Chapter 28.
Gwiazdki i komentarze mile widziane, kochani! 🖤
Pocałował mnie.
A co było najgorsze?
To, że głupia ja, od razu oddałam pocałunek.
Nie zawahałam się nawet przez sekundę...
Jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach i przyciągnęły mnie bliżej niego. Niepewnie ułożyłam dłonie na jego ramionach i powoli przesuwając je na kark chłopaka. Uniosłam je wyżej i nie mogąc się powstrzymać wplątałam palce w jego włosy.
Jasna cholera. Czy on zużywał tubkę żelu do włosów na dzień? Masakra jakaś...
Gdy zabrakło mi tchu, niechętnie odsunęłam się od Sebastiana. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Wzrok miałam wbity w podłogę. Poczułam delikatny chwyt za podbródek i zostałam zmuszona, aby spojrzeć mu w oczy.
-Żałujesz? - wyszeptał, przygryzając dolną wargę. Zacisnęłam zęby, aby nie dać się wyprowadzić w równowagi.
-To się nie powinno wydarzyć. - oznajmiłam spokojnie.
-Stało się. - wzruszył ramionami.
-Nie. - znalazłam w sobie siłę, aby odepchnąć od siebie Smythe'a - Tygodniami terroryzowałeś moich przyjaciół, a teraz jakby nigdy przychodzisz do mnie, całujesz mnie i... - olśniło mnie - To jakaś gra, tak? - głos mi się załamał. Znów zostałam wykorzystana. - Co chciałeś ugrać? - zaniepokoiłam się.
-Co, ty w ogóle opowiadasz? - przerwał mi - Nie jesteś żadną grą. - zaprzeczył.
-Więc, co tu robisz? - jęknęłam - Dowiedziałeś się, że mamy dowody na to, co zrobiłeś Blaine'owi, racja? - warknęłam - Chciałeś mnie wykorzystać, żeby...
Zasłonił mi usta dłonią.
-Wdech. - polecił, a ja spełniłam rozkaz - I wydech. - mruknął, a ja wypuściłam powietrze z płuc - Nie. - uśmiechnął się pod nosem - Nie przyszedłem do ciebie w sprawie nagrania. - wzruszył ramionami i włożył dłoń do kieszeni. Wyciągnął kartę pamięci. - Nagranie jest tutaj. - dodał.
Oddali mu je...
Zrobiłam coś, czego nie robiłam od tylu lat. Zaśpiewałam. I po co? Żeby oddali dowód, o który walczyłam.
-Oddali ci? - wyjąkałam. Lekko skinął głową. - Powiedzieli, dlaczego?
-Chcą wygrać uczciwie i udowodnić, że nawet z moimi intrygami są lepsi. - prychnął - Wszystko w porządku? Wydajesz się jakaś inna. - wyglądał jakby się martwił. Dlaczego mu nie ufałam?
-Wszystko w porządku. - odchrząknęłam - Twoje pięć minut minęło, więc...
-Nigdzie się nie wybieram. - prychnął, krzyżując ramiona na piersi.
-Sebastian, mam już dość emocji jak na jeden dzień... - westchnęłam - Nie możesz odpuścić? Po prostu, powiedz, czego ode mnie chcesz i skończmy ten teatrzyk. - spojrzałam na niego błagalnie.
-Naprawdę niczego od ciebie nie chcę. - mruknął.
-To dlaczego tutaj jesteś? - zagryzłam wargę.
-Chciałem z tobą porozmawiać. - odpowiedział. Prychnęłam, kręcąc głową.
-Nie wierzę ci. - warknęłam - Ciągle coś kombinujesz. Cokolwiek ostatnio robiłeś, zawsze miałeś na celu zniszczyć Glee i...
-Kiedy zabrałem cię na imprezę, też chodziło mi o Glee? - przerwał mi. Zabrakło mi słów.
-Ja... Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
-To ja Ci powiem. - zrobił krok w moją stronę - Chciałem z tobą spędzić czas. - uśmiechnął się - Tylko tyle.
-Nie mogę... - pokręciłam głową - Nie ufam Ci. - wyszeptałam zniechęcona.
-Nawet nie próbujesz. - prychnął.
-Masz rację. - przełknęłam gulę w gardle - I nic z tym nie zrobisz. - dodałam - Nie chcę nic zmieniać. Nie ufam ci i mam ku temu powody. - stwierdziłam - Wciąż mam w głowie tylko to, czy zaraz nie zaczniesz mnie wypytywać o Glee. - odparłam.
-Po prostu wyluzuj. - westchnął - Życie jest za krótkie, żeby brać wszystko na poważnie. - położył dłonie na moich ramionach - Spędź ze mną jeden wieczór, a udowodnię Ci, że nie jestem taki zły jak myślisz. - wyszeptał.
Miałam myśl, aby od razu zaprzeczyć i wyrzucić go z domu. Z jakiegoś powodu nie potrafiłam. Jakaś część mnie mówiła mi, że Smythe nie był taki zły. On i członkowie Glee po prostu słabo zaczęli znajomość. Byli do niego uprzedzeni.
-Okey. - mruknęłam niepewnie - Dam ci szansę. - skinęłam głową - Ale jeśli - zrobiłam krok w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy - wywiniesz jakiś głupi numer. Spróbujesz mnie w jakiś sposób wykorzystać lub zrobisz cokolwiek głupiego, to zrobię Ci krzywdę jakiej jeszcze nie wynaleziono. - wysyczałam - Czy to jasne? - przytaknął.
-Jak słońce. - odparł.
-Świetnie. - mruknęłam - Kiedy chcesz się spotkać?
-Zakładam, że nie masz planów na dziś. - zaśmiał się. Chwycił laptopa z mojego biurka i usiadł na łóżku. - Masz ulubiony gatunek filmowy? - zapytał.
-S-słucham? - zdziwiłam się - Ty chcesz dzisiaj..?
-Tak. - przytaknął - Nie mam na dziś planów i coś mi mówi, że ty też. - wzruszył ramionami, szukając filmu w internecie.
-Ale... Ale... - cholera no. Nie miałam żadnej wymówki.
Mało tego. Uświadomiłam sobie, że byłam bez makijażu, w dresach, za dużej koszulce i bez stanika... Wyjątkowo nieodpowiednie połączenie przy spotkaniu z Sebastianem.
Przegrałam w grę zwaną życiem.
Emilia Mikaelson
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro