18. „...z potworami?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko działo się błyskawicznie. Ani ja, ani Izadora nie zastanawiałyśmy się nad reakcją – po prostu skoczyłyśmy, licząc jedynie na to, że nie zareagowałyśmy zbyt późno. Podział obowiązków pojawił się sam, bez słowa sugestii którejkolwiek z nas; zareagowałyśmy instynktownie.

Izadora rzuciła się pomiędzy Olivera i Rosalie, przyjmując na siebie uderzenie. Ja zaatakowałam bezpośrednio przybraną siostrę, próbując powstrzymać ją od wznowienia ataku. Wampirzyca warknęła wściekle i jednym ciosem odrzuciła mnie do siebie, posyłając przez całe pomieszczenie.

Kolejny raz zrobiłam coś, co było reakcją całkowicie nieprzemyślaną. Już po raz nie wiadomo który spróbowałam wykorzystać telekinezę, z góry jednak szykując się na bolesne spotkanie z czymkolwiek, dar bowiem zwykle był mi całkowicie nieposłuszny.

Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy nagle się udało. Kanapa, niemiłosiernie głośno szorując o podłogę, przesunęła się, skutecznie amortyzując mój upadek. Z wrażenia na chwilę mnie zmroczyło, zaraz jednak poderwałam się na równe nogi, próbując ocenić sytuację.

Rosalie miotała się w szale. Reszta musiała w końcu otrzeźwieć, bo Emmett spróbował zapanować nad żoną, ale nawet przy swojej sile i gabarytach miał pewne problemy z obezwładnieniem drobnej i zwinnej Rose. Jasper musiał rzucić się mu pomóc, nie interesowałam się zbytnio tym, czy mi się udało.

Izadora i Oliver już zdążyli otrząsnąć się po ataku wampirzycy. Zauważyłam, że mój przyjaciel jest blady jak papier, a oczy ma wielkie jak spodki; niczym mantrę powtarzał pod nosem „To niemożliwe, niemożliwe",chyba nawet nieświadom tego, że Dora nerwowo szarpie go za rękaw, próbując skłonić do ruchu.

– Do cholery, Tanya! – warknęła Rosalie, dochodząc do wniosku, że jak na razie nie wymknie się mężowi i przybranemu bratu.

Nawet Denalka była całkowicie zdezorientowana wybuchem Rosalie i stała niczym sparaliżowana, po słowach blondynki jednak zareagowała momentalnie. Teraz, kiedy Oliver był świadkiem sceny z Rose, w przekonaniu wampirzycy tym bardziej zagrażał jej bliskim.

Edward zareagował tym razem w samą porę, dopadając do dziewczyny, ale nie zamierzałyśmy z Dorą ryzykować. Dopadłam do siostry i po prostu chwyciłam rękę jej i Olivera, niemal na siłę wyciągając ich z domu.Ostatecznie to już właściwie wlekłyśmy całkowicie niezdolnego do ruchu chłopaka, nie dbając już o zachowanie pozorów i właściwego tempa.

– Dokąd? – zapytała mnie Dora.

Nie mam pojęcia, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego nagłos, nagle znajdując w pamięci najlepsze rozwiązanie. Ruszyłam w kierunku jedynego miejsca w lesie, które udało mi się dzięki Edwardowi poznać i które mogło chwilowo posłużyć nam za przystanek.

Aż nazbyt dobrze pamiętałam kojący szum wodospadu nad który zabrał mnie ukochany w dniu, w którym Oliver znów pojawił się w moim życiu.Zapach krwi i utrata kontroli skutecznie skreślały to urokliwe miejsce w moich oczach, ale może też dlatego o nim pomyślałam, kiedy towarzyszył nam Ollie. Tak czy inaczej, chyba nie miałyśmy innego wyboru.

Zwolniliśmy i we troje opadliśmy na śnieg. Izadora i ja ciężko dyszałyśmy, ale nie ze zmęczenia a nadmiaru emocji, Oliver zaś wciąż pozostawał w swego rodzaju szoku.

– Ollie? – zaryzykowałam, kiedy już złapałam oddech i zmusiłam się do tego, by usiąść.

Nie zareagował.

– Oliver – rzuciła nieco ostrzej Izadora; wyjątkowo to ona okazała się tą mniej delikatną, bowiem kiedy znów odpowiedziało nam milczenie,podniosła się i bez ostrzeżenia podeszła do chłopaka, po czym wymierzyła mu siarczysty policzek, który natychmiast go otrzeźwił.

Syknął i poderwał się do pozycji siedzącej, dopiero teraz zaczynając się interesować tym, gdzie go przyprowadziłyśmy. Wzdrygnął się, ale nie byłam pewna czy to dlatego, że zorientował się, że gdzieś w okolicy spotkał go mały "wypadek", czy raczej na wspomnienie wyczynu Rosalie. Jeżeli miałam być szczera, chyba nie chciałam wiedzieć, co myśli.

Jeśli wcześniej szok objawiał się w jego przypadku w formie całkowitego paraliżu, teraz przyszła pora na panikę, bo spojrzał wpierw na mnie, a potem na Dorę i zerwał się na równe nogi, chyba nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Zaczął krążyć, co cholernie działało mi na nerwy, byłam bowiem całkowicie rozstrojona i obawiałam się, że byle drobiazg będzie w stanie doprowadzić mnie do szału. Niestety, Oliver z natury miał do tego talent,zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy uparcie wpychał się w coś, przed czym za wszelką cenę próbowaliśmy go chronić – aż w końcu było za późno.

– Co to było? – wykrztusił w końcu; prawie go nie zrozumiałyśmy, głos miał bowiem zachrypnięty i cichy. Odchrząknął, po czym powtórzył głośniej: – Co właściwie się stało? I tym razem nie dam odprawić się z kwitkiem, jak przez ostatnie tygodnie, bo raczej nie zmyśliłem sobie tego, że wasza szurnięta siostrzyczka chciała mi się rzucić do gardła! – zawołał;zabrzmiało to nieco histerycznie i w normalnej sytuacji wyśmiałabym piskliwą nutę, która wdarła się do jego głosu.

Wymieniłyśmy z Izadorą krótkie spojrzenia. Co miałyśmy mu powiedzieć? Prawdę? Ta nie wchodziła w grę – już i tak był przez nas narażony.Zaczęłam szykować w myślach najlepszą argumentację, mającą jakoś przekonać go,że znów uderzył się w głowę i tym razem miał przywidzenia. Pewnie i tak miał nie uwierzyć, ale gdyby poprosić Carlisle'a o pomoc i iść w zaparte, to może ostatecznie...

– Rosalie chciała się zabić, bo zagrażasz naszej tajemnicy.

Spojrzałam z niedowierzaniem na siostrę, próbując zrozumieć, co też do cholery robi. Wszystko we mnie aż krzyczało i nagle sama zapragnęłam się na nią rzucić, byleby tylko wybić jej najgłupsze z możliwych rozwiązań z głowy. Czy sama niedawno nie mówiła, że wie, że Oliver musi pozostać nieświadomy czegokolwiek? Przecież, podobnie jak my wszyscy,chcieliśmy zrobić wszystko, byleby dodatkowo nie podpaść Volturi.

Udała, że nie dostrzega mojej reakcji.

– Nie wiem, jak to delikatniej powiedzieć, bo w obecnej sytuacji się nie da, a i w ogóle jest to chyba całkowicie niemożliwe, ale sam się prosiłeś. Rosalie, podobnie jak reszta Cullenów i Denalczycy, są wampirami– powiedziała takim tonem, jakby właśnie tłumaczyła Oliverowi, że niebo jest niebieskie, a drzewa mają liście.

Zapadła chwila ciszy. Ja i Dora uparcie wpatrywałyśmy się w Olivera, ten zaś błądził wzrokiem od twarzy Izadory do mojej, jakby oczekiwał,że któraś z nas nagle zawoła, że jesteśmy w ukrytej kamerze. Jeśli miałam być szczera, bardzo chciałam móc to zrobić.

– Możesz to powtórzyć, a potem powiedzieć, że sobie ze mnie żartujesz albo że się przesłyszałem? – poprosił w końcu. – Cholera jasna,wampiry! Wiedziałem, że coś jest z nimi nie tak, ale nie sądziłem, że aż do tego stopnia – jęknął, bo żadna z nas nie mogła spełnić jego prośby.

Pamiętałam, jak sama poczułam się, kiedy uświadomiłam sobie, że moja zastępcza rodzina jest zupełnie inna, niż wydawało mi się na początku. Robiłam wszystko, byleby znaleźć jakiś trop, który naprowadziłby mnie na to, kim Cullenowie są naprawdę – zwłaszcza po tym, jak Jasper niemal nie rzucił się na mnie po tym, jak się przy nim skaleczyłam.

Kiedy w końcu poznałam prawdę, byłam całkowicie zdezorientowana i oszołomiona – tego nie dało się tak po prostu przyjąć do wiadomości.

Z tym, że ja dodatkowo dowiedziałam się, że sama jestem inna – że wcale nie jestem człowiekiem, a raczej zawsze nim nie będę. Zaraz po tym musiałam się zmierzyć ze zdradą Jamesa, śmiercią jego i Melindy oraz całą tą chorą sytuacją z Volturi, kiedy zaś wszystko w miarę zaczęło się stabilizować, pojawiła się Izadora z wiadomością, że jest moją bliźniaczą siostrą, a przepowiednia istnieje.

Mimo wszystko mogłam pokusić się o stwierdzenie, że w porównaniu ze mną, Oliver był w komfortowej sytuacji. On po prostu miał w końcu dowiedział się, że świat jest nieco inaczej urządzony, niż pierwotnie mógł sądzić. Poza tym co najwyżej zagrażały mi Tanya i Rosalie nad którymi musiało się jakoś dać zapanować, bowiem skoro już wiedział o nas, musieliśmy jedynie dopilnować, by wiadomość ta nie dotarła do Volturi ani kogoś, kto mógł mieć z nimi związek.

Proste, prawda?

– A co z wami? – zapytał w końcu, wyrywając mnie z zamyślenia. – Jesteście jakimiś maskotkami, czy jak? A może jak te owieczki,hodowane na rzeź?

Znów wymieniłyśmy z Dorą speszone spojrzenia. Oliver wciąż brał pod uwagę to, że zarówno ja, jak i moja siostra, jesteśmy ofiarami w tym wszystkim. Nie byłam pewna, czy obarczanie go dodatkowo wiedzą o hybrydach i przepowiedni było dobrym pomysłem, ale właściwie było już wszystko jedno, a wyprowadzenie go z błędu było dość istotne. Raczej nie byłoby dobrze, gdyby Oliver narobił zamieszania, rozpowiadając wszędzie, że jesteśmy przyszłą przekąską rodziny wampirów – w najlepszym wypadku zamknęliby go na oddziale zamkniętym, a tego mimo wszystko mu nie życzyłam.

– Ollie, my też – powiedziałam z westchnieniem. – Ja i Izadora jesteśmy w połowie takie jak oni. Jesteśmy w jakimś stopniu nieśmiertelne – oznajmiłam.

Spojrzał na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy i nagle się odsunął. Zabolało – czym innym było odpychać go kłamstwami dla jego własnego dobra, a czym innym zostać po prostu odrzuconym przez prawdę. Na twarzy Izadory pojawił się grymas, co na chwilę speszyło Olivera, któremu chyba nawet zrobiło się głupio przez swoją reakcję.

– Nie powiedziałam ci wszystkiego, Oliverze – przyznałam -ale musiałam skłamać. Ludzie nie mogą o niczym wiedzieć, bo mielibyśmy kłopoty.Poza tym takie są nasze prawa, a w tym momencie najważniejsze zostało złamane -oznajmiłam. – „Nie ujawniać się".

– Okłamywałaś mnie cały czas? – zapytał i zrozumiałam, że nie interesuje go okres naszego pobytu na Alasce, a te lata, kiedy znaliśmy się mieszkając w Phoenix.

Z czystym sumieniem zaprzeczyłam ruchem głowy; na jego twarzy pojawił się cień ulgi.

– Ja też o niczym przez te wszystkie lata nie wiedziałam -zapewniłam szczerze; miałam nadzieję, że mi uwierzył. – I wiem, jak się czujesz. Przeżyłam to, wciąż przeżywam. W jednej chwili świat po prostu staje na głowie – westchnęłam. – Ale Ollie, to wciąż ta sama ja – zapewniłam go. – Z tym, że już nie jadam, jak zauważyłeś. Nie regularnie.

– Pijesz... krew – powiedział i wzdrygnął się. – Cholera. Mam teraz zostać waszym osobistym dawcą, skoro już o wszystkim wiem?

– Za dużo filmów się zaglądałeś – skrzywiłam się, w rzeczywistości jednak gardło zapiekło mnie na samo wspomnienie smaku jego krwi.– Żywimy się zwierzętami, ja i Dora dodatkowo możemy jadać normalnie, choć osobiście nie potrafię już tego docenić.

– Poza tym jesteśmy bardziej niezwykłe, niż możesz sobie wyobrazić – wtrąciła Izadora. – Opowiedz mu o wszystkim, Bello – zachęciła mnie.

A potem przestała udawać. Rude włosy ustąpiły brązowym lokom, zielone tęczówki zaś z kolejnym mrugnięciem przybrały barwę czekolady.Tego Oliverowi było już za wiele, bo tym razem odskoczył od nas na zdecydowanie większą odległość; plecami uderzył o skalę i omal nie potknął się o własne nogi, co mógłby przypłacić upadkiem i kąpielą w lodowatej wodzie.

Uznaliśmy, że nie ma sensu przejmować się każdą jego reakcją i udając, że nie patrzy na nas w sposób sugerujący, że najchętniej wziąłby nogi za pas, po prostu mówiłyśmy. To ja pierwsza opowiedziałam mu o tym, co przemilczałam, kiedy relacjonowałam mu swoje życie od momentu wyprowadzki z Phoenix, nie ukrywając nic – nawet niedoszłego epizodu z Santiego.Zakończyłem na przyjeździe na Alaskę, gdzie opowieść sprawnie podjęła Izadora. Była równie szczera, choć nie uszło mojej uwadze, że ani słowem nie wspomniała o przeczuciach związanych z nim. Chyba nawet się nie dziwiłam – jak mogłaby mu powiedzieć,że dodatkowo... jest w nim zakochana?

Poczułam się zaskakująco lekko, kiedy wyrzuciłam z siebie tę tajemnicę, zdradzając ją komuś, kto nie był do mnie podobny – nie był wampirem, hybrydą ani w wolnych chwilach nie przemieniał się w wilka. Kojące doświadczenie, nawet jeśli wysłuchawszy nas Oliver wyglądał, jakby zaraz miał paść trupem, co już bynajmniej nie było przyjemne.

– Wiesz już wszystko – stwierdziłam, kiedy Dora zamilkła. -Wiem, jak to brzmi, ale taka jest prawda. Lepiej dla ciebie byłoby, gdybyś w porę nas posłuchał i nie dążył do usłyszenia wyjaśnień, ale już za późno i raczej nic już z tym nie zrobimy. Co nie zmienia faktu, że my, i nasza rodzina,jesteśmy zagrożeni w równym stopniu, co ty.

Jedynie tępo się na nas patrzył i zaczęłam się zastanawiać,czy znów nie powinnyśmy dać mu po twarzy, kiedy w końcu się odezwał:

– I co teraz? – zapytał; na chwilę zgłupiałam, zaraz jednak zorientowałam się, że pyta o swoją sytuację, skoro teraz już wie. Nie dziwiłam się, że w żaden sposób nie skomentował tego, co właśnie usłyszał – też potrzebowałabym czasu, żeby jakoś się z tym oswoić i zrozumieć.

– Nie wiem – przyznałam. – Jakoś zapanujemy nad Rosalie i Tanyą. Spróbujemy przekonać je, że nic nikomu nie powiesz.

– Jakby ktokolwiek miał mi uwierzyć! – prychnął, nie mogąc się powstrzymać.

– Kto wie – westchnęłam. – Ale i tak nie możesz nikomu powiedzieć. My prawdopodobnie będziemy musieli się wyprowadzić... Dla własnego dobra, nie szukaj nas więcej, Ollie.

Na chwilę wbił wzrok w ziemię, a potem spojrzał mi prosto w oczy.

– Naprawdę sądzisz, że z własnej woli szukałbym kontaktu... z potworami? – wyszeptał.

Zamarłam; usłyszałam jak Dora gwałtownie wciąga powietrze do płuc, zszokowana – ją słowa Olivera zabolały jeszcze mocniej niż mnie. Dla niej to było niczym ostateczny koniec.

– Potworami? – jęknęła, nie ważąc się spojrzeć na żadne z nas, byśmy nie dostrzegli jej oczu.

– Ja... Lepiej będzie, jeśli już pójdę – wykręcił się,podnosząc i powoli cofając, by najkrótszą drogą dojść do miasta. – Dzięki za ratunek. Byłbym wdzięczny, gdybym dość szybko odzyskał samochód. Zostawiłem go pod waszym domem, a chyba zależy wam, bym jak najszybciej się odizolował, nie zamierzam więc robić z tym większych problemów. Wasza tajemnica jest bezpieczna– obiecał. – To... cześć.

A potem po prostu odszedł, raz po raz odwracając się w naszą stronę, by upewnić się, że nie ruszyłyśmy się z miejsca. Nie mogłam uwierzyć, że mógł dojść do wniosku, że w jakimkolwiek sposób mu zagrażamy i ucieszyłam się, że jednak nie wspomniałam mu o tym, że w dniu w którym znów się spotkaliśmy, omal go nie zabiłam.

Rzucił się biegiem, kiedy tylko zniknął nam z oczu. Wtedy Izadora już przestała nad sobą panować – rozszlochała się w niekontrolowany sposób, sama chyba zaskoczona swoją reakcją. Bez zastanowienia wyciągnęłam ręce w jej stronę i mocno ją przytuliłam – miłość bolała, wiedziałam o tym doskonale.

– Doro, kochana, musimy wrócić do domu – powiedziałam stanowczym tonem. – Powinnyśmy sprawdzić, co się dzieje. Rosalie pewnie zamorduje nas w afekcie, ale jaką mamy alternatywę? – Spróbowałam ją rozbawić,ale wyszło mi to marnie.

Pokręciła jedynie głową. Westchnęłam i zaczęłam szukać argumentów na przekonanie jej, kiedy nagle doszły nas ciche kroki, bez wątpienia zmierzające w naszym kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro