Chapter 43.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liczę, że rozdział się spodoba! 💋











-To z pewnością wina Sebastiana. - spojrzałam zdziwiona na Kurta. Według niego Smythe był winny złu na całym świecie. To zaczynało się robić nudne.

-Dlaczego niby? - mruknęłam - Przecież od incydentu z okiem, Blaine nie spędza zbyt wiele czasu z Sebastianem.

-Może tak mówi, ale jestem pewien, że mają kontakt. - prychnął rozruszony.

-Kurt, Sebastian nie jest odpowiedzialny za całe zło wokół nas. Nie możesz na niego zwalić winy za kryzys w związku. - mruknęłam, otwierając drzwi wejściowe.

Właśnie skończyliśmy lekcje i zamierzaliśmy wrócić do domu, aby zrobić sobie maraton serialu Emily w Paryżu.

-Dlaczego zawsze go bronisz? - zirytował się - Czego bym na niego nie powiedział, ty zawsze stajesz po jego stronie. - i tutaj mnie miał.

Jakiś czas temu, dotarło do mnie, że Sebastian naprawdę mi się podobał. Nie było to tylko jakieś głupie zauroczenie, bo mimo mijających dni, ja wciąż byłam w niego wpatrzona jak w obrazek. Fatalna sytuacja.

Od rozmowy w jego pokoju minęło pięć dni. Widywaliśmy się codziennie i naprawdę dobrze się z nim bawiłam.

Regionalne miały się odbyć już niedługo i New Direction uparli się, abym jechała z nimi. Miałam tylko jeden problem. Nie wiedziałam, czy powinnam kibicować Glee czy Skowronkom, ze względu na Sebastiana.

Wiedziałam, że obu drużynom bardzo zależało na zwycięstwie. Musiał wygrać lepszy.

-Nie bronię go. - otrząsnęłam się z letargu - Po prostu, wydaje mi się, że zrobiłeś z niego kozła ofiarnego. - stanęliśmy na parkingu przed szkołą. Zamierzałam iść w stronę samochodu Kurta, ale ujrzałam przy nim Blaine z kwiatami. - Chyba musimy zmienić plany na dziś. - mruknęłam. Zdziwony podniósł wzrok znad telefonu i rozejrzał się wokół.

-Ooo. - wydusił z siebie. Parsknęłam śmiechem.

-Wrócę sama. - zaśmiałam się i szybko cmoknęłam go w policzek - Bawcie się dobrze. - dodałam.

-Sabrina, przepraszam za...

-Nie masz za co. - parsknęłam, odchodząc - Bądźcie grzeczni. - pomachałam mu - Cześć, Blaine. - krzyknęłam do chłopaka, stojącego przy samochodzie.

Wybuchł śmiechem i do mnie pomachał.

-Cześć, Sabrina. - odkrzyknął. Z uśmiechem skręciłam w prawo i ujrzałam znajome auto. Czarny Bentley Mulsanne. W okolicy tylko jedna osoba miała taki samochód. I był nią Sebastian Smythe. 

Chwyciłam klamkę i otworzyłam drzwi, uśmiechając się do szatyna.

-Miałeś się nie pojawiać bez uprzedzenia. - mruknęłam, podpierając się o drzwi samochodu.

-Nudziłem się i postanowiłem odrobinę nagiąć zasady. - odparł, wzruszając ramionami - Masz plany na dziś? - pokręciłam głową - To wskakuj. - wskazał na siedzenie pasażera.

-Gdzie mnie zabierasz? - spytałam, zamykając za sobą drzwi.

-Jeśli ci powiem, to nie będzie niespodzianki. - mruknął.

-Jesteś dziwny. - stwierdziłam.

-Wolę stwierdzenie uroczy, ale powiedzmy, że tym razem się dostosuję. - parsknął.

-Ja tego uroku nie widzę. - skrzywiłam się, wpatrując w jego profil.

Nie wiedziałam, kogo chciałam oszukać. Był cholernie uroczy i seksowny. Dzięki Bogu, że nie był gejem. Łudziłam się, że miałam u niego jakieś szanse. Jednak prawda była tak, że nic by z tego nie wyszło. Ze względu na Glee, na mnie i moje podejście do życia i fakt, że to nie moja liga. Mogłam jedynie pomarzyć.

-Oszukujesz sama siebie. - mruknął, wjeżdżając na parking przy restauracji.

-Chyba żartujesz. - niemal pisnęłam, gdy zobaczyłam logo najdroższego lokalu w mieście. Nie było mnie stać nawet na szklankę wody... - Sebastian, powiedz, że żartujesz. - spojrzałam na niego błagalnie.

-Będzie fajnie. - odpiął pas - Nie daj się prosić. - zrobił oczy kota ze Shreka.

-Mnie nie stać na filiżankę herbaty, a co dopiero obiad... - jęknęłam zażenowana.

-Ja stawiam. - dodał wychodząc z samochodu. Zatrzasnął za sobą drzwi i obszedł auto dookoła, aby pomóc mi wyjść.

-Nigdzie nie idę. - oznajmiłam krzyżując ręce na piersi - Nie będziesz za mnie płacił w takim miejscu. - zaoponowałam.

-Daj spokój, to dla mnie żaden problem. - zaśmiał się.

-Ale dla mnie owszem. Czuję się niekomfortowo z tym, że... Aaaaa! - pisnęłam, gdy sprawnie odpiął pas i chwycił mnie w talii. Ułożył jedną dłoń pod moimi kolanami a drugą przełożył na moje plecy. - Sebastian! - owinęłam ramiona wokół jego szyi, aby mnie nie puścił.

-Co się boisz? - lekko podrzucił mnie w górę przez co z moic ust uciekł kolejny pisk i jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na jego karku.

-Robisz to celowo. - jęknęłam, wtulając się w niego. Ufałam mu, ale skoro miałam okazję, aby się do niego zbliżyć, to czemu miałabym sobie odmówić? Fajny był.

-Nie panikuj, przecież nie upuszczę. - parsknął, idąc w stronę restauracji.

-Pójdę sama tylko błagam nie wnoś mnie tam! Będą patrzeć na nas jak na debili! - stwierdziłam zażenowana. Zaśmiał się i powoli odstawił mnie na chodnik, wciąż ciasno obejmując mnie w talii.

-Nie uciekniesz? - upewnił się.

-Raczej nie mam szans. - odparłam, więc poluzował uścisk. Wyciągnął ramię w moją stronę, więc ujęłam go i razem weszliśmy do restauracji.

Dzięki Bogu, że coś mnie dziś podkusiło i założyłam czarną skórzaną spódniczkę i jagodowy sweterek. Mimo że odstawałam wyglądem od innych, to nie było jakoś fatalnie.

Sebastian jak zwykle był ubrany w szkolny mundurek. Oczywiście prezentował się nieskazitelnie i cholernie seksownie, do czego zdążyłam przywyknąć.

-Nienawidzę cię. - wyszeptałam mocniej zaciskając malce na jego przedramieniu. Parsknął cicho.

-Uwielbiasz mnie. - niespodziewanie cmoknął mnie w czoło. Nie zdążyłam zareagować, gdyż stanęliśmy przy recepcji. -Rezerwacja na nazwisko Smythe. - uśmiechnął się do kobiety za ladą.

-Oczywiście. - przewróciła kartkę w zeszycie. - Stolik dla dwojga. - zmarszczyłam brwi.

-Kiedy zdążyłeś zrobić rezerwacje? - zdziwiłam się - Skąd wiedziałeś, że się zgodzę? - uśmiechnął się pod nosem i objął mnie ramieniem. Tyle było z moich odpowiedzi.

-Byłbym wdzięczny, gdy zaprowadziła nas pani do stolika zamiast pożerać mnie wzorkiem. - mruknął, będąc całkowicie poważnym - Moja dziewczyna będzie zazdrosna. - dodał, pocierając moje ramię. Spiorunowałam go wzrokiem. Co za człowiek...









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro