał mnie za rękę i próbował odwrócić, ale się wyrwałam i przyśpieszyłam. - Przepraszam.

Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę przepełniona złością. Co on sobie myślał? Tak, już na pewno marzyłam o tym, aby wpadł na mnie... Planowałam to normalnie z rok! Albo nie, celowo to zrobiłam, aby mógł na mnie nawrzeszczeć, albo w ogóle dałam się ugryźć, aby tylko mnie uczył... Bo przez całe życie tylko marzyłam o tym, żeby z całym impetem we mnie uderzył i mnie wywalił!

- Co zrobiłam?! Zatrzymałam się?! Przepraszam!

- Już, już, nie denerwuj się.

- A ty to możesz!

- Przepraszam to niechcący...

- Niechcący się wkurzyłeś? - Roześmiałam się. Czułam, jak przechodzi mnie dziwna fala energii, która nazywa się adrenaliną. Nie miałam zamiaru się uspokoić i nie chciałam ustąpić.

- Przepraszam! - Krzyknął i podszedł do mnie, ale ja się cofnęłam. - Nic się przecież nie stało.

- Też tak myślałam, ale ty na mnie warknąłeś! I za co? Za to, że dopiero się uczę! - Wydarłam się na niego i wszystko ze mnie uszło. Tego potrzebowałam.

- Ile mam przepraszać?

- Przepraszam. - Powiedziałam skruszona. - Ale to ty zacząłeś... - Broniłam się.

- Dobra oboje się przeprosiliśmy, więc możemy kontynuować?

- Najpierw mi odpowiedz na moje pytanie dobrze?

- Postaram się.

- Czemu tak zareagowałeś?

- Myślałem, że chcesz mnie sprowokować.

- Do czego?

- To głupie. - Zaczął się wiercić w miejscu.

Ponagliłam go wzrokiem.

- No... - Starałam się go pośpieszyć. - Nie będę się śmiać. Obiecuję.

Najwyraźniej zadziałało.

- Myślałam, że chcesz mnie w sobie rozkochać.

Nie mogłam się nie roześmiać.

- Obiecałaś!

- Wiem... - Nie mogłam wyraźnie mówić przez śmiech. - No po prostu...

- Jestem taki brzydki czy co?

Chyba go uraziłam.

- Nie po prostu nie miałam pojęcia, że mógłbyś tak to odebrać. - Powiedziałam najpoważniej, jak potrafiłam. - To nie tak, że mi się nie podobasz czy coś... - Zaczęłam się miotać. Co ja robię? - Może jednak wróćmy do ćwiczeń.

- Jeszcze do tego wrócę.

Podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy biec. Tym razem tym samym tempem.

- Patrz się tylko na mnie. Wampiry potrafią wyczuwać przeszkody.

Nie musiałam wkładać zbyt wiele wysiłku w jego polecenie. Faktycznie wiedziałam, gdzie są drzewa i potrafiłam je unikać. Uśmiechał się do mnie, a ja skupiłam całą uwagę na jego ustach. Miał taki uroczy uśmiech. Moje myśli zaczęły krążyć wokół tego wspaniałego uśmiechu i... bum! Uderzyłam w drzewo, które pod wpływem mojej siły złamało się i powaliło się na ziemię.

Spojrzałam na nie i na Daniela, po czym zaczęłam się śmiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro