|Rozdział 1.4|*1397-1398

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Data publikacji: 11.10.2022

Anna zamarła. Zrobiła krok w jej stronę, ale dziewczę powstrzymało ją gestem dłoni. Serce poczęło jej bić tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć wprost pod stopy kuzynki.

— Uciekłaś z uczty — wyrzuciła z siebie Barbara i pokazała jej język. — Opiłaś się i plątały ci się nogi. Widziałam! Niech jeno mój ojciec się dowie, że Sofia cię kryła i...

Anna z udawaną trwogą złapała ją za ręce i poprosiła:

— Pozwolę ci zjeść marcepan i pierniki, ale nie możesz powiedzieć hrabiemu. Bardzo źle się czułam i nie mogłam znieść tej muzyki. — Zagryzła wargę, triumfując w duchu, że to tylko taka błahostka i że kuzynka nie dowiedziała się, że knuła przeciw szczęściu Katarzyny.

Młodsza Cylejka wahała się, przestępując z nogi na nogę. W końcu uległa:

— Zgadzam się. Ale to nie wszystko, przez trzy wieczory będziesz mi czytać legendy. — Uniosła dumnie głowę i z triumfem pozwoliła Annie opuścić alkierz.

* * *

Jesień nadeszła szara, deszczowa i minęła prędko. Dopiero zima Roku Pańskiego 1398 dała się we znaki mieszkańcom zamku i przyniosła nowe frasunki, radości, i niepewne wyczekiwanie.

Biała pierzyna otulała korony iglastych drzew, chwiejących się lekko na zimowym wietrze lutowego poranka. Szybki w komnacie pokrył puch spadającego z nieboskłonu śniegu, a przy sklepieniu zamku malowały się sople lodu, oddające piękne światło w promieniach słońca, które wzeszło, gdy zamieć rozwiała ciężkie chmury.

Dwa kocury spały zwinięte w kłębek na owczej skórze przed kominkiem. Grube, tłuste zwierzaki przygarnięte przez Annę, wyciągnęły się, zmieniając pozę i znowuż posnęły, mrucząc rozkosznie. Cylejka przeciągnęła brązową nić przez kremowe płótno, chcąc poprowadzić ją na kształt litery „H". Mroźne dni zamknęły ją w zamku, wpędzając w nudę i senność.

Stryj nadal przebywał na Węgrzech, a kuzynki zajmowały się przymiarkami wiosennych sukien. Samotna się czuła, odkąd siostry zbliżyły się bardziej i przyrzekły mówić o wszystkim, co je martwi lub gniewa. Nie była im już potrzebna. Zaczynały dorastać i pojmować, że mogą polegać jeno na sobie. Anna obawiała się, że czują w niej zagrożenie. Wszak Herman pokazywał często, iż ceni ją ponad je, choć ona wiedziała, że jedynym powodem takiego stanu rzeczy było pochodzenie i wola wypełnienia ostatniej prośby zmarłego Wilhelma.

Odłożyła haft na ławę i westchnęła, sięgając po napar z pokrzywy. Wystygł już dawno, lecz mimo to wypiła pół porcji. Sofia naraz poderwała głowę z drzemki i omal nie zrzuciła robótki na podłogę. Ziewnęła przeciągle, wysuwając nogi przed siebie.

— Każę przynieść świeżego naparu. Ten już zimny, jeszcze zachorzejesz — zawyrokowała, ociężale wstając. — Zjesz coś?

Cylejka potaknęła ruchem głowy i odrzuciła warkocz na plecy.

— Zjadłabym pieczystego z konfiturą. — Wróciła do pracy, nie racząc dwórki spojrzeniem.

Nie miała nastroju na rozmowy i tłumaczenie się. Chciała chwilę ostać sama, w ciszy. Wysłanie Sofii do kuchni było jej wybawieniem. Herman tak zacisnął zamkowy pas, iż odesłał część służby na zimę i jeno zostawił przyń Sofię. Mroźne dni pochłaniały coraz więcej zasobów majątkowych, a deszczowa i wietrzna jesień uszkodziła połać dachu i kilka komnat zalało. Naprawa szkód na wiosnę szykowała się kosztowna, nie mniej od utrzymania dworu czterech dorastających hrabianek.

Dni upływały Annie na haftowaniu, modlitwie, czytaniu ksiąg i rozważaniom o przyszłości. Czasami odpływała myślami do matki, która kilka niedziel temu przysłała jej list. Zawarła w nim kilka ciepłych słów, lecz między wierszami wyczytała, że uczyniła to z powinności nie serca.

 Wstała i wyjęła ze szkatuły złożony pergamin, po czym ponownie zatopiła się w lekturze. Powinnam odpisać – rzekła do siebie, wyglądając przez okno. Miała ochotę na przejażdżkę saniami, ale niedługo miało się ściemnić. Zrezygnowana odłożyła wiadomość do kufra i wyjęła czysty płat pergaminu i przybory do pisania, by mieć za sobą tę niemiłą jej czynność.

„Droga Pani Matko, Księżno von Teck..." – pisała, czytając w myślach nakreślone zdanie. – „Żywię nadzieję, że zastałam Was w zdrowiu i radości. Celje nawiedziła wielka zima. Wasze komnaty, pani matko, pochłonęła powódź i czekają na odbudowę. Oby wiosna przyszła szybko i pozwoliła Wam mnie odwiedzić. Hrabia stryj Herman... – odłożyła pióro i cmoknęła nerwowo, nie wiedząc, czy powinna wspominać matce o posagu. – „Hrabia stryj Herman śle Wam pozdrowienia i życzenia zdrowia." – przerwała pisanie i odsunęła papier na drugi koniec blatu, gdyż Sofia weszła do komnaty z jadłem i dzbanem świeżego naparu.

— Dziękuję. Zjedzmy razem — zaproponowała, posyłając lekki uśmiech. — Próbuję napisać list do matki, ale chyba nie dam rady... Serce każe kreślić słowa tak odmienne od tego, co z umysłu się wynurza — zwierzyła się, sięgając po kawałek chleba i smarując go porcją pachnących powideł.

Sofia nalała ziół do kubka i podała go Annie, z troską w oczach spoglądając to na nią, to na oddalony od nich pergamin.

— Powierz troskę tę Panu Bogu, a On da ci natchnienie do odpowiedzi — poddała pomysł i również poczęstowała się jadłem.

Cylejka pokiwała głową. Widać było, że słowa dworki dodały jej otuchy.

* * *

List posłała przez Ludwika Szachsza kilka dni temu. Nie był długi i wylewny. Nie chciała na siłę pisać tego, co nie płynęło z jej duszy i okłamywać tym samym matki oraz siebie. Prędko zapomniała o wiadomości, gdyż wraz ze stopnieniem wielkich śniegów, do zamku powrócił uradowany i pełen zapału stryj.

Zdawało się, że humor jego wynika z jakichś nowych przywilejów, zagarniętych na madziarskiej ziemi, ale tym razem chodziło o coś innego. Zebrał bowiem wszystkie córki i Annę w auli i przed powitalną ucztą, oświadczył uroczyście, że oto zawarł przymierze z Henrykiem z Gorycji i gdy tylko tamten upora się z buntem swoich poddanych, poślubi Katarzynę.

Cylejka omal nie padła zemdlona. Wiadomość o buncie i problemach z utrzymaniem porządku, tak radośnie zabrzmiała w ustach hrabiego, iż dałaby sobie rękę uciąć, że posłanie córki w szpony utracjusza sprawia mu wielką przyjemność. Kilka razy zamrugała i uniosła brwi, patrząc na rozszerzone źrenice swej kuzynki. 

Herman naraz klasnął w dłonie, ignorując niewieście dąsy i niedoszłe omdlenia. Kazał nalewać wina, podawać upieczone bażanty i dziczyznę, którą przywiódł ze sobą. Omawiał coś z doradcami, rzucając tylko córkom świetliste, lekko podpite wejrzenia znad kolejnych kielichów. Wilhelmowej córce przestało się to wszystko podobać. Odwagi dodał jej kieliszek małmazji, którą podsunął jej podczaszy. Wzięła łyk, potem kolejny i biorąc głęboki oddech, wstała, odsuwając głośno krzesło. Oczy mężczyzn zwróciły się ku niej.

— Uczta jeszcze trwa, droga Anno — trzeźwo upomniał ją Herman.

— Lecz hrabia stryj pozwoli, że ją opuszczę w porę — odcięła mu, zbierając poły sukni.

Córki Cylejczyka uniosły na nią głowy i wlepiły weń zdziwione spojrzenia. Herman chrząknął pod nosem, na mgnienie zacisnął kłykcie w pięść i próbując się opanować, zatrzymał niepokorną krewną:

— Ja zdecyduję, kiedy opuścisz ucztę zwołaną dla swej kuzynki z okazji tak radosnego wydarzenia. Siadaj.

Anna jakby tupnęła nogą, po czym z impetem opadła na krzesło.

— Widać, jakie to dla niej radosne wydarzenie — mruknęła pod nosem, układając poły sukni. — Radujmy się więc stryju. Jeno nie wiem, czy bardziej zrękowinami, czy mężem utracjuszem — dodała ciszej, ale dłoń Hermana zadrżała, gdy ino podniosła głowę, by sięgnąć po pieczone jabłko.

Wstał nagle, prawie trącając kielich i oparł zaciśnięte dłonie na blacie mebla, świdrując Cylejkę wściekłym wejrzeniem.

— Idź do swoich komnat. I nie waż się wychodzić, póki nie zezwolę. W samotności będziesz miała bardzo wiele czasu, by przemyśleć swoje niegodne słowa — wycedził gniewnie, uderzając otwartą dłonią o stół.

Jego córki jeszcze niżej opuściły głowy, nie chcąc narazić się ojcu choćby spojrzeniami.

Anna z kolei zacisnęła usta z całych sił i próbowała powstrzymać łzy zbierające się pod powiekami. Nie zasługuję na taką karę! – krzyczała w sobie upokorzona, wykonując polecenie Hermana.

* * *

| Słowenia, Celje | Wiosna 1398 |

Słoweńska puszcza wręcz wrzała od wiosennego świergotu ptaków. Drzewa zachwycały swą intensywną barwą, a pąki roślin rozkwitały dumnie ku pełnemu, południowemu słońcu, przedzierającemu się między konarami na leśną polanę. Anna siedziała na rozłożonej narzucie i haftowała kwiaty na białym płótnie, nucąc do siebie jakąś piosnkę, którą kiedyś piastunki śpiewały jej do snu. Czekała na Fryderyka. Kuzyn zabrał ją na polowanie, ale nie zezwolił nawet zbliżyć się do klatek z sokołami. Miała po prostu siedzieć i czekać, i być mu wdzięczna, że wyrwał ją z ponurego zamku.

Herman nadal gniewał się na swoją podopieczną i nie uraczył nawet spojrzeniem. Jadała w swoich komnatach, spacerowała ino po dziedzińcu z Sofią i nawet na mszy w kaplicy unikał jej towarzystwa, otaczając się doradcami i córkami. Wiedziała, że popadła w niełaskę i dziękowała Bogu, że w gniewie nie kazał jej odesłać do matki. Postanowiła zrobić dla stryja letnią opończę do konnej jazdy. Nie lubiła robótki, ale pozbawiona towarzystwa kuzynek i licznych przywilejów, musiała jakoś zabić czas. Momentami dłużył się jej niemiłosiernie.

Anna liczyła na to, że nowe nadania od króla Zygmunta poprawią wujowi humor. Otrzymał przecież tytuł hrabiego Hrvatskiego Zagorja, które ten przekazał mu w dziedziczne lenno. Ponadto za zasługi przy swoim boku, Luksemburczyk nagrodził go miastem Varaždin i uczynił zwierzchnikiem zamku w Vinicy. Na samo wspomnienie tego, jak chwalił się tedy nowymi majątkami, Anna skrzywiła się w uśmiechu. Wprawdzie pozwolono jej przyjść na ucztę ku sławie wuja, ale mogła jeno siedzieć przy kuzynie Fryderyku i udawać, że dobrze się bawi. Naraz popruła haft, odrzuciła robótkę na trawę i ruszyła do namiotu.

— Każ szykować konie, wracamy — rozeźlona rzuciła do Szachsza, który czekając na Fryderyka, ostrzył swój sztylet. — No, na co czekasz? — ponagliła, podchodząc doń i stając niczym kat na skazańcem.

Gwardzista odłożył ostrze na ławę i wstał. Teraz był odeń wyższy o ponad dwie głowy, ale zaraz z szacunkiem pochylił głowę, mówiąc:

— Hrabia Fryderyk nakazał panience czekać tutaj.

Cylejka przewróciła oczami.

— Nakazywać, to on będzie mógł swej małżonce, którą rychło pozna. Żądam... — przerwała, gdyż do namiotu wszedł kuzyn, wyraźnie rozbawiony.

Płowe włosy zmierzwił mu wiatr wiosenny, a usta wykrzywił pełen satysfakcji uśmiech.

— Czegóż żądasz, siostro? — zapytał z kpiną, wręczając jej klatkę ze skowronkiem. — Specjalnie dla ciebie — orzekł i błazeńsko się pokłonił.

Irytacja zamarła na jej licu, po czym prędko starła ją radość i zdziwienie. Oczy Anny błysnęły chciwie, gdy z troską w piwnym wejrzeniu oglądała cudowny wprost okaz tak zniewalająco trelującej istoty.

— Dziękuję! — Oddała klatkę Gerardowi i rzuciła się krewnemu na szyję. — Jak go zdobyłeś? Jakim cudem? — pytała, idąc z nim ku zastawionemu jadłem stołowi.

Uniósł brwi w tajemniczym grymasie i cmoknął lekko, wyjaśniając, jak to skrzydlaty biedak zaplątał się zranionym lekko skrzydłem w jakieś pnącej roślinie i rozproszył stadko łasic.

— Jeno kocurów mych szkoda wyganiać — przypomniała sobie smutnie, gdyż przez zimę wielce się do tych stworzeń przywiązała.

Młody hrabia machnął ręką i zwilżył gardło piwem.

— Wiosna nadeszła, pójdą same precz. Natura je wzywa — zamknął dyskusję i wstał, by rozporządzić powrót do zamku.

* * *

Minęło kilka niedziel spędzonych w Cylii na polowaniach, objazdach dóbr, biesiadach i modlitwach. W tym czasie, za zamkniętymi drzwiami komnat Hermana Cylejskiego, toczył się listowny bój o narzeczoną obiecaną Fryderykowi. Wcześniej wielkie były zmagania z jej wujem Iwanem – banem Chorwacji, który objął opieką oblubienicą i jej matkę po śmierci ojca. Teraz syn Iwana, Mikołaj zdawał się kontynuować taktykę zmarłego rodziciela.

Elżbieta Frankopan przyrzeczona młodemu paniczowi, tkwiła w staropanieństwie u boku chciwego krewnego, oddzielona od rodzicielki i jakiejkolwiek woli. Herman rwał pergaminy z obietnicami, w których opiekun Elżbiety powoływał się na koneksje swego ojca u króla Zygmunta, a teraz i własne.

— Pamięta, co mu wygodne, chciwiec! — Cylejczyk zgniótł list w pięści i cisnął nim przed siebie. — Wielkie były zasługi Iwana w wyratowaniu królowej Marii z Novigradu, a jeszcze większa głupota łamać obietnice. A ten młody fircyk, miast się układać, tkwi w zatwardziałości ojca. Stefan się w krypcie przewraca, gdy tak kupczy jego majątkiem i ręką córki! — złorzeczył, przeklinając wszystko, co podeszło mu pod ręce. — Wołać Fryderyka, natychmiast! — wrzasnął na sługę dokładającego wykrochmalonych koszul do kufra. — Pewnikiem matka jego, piekielnica Anna mu szepce niecne intrygi do ucha — burknął na koniec sam do siebie.

Po kilku pacierzach młodzian pojawił się przed ojcem, usiadł niedbale na ławie przy łożu i czekał na wybuch furii.

— Pędzisz po lasach, zabawiasz się z gawiedzią, panny bałamucisz, miast o narzeczoną walczyć! — Herman uderzył dłonią w stół, plując sobie w brodę. — Koniec z tym! Napiszesz list do opiekuna Elżbiety, a jak będzie trzeba, spotkasz się z nim i podejmiesz negocjacje o jej rękę.

Fryderyk od niechcenia pokiwał głową i już miał wstać, gdy hrabia ponowie uderzył mebel.

— Nie opuścisz zamku, póki nie pokażesz mi słów nakreślonych do Frankopana.

— Cokolwiek rozkażesz, panie ojcze — skwitował smętnie młodzian, poddając się woli i biegowi spraw.

* * *

Anna, otoczona jeno męskimi opiekunami, bez niewieściej ręki, chowała się przy politycznych zawirowaniach i wśród planów dynastycznych swego stryja. Wiedziała o wszystkim, co działo się w zamku, czekała niecierpliwie na nowe donosy i spotkanie z kuzynem. Wszak, skoro już jedne zaręczyny zostały przypieczętowane, przyszło jej wyglądać kolejnych.

Pierwej jednak musiała skupić umysł na naukach, które Herman nakazał jej kontynuować. Razem z Barbarą, Anną i Katarzyną, każdego dnia udawała się do klasztoru, by chłonąć wiedzę i przysposabiać do roli przyszłej żony zacnego księcia pana, matki jego dzieci i dobrej pani dla swoich poddanych.

Zapomniała już nawet o wysłanym liście do pani matki i braku odpowiedzi. Nie liczyła nań, bowiem pragnęła przestać użalać się na swym sierocym losem. Tego dnia, wszystko miało się jednak zmienić.


Butny kuzyn, mogący nareszcie opuścić mury zamku, pojechał z nimi do Marenberga. Dworowaniu w czasie podróży nie było końca. Siostry oddawały się tym krotochwilom, wypytując go o datę zrękowin, na co ten jeno machał ręką i odpowiadał półsłówkami, iż ojciec list jego zaaprobował, do Frankopana posłał i teraz ze spokojniejszym sumieniem znowuż szykuje się w podróż do Budy.

Po naukach w klasztorze, trzy siostry udały się z klaryskami do sadów, a Cylejka postanowiła zaczekać na nie w kolebie. Fryderyk, jak zapowiedział, puścił się galopem po okolicznych lasach, by głowę przewietrzyć i dopiero po różańcu dołączył do kuzynki.

— Chciałam pomówić, na osobności — zagadnęła, wychodząc z wozu i odgarniając włosy na plecy.

Koń kuzyna parsknął, gdy ten próbował zeskoczyć zeń i oddalić się parę kroków od wierzchowców prowadzących kolasę. Woźnica otrząsnął się z drzemki, poklepując zaniepokojonego zwierza ze swojej gromady.

— I ja również, siostro. — Uśmiechnął się smutno, podając jej dłoń, by mogła wspiąć się na murek przy bramach klasztoru. — Wiem, że źle uczyniłem, przeciw tobie i dłużej nie mogę kłamać.

Uniosła brwi, zdziwiona tym wyznaniem.

— Mów zatem — ponagliła go, oglądając się przez ramię, by sprawdzić, czy Sofia już nie wraca z hrabiankami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro