Chapter 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 🖤








Spojrzałam na zegarek na dłoni, który pokazywał, że West Side Story miało się zacząć za siedem minut. Zostawiłam telefon w szafce, wiec postanowiłam szybko po niego pójść z nadzieją, że nie spóźnię się na występ przyjaciół.

Szybko otworzyłam szafkę i jak na złość, wypadło z niej kilka książek. Jęknęłam zirytowana i chwyciłam telefon, chowając go do kieszeni spodni.

Schyliłam się, aby podnieść podręczniki, zanim podniosłam ostatnią książkę, ktoś pochylił się i mi pomógł. Uniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Sebastiana.

-Bonjour. - wstał i podał mi książkę. Z uśmiechem przejęłam podręcznik i schowałam do szafki razem z resztą.  [tłumaczenie: dzień dobry]

- Cześć, Sebastian. - mruknęłam - Co tutaj robisz? - zdziwiłam się - Słyszałam, że nie lubisz szkół publicznych. - zmarszczyłam brwi, zamykając szafkę. Zaśmiał się i skinął głową.

-Owszem - rozejrzał się wokół - Nie przepadam za... tego rodzaju miejscami. - skrzywił się nieznacznie - Ale Blaine zaprosił mnie i skowronki na swój debiut. - wyznał. Przytaknęłam.

-Rozumiem.

-A ty? Nie wspierasz przyjaciół z pierwszego rzędu? - zakpił. Przewróciłam oczami, ignorując jego kpiący ton i lekko się uśmiechnęłam.

-Zapomniałam telefonu. - wyjęłam urządzenie z kieszeni spodni - Właśnie idę wspierać przyjaciół. - zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie do audytorium, a szatyn wraz ze mną - Gdzie zgubiłeś swoich? - spytałam, gdyż nigdzie w pobliżu nie widziałam chłopaków w typowych dla Dalton mundurkach.

Swoją drogą, były rewelacyjnie. Świetne podkreślały urodę chłopaków i zdecydowanie dodawały im jakiegoś cholernego uroku.

-Są już w audytorium. - odparł - Ja zobaczyłem damę w opałach i nie mogłem nie zareagować. - poruszył sugestywnie brwiami. Parsknęłam śmiechem. To tak bardzo nie w jego stylu.

Zdecydowanie nie był typem grzecznego chłopca. To chłopak, z którym można iść na imprezę, ale z pewnością nie przedstawić rodzicom.

-Cóż, w takim razie muszę Ci podziękować. - uśmiechnęłam się. Spojrzałam na zegarek, gdy stanęliśmy przed drzwiami prowadzącymi na salę. Na szczęście się nie spóźniliśmy. Dwie minuty przed czasem.

Weszliśmy do audytorium. Sebastian zaczął się rozglądać w poszukiwaniu przyjaciół ze szkoły, a ja wolnego miejsca dla siebie. Niestety, ku mojemu zaskoczeniu nigdzie takowego nie było. Pięknie.

-Chodź. - mruknął, chwytając mnie za nadgarstek. Zagubiona podążyłam za nim, rozglądając się wokół. Starałam się zrozumieć co się działo, ale nie było mi dane.

W końcu zatrzymaliśmy się przy uczniach z Akademii Dalton. Sebastian chyba nie był geniuszem z matmy, gdyż było tylko jedno wolne miejsce.

-Umiesz ty liczyć do dwóch? - prychnęłam. Przewrócił oczami i usiadł, wskazując na swoje kolana. Bez kitu... - Żartujesz? - jęknęłam zażenowana. Chłopak pokręcił głową.

Przeanalizowałam sytuację. Miałam dwie opcje, opuszczenie audytorium i zostawienie przyjaciół w tak ważnym momencie lub zostanie i siedzenie na kolanach całkowicie obcego chłopaka. Z deszczu pod rynnę.

Z drugiej strony... Sebastian był gejem, więc nie było, to nic dwuznacznego, prawda? Westchnęłam i skinęłam głową.

Podeszłam bliżej zielonookiego i niepewnie usiadłam na jego kolanach. Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak niezręcznie. Starałam się ukryć rumieńce na twarzy, chowając się za włosami, ale zapewne nie wiele mi z tego wyszło.

Poczułam ruch za plecami i zrozumiałam, że Smythe przysunął się do mnie i ogarnął moje włosy z ucha.

-Zawsze jesteś taka spięta czy moja obecność tak na ciebie działa? - szepnął mi na ucho, a moje ciało przeszedł dreszcz. Świetnie...

Moje ciało reagowało na głupie gierki Sebastiana Smythe'a. Wszystko pięknie. Pewny siebie, przystojny i wiedział czego chciał od życia, ale był jeden problem. Był gejem!

Spektakl się zaczął, a ja nie mogłam wyjść z podziwu. Te stroje, choreografia, całość była wprost wspaniała. W pewnym momencie nawet zapomniałam, że siedziałam na kolanach Smythe'a.

W końcu wyszła Santana, w pięknej czerwonej sukience, która podkreślała jej urodę.

Puerto rico
My heart's devotion
Let it sink back in the ocean
Always the hurricanes blowing
Always the population growing
And the money owing
And the sunlight streaming
And the natives steaming
I like the island manhattan
Smoke on your pipe
And put that in!

Jej głos był wyjątkowy. Nie rozumiałam dlaczego Schuester tak bardzo upierał się, aby to Rachel dostawała każdą solówkę.

Mercedes i Santana też było utalentowane i zasługiwały, aby śpiewać solo.

Odwróciłam się w stronę Sebastiana.

-Nie powiesz, że nie są świetni. - mruknęłam, uśmiechnął się pod nosem i lekko skinął głową.

-Nie są tacy źli. Da się wytrzymać. - prychnęłam, kręcąc głową.

-Zabolałoby cię, gdybyś musiał komuś przyznać rację, co? - zaśmiałam się. Ku mojemu zaskoczeniu skinął głową.

-Nie przepadam za przyznawaniem się do błędu. - ponownie skupiłam uwagę na scenie, gdzie piosenka właśnie dobiegała końca.

Chwila! Nie pomyślałem, żeby zapytać Sebastiana czy przypadkiem mu nie przeszkadzałam. Zagryzłam dolną wargę i niepewnie odwróciłam głowę w jego stronę.

- Czy ja ci nie przeszkadzam? - zmartwiłam się. Przewrócił oczami, śmiejąc się.

-Nie. - pokręcił głową - Nie przejmuj się, nie przeszkadzasz. - poczułam jego dłoń na prawym udzie, jakby chciał przekazać, że naprawdę mu nie przeszkadzałam.

-Jak coś, to mów. - znów skupiłam się na przyjaciołach na scenie. Naprawdę dobrze się bawiłam.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro