Chapter 41.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 💋










-Ale to nie wszystko! - roześmiana kobieta kontynuowała opowieści o dzieciństwie Sebastiana. Natomiast ja płakałam ze śmiechu. Z każdą chwilą było coraz śmiesznej, ale tylko dla mnie i matki chłopaka, bo on siedział zażenowany, z wzrokiem wbitym w talerz. - Kiedy miał pięć lat to...

-Mamo! - jęknął, czerwieniąc się. Przydałby mi się teraz aparat. Zarumieniony Sebastian to raczej rzadkość. - Błagam skończ. - spojrzał na nią jednocześnie załamany i zły. Parsknęłam śmiechem i objęłam go ramieniem, gdyż siedzieliśmy obok siebie. Natomiast matka chłopaka siedziała naprzeciwko mnie.

-Nie przejmuj się. - oparłam głowę o jego ramię - Naprawdę świetnie się z wami bawię. - mruknęłam, pocierając jego ramię.

-Ty może i tak. - spojrzał wymownie na swoją matkę - Ja zaraz spalę się ze wstydu. - prychnął. Ponownie parsknęłam śmiechem, wciąż obejmując chłopaka. Zauważyłam, że jego mama dziwnie nam się przyglądała.

-Wyglądacie razem naprawdę uroczo. - stwierdziła, wpatrując się w nas. Poczułam wypieki na twarzy i od razu zabrałam rękę z ramienia Sebastiana, jednocześnie odsuwając się od niego i chowając twarz we włosach.

-Dziękujemy! - zadowolony szatyn, przyciągnął mnie bliżej siebie, mocno obejmując w talii - Wytłumacz jej to, bo mnie nie chce słuchać. - mruknął. Jęknęłam pod nosem i oparłam się czołem o szyję chłopaka, starając się ukryć zażenowanie.

-Sebastian, nie zawstydzaj jej! - skarciła go matka. Spojrzałam na nią z wdzięcznością. - Choć taka jest prawda, wyglądacie razem uroczo. - powtórzyła, nie spuszczając z nas wzorku.

-To przez mój urok. - mruknął zadowolony. Przewróciłam oczami.

-Tak, z pewnością. - prychnęłam, odsuwając się od niego i patrząc na kobietę. Wyprostowałam się na krześle, wciąż patrząc na kobietę. - Pani syn ma za duże ega w porównaniu do IQ. - oznajmiłam, a kobieta zaczęła się śmiać.

-Zdecydowanie. Jakby ktoś próbował popełnić samobójstwo, to wystarczyłoby, aby skoczył z jego poziomu ego na poziom IQ. - dodała, a ja wybuchłam śmiechem.

-Ha ha ha. - prychnął Sebastian, przewracając oczami. Ja i jego mama nie mogłyśmy się jednak powstrzymać i wciąż pękałyśmy ze śmiechu, ignorując jego oburzenie. - Wystarczy. - burknął zirytowany.

-Już się tak nie gorączkuj. - parsknęła, ocierając łzy z policzków. Uspokoiła się i zerknęła na stół. - A teraz, dziękuję wam za towarzystwo. Lećcie do Sebastiana i... róbcie, co tam tylko chcecie. - machnęła dłonią.

-Może pomogę Pani posprzątać? - zaoferowałam.

-Miałaś nie mówić do mnie Pani. - spojrzała na mnie spod byka.

-Wybacz. - odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy - Pomóc Ci posprzątać? - poprawiłam się. Pokręciła głową.

-Nie trzeba. - puściła mi oczko - Zabieraj przyjaciółkę do siebie. - mruknęła do syna.

-Taki mam zamiar. - odparł, wstając od stołu. Wyciągnął dłoń w moją stronę i pomógł mi wstać. Wciąż trzymając się na ręce ruszyliśmy na górę.

Znałam Sebastiana tak krótko, nie mogłam go nazwać przyjacielem. A nawet gdybym mogła, przyjaciele nie trzymali się za ręce. Kim był dla mnie Sebastian Smythe?

Zamknął za nami drzwi, wpatrując się we mnie. Wciąż na jego twarzy widniał grymas, spowodowany żartami moimi i jego mamy.

-No już się nie fochaj. - zaśmiałam się, podchodząc do niego, aby go objąć. Usłyszłam westchnienie i poczułam jego ramiona owijające się wokół mojej talii. - Lepiej? - pokręcił głową.

-Nie. - wiedziałam, że udawał i tak naprawdę wcale nie był zły - Wciaż jestem zły. - wydął dolną wargę. Przewróciłam oczami. No gorzej niż z dzieckiem...

Chwila, chwila. Chyba zapomniałam, że rozmawiałam z Sebastianem Smythem. Gdzieś musiał być haczyk.

-Do czego dążysz? - mruknęłam w końcu. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, gdyż szatyn wciąż ciasno trzymał mnie w talii.

-Zasłużyłem na buziaka. - stwierdził głosem jak u dziecka. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.

-Nic z tego. - mruknęłam.

-Zasłużyłem. - upierał się.

-Hmmm. - udawałam, że się zastanawiam - Nie wydaję mi się. - skrzywiłam się. Uniósł jedną brew w górę.

-Tu się nie ma nad czym zastanawiać, fakty są takie, że zasłużyłem na buziaka. - powtórzył, wpatrując się w moje oczy. Przewróciłam oczami i stanęłam na palcach, jednocześnie kładąc lewą dłoń na prawym policzku szatyna, aby się nie ruszył a moje usta dotknęły jego policzka, a nie ust. Na szczęście chłopak nie domyślił się, co wykombinowałam i zanim zrozumiał co się dzieje, moje usta zetknęły się z jego policzkiem.

Zadowolona, odsunęłam się od niego z uśmiechem.

-Nie o to mi chodziło. - jęknął zawiedziony. Zrobiłam oczy kota ze Shreka i wydęłam wargi.

-Nie zawsze mamy, co chcemy. - mruknęłam - I czasami nic z tym nie zrobimy. - wzruszyłam ramionami.

-A czasem wystarczy wziąć sprawy w swoje ręce. - nim zdążyłam zinterpretować te słowa, jego usta dotknęły moich.

Jego dłonie mocniej zacisnęły się na moich biodrach, przyciągając mnie bliżej niego. Jęknęłam, gdy moje krocze zetknęło się z jego. Szybko to wykorzystał i nasze języki zaczęły toczyć walkę o dominację, niestety od początku byłam skazana na porażkę.

Niepewnie wplątałam dłonie w jego włosy, czując tonę żelu. Dlaczego on to robił? Przecież miał tak super włosy, a ładował na nie opakowanie żelu...

Złączyłam dłonie na jego karku, przyciągając go bliżej siebie i bardziej napierając na jego usta.

Cholera jasna. Podobał mi się Sebastian Smythe.









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro