Chapter 37.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 🖤









-Kurt nie powiedział, dlaczego chce się spotkać? - mruknęłam.

Niestety przez profesora Schuestera nie miałam kiedy porozmawiać z Santaną i wszystkiego jej wytłumaczyć. Zamierzałyśmy iść po lekcjach do niej i w końcu wyjaśnić sytuację, ale zadzwonił do niej Kurt, że koniecznie musimy przyjść do Lima Bean.

-Nie. - odparła krótko - Powiedział tylko, że to ważne i, że Blaine też będzie. - od operacji Blaine'a minęły prawie dwa tygodnie i na szczęście wracał do pełnej sprawności. Rogówka nie została uszkodzona i Blaine nie straci wzroku, więc na szczęście obyło się bez większych komplikacji.

-Nic nie rozumiem. - mruknęłam, gdy przechodziłyśmy przez ulicę. Do kawiarni zostało nam jakieś sto metrów. - Myślisz, że coś się stało? - zmartwiłam się. Brunetka od razu pokręciła głową.

-Na pewno nie. Może chce porozmawiać o tym co się stało z Karofskym? - zaproponowała - Wiesz, że się obwinia.

Dave Karofsky był oprawcą Kurta. Długo się nad nim znęcał, ze względu na orientację mojego przyjaciela, aż w końcu Kurt zmienił szkołę. Jednak na krótki czas i szybko wrócił. Karofsky został ukarany i sprawa wyglądała na zamkniętą. Do czasu, gdy wyszło na jaw, że Karofsky również był gejem. Gdy inni się dowiedzieli i zaczęli z niego wyśmiewać, ten postanowił popełnić samobójstwo. Na szczęście mu się nie udało.

-Wiem  - jęknęłam - I w ogóle tego nie rozumiem. Przecież nie zrobił nic złego. - Santana przytaknęła głową. - Ale co, jeśli to coś naprawdę poważnego? - zmartwiłam się.

-Nie panikuj za wcza... - przerwała - Widzę ich! - wskazała na dwójkę chłopaków, która właśnie stanęła przed kawiarnią. Szybko pokonałyśmy ostatnie metry i do nich dołączyliśmy.

-Co się stało? - przeszłam do sedna, gdyż ciekawość zżerała mnie od środka.

-Jeszcze nie wiemy. - odparł Blaine.

-Po co mnie tu ściągnęliście? - mruknęła znudzona Santana.

-Sebastian chciał się z nami spotkać. - odparł Kurt. Na wzmiankę o Sebastianie od razu zesztywniałam. Miałam go unikać, ale jak zwykle wpakowałam się w kłopoty. - Ze mną, Blainem i tobą. - popatrzył na Latynoskę.

-To może ja wrócę do domu i...

-Nonsens - Blaine machnął dłonią - Sebastian nigdy nie miał z tobą problemu, więc myślę, że Twoja obecność nie zrobi mu różnicy. - wzruszył ramionami.

-Miejmy to z głowy. - westchnął Kurt i pchnął drzwi, prowadzące do kawiarni. Kurwa.

Przerażona spojrzałam na Santanę, ale ta jedynie pchnęła mnie, abym weszła do środka, co niechętnie uczyniłam.

Od razu zauważyliśmy Sebastiana, który siedział przy jednym ze stolików, pisząc coś w jakimś zeszycie. Zacisnęłam zęby starając się nie okazywać, że coś jest nie tak. Unikanie Smythe'a szło mi tak dobrze, aż do teraz...

-Sebastian. - Blaine zabrał głos. Stanęłam za Santaną, aby nie rzucać się w oczy. - Dlaczego chciałeś się spotkać? - skrzyżował ręce na piersi. Szatyn uniósł wzrok znad zeszytu i przejechał wzrokiem po każdym z nas. W końcu na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

-Witajcie.

-Czego chcesz? - prychnęła Santana - Sabrina pozbawiła cię zdjęć Finna. Zrobiłeś kolejne i znów chcesz nas szantażować?

-Kompletnie nie o to chodzi. - wciął się jej w zdanie - Przede wszystkim, Blaine bardzo mi przykro z powodu twojego oka. - w końcu podniosłam wzrok i zdziwiona spojrzałam na Sebastiana. Co tym razem wymyślił?

-Nie interesuje mnie to. - prychnął Anderson - Nic to nie zmienia.

-Wiem. - przytaknął Smythe - Po prostu, chciałem, żebyś wiedział. - wzruszył ramionami - Właściwie to chciałem przeprosić was wszystkim. - dodał. Ta część wyszła mu trochę gorzej, gdyż nie wyglądało to do końca szczerze.

-Zaraz spadnie jakaś bomba. - prychnął Kurt - Co tym razem kombinujesz? - spiorunował go wzrokiem - Wiem, że to część jakiejś głupiej gry i...

-Nie tym razem. - przerwał mu Sebastian - Wszystko jest zabawne do pewnego momentu. - westchnął - Jest śmiesznie i w ogóle, aż w końcu... - zagryzł dolną wargę - przestaje być zabawnie. - spoważniał - Tym razem jestem w wami, w pełni szczery. Żadnych więcej numerów ani prób wyeliminowania was z regionalnych. Chcemy wygrać uczciwie. - dodał - Dodatkowo nasz występ będzie...

-Powiedz w końcu prawdę. - zdziwiona spojrzałam na Kurta. Byłam przekonana, że Sebastian mówił prawdę. Kurt mógł być innego zdania, ale zareagował wyjątkowo ostro jak na siebie.

-Kurt. - mruknęłam cicho.

-Sabrina, proszę nie wtrącaj się. - spojrzał ma mnie błagalnie - Masz za dużo wiary w ludzi. - On - spiorunował zielonookiego wzorkiem - jest po prostu zły.

-Myślę, że tym razem mówi prawdę. - nie mogłam się powstrzymać przed powiedzeniem tego. Chciałam, żeby Sebastian wiedział, że w niego wierzyłam, że widziałam w nim coś dobrego.

-Jestem pewien, że tak nie jest. - zirytował się.

-Owszem jest. - wtrącił Sebastian - Naprawdę nie mam ukrytego celu. - jęknął zażenowany - Zaprosiłem was, aby przeprosić. Tyle. - wstał, zarzucając torbę na ramię.

-Nie wierzę. - Kurt pokręcił głową.

-To już nie mój problem. - prychnął - Ja mówię prawdę.

-Nie ma w tobie nawet grama dobra. - wysyczał Kurt. Okey. To zdecydowanie nie było w jego stylu. Co w niego wstąpiło?

-Kurt, wystarczy. - stanęłam między nim a Sebastianem - Przestań. - warknęłam.

-Jak możesz go bronić? Jest...

-Obwiniasz się o to, co zrobił Karofsky i wyżywasz się na Sebastianie całkiem niepotrzebnie. - zanim zdążyłam się odwrócić Sebastiana już nie było - A temu, co? - spojrzałam na Santanę. Wzruszyła ramionami.

-Lepiej żeby ktoś za nim poszedł. - mruknęła. Widziałam, że Blaine zamierzał się zgłosić, ale to oznaczyłoby kłótnię między nim a jego chłopakiem. Przewróciłam oczami i lekko skinęłam głową.

-Pójdę za nim. - mruknęłam i pośpieszyłam się do wyjaśnia. Żebym go złapała, musiałam się pospieszyć.







Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro