9. Zmiana planów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

SAMANTHA

Wyjechałam z sali wózkiem, żeby zjechać na parter, bo za chwilę miała pojawić się prokurator Russell. Denerwowałam się trochę tym, co mnie czekało, ale wiedziałam, że było to nieuniknione. Jeśli chciałam potem jakoś zacząć normalnie żyć i dać jakąś przyszłość dziecku, które może urodzić się niepełnosprawne, to musiałam powiedzieć prokuratorce to, co wiedziałam. A przynajmniej jakąś część.

Wzdrygnęłam się, gdy po wyjechaniu z windy od razu natknęłam się na brata. Stał na środku korytarza z dłońmi założonymi na klatce piersiowej i patrzył na mnie zmrużonymi oczami. Był zły. Jego mina na to wskazywała. Zaczęłam się zastanawiać, czy jeszcze w ogóle zobaczę na jego twarzy uśmiech albo jakąś jego namiastkę i że nie będzie to uśmiech ironiczny, czy szyderczy, ale taki szczery. Oznaczający, że cieszy się na mój widok.

Przez te dwa lata brakowało mi Adama, ale teraz nie czułam się przy nim bezpiecznie, a wręcz przeciwnie. Bałam się go i tego, że coś mi zrobi. Nie wiedziałam, jak z nim postępować, żeby w końcu zaczął traktować mnie tak, jak kiedyś. Zawsze mnie wspierał, a teraz miałam wrażenie, że jak mu nie pomogę, to stanę się jego największym wrogiem.

Nagle minął mnie, po czym stanął za wózkiem, nawrócił nim i ruszył w kierunku swojego pokoju.

— Adam, co ty robisz? — zapytałam zdezorientowana. — Zaraz będzie prokuratorka.

— Musimy porozmawiać — powiedział, wjeżdżając do pomieszczenia, po czym zamknął drzwi i usiadł na łóżku.

Rozejrzałam się niepewnie po niewielkim pokoju, który oprócz łóżka miał też szafę, regał, na którym było pełno książek i biurko z krzesłem. Chyba właśnie te książki były jego jedyną rozrywką w tym ośrodku, bo nie zauważyłam żadnego komputera. Od razu pomyślałam sobie, że ja w sumie nie miałam nawet telefonu i zastanawiałam się, czy mogę poprosić o jakiś, chociaż w sumie i tak nie mogłabym się z nikim kontaktować, bo przecież oficjalnie byłam osobą zaginioną, ale mogłabym przynajmniej korzystać z internetu, jeżeli na tym pustkowiu był w ogóle jakiś zasięg.

Zmarszczyłam brwi, dochodząc do wniosku, że Adam jednak musiał mieć dostęp do komputera, czy telefonu, bo przecież kontaktował się ze mną, a także podrzucał wydrukowane zdjęcia. No, chyba że komendant albo prokuratorka mu w tym pomagali.

— Mam nadzieję, że wiesz, co powiedzieć Russell? — Brat spoglądał na mnie wymownie, a ja przygryzłam wnętrze policzka.

— Powiem to, co uznam za istotne — odparłam cicho. 

Widziałam, że nie spodobała mu się moja odpowiedź. Zacisnął usta, patrząc na mnie złowrogo, a przecież ja nic mu nie zrobiłam. To on kilka lat temu obrał drogę, przez którą był w takim miejscu. Mógł nie wchodzić w układy z przestępcami, to nie zniszczyłby życia nie tylko sobie, ale i mnie. Tak naprawdę zniszczył całą naszą rodzinę.

— Nie kombinuj — syknął. — Pomoc bratu to twój obowiązek. — Posłał mi wymowne spojrzenie.

Przytaknęłam nieśmiało, przez co na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Był zadowolony z mojego gestu, chociaż nawet nie wiedział, co mogłabym powiedzieć Russell. On chyba myślał, że ja miałam, nie wiadomo jaką wiedzę na temat przekrętów Iana i dzięki temu uniknie wyroku. Nie miałam pojęcia, na jaki układ poszedł z prokuraturą, ale najwidoczniej teraz to ja i moje zeznania były jego deską ratunku. Być może nawet ostatnią.

— Musisz powiedzieć prokuratorce wszystko, co wiesz na temat Walsha. Każda informacja będzie na moją korzyść. Liczę na ciebie, Samantho — powiedział, uśmiechając się lekko.

— Nie rozumiem, po co w ogóle wchodziłeś w gangsterkę? Miałeś być policjantem i co? Nagle zamarzyło ci się bycie po drugiej stronie? A teraz liczysz na to, że ja cię z tego wyciągnę? — dopytywałam z pretensjami, przez co jego wyraz twarzy od razu się zmienił.

Kolejny raz spojrzał na mnie z  niechęcią, ale chciałam wiedzieć, dlaczego musiał zmienić nie tylko swoje, ale i moje życie w piekło. Nawet nie miał pojęcia, z czym musiałam się mierzyć po tej jego pseudo śmierci. To, jak potem patrzyła na mnie mama, powodowało, że czułam się, jakbym to ja faktycznie go zabiła. 

— Chciałem być niezależny finansowo — mruknął — a Donovan nieźle płacił. W końcu mogłem sobie pozwolić na wszystko, co chciałem. Ty teraz masz po prostu powiedzieć prokuratorce to, co wiesz na temat Walsha i jego zbrodni.

— Dlaczego ty nie powiesz?

— Bo nigdy nie byłem tak blisko niego, jak ty — odparł, patrząc na mnie wymownie. — Nie wpakowałem mu się do łóżka — dodał kąśliwie, a ja zrobiłam niezadowoloną minę. — I  à propos łóżka, kiedy masz skrobankę?

— Nie twój interes — odezwałam się zła. 

Nie miałam zamiaru tłumaczyć mu się z mojej decyzji. Uznałam, że im później dowie się, że nie planowałam usuwać ciąży, tym lepiej. Zastanawiałam się nawet, czy mu nie skłamać i powiedzieć, że zrobiłam aborcję, chociaż prawda byłaby inna. Przynajmniej miałabym spokój do momentu, aż brzuch mi urośnie. Mogłabym poprosić Logana, żeby pomógł mi w tym planie. Wyjechalibyśmy z ośrodka na cały dzień, przez co Adam pomyślałby, że naprawdę miałam zabieg. Tylko nie wiedziałam, czy lekarz się zgodzi, bo chociaż wyglądał na miłego, to nie musiał mi pomagać.

— Z szacunkiem do starszego barta, nieodpowiedzialna smarkulo. — Upomniał mnie, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem. 
— Jak już mu dawałaś dupy, to trzeba było, chociaż pamiętać o gumce. — Zacisnęłam usta, słysząc ten głupi przytyk. 

On naprawdę coraz bardziej działał mi na nerwy i jego zachowanie powodowało, że miałam ochotę mu powiedzieć, żeby nie liczył na mnie i radził sobie sam. 

— Masz pogrążyć Walsha, zrozumiano? — zapytał, na co przytaknęłam głową. 
— Samantha, naprawdę na ciebie liczę. — Uniosłam brew, gdy nagle zmienił ton głosu. Brzmiał tak przyjaźnie.

— Chcę w końcu zacząć normalnie żyć. Musisz mi pomóc. — Popatrzył nam mnie błagalnie, ale nie odpowiedziałam nic, na co westchnął cicho i wstał z łóżka.
— Zawiozę cię do Russell, bo lepiej, żebyś to ty za nią czekała, a nie odwrotnie — powiedział, podchodząc do drzwi. 

Otworzył je, po czym stanął za wózkiem i ruszył ze mną w kierunku sali, w której rozmawiałam z nią już wczoraj. Ustawił wózek przy stoliku, po czym bez słowa wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą, a ja odetchnęłam głęboko, układając sobie w myślach to, co powiem prokuratorce. Tak naprawdę już w nocy wszystko sobie ułożyłam i wiedziałam, że dzisiaj nadejdzie czas zemsty na Inanie.

Wzdrygnęłam się, słysząc trzask drzwi wejściowych. Poprawiłam się na wózku, gdy po korytarzu niósł się odgłos stukotu szpilek. Jodie Russell przyjechała do ośrodka i ciekawiło mnie, czy faktycznie była w stanie załatwić na piśmie moje żądania. 

— Dzisiaj jest tylko pani? Nie będzie komendanta Woodsa? — zapytałam ze zdziwieniem, gdy sama weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

— Nie, nie będzie go — mruknęła.

Zacisnęłam usta, słysząc jej ton, bo obawiałam się, że rozmowa może być nieprzyjemna i kobieta będzie na mnie naciskać, żebym powiedziała jak najwięcej. Chwilę później wyciągnęła zdjęcia, które rozłożyła na blacie, a na koniec zaczęła przeglądać jakieś papiery. Obserwowałam cały czas jej skupienie, ale i zaciętą minę.

Potem wstała z miejsca i podeszła do kamery, która stała na statywie pod oknem. Uniosłam brwi, obserwując, jak ją przestawia, a następnie uruchamia.

— Dzisiejsza rozmowa będzie nagrywana — powiedziała, siadając na miejsce, a ja poczułam narastający stres.

— Tutaj masz dokument potwierdzający, że twoje żądania zostaną spełnione, jeśli wskażesz ofiarę i zabójcę. — Podała mi kartki, które od razu zaczęłam czytać, szukając gdzieś jakichś ukrytych zapisków, czy tekstu małym druczkiem, ale niczego takiego nie było. Wszystko było bardzo czytelne i jasne.

— Musisz podpisać tutaj. — Wskazała mi palcem miejsce,  podając długopis, a ja złożyłam swój podpis, uśmiechając się lekko pod nosem.

Teraz to ode mnie zależało, czy dostanę to, czego chciałam. Jedną kopię zostawiła mnie, a resztę schowała do teczki, po czym wyciągnęła puste kartki i długopis.

— A teraz przyjrzyj się uważnie zdjęciom. Nie musisz się spieszyć — powiedziała, na co przytaknęłam głową.

Spojrzałam na fotografie i przełknęłam mocniej ślinę, gdy zatrzymałam wzrok na tej z wizerunkiem zaginionego mężczyzny. Oficjalnie zaginionego, bo doskonale wiedziałam, że on nie żył, a jego śmierć widziałam na własne oczy. Zabił go Ian w starej fabryce i byłam tego świadkiem.

Miałam wskazać prokuratorce jedną ofiarę oraz zabójcę, żeby mieć dach nad głową, a także pieniądze, dzięki którym mogłabym zapewnić jakąś przyszłość swojemu dziecku. To była też idealna okazja do tego, żeby zemścić się na Ianie. Pogrążyć go i wsadzić za kratki. On nie przejął się mną, gdy zostawił na drodze, to dlaczego ja miałabym przejmować się nim? 

Gdy wpatrywałam się w zdjęcie, na którym był Walsh, kolejny raz poczułam dziwny ucisk w żołądku i napływające do oczu łzy. Pomrugałam powiekami, żeby przypadkiem się nie rozpłakać. Oddałam mu się cała, a on potraktował mnie tak podle. Byłam dla niego nikim, chociaż sądziłam, że odwzajemnił moje uczucia. Bawił się mną, pomimo tego, że dla mnie w pewnym momencie stał się najważniejszą osobą. Dostałam od losu potężną lekcję życia, żeby nie ufać nikomu w stu procentach i liczyć tylko na siebie. Teraz mogłam odegrać się za krzywdę, którą wyrządził mi Ian.

— Wystarczy jedna ofiara i morderca, a dostaniesz to, o co prosiłaś. — Spojrzałam na Russell, gdy się odezwała.

Najwidoczniej chciała, żebym już kogoś wskazała, chociaż wcześniej mówiła, że nie muszę się z tym spieszyć. 

— Jesteś gotowa?

— Tak — odparłam pewnie.

Kobieta próbowała zachować kamienny wyraz twarzy, ale i tak dostrzegłam delikatny ruch jej kącików ust w górę. Ucieszyła się z tego, co powiedziałam oraz z jaką pewnością to zrobiłam.

— To proszę, żebyś najpierw wysunęła zdjęcie ofiary — powiedziała, na co przytaknęłam.

Uniosłam dłoń ponad zdjęcia, by po chwili zawahania położyć ją na wybranej przez siebie fotografii, którą następnie przesunęłam w górę. Serce z nerwów biło mi jak oszalałe, przez co drugą rękę położyłam odruchowo na brzuchu, jakbym chciała dać dziecku sygnał, że tak naprawdę nic złego się nie działo.

Spojrzałam na prokuratorkę, która wpatrywała się we mnie z niemałym zaskoczeniem.

— A morderca? — zapytała.

Położyłam rękę na kolejnym zdjęciu i przesunęłam je, a potem zrobiłam tak jeszcze dwukrotnie, po czym odetchnęłam głęboko, przenosząc wzrok na Russell, która spoglądała na mnie w osłupieniu.

Niewątpliwie zaskoczyłam ją, ale tak naprawdę zaskoczyłam też samą siebie, bo mój plan był inny, ale w ostatniej chwili zmieniłam go.

— Wskazałaś Jessicę Palmer jako ofiarę oraz Nolana Griffina, Taylora Walla i Finleya Cottona jako jej morderców — mówiła, na co tylko potakiwałam głową. — Jesteś tego pewna? — Popatrzyła na mnie wymownie.

Wiedziałam, że oczekiwała czegoś innego, bo chciała, abym pogrążyła Iana i jak najbardziej mogłam to zrobić, ale nie potrafiłam. Nie umiałam wysunąć zdjęcia mężczyzny, którego zabił, a potem jego, chociaż tak mogłam się na nim zemścić. Nie potrafiłam potraktować go tak, jak on mnie, bo wciąż go kochałam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie byłam tchórzliwą naiwniaczką.

 — Tak. W stu procentach — potwierdziłam.

— Wiesz, że ona jest poszukiwana od siedmiu lat?

— Tak. I wiem też, że na pewno nie żyje, a ci mężczyźni ją zabili.

— Skąd to wiesz?

— Napadli na mnie i gdy napastowali, to jeden z nich zapytał, co ze mną potem zrobią, a inny powiedział, że zajmę miejsce obok Palmer.

— I to ma dowodzić tego, że oni ją zabili? — zapytała, unosząc brew.

— Tak! Te słowa są dowodem na to, że ją zabili! — krzyknęłam, przez co gestem dłoni pokazała mi, że mam się uspokoić. — Pani nawet nie wie, co oni mi wtedy chcieli zrobić — odezwałam się płaczliwym głosem na bolesne wspomnienia.

Zacisnęłam usta, odchylając głowę, po czym odetchnęłam głęboko i spojrzałam na kobietę, która nie wykazywała żadnych emocji.

— Przytrzymywali mnie, mierząc z broni w głowę, a trzeci zdążył rozpiąć swoje spodnie i wyciągnąć... penisa... — powiedziałam zawstydzona. — Gdyby nie Ian...

— Co ma z tym wspólnego Walsh? — Przerwała mi, poprawiając się na krześle.

— Uratował mnie — odpowiedziałam pewnie. — Gdyby nie on zgwałciliby mnie i zabili tak jak Jessicę.

— Nadal nie ma pewności, że to oni ją zabili. — Pokręciłam głową, słysząc jej słowa.

— To po co kazała mi pani kogoś wskazać, skoro teraz nie dowierza pani w to, co mówię? — zapytałam, bo to było absurdalne z jej strony. — Równie dobrze można tak mówić bez względu na to, kogo wskażę.

Najpierw kazała mi coś zrobić, a potem to wszystko negowała. Była zła, bo nie wskazałam Iana, tylko kogoś innego i obawiałam się, że ona nagle wycofa się ze swojej obietnicy, a przecież nie zaznaczyła wprost, że chodziło jej o Walsha. Najwidoczniej pozostali jej nie interesowali, ale miałam nadzieję, że mimo wszystko ruszą ze sprawą Jessici i zaczną intensywnie szukać jej szczątek, bo po takim czasie zapewne  tylko to z niej zostało.

— Kontynuując — mówiłam dalej — to powiedziałam Ianowi o tym, jakie słowa padły z ich ust. Po jakimś czasie, gdy z nim rozmawiałam, wyznał mi, że przyznali się do tego, że ją zabili.

— Gdzie ukryli jej ciało?

— Nie wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Być może gdzieś w okolicy starej fabryki butów — dodałam, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że właśnie zrzuciłam na głowę Iana policję, która pewnie zaraz zacznie przekopywać teren wokół budynku.

Jakoś nie obchodziło mnie to, że będzie miał takie problemy. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby w końcu pochować dziewczynę. Ian mógł sam wyciągnąć tę informację od morderców i potem anonimowo przekazać to policji, ale on wolał ich po prostu zabić i uznał, że temat był zamknięty. Dla niego może tak, ale dla mnie nie. Chciałam, żeby rodzice Jessici w końcu odzyskali córkę. Może to będzie dla nich brutalna prawda, ale nie będą się już więcej zadręczać i godnie ją pochowają.

Nie pogrążyłam Iana, mówiąc wprost, kogo zabił, ale i tak właśnie zatrułam mu życie, bo być może policja odkryje coś jeszcze w fabryce i w ten sposób zaczną się jego problemy. Przyczynię się tylko pośrednio do jego zatrzymania, ale zawsze to jakaś zemsta.

— Tam chcieli cię zgwałcić? — dopytała, a ja nerwowo przytaknęłam głową.

— Jak tam trafiłaś?

— Chciałam porozmawiać z Ianem i myślałam, że tam go spotkam, ale zamiast niego była ta trójka. Ten... — powiedziałam, wskazując na jednego z mężczyzn.

— Nolan Griffin.

— Być może — wzruszyłam ramionami — nie wiem, który jest który. Widziałam ich wtedy pierwszy raz w życiu, ale to on wciągnął mnie do środka. Na szczęście Ian pojawił się w porę. — Prokuratorka zrobiła niezadowoloną minę, gdy kolejny raz powiedziałam, że Ian zapobiegł tragedii. Ja też nie dowierzałam w to, jak bardzo podkreślałam jego rolę w tym, że mnie uratował.

— Czyli to Walsh potem ich zabił?

— Nie wiem, kto ich zabił — jęknęłam, przecierając twarz dłońmi. 

Musiałam wykonać jakiś gest, żeby nie zdradzić sobą tego, że prokuratorka trafiła, bo doskonale wiedziałam, że Ian ich zabił. Przyznał się do tego, a nawet można by powiedzieć, że chwalił się tym przede mną i był dumny z tego, co zrobił. Jednak nie żałowałam ich.

— A ta dziewczyna? — zapytała nagle, wskazując palcem kolejną fotografię — Hannah Norman — powiedziała jej imię i nazwisko, ale ja ją widziałam pierwszy raz życiu.

— Była na otwarciu klubu należącym do Walsha i zaginęła tej samej nocy. On ma coś z tym wspólnego? — Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, po czym zaprzeczyłam ruchem głowy.

— Nie — powiedziałam pewnie. — Wątpię, by miał coś z tym wspólnego.

— Dlaczego tak twierdzisz?

— Bo spędziłam z nim wtedy tę noc. Zabrał mnie ze sobą i przebywaliśmy w swoim towarzystwie — odparłam, chociaż tak naprawdę nie pamiętałam do końca, co się wtedy działo, bo za dużo wypiłam i urwał mi się film.

Jednak nie wierzyłam w to, że miałby zabić dziewczynę na otwarciu klubu, bo niby z jakiego powodu? Prokuratorka już chyba popadła w jakąś obsesję na jego punkcie.

Przygryzłam wnętrze policzka, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że cały czas w myślach broniłam Iana. Nie rozumiałam tego, dlaczego nie potrafiłam być dla niego tak bezwzględna, jak on był dla mnie.

— Ci ludzie? — Wskazała na następne zdjęcia. — Gabriel Donovan, Greg McDowell, Threwor Murray, Augustin Olsen oraz Junior Phelps. Brutalnie zamordowani, w tym szef grupy przestępczej. Podobno to teraz Walsh stoi na jej czele, więc na pewno ma coś wspólnego z ich śmiercią  — mówiła dalej, a ja mocniej przełknęłam ślinę.

Wiedziałam, że Ian stał za ich śmiercią, chociaż nie bezpośrednio. To on wszystko zaplanował, ale ze względu na swój stan zdrowia kierował wszystkim z Rowgate, wydając tylko polecenia. To on miał ten chory pomysł, żeby potem ciała wyrzucić w centrum miasta. Do teraz nie mogłam pojąć, dlaczego tak postanowił i co chciał tym pokazać.

— On tego nie zrobił — powiedziałam, nie wierząc w to, że kolejny raz zamierzałam go kryć. — Byłam wtedy z Ianem przez kilka dni w Rowgate i o tych morderstwach dowiedzieliśmy się z prasy. Chyba ciężko byłoby mu ich zabić, skoro w tym samym czasie był w innym miejscu. — Russell zrobiła niezadowoloną minę, notując coś ciągle na kartce.

— Po co pojechaliście do Rowgate?

— Byliśmy u jego babci — odparłam, na co westchnęła cicho.

— Dobrze, pójdźmy dalej — odezwała się, przesuwając kolejne zdjęcie w moim kierunku. — Terrence Hunt podobno cię porwał. — Popatrzyła na mnie, a ja przytaknęłam.
— Co ci zrobił? I w jaki sposób uwolnił cię Walsh? Zamordował go? Jeśli tak, to gdzie znajduje się jego ciało?

— Z tamtego wieczoru pamiętam tylko tyle, że po kłótni z Ianem, zostałam sama na drodze, a potem nadjechał Terrence, który złapał mnie i wrzucił mnie do samochodu. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wstrzyknął mi po raz pierwszy narkotyki, a po jakimś czasie znowu coś mi podał i urwał mi się film. Nie wiem, dokąd mnie wywiózł i co się ze mną działo. Potem obudziłam się w mieszkaniu Iana, który kolejny raz mnie uratował — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Walsh już wcześniej zostawił cię samą na drodze? — zaśmiała się, kręcąc głową, a ja zrobiłam niezadowoloną minę. Nie rozumiałam jej zachowania, bo było absurdalne, przez co poczułam złość.

— A to wszystko przez panią, bo z tego, co wiem, to pani dała zielone światło na zrealizowanie tego szalonego planu mojego brata. — Posłałam jej wymowne spojrzenie, przez co poprawiła się na krześle.

Byłam ciekawa, czy jej przełożeni mieli wiedzę na temat tego, jakie metody stosowała, żeby dojść do celu. Wystawiła mnie przestępcy, nie zapewniając żadnej ochrony. Nienawidziłam tej kobiety.

— Myślę, że spełniłam już swoje zadanie, pani prokurator. Chciała pani, żebym wskazała choć jedną ofiarę oraz jej mordercę i zrobiłam to.

— Główna sprawa dotyczy Iana Walsha i jego działalności przestępczej — mruknęła, przez co spojrzałam na nią z niezadowoleniem. Ewidentnie zaczęła kombinować, jak wycofać się z tego, co mi obiecała.

— To proszę rozmawiać o tym z moim bratem i Patelem, z tego, co wiem, to oni biegali z bronią, zabijając ludzi, bo podobno Ian im kazał. Niech to udowodnią. Ja nic nie wiem na ten temat. Mnie z bronią nie kazał biegać — powiedziałam, podnosząc ton głosu, chociaż najchętniej zaczęłabym krzyczeć ze zdenerwowania.

— Grzeczniej proszę. — Spojrzała na mnie wymowne, na co tylko wzruszyłam ramionami.

— Potrafię być grzeczna, ale nie w momencie, kiedy widzę, że ludzie wycofują się ze swoich słów. Ja zrobiłam to, o co mnie pani poprosiła, a teraz mam wrażenie, że robi pani wszystko, byleby nie dać mi tego, co zostało zapisane w tym dokumencie — powiedziałam, machając jego kopią.

— Chciała pani ofiarę i mordercę, to proszę bardzo. Teraz proszę działać, żeby odnaleźć jej zwłoki, bo potencjalne miejsce też pani wskazałam. Jeśli zostanę wykiwana, to nie zawaham się nad tym, żeby podać panią do sądu. Sprawę przeciwko pani na pewno wygram i dostanę solidne odszkodowanie, a pani kariera legnie w gruzach. W sumie to zaczynam się zastanawiać, czy właśnie tak nie zrobić, bo tym sposobem ugrałabym więcej od tego, co zażądałam. Zniszczyła mi pani życie.

Kobieta patrzyła na mnie wielkimi oczami, jakby była zaskoczona moją postawą. Jeśli myślała, że będę potulnie siedzieć i wykonywać jej polecenia, to myliła się, bo nie miałam zamiaru być więcej na posyłki prokuratury.

— To koniec na dzisiaj — mruknęła.

Wstała i podeszła do kamery, żeby ją wyłączyć, a gdy wróciła do stołu, popatrzyła na mnie z góry.

— Jutro zobaczymy się ponownie i mam nadzieję, że przemyślisz wszystko w nocy. Naprawdę chcesz go kryć po tym, co ci zrobił? — zapytała, spoglądając mi prosto w oczy, a ja zacisnęłam zęby.

— Nikogo nie kryję — powiedziałam cicho. 

Odchrząknęłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że mój głos się załamał. Russell pokręciła tylko głową, po czym ruszyła do wyjścia.

— I czy pani chce w to wierzyć, czy nie, to Jessica nie żyje, a ta trójka ją zabiła! — krzyknęłam, gdy wychodziła z pomieszczenia, nawet na mnie nie spoglądając.
— Idiotka — mruknęłam pod nosem z niezadowoleniem.

Chwilę później przeniosłam wzrok na zostawione przez nią zdjęcia, po czym szybkim ruchem zgarnęłam to, na którym był Ian i schowałam je pod bluzkę. Nie wiedziałam, dlaczego tak zrobiłam, to był po prostu odruch. 

Westchnęłam ciężko i skierowałam wózek w kierunku drzwi, po czym wzdrygnęłam się, przełykając mocniej ślinę, gdy zauważyłam w wejściu Coreya, który przyglądał mi się z uwagą zmrużonymi oczami. 

Przeniósł wzrok na mój brzuch, po czym z powrotem spojrzał na mnie, a ja zacisnęłam usta, bo domyśliłam się, że przez ten gest chciał mi pokazać, że wiedział, co ukryłam pod bluzką. Nie byłam pewna, czy powinnam coś powiedzieć, czy tylko minąć go bez słowa, chociaż to drugie byłoby ciężkie do wykonania, bo stał na środku przejścia i nie przecisnęłabym się, będąc na wózku.

— Jessica naprawdę nie żyje? — zapytał, przez co wiedziałam, że słyszał słowa, które wykrzykiwałam do prokuratorki. 

— Odpowiedz! — Wzdrygnęłam się, gdy dosłownie ryknął rozwścieczony, po czym ruszył w moim kierunku.

— Nie żyje — szepnęłam wystraszona, gdy stanął naprzeciwko mnie i spoglądał na mnie z góry.

— Kto ją zabił? O jakiej trójce mówiłaś? — dopytywał, lustrując moją twarz z uwagą.

Był rozsierdzony, ale i zrezygnowany, bo chyba wciąż wierzył w to, że jego dawna miłość jakimś cudem znajdzie się cała i zdrowa.

— Mówiłam o tych, których sam podejrzewałeś siedem lat temu.

— To wszystko jego wina — mruknął, kręcąc głową. — Mówiłem, ostrzegałem, ale i tak nie słuchał. — Przeczesał dłonią włosy, opierając się o stół, po czym przymknął na chwilę oczy, odchylając głowę.

— Przykro mi — odezwałam się, bo tak naprawdę nie miałam pojęcia, co powiedzieć, jednak było widać, że przeżywał tę informację.

Corey zmrużył oczy, przyglądając mi się z uwagą, a po chwili odbił się od blatu i zrobił krok w moim kierunku. Z niepokojem obserwowałam jego zachowanie, bo nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać.

— Spieszy ci się na górę? — zapytał, a ja uniosłam brew, zastanawiając się, dlaczego to go interesowało.

Milczałam, bo nie wiedziałam, jaka odpowiedź byłaby najlepsza. Chciałam już wrócić do siebie, jednak obawiałam się, że jeśli powiem o tym Patelowi, to on jeszcze bardziej się zdenerwuje tym, że go zlekceważyłam. 

— Boisz się mnie, co? — Wzruszyłam ramionami, na co zaśmiał się pod nosem. — Aż takich strasznych rzeczy naopowiadał ci o mnie Ian?

— Tak w sumie to za bardzo nic nie mówił — powiedziałam spokojnie.

— Wyjdziemy przed ośrodek? Pogadamy? — Przytaknęłam głową, zgadzając się, chociaż nie wiedziałam, czy dobrze robiłam. 

Co, jeśli to była jakaś podpucha z jego strony i wywiezie mnie do lasu, a tam zabije? Corey ustawił się za mną, po czym pchnął wózek, a ja nawet nie zaprotestowałam. Mogłam sama jechać, jednak obawiałam się, jak on zareaguje na moją odmowę pomocy z jego strony.

Po tym, jak znaleźliśmy się na zewnątrz, skierował się pod jedno z drzew. Gdy zatrzymał wózek, sam usiadł na trawie, opierając się o pień, po czym wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalił jednego.

— Czemu schowałaś jego zdjęcie? — zapytał, a ja spojrzałam na niego ze wstydem, że przyłapał mnie na tym.
— Dziwię ci się, że po tym, co ci zrobił, nadal coś do niego czujesz i nie jest to nienawiść, a miłość — mówił dalej, na co wzruszyłam ramionami. Wypuścił chmurę dymu, kręcąc głową z politowaniem. — Skąd wiesz o tym, że Jessica nie żyje?

— Tamci powiedzieli to między słowami, gdy mnie napadli, a potem przyznali się Ianowi — odparłam, na co Corey skrzywił się i kolejny raz nerwowo zaciągnął się papierosem. — Przeżył tę wiadomość i czuł się winny.

— I bardzo dobrze, że czuł się winny, bo to jego wina — syknął Patel, posyłając mi niechętne spojrzenie. 
— On ich zabił? Nolana, Taylora i Finleya? — Zacisnęłam usta, gdy o to zapytał, a Corey zaśmiał się pod nosem. — Ty naprawdę go kryjesz. — Westchnął przeciągle.

— Wcale nie — mruknęłam. — Powiedziałam prokuratorce, gdzie mogą być jej zwłoki, więc na pewno zaraz zrobią nalot na fabrykę.

— I taka kara dla niego cię usatysfakcjonuje? Znajdą tam co najwyżej koks, a  za dragi nie dostanie tyle, ile dostałby za morderstwo.

— Jak tylko dojdę do siebie, to zemszczę się na nim po swojemu — powiedziałam pewnie, ale po jego minie widziałam, że nie wierzył w te słowa. Jednak ja już miałam plan, jak zatruć mu życie.

— No w sumie, wieść o ciąży może zwalić go z nóg — parsknął śmiechem. — Ale nie licz na nic, bo zawsze podkreślał, że w jego życiu nie ma miejsca na dziecko. Pewnie zgotowałby mu piekło, jakiego sam doświadczył.

— Tego nie wiesz.

— On nie zna normalnego życia. Od najmłodszych lat był tłuczony przez ojca, a potem wpadł na Donovana. Nigdy nie zrezygnuje z gangsterki, bo to jest właśnie jego życie — mówił, a ja za każdym razem coraz bardziej krzywiłam się, na każde zdanie o Ianie. — Tylko takie życie zna, chociaż obserwując was wtedy na parkingu, gdy kłóciłaś się z rodzicami, to myślałem, że jednak się zmienił.

— Dlaczego tak pomyślałeś?

— Bo widziałem jego strach i nerwowe ruchy. Bał się, że wrócisz do domu i cię straci — powiedział, a ja zacisnęłam zęby, spuszczając głowę.

Najwidoczniej bał się wtedy nie tego, że mnie straci, ale że straci kontrolę nad tym, czy szukam klucza. Potrafił tak dobrze grać, że swoim zachowaniem zmylił nawet Patela.

— Jednak po tej akcji, jak zostawił cię na drodze, nabrałem pewności, że on nigdy się nie zmieni. Żądza władzy oraz pieniądze zawsze będą dla niego najważniejsze. I im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie — dodał, przyglądając mi się z uwagą.

Zrobiło mi się przykro, słuchając tego, bo Corey uświadomił mi, jak bardzo Ian mnie zwiódł. Jednak miałam nadzieję, że za jakiś czas, gdy noga się zabliźni i będę mogła w miarę normalnie poruszać się o własnych siłach, to wtedy przyjdzie czas na odegranie się na nim. 

Chciałam sprawić, żeby jego życiem zawładnął strach.

*****************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro