Rozdział 24
-Chyba przesadziłeś. - Powiedziałam gdy zamknęła drzwi.
-Musiałem. - Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - Znam Kamilę i wiem doskonale że by się nie odczepiła. I tak się nie odczepi ale na jakiś czas mam spokój a ty nie musisz się o nią bać.
-Nie powinniście ich szanować?
-Szanuję Klarę, Melanie, Felę i wszystkie ale gdy bliżej poznasz Kamilę trudno zachować do niej choćby resztki szacunku. Staram się niesamowicie i tylko przez ciebie straciłem panowanie.
-Zrzucasz winę na mnie?
-Nie. Wiem że to moja wina i muszę ją naprawić.
Uśmiechnął się do mnie smutno a ja poszłam zanieść miskę do zlewu. Nagle po plecach przejechały mi jego palce a mnie przeszedł dreszcz.
-Spróbuj mnie zdradzić a twój kochanek będzie bezgłowym jeźdźcem.
Wiedziałam że się do mnie uśmiecha ale nie wiedziałam czy to ma być żart.
-Żartujesz?
-Nie. - Odpowiedział spokojnie i przejechał mi nosem po karku. Szybko zostawiłam miskę i się odsunęłam. - Za szybko? - Zdziwił się i sam odłożył kubek.
-Tak. Pamiętaj że nie mogę cię zdradzić...
-Byliśmy na takich samych warunkach gdy przespałem się z Kamilą...
-Ja nie chce zabijać twoich kochanek.
-A ja mam zamiar stłuc twoich na kwaśne jabłko. - Powiedział wesoło a ja nagle stwierdziłam iż jest bardzo zaborczy.
Rozmowę przerwała nam Amelia która wpadła do kuchni z uradowaną miną.
-Twoja mama zgodziła się na tygodniowy wyjazd. - Oznajmiła i rzuciła mi się na szyję.
-Gdzie? - Spytałam otulając ją rękoma.
-Twoja mama myśli że jedziemy na biwak z ludźmi którzy mają podobne problemy co ty ale tak naprawdę to jedziemy na bal do Wiktora a później zrelaksować się nad jezioro.
-Kiedy? - Prawie piszczałam z podniecenia.
-W następnym tygodniu. Mam jeszcze trochę czasu aby wymyślić jak schować te olbrzymie suknie do bagażu... - Oznajmiła i z uśmiechem wybiegła z kuchni jakby chciała od razu się spakować. Była bardzo wesoła.
-Jest zabawna. - Powiedział gdy wyszła.
-Jest wesoła. - Poprawiłam go.
-O tak. Co jak co ale wesołego charakteru nie można jej odmówić. - Odwrócił mnie plecami do siebie i przytulił tak że jego ręce oparły się na moim brzuchu a głowa na moim ramieniu. - No więc jednak zobaczę cię w wielkiej sukni przed ślubem.
Zapewne zaczęłabym świrować gdybym nie zrozumiała że to taki jego własny żart.
-Tak już sobie wyobrażam siebie w tej zbroi ze spódnicą.
Daniel zaczął się śmiać.
-A tak w ogóle wampiry mogą brać ślub?
-Oczywiście. Tylko odbywa się to trochę inaczej i na niedogodnych warunkach dla kobiet.
-Czyli?
Zaczął mną bujać i zrobiło się jeszcze przyjemniej.
-Przysięga jest dla diabła no i raczej dotyczy starych obyczajów. No wiesz kobieta posłuszna mężczyźnie za wszelką cenę. Ja bym ci tego nie mógł zrobić.
Odwróciłam lekko głowę aby spojrzeć mu w oczy.
-Nie chcesz abym nigdy nie mogła cię zdradzić i była przy tobie aż do śmierci?
Uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Za nic nie chciałbym cię pozbyć własnej woli.
-Kto by chciał? - Zapytałam nie spodziewając się odpowiedzi.
-Wiele starych. Kiedyś byłem jednym z nich ale czym bardziej czasy się zmieniały tym bardziej nie chciałem a potem poznałem ciebie i...
-I?
-I całkowicie zmieniłaś moje myślenie. Po raz pierwszy straciłem rozum.
-Nigdy go nie miałeś. - Roześmialiśmy się. - A Sam?
-Co Sam?
-Czy on też chciał się ożenić.
-Na początku. Wiesz myśl o posiadaniu lojalnego służącego naprawdę kiedyś nas rajcowała.
-Kiedyś?
-Gdy poznał Amelię nie chciał żenić się w ten sposób i szukał innego sposobu.
-Co się stało?
-W końcu wampiryzm wytępił jego uczucie.
-Co? - Powiedziałam zaniepokojona.
-Po prostu mu przeszło. - Spojrzał na mnie i zauważył że zrobiłam się nerwowa. - Co jest?
-Pomyśl. - Warknęłam bo nie chciałam mu tego tłumaczyć i wyrwałam się z jego objęć.
-Hej, hej. - Złapał moją rękę przytrzymując mnie w miejscu abym nie odeszła. - Proszę powiedz mi.
-Czy Sam się w niej zakochał? - Spytałam zamiast odpowiedzieć.
-Tak myśleliśmy. - Ucichł na chwilę i pociągnął mnie za rękę tak że się odwróciłam i patrzyłam mu w oczy. - Boisz się że mi też przejdzie?
Nie odpowiedziałam. Widać było po mnie że odpowiedź brzmi ,,tak''.
-Ej! - Przyciągnął mnie do siebie i złapał mnie za drugą dłoń. - Nawet tak nie myśl.
-Czemu? Co najmniej będę wiedzieć że ,,po prostu'' ci przeszło. - Powiedziałam prawie histerycznie. Świetnie jeszcze brakowało mi paranoi.
-Nic takiego się nie wydarzy.
-Skąd wiesz?
Z moich oczu popłynęła mimowolnie pierwsza łza którą wytarł swoją dłonią i zostawił ją na moim policzku.
-Nie pozwolę.
-Nie pozwolisz aby wyparowały ci uczucia?
-Zrozum że my jesteśmy inni.
-Jacy?
-Inni.
-Pod jakim względem?
-Nie jesteś zwykłą wampirką a ja nie jestem idiotą który pozwoliłby na utratę ciebie.
Uśmiechnęłam się do niego chociaż nie czułam się dobrze.
-Będę mieć jeszcze jakieś lekcje? - Zmieniłam temat.
-Ze mną?
-Ogólnie.
-Będziesz ale nie jakieś pierdoły które i tak później pojmiesz.
-To czego chcecie mnie uczyć?
-Mam tydzień aby nauczyć cię tańca a Amelia cały tydzień na wystrojenie ciebie.
-I to będzie lekcja?
-Będziesz chciała wrócić do lekcji.
Uśmiechnęłam się do niego.
-A kiedy to dokładnie jest?
-Bal? - Kiwnęłam głową. - W środę.
-A co z moją szkołą?
-Zrobisz sobie wcześniej wakacje. A tak w ogóle to jakim cudem znalazłaś się w naszej szkole pod koniec roku szkolnego?
-Tata dostał tutaj pracę tak samo jak mama ale musieli przyjechać od razu więc gorączkowo szukali rozwiązania no i szkoła zgodziła się po prostu dokończyć mój rok tutaj ale oceny zostają mi z tamtej.
-Wzorowa uczennica? - Spytał z uśmiechem.
-Fajnie by było. Raczej nie bo już nie mogę tych ocen poprawić.
-To po co chodzisz do szkoły?
-Taki wymóg.
-Dziwne to. Ale w każdym razie w następnym tygodniu nie idziesz.
-Będę musiała nadrobić materiał. - Powiedziałam wcale się tym nie przejmując.
-Na pewno dasz radę.
-Nie pomożesz mi? - Udałam zdziwienie.
-Potrzebujesz mojej pomocy? - On za to udał szok.
-A wy co już tutaj robicie? - Podskoczyłam bo nie wiedziałam że ktoś tutaj jeszcze jest.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro