Chapter 35.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 💋











Zażenowana zakryłam policzki włosami, aby ukryć rumieńce.

-Liczę, że jesteś głodny, bo... - uniosła wzork znad telefonu i spojrzała na mnie, po czym przeniosła wzrok na Sebastiana - Nie wiedziałam, że masz gościa. - mruknęła.

-Dzień dobry. - wydusiłam w końcu - Eee... - niby co miałam dodać? Spojrzałam błagalnie na Sebastiana, który dłonią poprawiał włosy.

-Mamo, to jest Sabrina. - otrząsnął się - Sabrina, to moja mama Rebeca. - podeszłam do kobiety, aby uścisnąć jej dłoń.

-Miło panią poznać. - uśmiechnęłam się lekko.

-Ciebie również, skarbie. - Jej twarz rozjaśnił uśmiech - Sebastian już dawno nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny. - dodała, a ja spojrzałam na niego skonsternowana.

-Mamo, to nie jest...

-Znaczy sama rozumiesz. - zaśmiała się - Nie mam nic przeciwko jego orientacji i chcę, aby był szczęśliwy, ale łatwiej mi gdy widzę w jego towarzystwie dziewczynę a nie chłopca. - dodała wzruszając ramionami.

-Mamo, Sabrina nie jest... - podjął kolejną próbę, ale kobieta i tym razem go zignorowała.

-Lubisz chińszczyznę? - spytała i podniosła torbę z jedziem - Akurat przyniosłam dziś na kolację.

-Pozwolisz mi w końcu coś powiedzieć? - zirytował się zielonooki.

-No mów. - prychnęła, przewracając oczami. Zaśmiałam się pod nosem. Gołym okiem dało się zauważyć, że mieli dobry kontakt.

-Sabrina nie jest moją dziewczyną. - powiedział. Kobieta od razu zmarkotniała.

- Ciągle z kimś wychodzisz, a jak już przyprowadzisz kogoś fajnego to nic z tego nie będzie... - prychnęła - Weź ty się ogarnij, synu. Masz fajną dziewczynę, zabierz ją na randkę, a nie. - przewrócił oczami i wytknął do niej język. Jejku, on potrafił być uroczy. - Jesteś głodna? - spojrzała na mnie. Pokręciłam głową.

-O nie. - odchrząknęłam - Bardzo dziękuję, ale nie chciałabym przeszkadzać. - uśmiechnęłam się. Westchnęła.

-No cóż, następnym razem? - zaproponowała z nadzieją. Z uśmiechem skinęłam głową.

-Bardzo chętnie. - mruknęłam i ruszyłam do wyjścia.

-Jak ja cię wychowałam? - warknęła do syna - Idź ją odprowadź do drzwi, a nie stoisz jak słup soli i się patrzysz jak ciele na malowane wrota. - zakpiła.

-Idę idę. - zaśmiał się. Poczułam ramię oplatające mnie w pasie, uniosłam głowę, aby spojrzeć na niego. - Nie patrz tak na mnie. - puścił mi oczko. Szybko założyłam trampki i znów skupiłam uwagę na szatynie. Co powinnam była mu powiedzieć?

-Ymm. To... cześć. - mruknęłam, odwracając się ma pięcie. Poczułam dłoń na ramieniu i po chwili znów stałam z nim twarzą w twarz. - Hm? - zdziwiłam się.

-Ten pocałunek... - zaczął.

-Zapomnijmy. - spojrzałam na niego błagalnie - To nie powinno się zdarzyć. Zresztą to i tak nic nie znaczyło, więc...

Przyciągnął mnie do siebie jednym płynnym ruchem i wpił się w moje usta, jednocześnie skutecznie mnie uciszając. Poruszał wargami tak długo, aż w końcu uległam i oddałam pocałunek. Niepewnie uniosłam dłonie, zaciskając je lekko na kołnierzyku jego koszuli. Pochylił się nade mną, aby było mi wygodniej.

Wiedziałam, co się działo. Byłam w stu procentach świadoma tego, że całowałam się z Sebastianem. Czułam się jednocześnie źle, ze świadomością, pewnego rodzaju zdrady wobec przyjaciół. Z drugie strony, miękkie wargi Smythe'a skutecznie zniechęcały mnie od odsunięcia się od niego. Chciałam być tak blisko jak tylko było to możliwe. Czegoś takiego jeszcze nigdy przy nikim nie czułam. Zaczynałam się tego bać...

-Sebastian? - głos matki chłopaka sprawił, że po raz drugi tego wieczoru odskoczyłam od niego jak poparzona. Znów to zrobiłam. Całowałam się z Sebastianem. Miałam do niego jakąś cholerną słabość, a on skutecznie to wykorzystywał.

Spuściłam wzrok, skupiając się na brudnych trampkach. Jak niby miałam mu spojrzeć w oczy, po tym wszystkim, co się stało? Mówiłam jedno, a robiłam coś zupełnie odwrotnego. Jakbym miała pieprzoną chorobę dwubiegunową.

-Zaraz przyjdę. - krzyknął, odwracając głowę w stronę salonu. Powoli uniosłam wzrok i zrozumiałam, że wpatrywał się we mnie.

-Ja...

-Nie zapomnimy. - mruknął - Ja nie chcę zapominać i ty również tego nie chcesz. - dodał, robiąc krok w moją stronę. Szybko się cofnęłam.

-Sebastian, proszę przestań. - szepnęłam - Naprawdę nie chcę być kolejną osobą z twojej listy. - objęłam się ramionami - Znajdź sobie kogoś w twoim stylu. Ja... Jestem z innej bajki. - wzruszyłam ramionami - Takie zabawy są nie dla mnie. - dodałam i chwyciłam za klamkę.

-Tak po prostu wyjdziesz? - usłyszałam jego zdziwiony głos - Po tym wszystkim co się tutaj stało ty chcesz najzwyczajniej w świecie wyjść? - nie miałam odwagi odwrócić się w jego stronę. Wiedziałam, że gdybym spojrzała mu w oczy, uległabym.

Sebastian Smythe był moją słabością. Musiałam to przyznać przed samą sobą, aby się z tym uporać i nie dać wykorzystać.

-Tak po prostu musi być. - mruknęłam, wychodząc z jego domu. Wzięłam głęboki wdech, gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi i poczułam świeże powietrze.

Musiałam się trzymać tak daleko od niego, jak tylko było to możliwe.






Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro