Rozdział 58

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Daniel. - Powiedziałam uderzając z całym impetem w boczną ścianę. Chociaż wiedziałam że to nic nie da nie mogłam się powstrzymać. - To naprawdę ty?

-Alice. - Odpowiedział z ulgą po czym usłyszałam uderzenie w ścianę. - Co ty tu robisz? - Zapytał ostrzej.

Odsunęłam się od ściany i znowu przyległam do krat chcąc jak najmocniej wychylić głowę aby go zobaczyć. Nawet nie wiedziałam że tak za nim tęskniłam.

-Nie teraz. - Przerwał mu inny głos.

-Sam? - Spytałam mocniej przysuwając się do krat. Jeszcze tylko troszeczkę...

-Odsuń się od krat Alice. - Powiedział stanowczo ale ja nie miałam takiego zamiaru. Tylko parę milimetrów i.. - Alice mówię poważnie. Odsuń się. To nie jest zwykła skała.

-Co? - Spytałam zaskoczona. - Chodzi ci o to że jest pokryta tym ziołem czy czymś?

-Klatka nie jest niczym pokryta, skała z której jest stworzona pochodzi z demonicznego świata i nikt kto nie jest prawdziwym demonem nie zniesie skutków ubocznych. Odsuń się.

-Alice to prawda. Po chwili zaczniesz świrować a to nie jest miłe.

-Jak się stąd wydostać? - Zapytałam chcąc odwrócić ich uwagę. Coś w podświadomości mówiło mi abym się nie odsuwała, że nic mi się nie stanie.

Przylgnęłam całym ciałem do krat i zamknęłam oczy.

-Nie da się. - Odpowiedział Sam a ja poczułam dziwną energię rozchodzącą się razem z krwią. - Skały demoniczne zniszczyć mogą tylko demony. Wiem że jesteśmy z ich krwi ale to nie to samo. Nie mamy szans ich zniszczyć bo w naszych żyłach płynie też ludzka krew.

Pomyślałam o tym że już nigdy nie zobaczę Daniela. Nie dam rady go uwolnić i prawdopodobnie zginie zaraz po tym jak zobaczy moją śmierć.

Napięłam mięśnie i pchnęłam dłonie w przód.

Początkowo nieustępliwa skała pękła i została w moich dłoniach. Spojrzałam zaskoczona na dłonie po czym uderzyłam pięścią w jeszcze jeden pręt który skruszył się i spadł jakby był ze szkła.

Uśmiechnęłam się widząc dziurę na tyle dużą że bez problemu udało mi się przez nią wyjść.

Włożyłam głowę pomiędzy pręty klatki obok i zobaczyłam dwie twarze które poznałabym nawet gdybym była ślepa. Uśmiechnęłam się widząc na ich twarzach tak wielki szok że otworzyli usta i gapili się na mnie jak na zjawę.

-Chyba jeszcze mi nie przeszło. - Powiedział Daniel machając głową.

-Widzisz to co ja? - Spytał Sam.

-To ja. - Powiedziałam cofając twarz i uświadamiając coś sobie. Szybko jednak odrzuciłam tą myśl i znowu uderzyłam w pręty które rozleciały się tak samo jak mój trzeci.

-Jak ty to..? - Zaczął Daniel ale wolałam mu nie odpowiadać. Zamiast tego podeszłam do kolejnej kraty i widząc za nią Amelię i Adama znowu uderzyłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro