Chapter 30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 💋













Poczułam ruch przy talii. Jęknęłam pod nosem i poruszyłam się lekko. Wszystko mnie bolało. Plecy mi ścierpły, ale nie wiedziałam czemu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam rękę oplatającą mnie w pasie.

Co się kurwa stało...

Uniosłam głowę i zauważyłam, że spałam wtulona w Sebastiana, który swoją drogą wciąż spał. Laptop leżał na łóżku przy naszych nogach. Miałam głowę opartą o jego ramię, a on swoją o moją. Spałam z Sebastianem w jednym łóżku. W dodatku wtulona w niego. Niedobrze!

Jęknęłam pod nosem. Będą z tego problemy. Spojrzałam na zegarek na ścianie. Cholera. Już miałam kłopoty. Wskazówki, jasno dały mi do zrozumienia, że była szósta rano. Miałam jedynie godzinę aż zadzwoni budzik. Przecież on nie powinien tutaj być!

-Sebastian. - mruknęłam, szturchając go lekko. Chłopak ani drgnął.

Już poprzednim razem zauważyłam, że gdy spał wyglądał wyjątkowy niewinnie. Lekko się uśmiechał, nie było widać tego błyskotliwego spojrzenia, które posyłał każdemu. Wyglądał całkiem zwyczajnie i uroczo.

-Sebastian. - powtórzyłam. Szatyn otrząsnął się z lekkiego zaskoczenia i zamrugał kilka razy. Wyglądał jakby starał się zrozumieć gdzie był i co się stało.

-Co się dzieje? - mruknął, przyciągając się.

-Musisz iść. - odparłam.

-Hmm? - jęknął - O czym ty mówisz? - przetarłam twarz dłonią - W ogóle, która jest godzina? - przymknął oczy, podnosząc się i opierając plecami o ścianę.

-Szósta. - wstałam z łóżka, nie odrywając wzroku od zielonookiego - Sebastian, Kurt i Finn wyszli na noc, więc na pewno ich nie ma, ale ich rodzice tu są. - jęknęłam - A ja nie zamierzam się tłumaczyć kim jesteś i dlaczego tu spałeś. - zagryzłam dolną wargę. Zrobiłam to zdecydowanie zbyt mocno przez stres i poczułam metaliczny smak w ustach. Kurwa.

-Powiedz, że jestem twoim chłopakiem, a na imię mi Senior Ramirez. - wymruczał, opadając na moje łóżka i wtulając twarz w poduszkę - A mi daj spać. - jęknął.

-Sebastian, proszę cię. - usiadłam przy nim, chwytając go za ramię - Obiecałeś, że nie przysporzysz mi problemów, a teraz...

-Dobra, już dobra. - przerwał mi, podnosząc się lekko - Już wstaję. - westchnął. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Szatyn powoli się podniósł i rozejrzał wokół. - Rany. - przeciągnął się, stając na środku pokoju - Ale mnie napierdzielają plecy. - stwierdził.

-Gdybyśmy nie spali na siedząco to by do tego nie szło. - mruknęłam. Na jego twarzy od razu pojawił się chytry uśmieszek i diabelski błysk w oku.

- Następnym razem będziemy spali normalnie. - puścił mi oczko. Parsknęłam śmiechem.

-Nie będzie następnego razu. - pokręciłam głową.

-Ja uważam, że będzie. - wzruszył ramionami. Był zbyt pewny siebie. Nie wiedziałam tylko, czy to była wada czy może zaleta. Na pewno dodawało mu to pewnego rodzaju seksapilu. Boże, dlaczego sprawiasz, że każdy przystojniak musi być dupkiem? Po co taki dwupak?

-Z pewnością. - prychnęłam, idąc w stronę drzwi.

Zanim zdążyłam chwycić za klamkę, poczułam dłonie na moich biodrach. Pociągnął mnie w tył i wpadłam na jego klatkę piersiową. Poczułam gorący oddech na karku przez co zakręciło mi się w głowie. Był zbyt blisko. Naruszał moją przestrzeń i w jakiś chory sposób mnie to fascynowało. Powinnam była zacząć się leczyć. Powoli odwrócił mnie, abym stanęła z nim twarzą w twarz. Wciąż trzymał mnie ciasno przy swoim ciele, zamiast się od niego odsunąć, wpatrywałam się w niego zaintrygowana. Co chciał zrobić? Niepewnie uniosłam dłonie, aby umieścić je na klatce piersiowej szatyna. Chciałam mieć pewność, że nie zbliży się bardziej. Wzięłam głęboki wdech, gdy pochylił głowę w moją stronę. Nie mogłam. Nie mogłam mu ulec.

-Nie. - odsunęłam się niego. Zerwałam jakikolwiek kontakt między nami. Za każdym razem, gdy czułam jego dotyk na ciele, traciłam zdolność logicznego myślenia. Nie mogłam na to pozwolić. Miałam silną wolę. - Sebastian, nie wiem czego ode mnie chcesz, ale nie będę kolejną zabawką w twojej kolekcji. - mruknęłam, obejmując się ramionami - Naprawdę powinieneś już iść. - skinął głową na zgodę.

W ciszy opuściliśmy mój pokój, zbliżając się do wyjścia. Starałam się być tak cicho jak tylko było to możliwe. Na szczęście Smuthe zrobił to samo. Dotarliśmy aż do drzwi, które sprawnie otworzyłam, aby pozbyć się chłopaka z domu.

Wyszedł, ale zanim odszedł odwrócił się w moją stronę.

-Nie wiem jak ty, ale naprawdę dobrze się bawiłem. - mruknął. Uśmiechał się. Nie tak jak zwykle. Nie był to ten chytry, złośliwy czy prowokujący uśmiech, ten był inny. Sebastian po raz pierwszy pokazał przy mnie swoją prawdziwą twarz. Był po prostu szczęśliwy.

-To chyba dla ciebie nowość. - oparłam się o futrynę w drzwiach - Spać z kimś w jednym łóżku i to bez seksu. - wyjaśniłam, widząc jego pytający wzrok. Zaśmiał się i przytaknął.

-Taak. - odparł - O dziwo, to całkiem miła odmiana. - uśmiechnęła się lekko. Skinął głową i ruszył w swoją stronę. Zagryzłam lekko wargę.

Po prostu powinnam była milczeć. Przecież już odchodził.

-Sebastian. - mruknęłam, zanim odszedł. Odwrócił się w moją stronę. - Też nie bawiłam się jakoś najgorzej. - powiedziałam i wróciłam do domu, nie czekając na jego reakcję.

Odetchnęłam z ulgą, gdy przękręciłam zamek w drzwiach.

-Kim był uroczy chłopak? - podskoczyłam, chwytając się za serce, gdy usłyszałam matkę Finna. Spojrzałam na nią zaskoczona. - Gdy wczoraj wróciliśmy, spaliście wtuleni w siebie na łóżku i nie miałam serca was budzić. - wyjaśniła - Nie mówiłam też nic Burtowi, aby się nie martwił. - dodała - Kim on jest? - nie mogłam powiedzieć prawdy.

-To tylko kolega. - zaczęłam zażenowana.

-Wczoraj w nocy, nie wyglądaliście ma kolegów. - zaśmiała się.

-To... Znajomy z innej szkoły. - mruknęłam, przypominając sobie, że Smythe ubrany był w mundurek charakterystyczny dla Akademii Dalton.

-Całkiem fajny. - dodała i poszła do swojej sypialni.

Tak. Sebastian był całkiem fajny. Uśmiechnęłam się pod nosem, na tę myśl.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro