Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Prowadziła mnie w stronę jakiegoś pomieszczenia najpierw korytarzem, potem po schodach w dół i znowu korytarzem.

-Już możesz.

Zdjęłam materiał z oczu i zobaczyłam całą wampirzą społeczność przy nakrytym stole z wesołymi minami. Chciało mi się śmiać gdy zobaczyłam Daniela i Sama w czapkach kucharskich i z założonymi fartuszkami.

-Gotowaliście? - Nie mogłam wyjść z podziwu widząc doskonale nakryty stół zawalony pieczonymi kurczakami i rybami. Obok dań głównych stały różne surówki które wydawały się eksplozją kolorów.

-Tak. - Powiedział z dumą Daniel.

-Mam nadzieję że was nie potrujemy. - Dodał Sam.

-Jesteście kucharzami?

Wszyscy zaczęli się śmiać a ja nie wiedziałam o co chodzi. Co w tym śmiesznego?

-Zamówili jedzenie w jakiejś knajpie. - Szepnęła mi na ucho Amelia.

-Ej! - Powiedział z wyrzutem Daniel. - To miała być niespodzianka!

Zaczął się śmiać i iść w naszą stronę. Złapał mnie za rękę i poprowadził na drugą stronę sali odsuwając krzesło abym usiadła.

-Smacznego! - Powiedział Sam gdy wszyscy zajęliśmy miejsca.

Pierwszy do kurczaka dorwał się Daniel a później wszyscy brali co chcieli. Ja wzięłam dorsza i jakąś surówkę która leżała najbliżej.

Wszystko było pyszne i bardzo syte. Gdy skończyłam swoją porcję czułam że jestem pełna. Po minach innych rozpoznałam że sądzą tak samo.

-To co ci się śniło? - Zaczęła Amelia gdy wszyscy zaczęli rozmawiać.

-Kontynuacja tamtego snu. - Odpowiedziałam spokojnie a inni ucichli.

-Nic nie zrobiłaś, prawda? - Zapytał Daniel.

-Nie.

-O co chodzi? - Zapytał Sam.

-Przepraszam! Zapomniałam ci opowiedzieć...

-Gdy cię nie było śniła mi się tamta kobieta. - Przerwałam Amelii. - Obok niej było dziecko które chciała zabić i gdy chciała w nie uderzyć nożem skoczyłam i ostrze zraniło mnie.

-CO? - Zapytał trochę wystraszony.

-Nic mi się nie stało. - Uspokoiłam go.

-A co teraz ci się śniło? - Zapytał zdenerwowany.

-Nóż już miał ją trafić gdy zniknęła. Pojawiłam się w jakimś białym miejscu, tam gdzie i ona. Okazało się że uratowali ją ludzie ubrani na biało a później jakaś kobieta z nią zniknęła i się obudziłam. Co mogą znaczyć te sny?

-Nie mam pojęcia moje dziecko.

-Dziwnie się czuję gdy tak do mnie mówisz.

-Czemu?

-Nie jesteś o wiele starszy ode mnie....

-Mam więcej niż 3000-ce lat... - Powiedział rozbawiony.

-Wyglądem....

-No dobrze zaczynamy lekcje? - Powiedział Daniel.

Podniósł się wziął mnie za rękę i poprowadził do sali lekcyjnej.

-Teraz to już sala taneczna tak jak była wcześniej. - Powiedział a ja dopiero zauważyłam wielkie lustro pokrywające jedną ścianę i brak tych dwóch biurek.

Przyciągnął mnie do siebie i szeroko się uśmiechnął.

-Na szczęście nie musisz uczyć się całego walca. Muszę nauczyć cię tylko kroku podstawowego więc szybko załapiesz. No więc lewa dłoń na moje ramię - Oczywiście sam ją tam umieścił zanim zdążyłam się ruszyć po czym swoją położył na moich plecach. - a prawa w mojej dłoni. - Podałam mu ją. - A teraz rób to co ja.

Wszystko powtórzyliśmy bardzo wolno z jakieś trzy razy zanim nie stwierdził że możemy teraz spróbować w normalnym rytmie.

Puścił mnie i podszedł do magnetofonu którego wcześniej nie zauważyłam. Włączył go i znowu do mnie podszedł.

-A teraz prawidłowo. Ja wyciągam do ciebie rękę a ty dygasz przyzwoicie. - Roześmiał się gdy to zrobiłam. - Pamiętaj tylko że sukienka będzie miała niezły dekolt. Nawet nie próbuj się tak w niej schylać. - Spojrzałam na niego zabójczo. - No chyba że przede mną.

Uśmiechnął się szerzej a ja miałam ochotę go walnąć. Och, taki mój zły nawyk.

Dygnęłam jeszcze raz (tak jakbym faktycznie miała duży dekolt) i uśmiechnęłam się do niego promiennie.

-Może być?

-Pewnie nie zachwycisz tym zbyt wielu. - Powiedział wesoło.

-Nawet nie mam zamiaru.

-O i to się chwali. No więc od nowa.

Taniec był bardzo przyjemny. A co najmniej dla mnie.... Kilka razy nadepnęłam Danielowi na stopę. Wcale nie chodzi o to że nie potrafiłam tego zatańczyć ale widziałam jak się cieszy że może mnie poprawiać i nie mogłam nie udawać. A do tego bawiło mnie to. Takie dwa w jednym.

-Auu. - Jęknął po raz piąty i się do mnie uśmiechnął. - Jeśli chodzi o taniec to chyba nawet tak świetny nauczyciel jak ja nie da sobie rady...

-Poddajesz się? - Powiedziałam wyzywająco i uśmiechnęłam się do niego pokazując przez przypadek kły. Szybko przyłożyłam dłoń do ust trochę speszona tym że się ukazały.

-Jesteś głodna?

Podszedł do magnetofonu i po chwili muzyka już nie płynęła.

-Nie. - Powiedziałam chowając kły i patrząc na niego przepraszająco.

-Na pewno? Bo gdy się pokazują to zazwyczaj z głodu przy ofierze...

-Jesteś ofiarą? - Chciało mi się śmiać. Daniel nazwał siebie ofiarą. Coś nowego!

-Tak się nas nazywa.

-Nas?

-Tych na których ktoś się karmi.

-Zazwyczaj to wy się karmiliście...

-Do momentu twojej przemiany.

-Czuję się zaszczycona.

Zaczęłam przesadnie trzepotać rzęsami.

-Powinnaś. - Powiedział z wielkim uśmiechem. - Nie każdemu pozwoliłbym pić swoją krew.

-Bo się jeszcze zarumienię. - Powiedziałam na odczepnego czując że policzki chcą zmienić barwę.

Spojrzał na zegarek i się uśmiechnął.

-A za jakieś dziesięć sekund zacznę ci współczuć.

-Dlaczego?

Do pokoju wpadła rozradowana Amelia i chwytając mnie za rękę zaprowadziła do mojego pokoju.

-Dobra stój i bądź cicho. Dziś zajmiemy się twoją suknią...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro