Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogłam się powstrzymać i ziewnęłam co spowodowało wesołe spojrzenie Melanii. Na sali rozległy się różne szepty (szczególnie te kobiece) ponieważ Wiktor zaczął iść w naszą stronę. Znaczy nie w moją i Melanii ale ogólnie kierował się na tą połowę.

-Nie martw się mi też się czasami zdarza. - Szepnęła biała i uśmiechnęła się promiennie. - Jak myślisz którą wybierze?

Rozejrzałam się po sali i aż mnie zamurowało gdy uświadomiłam sobie że dziewczyny będące przy nas całe dygoczą z podniecenia a te po drugiej stronie szepczą gniewnie z gorzkimi wyrazami twarzy. Chyba wszystkie traktują to jako konkurencje.

Ledwie powstrzymałam się od śmiechu gdy zobaczyłam grubą brunetkę która z ekscytacji prawie zemdlała a ta obok niej zaczęła podskakiwać. Może nie tylko ja zachowuję się jak dziecko?

Kilka kobiet naprzeciwko nas zaczęło łypać groźnie na każdą która znalazła się w polu rażenia. A na te które znajdowały się po mojej stronie rzucały tak mordercze spojrzenie że sama obdarzona nim zapewne uciekłabym w popłochu.

Daniel uderzył mnie lekko w ramię przywracając do rzeczywistości za co nie byłam mu za bardzo wdzięczna bo moje ciało na widok tego że Wiktor zbliża się do nas zaczęło drżeć. Tylko czemu? Przecież i tak mnie nie wybierze. Głupie drgawki!

Otrząsnęłam się i postarałam myśleć racjonalnie. Pewnie wybierze Amelię. Jest naprawdę piękna w tym stroju i zasługuje na wyróżnienie. Albo nawet na kila wyróżnień pod rząd. Czy Sam mówił jej że wygląda świetnie? Bo jeśli nie to chyba powinien zanim Wiktor ją poprosi.

-Mogę prosić?

W pierwszej chwili chciałam automatycznie powiedzieć nie ale potem przypomniałam sobie że najpierw trzeba zobaczyć komu się odmawia i gdy to zrobiłam lekko mnie zatkało.

Wiktor.

Wyciągnął do mnie dłoń a ja spojrzałam na Daniela który patrzył na mnie bez wyrazu. Lekko mnie to zdziwiło ale nie okazałam tego i podałam dłoń Wiktorowi.

Ustawiliśmy się na środku sali a za nami jeszcze kilka par które cały czas dochodziły aż wreszcie muzyka się włączyła i wszyscy równo jakbyśmy byli do tego szkoleni latami zaczęliśmy iść i dygać i tą całą resztę którą robi się w polonezie.

-Witaj Alice. Zapewne nie muszę ci tego mówić ale jestem Wiktor.

Miałam szczęście że polonez nie jest zbyt skomplikowany bo inaczej rozmowa podczas tańca mogłaby nie wyjść najlepiej.

-Owszem wiem.

-Cieszę się. Jak ci się podoba moje przyjęcie?

-Jak na razie jest miło. Tylko ta krynolina..

-Ach tak. - Powiedział lekko się śmiejąc. - Zapomniałem że nie jesteś do niej przyzwyczajona.

Zaczęliśmy przechodzić na dwie strony i zawracać więc wykorzystałam ten moment aby rozejrzeć się za Danielem. Nie było go tam gdzie wcześniej i nie zauważyłam go też w rzędzie tańczących. Gdzie on się podział? Spojrzałam jeszcze na balkon ale nikogo tam nie rozpoznałam.

-A jak ci się żyje jako wampir?

Spojrzałam na niego zaskoczona po czym znowu lekko dygnęłam.

-Może pan przejść do sedna?

-Nie wiem o czym mówisz.

Znowu zawrót. Jeśli dobrze pamiętam to zaraz będę przez chwilę bez niego.

-Naprawdę jestem ciekawy co u ciebie.

Uśmiechnęłam się do niego jakbym miała się wspaniale.

-Nic nadzwyczajnego. No może poza samym faktem że jestem wampirem. - Skłamałam. Chyba musiałabym być głupia aby powiedzieć mu prawdę.

-Chyba dobrze z tym sobie radzisz.

-Staram się.

Znowu zawracamy. O tak puścił moją dłoń a to znaczy że on idzie na lewo a ja na prawo. I całe szczęście bo nie mam pojęcia o czym z nim rozmawiać.

Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo. A przynajmniej nie tyle ile bym chciała.

-Wspaniały taniec nie prawda? - Spytał gdy znów nasze dłonie się złączyły.

-Nie rozumiem czemu pan tak owija w bawełnę.

Spojrzał na mnie z lisim uśmiechem.

-Czyli chcesz przejść do sedna?

-Dokładnie.

-Co jest w tobie tak wyjątkowego że sama starszyzna się obawia?

-Obawia? - Spytałam marszcząc brwi. Może i chcą mojej śmierci ale o strachu nie było mowy. No ale w sumie po co inaczej chcieliby abym umarła? Z miłości?

-Tak.

Teraz część końcowa!

-Nie ma we mnie nic wyjątkowego. - Zdążyłam tylko powiedzieć gdy zaczęliśmy przechodzić pod lasem rąk innych a potem oni pod naszymi i... koniec!

-Nie wierzę. - Powiedział gdy zagrano ostatnie nuty.

-Mogę prosić? - Usłyszałam głos Serża i się rozluźniłam.

-Oczywiście. - Powiedziałam podając mu dłoń z wdzięcznością że mogę odejść od tego typa.

-Miło się tańczyło. - Powiedział za mną Wiktor zanim zgubiłam go w tłumie który wszedł na parkiet.

-Dzięki. - Powiedziałam gdy dygnęłam.

-Nie ma za co.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro