Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W śnie też ją spotykam. Jest taka piękna i .... zabójcza. Płonąco rude włosy unoszą się poruszane czymś co nie wydaje się wiatrem. Z pewnością jest to podmuch czegoś ale nie wydaje mi się aby było to powietrze a jak nawet jest to z dużą domieszką różnych, ciemnych pyłów.

Jej skóra wydaje się siwa i nie wiem czy jest pokryta brudem czy po prostu to naturalny odcień ale kto ma taką cerę?

Jej zgrabna sylwetka ani drgnie gdy ktoś do niej mówi. Z głosu da się wyczuć że jest mężczyzną i jest ważny w hierarchii.

-Jakim cudem się urodziła?! - Nie on nie mówi on wrzeszczy. Jego ton wskazuje na ogromną wściekłość. - Miałaś ją zabić!

-Nie dało się. Nie mogłam jej zabić w trakcie porodu bo prawie umarłam. - Powiedziała spokojnie choć widziałam że jest wściekła.

-Co z tego?! Myślisz że mnie to obchodzi?

-Doskonale wiem że nie.

-Zabij ją teraz!

Rozejrzałam się ale nikogo nie widziałam. Wszędzie było mnóstwo dymu i z trudnością widziałam nawet kobietę. Ale po chwili pył się trochę rozproszył i zobaczyłam ją. Małą dziewczynkę leżącą na ziemi. Miała małe ciemne loczki przy twarzy i spojrzenie białe jak śnieg. Była bardzo drobna, ubrana w jakąś brudną szmatę..

Spojrzałam z przerażeniem na kobietę i dopiero teraz zauważyłam że trzyma nóż. A może dopiero teraz go otrzymała? To nie ważne! Ona chce zabić dziecko... Jakim musi być potworem...

-Dlaczego nie jest taka jak my? - Spytała nagle jakby smutna.

-Nie obchodzi mnie to. Nie dopuszczę do wypełnienia wyroczni. Zabij ją. Przywiązanie to słabość.

Kobieta uniosła nóż nad dzieckiem i opuszczała go z niezwykłą szybkością. Zrobiłam to co było słuszne - wskoczyłam w pustą przestrzeń pomiędzy nożem a dzieckiem. W jednej chwili starałam się dobrze wycelować a w drugiej zostałam ugodzona tym nożem. Rana okropnie piekła jakby nalała mi tam jakiejś palącej substancji.

Obudziłam się z krzykiem rozglądając się po bokach.

-Gdzie dziewczynka?! - Krzyczałam tak głośno jak mogłam aż do pokoju wszedł Daniel. - Ona zginie... Ja nie mogę na to pozwolić...

Zaczęłam wstawać z łóżka i wtedy w pokoju znalazła się też Amelia. Oboje schwycili mnie za ramiona i przygwoździli do łóżka.

-Alice nie ma żadnej dziewczynki... - Zaczęła mi tłumaczyć Amelia. Spojrzałam na nią i dopiero teraz się naprawdę wybudziłam. Zrozumiałam że to mi się śniło. - Co się stało?

-Pamiętasz tamtą kobietę którą zobaczyłam w łazience?

-Jaką kobietę? - Spytał Daniel.

-Objawił się jej jeden z wyższych demonów.

-Czemu o tym nie wiem? - Zezłościł się.

-Myślałam że Sam ci powiedział a on pewnie że ja albo Alice. No dobra co z nią?

-Stała nad dzieckiem z nożem i ktoś mówił jej aby ją zabiła.

-Mówił coś więcej?

-O jakiejś wyroczni. Nie chciał aby się spełniła.

Pozwolili mi usiąść więc powoli się podniosłam.

-Co robiłaś w tym śnie? - Powiedziała wystraszona Amelia.

-Stałam.

Daniel spojrzał w to samo miejsce co Amelia.

-Co tam robiłaś? - Powiedział z naciskiem. On nie prosił o odpowiedź tylko jej żądał.

-Stałam a potem skoczyłam aby osłonić dziewczynkę przed nożem. - Przeszli tak aby widzieć moją twarz i dopiero teraz zauważyłam że naprawdę są wystraszeni. - Co się stało?

-Chodź.

Amelia podniosła mnie i zaprowadziła (trochę za szybko) do łazienki. Od jej nacisku moje ramię piekło.

Wszystko zrozumiałam dopiero gdy odwróciła mnie plecami do lustra i kazała mi się obejrzeć. Obok kręgosłupa miałam wielką i głęboką ranę jakby ktoś poharatał mnie nożem.

-Co to?

Amelia dotknęła mnie w tym miejscu jakby chciała się upewnić że to nie iluzja. Ryknęłam z bólu i rzuciłam się na ziemię. To był czysty odruch. Ucieczka od tego co sprawia ból ale do tej pory nawet nie znałam sensu tego słowa. Ból... Co to takiego? Czy boli mnie ręka gdy uderzę się o stół? Zawsze myślałam że bólem nazwać można odczucia spowodowane skręceniem kostki a teraz? A teraz uderzam o ziemię z palącą się raną i jedyne czego pragnę to aby ktoś się zlitował i mnie zabił. Wrażenie że płomienie głaszczą moją skórę coraz głębiej zarażając kolejne warstwy sprawia że nie wiem co zrobić. Nie wiem jak zgasić pożar który wybuchł z niczego i jest niewidoczny. Jedyne co wiedziałam to to że tak naprawdę tego uczucia nie powodują prawdziwe płomienie ale trucizna którą kobieta miała na nożu. Co to było? Myślałam że jakiś kwas.... A może gdybym wlała zasadę? Czy to bezpieczne? Chyba lepiej jak spłuczę to wodą... A do tego co najmniej wiem gdzie ona jest.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro