Rozdział 2.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powoli położyłam do łóżka Chrisa. Zrobiłam ledwie krok do tyłu i wpadłam prosto w ramiona Daniela. Objął mnie mocno i wtulił twarz w moją szyję. Jego dłonie znalazły się na moim brzuchu. Staliśmy tak przez chwilę, oboje wpatrując się w naszego śpiącego synka.

W końcu po dłuższej chwili odwróciłam się w jego objęciach i mocno się do niego przytuliłam. Schowałam twarz w jego miękkiej bluzie i westchnęłam, wdychając kojący zapach ukochanego mężczyzny.

— Tak bardzo bym chciał, żeby to wszystko się skończyło, to ciągłe poczucie niebezpieczeństwa i sieć kłamstw. Mogłem cię dzisiaj stracić... — Daniel urwał, głos mu się załamał i mocniej mnie objął. — Nie wiem, jak bym to przeżył.

— Gdybanie nie ma sensu — wyszeptałam. — Musimy zrobić wszystko, żeby najgorszy scenariusz nigdy się nie wydarzył.

Odsunęłam od niego nieznacznie i uniosłam głowę, spojrzałam prosto w jego poważną twarz przysłoniętą cieniem smutku i poczucia winy. Wiedziałam, co powie, jeszcze zanim się odezwał:

— To wszystko moja wina, nie mogę przestać o tym myśleć.

Stanęłam na palcach i zamknęłam mu usta pocałunkiem. Zamilkł i z cichym westchnieniem oddał pieszczotę, mocniej naparł na mnie swoimi wargami. Przyciągnął mnie mocniej do siebie. Wplotłam dłoń w jego ciemne włosy i przymknęłam powieki.

— To nie było twoją winą — szepnęłam w jego usta. — Nie możesz przypisywać sobie wszystkiego złego, co wydarzyło się od czasu wydarzeń na parkingu, Daniel. Reszta z nas również podjęła swoje decyzje, które doprowadziły nas tu, gdzie się obecnie znajdujemy... Ja wyznałam prawdę Casprowi i to przez niego Jeźdźcy tutaj przybyli, chociaż pewnie nawet nie wziął pod uwagę tego, jak to się może skończyć. Wierzę, że nie chciałby mojej śmierci. On szuka tylko tego mężczyzny, który pociągnął wtedy za spust.

Daniel musnął ustami mój policzek, a później przesunął pocałunki wyżej, na moją skroń.

— Trzeba znaleźć Caspra i z nim pogadać, zanim wyrządzi więcej szkód.

— Wiem. Zrobimy to, jak tylko wróci do Nowego Jorku po świętach. Jestem pewna niemal na sto procent, że jest teraz w domu. Pewnie ktoś mu powiedział o wyjeździe Raven. Nie przyjeżdża do Spokane, jeśli ona tam jest, tak mi powiedziała ostatnio. Unika jej. Nie wiem jednak, gdy rozmowa z nim cokolwiek da. Ani Alison ani Raven nic nie wskórały.

Daniel oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi prosto w oczy z troską i żalem.

— Teraz jeszcze bardziej nie chcę wracać do Sydney. Powinienem ja z nim porozmawiać, może mi by się udało.

— Nawet gdybyś został, to nie pozwoliłabym ci na to. Obwinia ciebie o śmierć Chloe. Nie wiem, do czego może być zdolny. Poradzimy sobie z Kadenem.

Po jego minie wiedziałam, że ani trochę nie zmieniłam jego podejścia do tematu, ale nie zamierzał się ze mną kłócić.

— Powiedz Hazel jak najszybciej o tym, co się wydarzyło. — Pogłaskał wierzchem dłoni mój policzek. — Wiem, że w styczniu lecisz na ceremonię rozdania nagród Grammy. Wolałbym, żebyś już miała tam zapewnioną profesjonalną ochronę.

— Obiecuję, że to zrobię. — Uśmiechnęłam się delikatnie. — Będziesz mógł być spokojny.

Objęłam dłońmi jego twarz, stanęłam na palcach i pocałowałam go powoli, niespiesznie.

Jego dłonie zsunęły się w dół, na moje biodra i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.

Dopiero wtedy, w jego ramionach i gdy byliśmy sami zamknięci w pokoju, poczułam znikające resztki napięcia.

Wiedziałam, że ono wróci, gdy tylko Daniel wyjedzie, tak samo jak tęsknota, ale nauczyłam się już dawno żyć chwilą, tu i teraz. Carpe diem.

***

Kolejne kilka dni minęło mi niezwykle szybko, nim się obejrzeliśmy było już po świętach. Raven i Daniel ani razu nie opuścili naszego mieszkania aż do chwili, gdy musieli wyjechać. Żadne z nas nie chciało ryzykować i sprawdzać, czy członkowie gangu z Los Angeles opuścili miasto i wrócili do siebie.

Ponad to niestety, ale mimo naszej szybciej ucieczki z miejsca strzelaniny i tak komuś udało się zrobić zdjęcie pleców moich oraz Raven.

Ktoś, kto miał dobry wzrok i był spostrzegawczy bez problemu dostrzegłby dziurę po kuli na kurtce Raven, była widoczna na zdjęciu, które obiegło Internet oraz znajdowało się w gazetach. Na szczęście nikomu nie udało się zrobić zdjęcia naszych twarzy.

Byłam pewna, że Hazel również słyszała o tym wydarzeniu, było w końcu o tym dość głośno. Nie codziennie ktoś wszczyna strzelaninę w biały dzień na ruchliwej ulicy w mieście takim, jak Nowym Jork.

Raven miała lot powrotny do Spokane drugiego dnia świąt, a Daniel wyleciał dzień później. Rozstanie było trudniejsze niż zwykle, chociaż mój ukochany obiecał przylecieć w lutym. Dwa miesiące rozłąki wydawały się być niczym w porównaniu do tego czasu, jaki spędziłam bez niego, gdy byłam w ciąży, ale nawet jeden miesiąc byłby katorgą.

Wymusiłam na Raven kolejną obietnicę, żeby o siebie dbała. Wzniosła tylko oczy ku niebu, ale powtórzyła poirytowanym głosem „będę uważała".

Pod koniec grudnia poprosiłam Hazel o spotkanie w studiu.

Musiałyśmy i tak omówić wyjazd 26 stycznia do Staples Center w Los Angeles. Westchnęłam ciężko, gdy przypomniałam sobie to miasto.

Los Angeles.

Czułam ściskający się węzeł w moich brzuchu za każdym razem, gdy myślałam o ponownym wyjeździe do tego miasta.

Za pierwszym razem to miasto kojarzyło mi się z namiastką wolności. Spędziłam tam kilka cudownych dni, gdy mogłam być zwykłą nastolatką.

Teraz jednak, jeśli ktoś mnie rozpozna, mogę skończyć w najlepszym wypadku postrzelona.

Kolejną kwestią był sam wyjazd na drugi koniec kraju... Alison miała zostać w Nowym Jorku z Chrisem. Nie chciałam go zabierać ze sobą, uznałam to za zbyt ryzykowane. Miałam się z nim pierwszy raz rozdzielić od wielu miesięcy. Ostatni raz nie było mnie przy nim dłużej niż jeden dzień zeszłej wiosny. Miałam nadzieję, że tym razem mój syn zniesie lepiej moją nieobecność.

Musiałam jednak myśleć o jednym problemie na raz.

Wpierw czekała mnie rozmowa z Hazel.

Stałam przed drzwiami do studia nagraniowego, gdzie czekała na mnie moja agentka.

Oprócz wyjazdu do Los Angeles miałyśmy jeszcze porozmawiać o zagraniu kilku małych koncertów, na razie na terenie samych Stanów. Odkąd Chris skończył roczek w październiku Hazel coraz częściej o to pytała. Członkowie zespołu tak naprawdę również zaczynali dopytywać, kiedy będę gotowa i nie mogłam ich za to winić. Występowanie było najbardziej dochodową rzeczą, jeśli chodziło o branżę muzyczną. Wesley, Kendra, Celia i Rusty zdecydowali się dołączyć do zespołu w dużej mierze z tego powodu: widzieli dla siebie szansę na rozwinięcie kariery muzycznej. Ja ich niestety wstrzymywałam przed rozwojem, najpierw z powodu ciąży, a później z powodu niemowlęcia.

Cierpliwie czekali, aż będę gotowa na promowanie naszej muzyki podczas występów na żywo i musiałam w końcu podjąć decyzję, że nadszedł ten czas.

Miałam zamiar podać to jako kolejny argument, że również z tego powodu potrzebuję ochrony. Większa ilość podróży związanych z działalnością jako Amelie równała się większe ryzyko wpadnięcia na psychofana.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ta decyzja nie należała tylko do Hazel, ale również do samej wytwórni. Moje argumenty musiały więc być mocne i przekonywujące.

Musiałam przyznać sama przed sobą, że chociaż koncert w Londynie był dla mnie ogromnym wyzwaniem, czułam się przerażona i naprawdę przez chwilę straciłam głos z powodu emocji, to jednak samo doświadczenie było niesamowite.

Tysiące ludzi śpiewających wraz ze mną utwór, który napisałam z głębi serca... Coś cudownego i zapadającego w pamięci.

— Wejdź tam i pokaż, kto tu rządzi — powiedział Kaden, stojący obok mnie. — Powiedz, że to twój warunek wyjazdu do Los Angeles. Ćwiczyliśmy tę rozmowę, dasz radę.

Kaden trzymał przed sobą wózek z Chrisem. Mój syn bawił się grzechotką i uśmiechał się szeroko. Zauważył moje spojrzenie i energicznie pomachał swoją zabawką.

— Tak, dam radę — powtórzyłam i posłałam mu lekki uśmiech. — Dzięki.

Przez ostatnie miesiące starałam się być pewniejsza siebie i próbowałam myśleć sama o sobie lepiej.

Bywały dni, kiedy szło mi to lepiej oraz dni i na szczęście ostatnio miałam ich więcej.

Jednak nawet mój najgorszy dzień był sto razy lepszy niż najlepszy z moich dni sprzed kilku lat. Osiągnęłam ogromny progres, ale walczyłam nadal.

Kaden poszedł z Chrisem do pokoju konferencyjnego, a ja weszłam w końcu do sali.

Hazel siedziała przy stole, na którym czekała już na mnie kawa. Piernikowe latte ze Sturbacksa.

Mogą agentka w pierwszej chwili nie zauważyła, że weszłam do pomieszczenia.

Siedziała pochylona nad jakimś dokumentem, trzymała w dłoni wieczne pióro i przygryzała końcówkę w zamyśleniu.

Miała na sobie ołówkową szarą sukienkę na długi rękaw i z golfem. Jej ciemne włosy zaplecione były w warkocza, zawinęła go w koka na czubku głowy.

Sięgnęła wolną dłonią po swój kubek z czarną kawą i upiła powoli łyk. Na kubku znalazł się odcisk po jej różowej szmince.

Hazel usłyszała moje kroki. Uniosła spojrzenie znad dokumentu na mnie i na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech, a w jej oczach widziałam iskierki ekscytacji. Ona również wiele oczekiwała po naszym spotkaniu, chociaż z innych powodów. Miałam nadzieję, że uda nam się dojść do porozumienia.

— Cześć — przywitałam się i zajęłam miejsce naprzeciwko niej. — Dzięki za kawę.

Sięgnęłam po kubek i upiłam powoli łyk. Napój nadal był ciepły.

Machnęła niedbale dłonią.

— Nie ma sprawy, moja droga. Jak minęły ci święta?

— Świetnie... Czuję, że przytyłam z kilka kilogramów po tym wszystkim, co zjadłam.

— Mam podobnie — zaśmiała się dźwięcznie. — Zawsze w okolicach świąt unikam wagi z oczywistych powodów. Czyli odpoczęłaś chociaż trochę?

Znałam Hazel już na tyle dobrze, że wyczułam drugie dno w tym pytaniu.

Owszem, chciała wiedzieć, jak się miewałam. Ale również pytała, czy odpoczęłam na tyle, aby ponownie zająć się pracą.

— Tak, jestem pewna, że coś chcesz zorganizować, więc mów śmiało — powiedziałam i ponownie napiłam się kawy.

Chciałam na początek wprawić ją w dobry nastrój zanim poruszę jakikolwiek trudny temat.

Jej twarz się rozpromieniła i kiwnęła głową z zadowoleniem.

— Doskonale! Więc jak już wiesz, dwudziestego szóstego stycznia jest uroczystość wręczania nagród Grammy w Los Angeles. Tak sobie pomyślałam, że moglibyśmy wylecieć wcześniej, dwudziestego trzeciego stycznia, najlepiej z samego rana. Moglibyśmy wtedy wieczorem dać mały występ w San Diego podczas spotkania w wieczornym show u Mimi LaRoue, przed nim zorganizowałabym podpisywanie płyt...

Zmarszczyłam brwi.

— Naprawdę ktoś by się pojawił na samo podpisywanie płyt? Bez koncertu? Ci ludzie nie wejdą przecież wszyscy na widownię u Mimi.

Hazel spojrzała na mnie znad swojego kubka i uniosła brew z niedowierzaniem.

— Na jakiej planecie ty żyjesz, dziewczyno... — Spojrzała ponownie na dokument i dopisała coś na samym dole. Datę 23 stycznia. — Oczywiście, że będą chętni. Od wielu miesięcy dostaję wiadomości od fanów waszego zespołu, kiedy zorganizujemy trasę lub chociaż jakiś koncert na żywo. W San Diego nie zdążymy zrobić nic ponad to. Wiem, że Chris nadal jest mały, dlaczego planuję porwać cię z Nowego Jorku maksymalnie na kilka dni, spokojnie.

Ponownie skupiła swoją uwagę na dokumencie. Uświadomiłam sobie, że to musiał być jej plan wydarzeń na najbliższe kilka tygodni.

Nie dość, że Los Angeles to jeszcze San Diego. To już dwa miasta w stanie Kalifornia i dwa miasta, w których mogę zostać zastrzelona. Cudownie.

Przełknęłam ciężko ślinę.

Musiałabym non stop nosić charakteryzację Amelie, aby jak najbardziej nie być podobną do siebie.

Podejrzewałam, że w Nowym Jorku poznali mnie w dużej mierze ze względu na obecność Raven. Jeśli byłabym sama, w makijażu i w eleganckich ubraniach mojego alter ego, to nie powinni mnie rozpoznać.

„ Nie powinni" wprawiało mnie w niepokój.

Zaczęłam teraz nie tylko obawiać się samego występu i bycia na scenie, ale w ogóle całego mojego pobytu w stanie Kalifornia.

— Dwudziestego czwartego polecielibyśmy do Las Vegas, tam łatwo o wynajęcie klubu w celu zorganizowania małego występu, jest tam od groma miejsc, które się do tego nadają. Jeśli się zgodzisz mogłabym już dzisiaj coś znaleźć i zarezerwować.

Jezu Chryste, ona już miała wszystko zaplanowane, czekała tylko na zielone światło. Gapiłam się na nią w szoku. Mogłabym przysiąc, że widziałam poruszające się nad jej głową maleńkie trybiki, podczas gdy ona układała plan działania.

Nic dziwnego, że w tak krótkim czasie udało jej się wywindować zespół Level na szczyt. Doskonale wiedziała, co robić.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro