*|Rozdział 1.0♔1 CZĘŚĆ|1394

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aktualizacja: 19.02.2022

| Słowenia, klasztor w Marenberg | Wiosna 1394 |

Znudzona Anna zatrzasnęła pożółkłą księgę, uwalniając kurz spomiędzy jej stronic. Leniwie przeciągnęła się i ziewnęła, przykrywając usta dłonią. Za nic miała karcące spojrzenie siostry Kunegundy, która spozierała nań poirytowanym okiem.

— Wasz stryj znowuż pytał będzie o postępy hrabianki — przypomniała, kładąc dłoń na okładce książki. — Panienka wie, że nie załgam i rzeknę wszystko.

Ta przewróciła oczami i wygładziła suknię na kolanach, po czym kładąc łokcie na stole, stwierdziła:

— Zaiste, klarysko. Znam już łacinę i historię Celje i...¹ — Dotknęła policzka, próbując przypomnieć sobie, czego jeszcze się nauczyła. — Chcę wracać do pani matki. Głowa mnie rozbolała.

Kunegunda z politowaniem pokręciła głową i wstawszy, odprowadziła podopieczną do furty, gdzie czekała nań jej piastunka – Sofia. Była młodą niewiastą. Na oko liczyła nieco ponad dwadzieścia wiosen, choć nikt nie wiedział, ile lat ma naprawdę. Jej okrągła, zaróżowiona twarz zdradzała pogodę ducha i życzliwość. Oczy błyszczały bystrze, obserwując, jak wychowanka żegna się z klaryską i prawie w podskokach wychodzi zza klasztornej bramy.

— Nareszcie! Już myślałam, że zapuszczę tu korzenie — rzekła z ulgą, pomagając Annie usadowić się na niewielkiej, podstarzałej kolasie.

— Dostałaś pozwolenie na towarzyszenie mi w czasie nauki, ale odmówiłaś — przypomniała niani, po czym skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła głowę w stronę lasu.

Woźnica pognał konia, podrywając wóz do jazdy. Siedzący przy nim Ludwik Szachsz², gwardzista Wilhelmowej córki, niespokojnie powiódł wzrokiem na drogę.

— Prędzej, prędzej, księżna na pewno odchodzi od zmysłów — zakrzyknęła doń Sofia, cmokając niecierpliwie.

— Wątpię, Sofijko, wątpię. Poza tym jeszcze nią nie została. I prędzej odlicza dni do opuszczenia tego ponurego zamczyska i ucieczki do nowego pana męża — skwitowała smutno, ciskając gromy złowrogimi źrenicami. — Zostaniemy jeno we dwie, póki i mnie nie postanowią wydać za mąż.

Opiekunka położyła dłoń na jej skostniałych palcach i uścisnęła serdecznie, próbując dodać otuchy.

— Wiesz, że to nie wybór jej książęcej mości. Stryj wasz tak pokierował sprawami, by na powrót zjednoczyć się z zähringerowskimi arystokratami z Teck. Musisz być gotowa na to, że wkrótce i ciebie...

— Pojmuję — przerwała jej Cylejka. — Jeno po to każe mi pobierać nauki, uczyć się mowy Madziarów, łaciny i ludu słoweńskiego. Mnie również niedługo zaprzeda byle baronowi. Drżę na samą myśl, że będę musiała opuścić mój dom i kuzynów.

Sofia odsunęła swoją dłoń, układając palce na podołku.

— Nie lękaj się, Anusiu. Hrabia Herman traktuje ciebie na równi ze swym potomstwem. Z pewnością zależy mu, by oddać cię komuś ważnemu. O żadnym baronie czy nawet hrabi nie może być mowy.

Anna odwróciła ku niej spojrzenie, jakby jej duszę przejrzeć chciała na wylot. Naraz zacisnęła wargi, próbując sobie coś przypomnieć.

— „Złota obręcz boleśnie zaciska się na twych bladych skroniach" — wyszeptała zasłyszane niegdyś słowa, choć przypomnieć sobie nie mogła, kto je wyrzekł. Nagle zakuło ją w sercu i pobladła, próbując odetchnąć głębiej.

Ojcze, czemuś mnie opuścił. Dlaczego?!, pomyślała rzewnie, uświadomiwszy sobie, że choć stryj nie traktuje jej źle, to jednak nie jest jej rodzonym ojcem. Ma swoje dzieci, które z pewnością bliższe są jego sercu niż sierota po stryjecznym bracie.


Reszta drogi upłynęła im w milczeniu. Humoru nastoletniej hrabianki nie poprawił fakt, iż przyszła księżna – jednego z hrabstw w Wirtembergii, jej matka – znowuż zacisnęła usta na widok córki i wróciła do wyszywania obrusu. Cylejka przysiadła przyń, obserwując, jak prowadzi nić po błękitnej materii. Tęskniła za tamtą mateńką, która lekko się uśmiechała i zaplatała jej włosy w dwa warkocze. Czasami usypiała w burzowe dni, poiła ziołami, gdy zachorzała i snuła opowieści o krajach annowego dziada Kazimierza i dalekiego krewnego Ludwika Andegaweńskiego. Później całowała w czoło i wychodziła, zostawiając ją z tymi pięknymi opowiastkami i szmacianą lalką. Na samo wspomnienie, łzy napłynęły jej do oczu. Śmierć hrabiego Wilhelma zmieniła jej mateńkę w surową, momentami wyniosłą panią matkę.

— Wkrótce wyjeżdżam — nagle głos Kazimierzówny potoczył się po niewielkim alkierzu. — Wiedz, że chciałabym mieć ciebie przy sobie, lecz wola hrabiego Hermana, naszego opiekuna, jest ponad tym. — Odłożyła robótkę na zydel i zapatrzyła się gdzieś przed siebie. — Jestem królewską córką, a ty jako moje dziecko, również masz w sobie krew władców. Wielkich, walecznych i odważnych władców. — Uniosła podbródek Cylejki i otarła jej łzę z polika. — Nie płacz, nie płacz, bo za słabą ciebie uznają, za słabą i uległa, lękliwą, którą kierować można niczym kukłą. — Zaplotła kosmyk annowych włosów za ucho i na powrót położyła dłonie na podołku. — Ostaniesz przy stryju i kuzynostwie. Wolą twego świętej pamięci ojca było, byś za mąż wyszła zgodnie ze swym stanem i pochodzeniem. Rękę twą hrabia Herman może oddać jeno koronowanemu mężowi lub księciu z godnego rodu³. — Poprawiła pierścień na palcu i uśmiechnęła się lekko. — Nie zapomnij o matce i dynastii, która płynie w twojej krwi. To jest twą siłą, twym wielkim atutem. — Pogłaskała Cylejkę po głowie i wstawszy, zniknęła za podwojami komnaty.

Zdezorientowana hrabianka przygryzła dolną wargę, rozmyślając o tym, co powiedziała pani matka. Znowuż prawiła władczo i mądrze, lecz była w tych słowach również troska. Przypomniawszy sobie ostatnie słowa Anny, dostojnie wyprostowała ramiona, przyrzekając sobie, że zrobi wszystko, by ta była z niej dumna.


¹ Według książki Grofje in knezi Celjski str. 66, Anna pobierała nauki we wspomnianym klasztorze.

² Ludwik Szachsz to postać historyczna. Służył Hermanowi II, a wcześniej Wilhelmowi. Towarzyszył Annie, wraz z innymi przedstawiciela hrabiego, w drodze do Krakowa i został tam aż do ślubu hrabianki z Jagiełłą.

³ Dr Maja Lukanc, autorka biografii Anny, w swojej książce Ana Celjska (2016) cytuje testament Hermana II, sporządzony tuż przed wyprawą pod Nikopolis. Oddał w nim Annę pod opiekę swego pierworodnego syna – Fryderyka, w razie, gdyby poległ w bitwie z Turkami. Nakazał mu znaleźć jej odpowiedniego, wysoko postawionego męża najlepiej, jak potrafi, a następnie postępować zgodnie z przepisami dotyczącymi jej posagu. Podarował Annie w sumie 20 000 złotych monet, co było najwyższą sumą, jaką kiedykolwiek otrzymał za małżeństwo którykolwiek z hrabiów Celje i jaką kiedykolwiek otrzymali mężowie ich córek. Co ciekawe, z owego dokumentu dowiadujemy się również, że Herman nazywał Cylejkę zdrobnieniem "Andlein", czyli "Anusia".

* * *

| Słowenia, Celje | Koniec lata 1394 |

Minęło wiele niedziel od pamiętnej rozmowy Cylejki z matką. Choć był to bardziej monolog przyszłej księżnej, Anna traktowała go z najwyższą powagą i starała się wziąć matczyne słowa do serca, nigdy o nich nie zapomnieć i zrobić wszystko, by była z niej dumna.

Teraz zaś obserwowała, jak Kazimierzówna z wielką estymą układała biżuterię w szkatule, gładziła palcami szlachetne kamienie zwisającego ze srebrnego łańcucha i niepostrzeżenie próbowała otrzeć łzy, zdobiące jej zaróżowione poliki.

Hrabianka westchnęła i podeszła doń, po czym uklękła przy zydlu i przytuliła się do matczynej sukni niczym osierocone kocię.

— Wkrótce każę po ciebie posłać, dziecko. Odwiedzisz mnie na ziemiach księstwa Teck, poznasz dwór... Bardziej dostojny i poważany niż ten zaścianek — ostatnie słowo szepnęła wręcz, gładząc annowe warkocze. — Stryj z pewnością pozwoli ci mnie odwiedzić. — Uśmiechnęła się lekko i z troską spojrzała w smutne oczy córki.

— Co się ze mną stanie, pani matko? — Ta zacisnęła pięści na sukni.

Niemal natychmiast odwróciła wzrok od dziecięcej twarzy i podała szkatułę dwórce. Nie spuszczała z oka skrzyneczki, póki ta nie znalazła się na dnie skrzyni.

— Wkrótce pójdziesz za mąż — podjęła w końcu poważnym tonem i złapała dziewczę pod łokcie, pomagając usiąść hrabiance na zydlu przed sobą. — Zostaniesz księżną albo i królową. A ja będę pisać do ciebie listy i jeśli zdołam, przybędę na zaślubiny, by dodać ci otuchy. — Położyła dłoń na annowym ramieniu i uścisnęła lekko. — Nie lękaj się. Stryj Herman przyrzekł twemu ojcu, że nie da ci zrobić krzywdy. Posag przygotował godny królewskiej córy, choć... — urwała na moment, opuszczając wzrok. — Choć twoje królewskie pochodzenie mogłoby zań wystarczyć.

Uniosła przed sobą lewą dłoń i zerknęła na trzy pierścienie, pyszniące się na trzech palcach: wskazujący zdobił sygnet ślubny od Wilhelma; na środkowym mienił się maleńki pierścionek z czerwonym rubinem. Z kolei na serdecznym kłykciu ciążył pierścień po królu Kazimierzu – symbol przynależności do piastowskiej dynastii. Bez namysłu wręcz zerwała go z palca i wcisnęła w dłoń córki, mówiąc:

— To dla ciebie. Byś nigdy nie zapomniała, kim jesteś.

Cylejka na moment przestała pociągać nosem i miętosić skraj sukni, z namaszczeniem zaciskając świecidełko w drobnej dłoni. Po chwili odrzekła:

— Dziękuję, mateńko. Lecz nie chcę za mąż. Chcę jechać z tobą. I posag mi niepotrzebny. Niech go sobie zabiera, jeno pozwoli mi...

— Nie bądź niewdzięczna — Kazimierzówna podniosła głos, wstając nagle z zydla i zamiatając suknią o posadzkę. — Winnaś mu posłuszeństwo równe temu, które okazywałaś ojcu. I nie waż się więcej wspominać o tym, że nie chcesz za mąż. Zrozumiałaś?

Pokiwała głową, mocno zaciskając usta, by powstrzymać szloch. Tej nocy nie zmrużyła oczu. Matka opuściła ją nazajutrz i nie uroniła ni jednej łzy przy pożegnaniu. Sofia jednak wiedziała, że to jeno gra. Gra, która zamieni się w rozpacz, gdy jeno noga wdowy po Wilhelmie przestąpi próg kolasy. 

Anna Kazimierzówna, zwana tutaj Anną z Polski, ino udawała, że ma siłę. W rzeczywistości była słabsza od swej córki. Która bowiem matka nie ma na tyle odwagi, by odpisać, choć na jeden list swego jedynego dziecka? Minie kilka lat nim zdoła nakreślić doń kilka słów. Dziwnym przypadkiem dopiero tedy, gdy złota obręcz będzie miała zacisnąć się na skroniach jej pierworodnej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro