Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chloe

— Louise, widziałaś moją sukienkę z falbanami? — zawołałam, przekopując swoją szafę.

— Nie! — wydarła się z pokoju obok.

Była niedziela wieczór i obie kończyłyśmy się pakować na wyjazd do Los Angeles.

Dochodziła dwudziesta, ale powinniśmy niedługo iść spać. Mieliśmy zbiórkę pod szkołą wpół do piątej rano, więc trzeba było wstać przed czwartą.

Toż to jeszcze praktycznie noc!

Naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego wyjazd musi być tak wcześnie.

Nasz starszy brat, Casper, już dawno się spakował. Wcale mnie to nie dziwiło: był w końcu idealny. Perfekcyjny pierworodny syn.

Nasza siostra, Louise, z kolei była prawdziwą pięknością i chociaż miała nieco gorsze oceny niż Casper, to nauczyciele ją lubili. Zawsze chętnie brała udział w konkursach, akcjach charytatywnych czy zgłaszała się do pomocy.

Ja byłam ostatnia z rodzeństwa i jednym słowem: to było do dupy. W każdej szkole zawsze mówili o mnie „ta najmłodsza Hillary". Nawet mój styl ubierania się tego nie zmieniał: nosiłam głównie kolorowe stroje.

Mama i tata mnie kochali, nie miałam wątpliwości. Louise i Casper także. Jednak czasem miałam wrażenie, jakby wszystkie dobre cechy odziedziczone po naszych rodzicach przypadły mojemu rodzeństwu, a dla mnie już nic nie zostało.

Casper był piekielnie inteligentny, dodatkowo miał fotograficzną pamięć, o czym wiedziało niewiele osób. Nie chwalił się tym talentem, nie byłam nawet pewna, czy powiedział o tym swojej dziewczynie.

Louise miała ogromny talent plastyczny i manualny. Była mistrzynią w rysowaniu, ale także w wizażu. Potrafiła również tworzyć cudowne fryzury. To ona ufarbowała moje włosy na pastelowy róż, gdy tylko rodzice wyrazili na to zgodę.

Ja natomiast... Cóż, byłam przeciętnym uczniem praktycznie ze wszystkiego. Nie radziłam sobie dobrze nawet podczas lekcji wychowania fizycznego. Nie miałam żadnego talentu. Żartowałam czasem, że jestem niczym rozwodnione wino: ni to smaku, ni to alkoholu.

Z ciężkim westchnieniem spojrzałam na ścianę mojego pokoju.

Ozdobiona była plakatami, które pokrywały każdy milimetr jej powierzchni. W większości były to zespoły k-popowe oraz postacie z anime.

Największy z plakatów przedstawiał bohaterki Czarodziejki z Księżyca, mojego ukochanego anime, które zaczęłam oglądać w pierwszej klasie podstawówki. Później obejrzałam też inne anime, następnie zabrałam się za mangi. Z czasem pokochałam kulturę azjatycką, od jedzenia, poprzez styl ubierania aż do muzyki. Moim największym marzeniem było spędzenie dwudziestych pierwszych urodzin w Tokio. Chciałabym zorganizować tam imprezę urodzinową, a wieczorem po raz pierwszy w życiu napić się szampana pod nocnym, gwiaździstym niebem na dachu jakiegoś wysokiego wieżowca, skąd miałabym cudowny widok na miasto.

Na moim iPodzie królował k-pop, uwielbiałam szczególnie zespół Miss A. Chciałam mieć takie same włosy jak Jia. Zachwyciłam się jej fryzurą, gdy pierwszy raz zobaczyłam teledysk do Bad Girl, Good Girl. Identyczny kolor włosów miała także jedna z moich ulubionych postaci anime, Chibiusa, więc tym bardziej nie mogłam się oprzeć.

Louise zrobiła mi taką samą fryzurę, jaką miała Jia, i nie mogłam przestać jej za to dziękować.

Dopiero wtedy zaczęłam być zauważalna. Już nie byłam „tą najmłodszą Hillary" ale po prostu „Chloe Hillary z różowymi włosami".

Oczywiście nie mogło być za pięknie i kilkoro uczniów dokuczało mi z powodu wyglądu. Starałam się jednak tym nie przejmować. Niestety Alison raz usłyszała, jak dwie dziewczyny mnie wyzywają. Chciała od razu zainterweniować i powiedzieć o tym mojemu rodzeństwu. Nie potrzebowałam jednak ich pomocy. Zamierzałam sama spróbować się z tym uporać. Miałam dość bycia niańczoną.

Upychałam do walizki strój kąpielowy i nuciłam pod nosem Tonight zespołu Big Bang, które leciało cicho w tle z mojego laptopa. Usłyszałam ciche pukanie, uniosłam głowę i ujrzałam stojącą w drzwiach Louise. Miała skruszoną minę. W dłoniach trzymała moją błękitną, kwiecistą sukienkę z falbanami. Właśnie tę, o którą dopiero co pytałam.

— Sorki, była u mnie w szafie.

— Nie ma sprawy, dawaj ją tutaj. — Z uśmiechem rozłożyłam ręce, siostra rzuciła nią we mnie.

Nawet nie pytałam, dlaczego była u niej, z góry znałam odpowiedź: często coś ode mnie pożyczała bez pytania. Czasami jeszcze robiłam jej o to awantury, ale zazwyczaj przymykałam na to oko.

Zaczęłam składać sukienkę w kostkę, gdy nagle do pokoju wpadł Naruto i skoczył na moją walizkę, by wykopać z niej starannie złożone ubrania.

— Ty łobuzie, coś narobił?! — zawołałam ze śmiechem i wzięłam psiaka na ręce.

Polizał mnie po twarzy, radośnie merdając ogonem.

Pachniał dworem, deszczem i mokrą sierścią. Ucałowałam go w czubek głowy i mocno przytuliłam.

Łapy miał całe w ziemi i pobrudził nimi moje limonkowe spodnie, jednak zupełnie nie miałam mu tego za złe.

Do pokoju wpadł zdyszany Casper. Nadal miał na sobie jesienną kurtkę, a jego włosy były w totalnym nieładzie.

— Zwiał mi, zanim zdążyłem umyć mu łapy. Wlazł do błota — wyjaśnił i podszedł, żeby zabrać delikwenta. — Wybacz, młoda.

— Nic się nie stało, te spodnie i tak miały iść dzisiaj do prania.

Wyjęłam ubrania, które nie przeżyły dobrze ataku szczeniaka. Na szczęście moja ukochana sukienka z falbankami ocalała, więc wpakowałam ją z zadowoleniem do walizki.

Casper wyszedł z wierzgającym i protestującym psiakiem, natomiast Louise usiadła przy moim biurku i ściszyła muzykę, aż była ledwo słyszalna.

— Możemy pogadać, młoda?

— Jeju, kiedy przestaniecie mnie tak nazywać? — Przewróciłam oczami. — Jesteś ode mnie starsza tylko o rok, a on o dwa lata.

Uśmiechnęła się tylko i patrzyła na mnie wyczekująco.

Z westchnieniem przestałam się pakować i oparłam się wygodnie o ścianę.

— To co tam ci leży na wątrobie? — zapytałam wesoło.

Ku memu zdziwieniu Lou spoważniała, jej fiołkowe oczy zasnuły się zmartwieniem.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś, że dokuczają ci w szkole?

Zmrużyłam powieki.

A to zdrajczyni! Alison jej wygadała... Już ja jej powiem, co o tym myślę.

— Uduszę ją.

Louise zamrugała zaskoczona i zmarszczyła brwi.

— Kogo? Ktoś o tym wiedział?

Otworzyłam szerzej oczy i gapiłam się na nią równie zdziwiona.

— Skoro nikt ci nie powiedział, to skąd wiesz?

— W piątek usłyszałam Paige Tello wyzywającą cię od dziwaków i idiotek.

— A, to... — Wzruszyłam lekceważąco ramionami i wróciłam do pakowania. — To nic takiego, serio. Spływa po mnie jak po kaczce.

No, to była w dziewięćdziesięciu procentach prawda, bo jednak niektóre wyzwiska do mnie trafiały. Dopiero pracowałam nad olewaniem wszystkiego, co rzucali w moim kierunku.

Lou nie wyglądała na przekonaną.

— Po powrocie z Los Angeles mogę zamienić z nimi słówko. Zaangażuję w to Caspra.

Tylko tego jeszcze brakowało. Nadopiekuńczego brata w trybie obronnym.

Nigdy jeszcze nie byłam na żadnej randce, chciałam kogoś poznać w tym roku. Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe doświadczenia. Miałam ogromne nadzieje wobec mojego pierwszego roku w liceum. Jednak z bratem stojącym nade mną jak kat nad dobrą duszą żaden chłopak do mnie nie zagada.

— Nie ma takiej potrzeby, tylko niepotrzebnie się będzie martwił. Nic mu nie mów. Obiecam ci to samo, co Ally. Jak zaczną odwalać gorsze akcje, od razu wam powiem.

Louise zazgrzytała zębami.

— Alison wiedziała i nic nie powiedziała?!

— Poprosiłam ją o to. No naprawdę, jesteście jak kwoki... — parsknęłam i wsadziłam do walizki ostatnie rzeczy.

Koniec, byłam gotowa na zwiedzanie Los Angeles.

— Nie podoba mi się to ani trochę. — Lou westchnęła ciężko. — Ale dobrze, niech będzie. W razie czego jednak wiedz, że jestem skłonna poprosić Raven i Daniela o pomoc.

Zaczęłam się cicho śmiać. Z nimi Paige i jej paczka nie mieli szans.

Raven od zawsze była w gorącej wodzie kąpana. W dodatku zachowywała się szalenie opiekuńczo wobec ludzi, których uważała za przyjaciół. Gdy ktoś chociaż spróbował źle spojrzeć na Daniela, włączał się jej tryb obronny i cóż... Nie raz, nie dwa trzeba było łagodzić konflikt.

Ostatnio Raven i Daniel zaczęli trzymać się jeszcze bardziej razem, spędzali ze sobą więcej czasu. Często jeździli nawet razem z ojcem Raven do Seattle, nie wiem dlaczego im się chciało, skoro podróż w jedną stronę trwała tak długo.

Od jakiegoś momentu wszyscy zaczęliśmy zauważać zmiany w ich zachowaniu. Oboje stali się nieco bardziej skryci. Udało nam się wyciągnąć od nich tylko tyle, że czasami brali udział w nocnych wyścigach.

Nie wiem, w jakim towarzystwie zaczęli się obracać, skoro mieli w ogóle takie znajomości. To nie tak, że każdy może znaleźć sobie miejscówkę, gdzie takie wyścigi się odbywają.

Pociągnęłam za język Daniela i wyznał, że każdorazowo ścigają się w innym miejscu. Nic więcej nam nie powiedzieli.

— Umowa stoi. — Wstałam w końcu z podłogi i rozprostowałam spięte mięśnie. — Uff, skończyłam!

Moja siostra patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu. W końcu jednak westchnęła i niechętnie kiwnęła głową.

— Ja jeszcze mam do spakowania kosmetyki, a już prawie w ogóle nie zostało mi miejsca w walizce — zmieniła temat.

— Mogę ci z tym pomóc, razem uwiniemy się szybciej.

Posłała mi promienny uśmiech i w końcu się rozluźniła.

— Byłoby cudownie, wielkie dzięki, młoda.

— Ugh, tylko nie to znowu — jęknęłam. — Mówiłam ci coś na ten temat!

Odpowiedziała mi perlistym śmiechem i poszła do swojego pokoju, a ja udałam się za nią, marudząc pod nosem.

Tak naprawdę nie byłam zła na moje rodzeństwo za nazywanie mnie w ten sposób. Zwyczajnie lubiłam się z nimi drażnić. Ale nie musieli o tym wiedzieć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro