Chapter 15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane, moi kochani! 🖤💋












Siedziałam z Blainem i Sebastianem w Lima Bean i piłam kawę.

Chłopcy byli zajęci rozmową, do której nie przywiązywałam większej wagi. Przez te kilkadziesiąt minut, zrozumiałam jednak, że Kurt niepotrzebnie panikował.

Blaine wyraźnie pokazał granicę, która była nie do przekroczenia. Sebastian, co prawda próbował różnych tekstów, ale wszystkie kończyły się tak samo. Niepowodzeniem. Mogłam więc odetchnąć z ulgą.

Podniosłam wzrok znad kubka i spojrzałam na Sebastiana. Naprawdę fajny chłopak, oczywiście miał swoje wady, a podrywanie zajętego faceta to cios poniżej pasa, ale było na czym oko zawiesić. Szkoda, że był gejem. Z drugiej strony jeden bad boy mniej i na pewno nie złamie mi serca.

-A wy macie jakieś plany na regionalne? - jedno zdanie, a ja od razu zrozumiałam, co miało na celu to spotkanie. Sebastian Smythe był wyjątkowo bystry i potrafił wykorzystać okazję. Najpierw zasypał Blaine'a komplementami, a później postanowił wyciągnąć potrzebne mu informacje. Odchrząknęłam i chwyciłam Andersona za ramię.

-Blaine, musisz mnie odwieźć do szkoły! - zaczęłam z paniką w głosie - Zaraz zaczyna się matma i jeśli się spóźnię, to nauczycielka wysadzi mnie w kosmos. - to brzmiało dość realistycznie, bo każdy wiedział, że nauczycielka od matmy to kosa.

-Ymm... Tak, jasne. - otrząsnął się z początkowego szoku. Wstał i chwycił swoją kurtkę. - Wybacz, Sebastian. Musimy już lecieć. - szatyn przytaknął i spojrzał na mnie.

-Nic nie poradzimy. - wzruszył ramionami - Cóż za pech, że akurat teraz, prawda? - On wiedział. Wiedział, że ściemniałam.

-Niestety. - mruknęłam - Pech to pech. - wstałam i wraz z Blainem ruszyliśmy do wyjścia.

Szybko ruszyliśmy do auta. Spojrzałam na chłopaka i znów postanowiłam zagrać głupią.

-Cholera. - syknęłam, łapiąc się za kieszenie - Zapomniałam telefonu. - uderzyłam się dłonią w czoło - Zaraz wracam. - dodałam i biegiem wróciłam do kawiarni. Sebastian wciąż siedział przy stoliku i robiąc coś w telefonie, dopijał swoją kawę.

Szybko przemierzyłam odległość między nami i stanęłam nad nim.

-Nie kombinuj, Smythe. - warknęłam - Wiem co knujesz i nie pozwolę Ci na to. - dodałam, uśmiechając się jak rasowa suka.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz, kochanie. - zaśmiał się, opierając o krzesło. Prychnęłam, krzyżując ręce na piersi.

-Już ty doskonale wiesz o czym mówię. - syknęłam - Skoro jesteś taki pewny swojej wygranej, to czemu ze wszystkich sił starasz się ich pozbyć? - ułożyłam dłonie na biodrach. Chłopak zaśmiał się pod nosem, schował telefon do kieszeni i poprawił blezer, aby po chwili stanąć ze mną twarzą w twarz.

No... powiedzmy, twarzą w twarz. Był wyższy jakieś piętnaście centymetrów. Pochylił się bliżej mnie. Zdecydowanie za blisko. Co on znów kombinował?

-Nie obawiam się ich, jeśli o tym myślisz. - wyszeptał, ale słyszałam go bardzo wyraźnie - Do zobaczenia wkrótce. - puścił mi oczko i się zmył.

Sebastian Smythe był niezłą zagadką.

Potrząsnęłam głową i znów skierowałam się na zewnątrz. Blaine siedział w aucie i na mnie czekał. Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na miejsce pasażera.

-Już jestem. - mruknęłam, a chłopak odpalił silnik - Blaine. - spojrzałam na przyjaciela.

-Słucham. - uśmiechnął się.

-Ufasz mu? - nie owijałam w bawełnę.

-Komu? - zabawnie zmarszczył nos.

-Sebastianowi. - odparłam.

-A czemu miałbym nie ufać? - zdziwił się. Oh Blaine... Ależ ty naiwny. Sebastian mógł wyglądać jak grecki bóg, ale wystarczyło zamienić z nim dwa zdania i było wiadomo, że to chłopak typu bad boy. Takie były realia i trzeba się z nimi pogodzić.

-Blaine, nie będę cię pouczać, ponieważ nie mam do tego prawa. - westchnęłam - Ale proszę, uważaj na niego. Dziś chciał z ciebie wyciągnąć program na regionalne, zwróciłeś na to w ogóle uwagę czy...

-Zapytał z ciekawości. - zaśmiał się brunet - Brina, rozumiem, że się martwisz, ale Sebastian nie jest taki zły za jakiego go uważacie. - dodał.

-Po prostu, obiecaj, że będziesz uważał. - poprosiłam, chłopak już miał kręcić głową - Obiecaj. - powtórzyłam. Zerknął na mnie kątem oka i nieznacznie skinął głową.

-Niech będzie. - wzruszył ramionami - Skoro tak bardzo ci zależy. Obiecuję. - odetchnęłam z ulgą.

-Musisz pogadać z Kurtem. - mruknęłam - Powinien wiedzieć o tym spotkaniu.

-Wiem. Tylko obawiam się jego reakcji. - wyznał.

-Powiedz, że z tobą byłam i wszystko będzie w porządku. - zaśmiałam się.

-Dlaczego?

-Zaufaj mi. - westchnęłam.










*****
Udanego weekendu! 🖤

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro