Chapter 45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, kochani! 💋










Zdążyłam zadzwonić do Santany i ubłagać ją, aby mnie kryła przed Kurtem i Finnem. Nie powiedziałam jej, gdzie tak naprawdę byłam, ale obiecałam, że wszystko jej wytłumaczę następnego dnia. Na szczęście na to poszła.

-Kurt, nie masz się czym martwić. Zostaję na noc u Santany. Nic mi nie będzie. - powtórzyłam.

-Niech będzie. - westchnął - Przekażę mamie Finna, aby się nie martwiła. - odetchnęłam z ulgą. Nie powinnam go okłamywać, ale był ostatnią osobą, która by zrozumiała, że zależało mi na Sebastiana.

-Dziękuję! - pisnęłam zadowolona - Uwielbiam cię! - usłyszłam śmiech z jego strony.

-Tak, tak. Ja ciebie też. - zaśmiał się - Baw się dobrze.

-Ty i Blaine też. - dodałam, kończą rozmowę. W tym samym czasie do pokoju wrócił Sebastian.

-I jak? - spojrzał na mnie z nadzieją. Zagryzłam dolną wargę i lekko skinęłam głową.

-Mogę zostać. - wzruszyłam ramionami. Zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie. - Troszkę nakłamałam. - wyznałam. Parsknął i skinął głową.

-Domyślam się. - mruknął, podchodząc do mnie. Rozłożył ramiona, więc szczęśliwa wtuliłam się w niego. - Zakładam, że nie mogę nikomu powiedzieć, że mam dziewczynę? - pokręciłam głową.

-Byłabym wdzięczna, gdybyś dał mi czas, abym mogła powiedzieć przyjaciołom. - odparłam.

-Oooo... - jęknął zawiedziony - A pozwolisz mi przynajmniej powiedzieć Kurtowi? Chciałbym zobaczyć jego minę. - przewróciłam oczami.

-Spotykasz się ze mną, aby zrobić na złość mojemu przyjacielowi? - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. Pokręcił głową, przejeżdżając językiem po wardze.

-Głupek. - zaśmiał się i pochylił, aby skraść mi krótkiego całusa. Uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy. Zauważyłam jednak, że szybko spoważniał. - Mam nadzieję, że wiesz, że mi na tobie zależy. Wcale nie chodzi o Kurta czy innego debila z... - stanęłam na palcach i chwytając za jego krawat pociągnęłam go w swoją stronę, szybko łącząc nasze usta.

Zacisnął dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie w swoją stronę. Złączyłam dłonie na jego karku, aby być jeszcze bliżej.

-Żartowałam. - wyszeptałam, odsuwając się od niego - Nie pomyślałabym, że mnie do czegoś wykorzystujesz. - dodałam, powodując uśmiech na jego twarzy - Ufam Ci.

-Cieszę się. - odparł, ponownie łącząc nasze usta. Ułożyłam dłonie na jego karku, aby zniwelować jakikolwiek dystans między nami. Lubiłam go. Lubiłam go zdecydowanie za bardzo.

Mocniej zacisnął dłonie na mojej talii i zrobił krok w przód, zmuszając mnie do cofnięcia. Później kolejny i jeszcze jeden. Poczułam jak uderzam tyłkiem o biurko. Szatyn wykorzystał okazję i układając dłonie na moich udach, podniósł mnie i posadził na blacie. Trzymając mnie za uda owinął moje nogi wokół swojego pasa przez, co z moich ust uciekł zduszony jęk.

-Powiedz, że twoich rodziców nie ma w domu. - zaśmiałam się, gdy uświadomiłam sobie, że byliśmy troszkę za głośno. Wciąż byliśmy cholernie blisko. Nasze czoła się stykały i czułam jego gorący, miętowy oddech na twarzy.

-Nie ma ich. - mruknął - Mama wróci za jakieś dwie godziny, a ojciec... Nawet mnie to nie interesuje. - wzruszył ramionami. Pokręciłam głową.

-Masz słaby kontakt z tatą? - złączyłam dłonie na jego karku. Skinął głową.

-Mówiąc delikatnie. - jego usta opuścił krótki śmiech, ale nie zabrzmiało to zbyt wesoło - A jak z tobą? - przygryzł lekko wargę.

-Cóż, moja mama choć kochana, to jest niczym wyjęta ze średniowiecza. - zachichotałam - Ale z tatą, świetnie się dogaduję. - dodałam, uśmiechając się - Jest naprawdę wspaniały. Przytaknął. - Więc... - zsunęłam się z biurka i stanęłam obok niego, wciąż trzymając dłonie na jego karku - Jakie mamy plany na dziś? - przewrócił oczami i pochylił się w moją stronę.

-Mam pomysł. - oznajmił zadowolony. Zanim zdążył mnie pocałować, położyłam dłoń na jego ustach.

-To jest twoja odpowiedź na wszystko. - prychnęłam. Uniósł brew w górę, pokazując zdziwienie.

-I może jeszcze powiesz, że ci się to nie podoba? - skrzyżował ręce na piersi, świdrując mnie wzorkiem.

-Jakiś film? - zignorowałam jego pytanie.

Odwróciłam się w drugą stronę, aby sięgnąć laptopa z szafki. Zanim zdążyłam chwycić urządzenie, poczułam dłonie na biodrach. Zostałam pociągnięta w tył, wpadłam na klatkę piersiową Sebastiana.

Chłopak wykorzystał moment i razem ze mną opadł na łóżko. Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.

-Co tym razem wykombinowałeś? - zaśmiałam się, gdy znów starał się mnie pocałować.

-Nie odpowiedziałaś na pytanie. - mruknął orzy moich ustach. Zmarszczyłam brwi.

-Niby jakie?

-Czy podoba Ci się mój sposób, na spędzenie czasu razem. - odparł, patrząc mi prosto w oczy.

-Weź się ucisz... - nim zdążyłam dodać coś jeszcze, poczułam rozgrzane wargi szatyna na szyi. Zdecydowanie nie przeszkadzała mi bliskość Smythe'a, ale rozpraszała.

Kolejny jęk opuścił moje usta, gdy szatyn zaczął składać mokre pocałunki, na całej długości mojej szyi. Mimowolnie wplątałam dłonie we włosy Sebastiana.

-Lubisz mnie. - wyszeptał, gdy w końcu oderwał się od mojej szyi. Nasze spojrzenia znów się skrzyżowały.

-Lubię. - przytaknęłam. Wyraźnie uszczęśliwiony moją odpowiedzią wpił się w moje usta. Czekał mnie ciekawy wieczór.






Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro