Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyszłyśmy na zewnątrz. Większość ludzi w podobnych strojach do naszych zaczynała kierować się w stronę największej budowli a mniejszość nie wyszła jeszcze z kabin. Tylko my trzy stałyśmy na zewnątrz wypatrując kogoś od nas.

-Widzę ich! - Powiedziała Melanii machając w jakimś kierunku i uśmiechając się szeroko.

Gdy spojrzałam w kierunku który pokazała zobaczyłam Sama, Daniela i Adama w trzech identycznych surdutach. Trochę się rozczarowałam bo szczerze miałam nadzieję że założą coś bardziej tęczowego i głupiego a w tym co mieli na sobie wyglądali całkiem nieźle. A co najmniej Daniel bo jakoś nie mogłam oderwać od niego wzroku aby spojrzeć na resztę.

Coś uderzyło mnie w ramię i dopiero wtedy powróciłam do świata żywych.

-Zakochana para.. - Zaczęła podśpiewywać cicho Melanii a Amelia zaczęła się śmiać.

-Co się stało? - Usłyszałam głos Daniela i się wzdrygnęłam.

-Nic. - Powiedziała Melanii i podeszła do swojego chłopaka. - No to wchodzimy?

-Nigdy nie mówią z czego się śmieją. - Powiedział Daniel podając mi ramię.

-To dlatego że wtedy wydajemy się bardziej tajemnicze. - Powiedziała Amelia uśmiechając się do niego złowrogo.

-Czyli śmiałyście się ze mnie?

Zaczęliśmy wspinać się po schodach które mierzyły chyba kilka metrów..

-Nie śmiałybyśmy! - Powiedziała Melanii wybuchając śmiechem. - No a może tak?

-Daj spokój nigdy nam nie powiedzą. - Stwierdził Adam.

-Zawsze można próbować.

-Zawsze. - Potwierdził Sam który wydawał się jakby był w innym świecie.

Pomimo tego że schody były olbrzymie udało nam się je pokonać w miarę krótkim czasie. Moja krynolina na szczęście nie zawadzała i nie stałam się balastem w ich podróży. Nawet wtedy gdy po przejściu długiego korytarza znowu znaleźliśmy się na schodach które akurat prowadziły w dół. Kiedy już i je udało nam się zostawić w tyle znaleźliśmy się w sali balowej której sufit był dla mnie tajemnicą. Pomieszczenie było tak wysokie że w ogóle go nie widziałam. Do tego były w nim wspaniałe, wysokie okna ze spiczastą górą. Przypominały trochę kościelne ale gdyby tylko pominąć ten fakt doskonale tu pasowały. Oprócz późno wieczornego światła które dawały pomieszczenie rozświetlane były przez tysiące świec które dawały miłe, żółtawe światło.

Schodami którymi zeszliśmy dało się też wejść na balkon który aktualnie był cały zapełniony przez panów. Zapewne wszystkie panie wolały być na dole gdyby jednak Wiktor miał je wybrać. Było to trochę dziwne bo w nich wszystkich dało wyczuć się napięcie. Nawet Melanii która szła obok mnie była napięta.

Ustaliśmy w luce która była przeznaczona dla naszej rodziny i zaczęliśmy czekać tak jak reszta. Było to trochę denerwujące bo gospodarz nie śmiał pojawić się zanim do budynku nie wszedł ostatni z zaproszonych gości. Gdy to się stało pojawił się centralnie na środku pustego parkietu i uśmiechnął do publiczności. Był to dziwnie sztuczny uśmiech jakby człowiek który go posiadał nie potrafił inaczej.

Nie wiem czego oczekiwałam po Wiktorze ale na pewno nie trzydziestoletniego mężczyzny z dziwnym uśmiechem i niepokojącym błyskiem czarnych oczu. W czarnym surducie i tak samo ciemnych włosach przypominał mi trochę noc gdy wszystkie gwiazdy na niebie nikną a cała ziemia spowita jest kompletnym mrokiem. Nawet księżyc nie ośmieliłby się go rozjaśnić.

-Mam nadzieję że przybyli tu już wszyscy zaproszeni. - Powiedział normalnie a jego głos rozszedł się po sali jakby mówił przez mikrofon. - Spotkaliśmy się tu aby uczcić kolejny wspaniały wiek który zakończyliśmy i rozpocząć kolejny, miejmy nadzieję jeszcze lepszy od poprzedniego. - Później zaczął wymieniać jakieś wielkie dzieła których dokonali a przy których głębszym opisie przysnęłam na moment. Ile można mówić? I to o jakiś bzdetach? Nawet dokładnie nie rejestrowałam co mówi. Chyba coś podobnego do wyższej matematyki bo wlatywało jednym uchem a wylatywało drugim. Nawet gdybym chciała się skupić na tym co mówił nie mogłam bo musiałam całą wolę włożyć w stanie i nie wiercenie się na boki jak małe dziecko. - Chcę podziękować za tak liczne przybycie i zaprosić do zabawy. Za chwilę grany będzie polonez.

Nie mogłam się powstrzymać i ziewnęłam co spowodowało wesołe spojrzenie Melanii. Na sali rozległy się różne szepty (szczególnie te kobiece) ponieważ Wiktor zaczął iść w naszą stronę. Znaczy nie w moją i Melanii ale ogólnie kierował się na tą połowę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro