Rozdział 56

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kolejnej godzinie zwłoki wreszcie mieliśmy plan. Nie wiem czy dobry czy zły bo się na tym nie znam ale mam szczerą nadzieję że się uda.

Teraz biegnę za Wiktorem w drodze do jakiegoś lasu który według jego krótkiego opisu jest rozległy i głuchy. Jedyne co w nich jest to zwierzęta i wampiry.

-Ile jeszcze? - Spytałam zdenerwowana tym że droga ani trochę się nie zmniejsza..

-Mogę przyśpieszyć ale nie wiem czy nadążysz.

-Zobaczymy.

Przyśpieszył.

No, no. Widząc coś takiego nie da się nie być pod wrażeniem. Wiktor biegł tak szybko że nawet kamera by go nie uchwyciła, no chyba że jako rozmazany cień.

Ale nie można było powiedzieć że nie nadążałam. Może byłam trochę z tyłu no ale starałam się jak mogłam. W końcu to nie jest lekcja..

Zatrzymał mnie przy parkingu samochodowym. Stało tu kilka mniejszych i większych samochodów które wyraźnie nie należały do biedniejszej części ludzi..

Podszedł do starego, dobrego BMW i po chwili otworzył jego drzwi. Rozkazał mi ruchem dłoni abym podeszła i nawet nie zauważyłam gdy na moich rękach znalazły się kajdanki z czegoś co bardzo szczypało. Nie zważając na delikatność wepchnął mnie do bagażnika i odciął mnie od światła.

***

Gdy w końcu otworzył bagażnik okazało się że jest wieczór a sam samochód zaparkowany jest przed niesamowicie ogromną budowlą przypominającą trochę zamek Wiktora ale o ile tamten był ozdobny ten jest bardziej stworzony do obrony. Nie ma w nim żadnego z elementów ozdobnych, tylko twarde, nieprzepuszczalne mury w kwadratowej budowli. Wygląda to dość przerażająco i kojarzy się ze starymi horrorami o hrabi Draculi. A może zamieszkali na planie filmowym?

Wiktor popchnął mnie tak nie delikatnie że potknęłam się i runęłam na ziemię po czym szarpnął moim ciałem w górę jakby nigdy nic i znowu zaczął iść. Ciekawe czy oni wszyscy muszą być tak niemili. Gdyby nie to że moje myśli zakrząta Daniel, Sam, Amelia i reszta pewnie zajęłabym się szczypaniem w miejscu gdzie kajdanki dotykały moich rąk.

Doszliśmy do bramy (trochę zaskakujące że nie było fosy) gdzie wejście zastąpił nam wielki jak głaz wampir któremu mięśni pozazdrościliby kulturyści. Wzdrygnęłam się widząc jego puste spojrzenie. Wszystkie wampiry które dotąd poznałam nie wydawały się w żaden sposób martwe. W ich oczach widziałam ciepło i uczucia których pomimo tysięcy lat nauki nie potrafili stłamsić.

Mężczyzna zaczął rozmawiać z Wiktorem więc ja pogrążyłam się w myślach. Co będzie gdy wejdę do środka? Może nasz plan jest zbyt prosty? A co jeśli coś się nam nie uda? Co ze mną zrobią gdy tylko dostaną mnie w swoje łapy? Wiktor co prawda mówił mi że nie zabiją mnie od razu tylko najprawdopodobniej wsadzą do celi i zrobią to przy większej publiczności a na pewno przy mojej rodzinie. Ale skąd mam mieć pewność że nie zmienia planów i będą chcieli wszystko zatuszować? Może nie będzie im na rękę wyjawianie mojego istnienia w ich świecie, mojej prawdziwej natury.

Wampir coś warknął i brama się otworzyła. Wiktor zacisnął dłoń na moim ramieniu (na pewno zostaną ślady) i wprowadził do środka.

Co może być bardziej przerażającego od głuchej ciszy w której da się usłyszeć nawet powietrze? Na szczęście albo i nie ja słyszałam też stukot butów o posadzkę która była wypolerowana na błysk jakby ktoś miał się na niej zaraz uczyć jazdy na łyżwach.

Jeden mój krok i dwa inne. Czyli ten drugi wampir idzie za nami. Czyżby nie uwierzył Wiktorowi?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro