Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Oj Mariusz ty potrafisz wyczuć odpowiednią chwilę.

Odwróciłam się i zobaczyłam dość niskiego chłopaka z uśmiechem od ucha do ucha. Wyglądał na bardzo przyjacielskiego.

-Alice to Mariusz, Mariusz to Alice.

Oderwałam się od Daniela i uścisnęłam dłoń blondyna.

-Fajnie cię poznać. Tak jakoś nie wyszło nam na imprezie powitalnej a i w domu cały czas nie przebywasz.

Uśmiechnęłam się do niego.

-Mi też miło cię poznać. Jak to możliwe że się nie spotkaliśmy?

-Nie jestem typem domownika.

-Aaa. To gdzie lubisz przebywać?

-Najlepszy jest bar ,,Karmazyn''. Jest tam dużo osób i ze wszystkimi świetnie się bawię.

-Ale się na nich nie żywisz, prawda?

-Nie no coś ty. Czy miałbym tutaj to gdybym się karmił? - Pokazał mi torebkę z ciemną substancją którą dopiero teraz zauważyłam. - No ale ty nie musisz a raczej nie możesz.

-Co?

-Słyszałem jak wymiotujesz na podłogę. - Wyjrzał na korytarz i się do nas uśmiechnął. - Idziecie na zebranie?

-Jest zebranie? - Spytał Daniel a ja nie wiedziałam nawet o co chodzi.

-Tak. Właśnie zwołał je Sam. To co idziecie?

-Jasne.

Daniel objął mnie ramieniem i wyszliśmy z kuchni.

Na korytarzu był mały tłum więc ustaliśmy na końcu i czekaliśmy.

-Widzisz ją? - Daniel wskazał mi dziewczynę z rudymi włosami. -To Eliza. Jeśli chcesz się pośmiać to ta dziewczyna idealnie poprawia humor. A chłopak obok niej to Piotrek. - Blondyn coś szeptał dziewczynie do ucha a ona zaczęła się śmiać. - Od lat sądzę że powinni być razem ale oni chyba boją się tego jak byśmy zareagowali.

-A co moglibyście im zrobić?

-Najpewniej przez jakiś tydzień byśmy się z nich naśmiewali ale szybko by przeszło.

-Skąd wiesz?

-Kiedyś tamten brunet - Wskazał na jednego z najwyższych chłopaków z sali. - Fernando spotykał się z Lizą. - Pokazał na dziewczynę z krótkimi, czarnymi włosami.

-I co się stało?

-Znudziło im się i zerwali.

-Już kolejnym...

-O a to moja muza Karolina. - Przerwał mi Mariusz wskazując na blondynkę przy podwyższeniu.

-Muza? - Powiedziałam z rozbawieniem.

-Ktoś kto napawa mnie natchnieniem.

-Jesteś artystą?

Dopiero zauważyłam że jego koszula upaćkana jest farbą.

-Moje życie to nie tylko bar. - Uśmiechnął się do mnie. - A ta tam to Ula, jej siostra.

Dziewczyny podobne były wzrostem i kolorem włosów.

-Siostrą?

-Tak Sam przemienił Ulę a ona ubłagała go aby zmienił Karolinę i od tej pory są nierozłączne.

W tej chwili na podwyższenie wszedł Sam a za nim Amelia która zeszła po chwili i znalazła się w pierwszym rzędzie.

-Witajcie kochani. - Powiedział i nastała cisza. Każdy czekał na to co ma im powiedzieć. - Jak już zapewne wiecie mamy nową siostrę. - Ręką pokazał mi abym do niego przyszła.

Spojrzałam niepewnie na Daniela.

-Idź. - Szepnął.

Ruszyłam w stronę rudzielca który uśmiechnął się do mnie i pomógł mi wejść abym zajęła miejsce obok niego.

-Niektórzy mieli szansę już cię poznać moje dziecko. - Powiedział i obrócił mnie jakbym była baleriną. - Ale niestety większość cię jeszcze nie zna. Chcę wam przedstawić Alice i jednocześnie powiedzieć coś co może was zdziwić. Jednak nie zapominajcie o tym że jesteśmy rodziną a ona naszą nową członkinią. - Wszyscy chcieli wiedzieć czemu Sam tak przypomina o rodzinie ale siedzieli cicho. Wydawało mi się że Sam wstrzymał oddech. - Alice jest wampirem ale nie do końca. Nie mamy pojęcia kim była wcześniej ale jej natura nadal jest obecna i dlatego nie pije krwi ludzkiej ani zwierzęcej. Mam nadzieję że nie będziecie traktować jej jak dziwaka ponieważ jest inna.

-Jak inna? - Zapytała dziewczyna którą wcześniej przedstawił mi Daniel jako Elizę.

-Pije krew wampirzą. - Powiedział spokojnie a ja nie wiedziałam co robić. Wiedziałam że im to powie ale nie miałam pojęcia jak zareagują. Spodziewałam się wygnania mnie z tego miasta ale oni po prostu stali z otwartymi buziami i się na mnie gapili. - Nie musicie się jej bać. - Podniósł się gwar rozmów i szeptów. Odczekał chwilę spoglądając na najbliższe mu osoby i ruchem dłoni nakazał ciszę. - Starszyzna powiedziała że ma umrzeć ale ja nie popieram ich decyzji. Wiem że nie mogę wymagać od was poświęcenia dlatego daje wam wybór. Sam będę walczył jeśli będzie trzeba. Daję wam tydzień na zdecydowanie się po której chcecie być stronie. Dziękuję możecie się rozejść.

Jednak nikt nie wychodził. Każdy spoglądał na siebie jakby już zdecydowali i sprawdzali czy inni się z nimi zgadzają.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro