Chapter 27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane, moi drodzy! 💋










Miałam koktajl tam, gdzie nigdy nie powinien się znaleźć. W miejscach, o których nawet bym nie pomyślała...

Przestroga na przyszłość. Koktajle się pije, a nie bierze w nich prysznic.

Co do nagrania, kiedy ja zmywałam z siebie owocowy napój, Santana wróciła do szkoły i pokazała dowody Glee. Co zamierzali z tym zrobić, to już nie była moja sprawa.

Zmęczona po całym dniu, poszłam do kuchni, aby coś zjeść. Ubrana byłam w dresowe spodnie i za dużą, o dwa rozmiary, czarną bluzę.

Kurt miał zostać na noc u Blaine'a, Finn u Rachel. Zostałam sama z rodzicami chłopaków. 

Weszłam do kuchni i zauważyłam karteczkę na stole.

Wychodzimy na kolację. Wrócimy około 23.

xx Carole & Burt

Byli naprawdę fajnym małżeństwem. To wspaniałe, że pomimo tylu trudności w życiu, znaleźli szczęście w sobie nawzajem. Nie wyobrażam sobie, jak to jest pochować ukochaną osobę... Oni sobie z tym poradzili i na nowo ułożyli życie, znajdując miłość.

Z uśmiechem chwyciłam za jabłko i wzięłam gryza. Usiadłam przy stole i odpaliłam Netflixa na telefonie. Zdążyłam wziąć jeszcze dwa gryzy owocu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

Czyżby Rachel wyrzuciła Finna? Nie był wystarczająco dobry w łóżku?

Z uśmiechem pod nosem poszłam otworzyć drzwi. Szybko jednak zrzedła mi mina. Przede mną stał nie kto inny jak Sebastian Smythe.

-Czego? - prychnęłam - Wystarczająco się dziś wykazałeś. - dodałam. Sama nie wiedziałam czy tymi słowami miałam na myśli koktajl na moim ciele czy nasz pocałunek.

-Wysłuchaj mnie. - przez te hipnotyzujące zielone oczy, nie mogłam się na niczym skupić. Pokręciłam głową i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Znaczy... Taki miałam zamiar, szatyn był szybszy i odepchnął drzwi, wślizgując się do środka.

-To się nazywa najście. - wysyczałam - Wypad stąd! To nie jest mój dom, a nawet gdyby był, nie życzę sobie tu ciebie. - warknęłam, piorunując go wzorkiem. Szatyn nawet nie drgnął. - Czego nie zrozumiałeś? - otworzyłam drzwi na oścież i wskazałam na ulicę - Wypad.

-Musimy porozmawiać. - zaoponował. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.

-Sebastian, wyjdź. - warknęłam. Jakbym mówiła do ściany. Stał i wpatrywał się we mnie, jak ciele na malowane wrota. - Dość tego, dzwonię po Finna. - wyjęłam telefon z kieszeni, zanim zdążyłam go odblokować Smythe wyrwał mi urządzenie z dłoni i schował do kieszeni spodni. - To nie jest śmieszne.

-Nie śmieję się.

-Sebastian, koniec tych głupich gierek. - syknęłam - Oddawaj mój telefon i wyjdź. - cały czas nic.

-Daj mi pięć minut i znikam. - obiecał - Tylko pięć minut. - spojrzał na mnie błagalnie. Cholera. Dlaczego? Dlaczego nie mogłam mieć silniejszej woli?

-Masz pięć minut i ani sekundy dłużej. - odparłam - Jeśli nie wyjdziesz, pójdę do sąsiadów i zadzwonię na policję, że nachodzi mnie jakiś czubek. - ostrzegłam go. Przytaknął.

-Zgoda. - zamknęłam drzwi na klucz i odwróciłam się w stronę chłopaka. Wskazałam dłonią na korytarz, aby poszedł do mojego pokoju. Zamknęłam za nami drzwi.

Niepewnie podeszłam do biurka i oparłam się o blat, w momencie, gdy Sebastian przez cały czas stał na środku pokoju, nic nie mówiąc.

-Twój czas już leci. - mruknęłam zirytowana.

-To nie tak miało być... - litości. Przecież to najbardziej przereklamowany tekst, jaki można usłyszeć. - Nie wiem od czego zacząć. - westchnął, przecierając twarz dłońmi.

-Streszczaj się, zostały ci trzy minuty i dwadzieścia sekund. - prychnęłam, patrząc na zegarek, na dłoni.

-Przestań. - spojrzał na mnie błagalnie - Przecież wiesz, że musimy pogadać. - przewróciłam oczami.

-O czym? - skrzyżowałam ręce na piersi - Sebastian, o czym chcesz ze mną rozmawiać? - podeszłam o krok do szatyna - Bo szczerze? Ja nie mam ci nic do powiedzenia. - prychnęłam.

-Czyżby? - zakpił - W kwestii pocałunku też nic nie powiesz? - wstrzymałam oddech. Wiedział jak uderzyć w słaby punkt.

-Ty mnie pocałowałeś. - warknęłam, patrząc mu w oczy.

-Oddałaś pocałunek. - zaśmiał się.

-To było inaczej... - zaoponowałam.

-Nie odepchnęłaś mnie. - uśmiechnął się, robiąc krok w moją stronę.

-Byłam w szoku i... - powinnam nauczyć się lepiej kłamać.

-Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że tego nie chciałaś. - podszedł bliżej mnie, cofnęłam się trafiając łydkami na materac. Sebastian zrobił kolejny krok w moją stronę. - Powiedz, że żałujesz, że do tego doszło. - stanął centralnie przede mną - Powiedz. - przez cały czas patrzył mi w oczy. Czułam jak serce szybciej zaczyna pompować krew.

-Odsuń się. - poprosiłam.

-Jak tylko odpowiesz. - odparł od razu. Skinęłam głową. Okey. Skoro tego chciał...

-Żałuję, że... - cholera, nie potrafiłam powiedzieć mu tego w oczy, bo wcale nie żałowałam. Podobało mi się, że się z nim całowałam... Co było ze mną nie tak? Ten koleś przez tygodnie terroryzował moich przyjaciół. Co w tym czasie zrobiłam ja? Całowałam się z nim. Byłam fatalną przyjaciółką. - Po prostu się odsuń. - mruknęłam, spuszczając wzrok na podłogę.

-Ale, dlaczego nie powiesz mi tego prosto w twarz... - był wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.

-Bo nie potrafię! - wrzasnęłam, unosząc głowę. Popatrzyłam mu w oczy. - Nie umiem. - prychnęłam, zła na samą siebie.

Przez całe życie żaden facet nie stanowił takiego problemu jak Sebastian Smythe.

-Zapomnijmy. - ożywiłam się nagle - Po prostu zapomnijmy, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce. - zaśmiałam się sztucznie. Wiedziałam, że to głupi pomysł, ale musiałam spróbować.

-Co? - prychnął - Nie. - pokręcił głową - O niczym nie będziemy zapominać. - warknął.

-Niby dlaczego? - udałam zdziwienie - Przecież to świetny pomysł. Nie będziemy musieli rozmawiać...

-Sabrina. - przerwał mi, patrząc w oczy.

-Mówię serio. - przytaknęłam - Zapomnimy o wszystkim i już nigdy więcej się nie zobaczymy...

-Sabrina. - mruknął po raz kolejny, tym razem bardziej zirytowany.

-A wtedy możemy... - Nie dane było mi dokończyć.

Chcecie wiedzieć czemu? Powiem wam czemu.

Pocałował mnie.






Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro