Chapter 39.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania! 💋










-Zamierzasz mi powiedzieć dokąd mnie zabierasz? - zaśmiałam się. Sebastian był w stu procentach skupiony na drodze, ale po moim pytaniu zauważyłam uśmiech na jego twarzy.

-Najpierw chcesz się ze mną spotkać, a teraz mi nie ufasz? - zakpił. Przewróciłam oczami, wiedząc, że żartował.

-Jestem po prostu ciekawa. - mruknęłam, włączając radio.

-Nie odpowiedziałaś mi. - mruknął, skręcając w prawo na skrzyżowaniu - Ufasz mi? - spojrzałam na niego kątem oka. Co to było za pytanie? Odwróciłam wzrok i skupiłam uwagę na drodze.

Czy ja mu ufałam? W pewnym sensie na pewno tak. W końcu spędziłam z nim już trochę czasu i jakoś nigdy nic mi się nie stało. Kiedy się upiłam, pilnował mnie i nie zostawił samej. Cholera jasna... No ufałam mu. Nie powinnam...

-Ufam. - wyszeptałam pod nosem.

-Słucham? - spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko i odsunęłam od szyby.

-Mówię, że ci ufam. - powtórzyłam. Tym razem powiedziałam to głośno i wyraźnie. Miałam nadzieję, że nie będę tego żałować i moi przyjaciele mylili się co do niego.

-Nie spodziewałem się. - wyznał szczerze - Myślałem, że Glee dostatecznie zniszczyło mnie w twoich oczach. - zaśmiał się.

-Próbowali. - mruknęłam.

-Czemu im nie uwierzyłaś? - ponownie skręcił w prawo.

-Poznałam cię osobiście. - wzruszyłam ramionami - Jesteś dupkiem jakich mało, ale w jakiś sposób zyskałeś moje zaufanie. - burknęłam - Powiesz mi, jak to zrobiłeś?

-Ale co?

-Sprawiłeś, że cię polubiłam. - doprecyzowałam - Przez cały czas myślałam, że cię nie lubię. Byłam wręcz tego pewna. - zaśmiałam się - Przyszło co do czego i... - zacisnęłam usta, aby przestać się szczerzyć jak idiotka - I okazuje się, że po prostu cię lubię. - wyjaśniłam.

Na twarzy Sebastiana od razu pojawił się szeroki uśmiech. Był z siebie cholernie dymny. Tylko dlaczego? Przecież tylko mu powiedziałam, że nie jest mi obojętny.

-To ten mój urok osobisty. - zaśmiał się - Żadna ani żaden mi się nie oprze. - prychnęłam na te słowa. Ależ z niego narcyz. Był w siebie tak cholernie wpatrzony... - Żartuję. - mruknął w końcu - Też cię lubię. - dodał.

Super. On też mnie lubił. Co to oznaczało? Że właśnie staliśmy się przyjaciółmi? Że przestaliśmy się postrzegać jako potencjalych wrogów? Co to znaczyło?!

Reszta drogi minęła w ciszy. Jednak nawet przez sekundę nie było niezręcznie. W radiu wciąż leciały przypadkowe piosenki, do których Sebastian podśpiewywał.

Miał fenomenalny głos...

Nie powiedziałam tego głośno, żeby nie podnosić jego ego. I tak był narcystyczny... już za bardzo.

Wjechaliśmy na jego posesję.

-I nie mogłeś mi powiedzieć, że jedziemy do ciebie? - prychnęłam.

-Nie byłoby w tym nic zabawnego. - odparł, zatrzymując auto. Szybko wyszedł z samochodu i nim zdążyłam chwycić za klamkę, drzwi były otwarte, a Sebastian czekał na mnie z wyciągniętą dłonią. Zaskoczona przyjęłam pomoc, chwytając jego dłoń.

-Nie podlizuj się. - mruknęłam, gdy zamknął za mną drzwi. Parsknął śmiechem.

-Chciałem być dżentelmenem. - oburzył się.

-Nie wyszło. - zaśmiałam się, wytykając język. Przewrócił oczami i objął mnie ramieniem, prowadząc do swojego domu.

To był czysto przyjacielski gest, prawda? Dreszcze przeszły przez moje ciało tylko dlatego, że... Dlaczego? Dlaczego miałam dreszcze za każdym razem, gdy mnie dotykał? Dlaczego żaden inny facet tak na mnie nie działał?

Otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka.

-Czuj się jak u siebie. - uśmiechnął się, gdy ściągałam trampki ze stóp - Nie musiałaś...

-Twój dom jest niczym pałac. - przerwałam, rozglądając się wokół. Za drugim razem zrobił na mnie tak samo wielkie wrażenie. - Jak mam się czuć jak u ciebie? - spojrzałam na niego przerażona.

-Oprowadzę cię i...

-Sabrina! - w przedpokoju pojawiła się matka Sebastiana, która z uśmiechem mocno mnie objęła - Miło cię znów widzieć. - zaśmiałam się, oddając uścisk. Biło od niej takie przyjemne ciepło.

-Panią również. - mruknęłam, gdy kobieta się ode mnie odsunęła.

-Mówiłam, że masz się do mnie zwracać po imieniu, skarbie. - przypomniała - Przygotowałam kurczaka z ryżem w sosie chińskim. Mam nadzieję, że lubisz? - spojrzała na mnie niepewnie.

-Mamo... - jęknął zażenowany Sebastian - Powiedziałem ci, że będę miał gościa, żebyś się gdzieś ulotniła, a nie robiła mi obciach. - popatrzył na nią błagalnie.

-Cicho tam. - warknęła - To jak? - spojrzała na mnie.

-Uwielbiam. - odparłam zgodnie z prawdą.

-Całe szczęście. - odetchnęła z ulgą - Jedzenie będzie gotowe za jakieś dwadzieścia minut. Liczę, że ze mną zjecie? - skupiłam się na synu.

-Ojciec znów nie wrócił do domu? - prychnął.

-Kochanie, wiesz, że dużo pracuje żebyśmy...

-Znam formułkę na pamięć. - przerwał jej - Lepiej, że go nie ma. - prychnął - Jedynie się o wszystko czepia i ciągle mu coś nie pasuje. - przewrócił oczami. Spojrzałam na kobietę, która wyraźnie posmutniała.

-I z chęcią z panią zjemy. - wtrąciłam się. Starałam się, aby wyszło to naturalnie, ale chyba nie poszło zgodnie z planem.

- Cieszę się. - spojrzała na mnie - Wracam do kuchni. - dodała znikając. Lekko przygryzłam dolną wargę, skupiając uwagę na Sebastianie.

-Chodź. - wyciągnął dłoń w moją stronę. Po chwili wahania, podałam mu swoją. Splótł nasze palce i pociągnął mnie za sobą na piętro.

Otworzył drzwi i mnie wpuścił. Tak jak myślałam, znaleźliśmy się w jego pokoju. Zdenerwowany zatrzasnął za sobą drzwi. Niepewnie odwróciłam się w jego stronę.

-Chcesz porozmawiać? - wyszeptałam. Szybko dotarło do mnie, że Sebastian nie miał w życiu łatwo, przynajmniej z ojcem.

Pokręcił głową i po prostu przyciągnął mnie do siebie mocno przytulając. Jego ramiona owinęły się wokół mojej talii, przyciskając mnie do jego klatki piersiowej. Zignorowałam zdrowy rozsądek i najzwyczajniej w świecie również go objęłam, łącząc dłonie na jego karku.







Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro