Chapter 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mamo, wszystko będzie dobrze. - zaśmiałam się obejmując kobietę.

-Jak ma być dobrze? Moje dziecko wylatuje na drugi koniec świata i będzie mieszkać z obcymi ludźmi... - zaczęła płakać. Nie wiedząc co robić, spojrzałam błagalnie na tatę.

-Kobieto, przestań robić wstyd! - prychnął - Z całej szkoły wybrali tylko jedną osobę i jest nią twoja córka. Nie zamieszka pod mostem, tylko u sprawdzonej rodziny. - prychnął - Uspokój się i przestań robić cyrk! - ledwo powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.

-Jak możesz być tak nieczuły, Edwardzie?! - pisnęła. Z jej oczu wciąż leciały łzy, a ja nie miałam pojęcia co robić. - Twoja córka wylatuje do...

-Tak, tak wiem. - zbył ją machnięciem dłoni - Wylatuje do Ameryki, na okrągły rok. Wiesz co? To nie jest najważniejsze. - wzruszył ramionami - Najważniejsze jest, że leci tam za darmo i mamy ją z głowy na najbliższy czas. - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z żalem.

-Dzięki. - przewróciłam oczami - Też będę tęsknić. - mruknęłam. Uśmiechnął się pod nosem i podszedł bliżej, aby objąć mnie ramieniem.

-Baw się dobrze. - położył dłonie na moich ramionach i spojrzał w oczy - Ucz się nie najgorzej. Możesz się zabawić, idź na imprezę. Poznaj nowych przyjaciół, może nawet chłopaka? - wzruszył ramionami - Taka szansa zdarza się tylko raz w życiu, nie zmarnuj jej. - poczułam łzy w kącikach oczu. To były najmilsze słowa jakie kiedykolwiek od niego usłyszałam.

Objęłam go w pasie, aby nie ukazać łez.

-Dziękuję. - mruknęłam cicho. W końcu mężczyzna odsunął się ode mnie i spojrzał na żonę.

-Victoria, przestań w końcu ryczeć! Ona nie wyjeżdża na zawsze! - parsknęłam śmiechem i podeszłam do rodzicielki, mocno ją przytulając.

-Też będę tęsknić, mamo. - dłonią potarłam jej plecy - Nie martw się, będziemy do siebie dzwonić, obiecuję. - wyszeptałam.

-Wiem o tym. - odsunęła się ode mnie - Ale martwię się o moje dziecko. Będziesz wśród obcych ludzi, w zupełnie innym miejscu. Nie martwisz się tym? - wzruszyłam ramionami.

-Od zawsze tego chciałam, a kiedy w końcu marzenia się spełnia, miałabym się bać? - prychnęłam - Nie ma opcji. To moja szansa. - dodałam.

-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak dumna z ciebie jestem. - pogłaskała mnie dłonią po policzku - Uważaj na siebie. - przytaknęłam.

- Będę. - obiecałam. Na lotnisku rozniósł się się komunikat, że mój samolot odlatuje za piętnaście minut. - Czas na mnie. - zaśmiałam się, chwytając za walizkę. Odwróciłam się po raz ostatni i pomachałam do rodziców.

Podeszłam do kobiety przy bramce.

-Pani, bilet. - szatynka uśmiechała się w przyjazny sposób. Odwzajemniłam gest i podałam jej bilet. - Dziękuję, życzę przyjemnego lotu.

-Dziękuję! - skinęłam głową - I miłego dnia! - ruszałam dalej.

Nigdy w życiu nie leciałam samolotem. Nigdy nie płynęłam statkiem. Nie robiłam w życiu wielu różnych rzeczy i przyszedł czas to zmienić.

Siedziałam przy oknie, wpatrzona w krajobraz. Zagryzłam dolną wargę, gdy uświadomiłam sobie, że za kilka minut będę tysiące kilometrów nad ziemią. Chyba powoli wpadałam w panikę.

Gdy w końcu samolot wybił się w powietrze, okazało się, że to nic strasznego. Najgorszy był wzrost ciśnienia, resztę dało się przeżyć.

Zachwycona cały czas miałam twarz wbitą w szybę. To było niesamowite. Unosić się tyle kilometrów nad ziemią.

W końcu dotarło do mnie, że to co się działo było prawdziwe, że moje marzenia naprawę się ziszczą.

Sięgnęłam do kieszeni torebki i wyjęłam słuchawki, szybko podłączyłam je do telefonu i włączyłam ulubioną playlistę. Tym razem nie patrzyłam przez szybę, włączyłam instagrama i postanowiłam znaleźć osoby, u których miałam się zatrzymać na najbliższy rok.

Dowiedziałam się, że to małżeństwo z dwójką dzieci, w mniej więcej moim wieku. Wiedziałam, że chłopaki są przyrodnim rodzeństwem. Jeden z nich był synem kobiety, a drugi mężczyzny.

Pamiętałam nazwisko, więc od razu wpisałam dane jednego z nich.

Kurt Hummel. Uroczy chłopak z fajnym uśmiechem i wyjątkowo oryginalnym stylem. Na większości zdjęć miał dziwne stroje, niektóre wręcz... kobiece?

Okey. Wyszukajmy drugiego.

Finn Hudson. Sportowiec, przystojny i nieźle zbudowany. Byli niczym ogień i woda. Ciekawe jakie mieli relacje? Czy sie dogadywali? A może nienawidzili? Ja zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale nie było mi dane. A szkoda. Mogłabym być cudowną starszą siostrą.

Westchnęłam i znów spojrzałam za okno.

Ohio, nadchodzę!






*******
Wiem, że rozdział dość nudny, ale jakoś musiałam zacząć historię. Obiecuję, że kolejny będzie ciekawszy! 🖤

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro