Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Ej no co ty... - Zaczął a ja czułam że na mnie patrzy. - Obraziłaś się? - Nie odpowiedziałam. Skoro jest taki stary to chyba sam powinien znać odpowiedź. - No coś ty... - Nastała cisza.

Nagle gwałtownie skręcił w jakąś boczną alejkę a ja musiałam usiąść prosto i mocno przylgnąć do siedzenia aby się nie wywrócić.

-O CO CHODZI?! - Prawie krzyknął gdy się zatrzymaliśmy gdzieś w lesie. Nie widziałam żadnej drogi którą mógłby się kierować jadąc tutaj co mnie nieźle wystraszyło. Jak wrócimy?

-CO TY ROBISZ?! - Warknęłam na niego tak głośno jak tylko mogłam. Nerwy mi już nie wytrzymywały i najchętniej rzuciłabym się na niego.

-CHCĘ POROZMAWIAĆ! - Teraz to on wydarł się na cały głos. Jak za dotknięciem magicznej różdżki uleciało z nas całe napięcie. Tak jakby jego wybuch podziałał zbawiennie na naszą dwójkę.

-O czym? - Powiedziałam spokojnie. - O tym że nie zauważasz co czuje Amelia?

-Nie.

-To o czym? - Zapytałam zaskoczona. Przecież od tego się zaczęło. Czy on chce rozmawiać o Świętym Mikołaju? Bo jeśli tak to na pewno mu się oberwie..

-O tym co cię tak trapi.

Trochę to mnie zbiło z tropu. Czym niby miałam się przejmować? No może tym że jest ślepy na uczucia Amelii ale nie aż tak że wymagałoby to dłuższej rozmowy.

-Nic mnie nie trapi...

-Nie udawaj. Martwisz się o to że cię zostawię?

Spojrzałam na niego tak poważnie jak jeszcze nigdy. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. No może trochę się tym ostatnio zmartwiłam...

-A masz taki zamiar?

-Nie.

-Więc chyba na razie nie mam się czym tak martwić. - Powiedziałam tak obojętnie jak potrafiłam i teatralnie odwróciłam się w stronę okna. Odwrócił moją głowę w swoją stronę i przybliżył tak aby mieć pewność że patrzę na niego.

-Ale się martwisz.

-Ty też byś się martwił gdybyś nie był pewny drugiej osoby. - Odparowałam. Jakoś nie miałam ochoty na rozmowę o moich uczuciach. Jak na razie wolałam się tym nie martwić. Wolałam myśleć że jest przy mnie i tak już będzie. Nie chciałam dopuszczać do siebie myśli że mnie zostawi. Ale tak było tylko do czasu gdy nie przypominała mi się historia Sama i Amelii.

-Zabolało. - Powiedział puszczając moją twarz i się wycofując.

-Przepraszam ale tu chodzi tylko i wyłącznie o twoją wampirzą część...

Czułam się głupio. Nie chciałam go zranić ale nie chciałam też okłamywać.

-Więc wiesz że się zakochałem.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Od kiedy to nasza rozmowa zeszła na ten tor? No ale nie mówię że to nie było miłe.. I nie mówię też że moje niebijące serce nie zaczęłoby bić jak szalone gdyby tylko nie było martwe. Na chwilę wydawało mi się nawet że zaczęło..

Siedziałam tylko gapiąc się na niego jak cielę. Nie sądziłam że się we mnie zakochał. Może i wiedziałam że coś do mnie czuje i bardzo chciałam żeby to było właśnie to.. ale wyznanie mi tego właśnie teraz gdy jakiś czas temu przespał się z Kamilą..

Mimo tego uśmiechnęłam się w końcu jakby dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło a on widząc moją reakcję przysunął się bliżej. Bliżej i bliżej.. Zamknęłam oczy rozpływając się w przyjemnym drżeniu mojego ciała spowodowanego jego bliskością gdy znowu to do mnie dotarło. Przespał się z Kamilą.

Szybko cofnęłam się wpadając na szybę i wciskając w nią moje plecy.

Czy już zawsze będzie mi się to przypominać?

Widząc moją reakcję cofnął się zdziwiony jakby nie docierało do niego to że właśnie mu uciekłam.

-To że dałam ci drugą szansę nie oznacza że tak łatwo się poddam. - Powiedziałam opadając na oparcie.

-Łatwo? - Zaśmiał się.. - Pokłóciłem się z Kamilą, w ogóle nie chodzę pić świeżej krwi, zawarłem sojusz z Serżem, staram się nie wpływać na ciebie, dałem zdeptać ci moje nogi i ostatnio nie śpię myśląc co jeszcze zrobić...

-Może nic? Mi potrzebny jest czas...

-A mi ty...

-Możesz ruszyć? - Spytałam nie wiedząc czym zakończy się ta rozmowa.

Tak naprawdę nie wiedziałam co mi jest potrzebne. Nie wiedziałam co zrobić aby wyczyścić pamięć o nim i Kamili w jednym łóżku.. Po prostu nie wiedziałam.

Włączył silnik i po chwili byliśmy znowu na drodze.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro