Chapter 47.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 💋











-Puck, stój! - wrzasnęłam po raz kolejny. Ta cholerna szkoła była bliżej niż mi się wydawało. Całą drogę pokonaliśmy w cholernie szybkim tempie i nim się obejrzałam, byliśmy przed wejściem. - Puckerman! - krzyknęłam, gdy przekroczył próg.

Chłopak zatrzymał jakiegoś, najprawdopodobniej, pierwszaka i przyparł do szafek.

-Gdzie znajdę Smythe'a? - warknął - Gadaj. - szarpnął młodym.

-Saa-la p-rób... - wyjąkał przerażony.

-Puck, puść go do cholery! - pisnęłam, starając się odsunąć go od młodszego od niego bruneta.

-Gdzie ta sala? - docisnął dzieciaka do szafki.

-Schodami w dół, główne wejście! - pisnął. Puck momentalnie go puścił i ruszył korytarzem prosto. Pomogłam wstać brunetowi, który wylądował na podłodze.

-Przepraszam za niego. - mruknęłam, gdy chłopak stał naprzeciwko mnie - To trochę moja wina. Wyprowadziłam go z równowagi. - zaśmiałam się cicho.

-Nii-c się n-nie stało. - jejku, on dalej się jąkał. Biedaczek.

-Nie mów nikomu, co się stało. - poprosiłam i pobiegłam za przyjacielem - Puck, zatrzymaj się natychmiast! - wrzasnęłam, zbiegając po schodach. Puckerman był kilkanaście schodów przede mną i nie miałam szans go zdogonić. Gra w football dawała mu przewagę. Miał dobrą kondycję...

Nim zdążyłam go dogonić wpadł do sali, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Włącznie z Sebastianem.

-Wszyscy oprócz Smythe'a wypad! - warknął. Wparowałam do klasy.

-Puck, na litość boską! - jęknęłam zażenowana - Nie przeszkadzajcie sobie. - zwróciłam się do Skowronków - Zaraz nas tutaj nie będzie. - zaśmiałam się sztucznie.

-Nie wiem, o co chodzi. - prychnął Sebastian. Wpatrywał się we mnie oczekując wyjaśnień, ale nie miałam jak mu pomóc. - Jednak, jeśli chcesz - spojrzał wymownie na Pucka - to poświęcę ci kilka minut. - przewrócił oczami.

-Sebastian... - Trent podszedł do szatyna, ale Smythe zbył go machnięciem dłoni.

-Wyjdzcie. - zarządził. Skowronki sprawnie opuściły salę, a Sebastian znów spojrzał na Pucka. - Wyjaśnisz mi łaskawie, dlaczego przerywasz mi próbę? - skrzyżował ręce na piersi.

-Jak w ogóle śmiałeś położyć na niej ręce? - Puck ruszył na Sebastiana. Smythe zerknął na mnie kątem oka.

-Powiedziałam mu. - mruknęłam zażenowana. Szatyn skinął głową, a ja ujrzałam na jego twarzy cień uśmiechu. Nie był to ten typowy uśmieszek, ale prawdziwy, szczery uśmiech.

-Słucham. - Smythe spojrzał na Pucka - W czym problem? - miałam wrażenie, że powiedział to tak, jakby rzucał jakieś wyzwanie.

-Kpisz sobie? - stanęli twarzą w twarz. Byli dokładnie tego samego wzrostu. - Znam takich jak ty. Milioner, zapatrzony w siebie dzieciak, który myśli, że wszystko mu wolno. - prychnął - Nie pozwolę, abyś skrzywdził kogoś tak wspaniałego jak Sabrina. - dodał, piorunując Sebastiana wzrokiem. Mój chłopak przytaknął.

Swoją drogą, nie sądziłam, że Puck potrafił być tak kochany.

-Nie lubię cię. - mruknął Sebastian, nie zrywając kontaktu wzrokowego z Puckiem - Nie szanuję ani nie rozumiem. - prychnął - I to się nie zmieni. Gramy po dwóch różnych stronach i przyjaciółmi nie zostaniemy. - wzruszył ramionami. Wpatrywałam się z nich z bliskiej odległości. W razie jakiejkolwiek sytuacji, zamierzałam od razu reagować. - W jednym się zgadzamy. Sabrina jest cudowna i nie zasługuje na krzywdę. Nie pozwolę jej skrzywdzić nikomu, ani sam tego nie zrobię. Zależy mi na niej.

-Akurat. - prychnął Puck - Takie kity, to możesz wciskać komuś innemu. Nie mnie. - warknął, uderzając palcem wskazującym w klatkę piersiową Sebastiana - Wiem kim jesteś, Smythe.

-Śmiem wątpić. - zakpił - Nic o mnie nie wiesz. - uśmiechnął się pod nosem - Rozumiem, że się przyjaźnicie. - wskazał na mnie - I to... - wziął głęboki wdech - Miło z twojej strony - te słowa ledwo przeszły mu przez gardło - że się o nią troszczysz. Nie musisz mi ufać, ale jestem szczery. Nie skrzywdzę Sabriny. Nie pozwolę na to nikomu innemu. - dodał.

-Odczep się od Sabriny!

-Puck! - pisnęłam, gdy mój przyjaciel chwycił Sebastiana za klapy od blezera - Puść go! - rozkazałam, starając się ich rozdzielić. Po chwili mi się udało i stałam między chłopakami. - Nie zrobił nic złego. - mruknęłam, stając przed Smythem.

-Nie ufam mu. - warknął Puckerman.

-Nie zależy mi. - prychnął drugi.

-Sebastian! - pisnęłam. Ja się starałam ratować sytuację, a on wcale mi nie pomagał. Wzruszył ramionami, udając niewiniątko.

-Brytyjka, sama wiesz, na co go stać. - prychnął wskazując chłopaka za moimi plecami - Wiesz ile złego wyrządził. Jak możesz mu ufać? - wstrzymałam oddech. Nie znałam odpowiedzi na, to pytanie. Nie wiedziałam, dlaczego mu ufałam.

-Nie jest taki zły jak się wydaje. - odezwałam się w końcu. Przękręciłam głowę i spojrzałam na Sebastiana, krzyżując ręce na piersi. - Jakoś go lubię. - uśmiechnął się do mnie, znów spojrzałam na Pucka - Naprawdę go lubię. - dodałam - I... mi nic złego nie zrobił. - mruknęłam.

-Brina... - jęknął.

-Nie każ mi rezygnować, jest naprawdę w porządku. - odparłam - Bądź dobrym przyjacielem i mnie wspieraj. - poprosiłam. Zacisnął zęby i złożył dłonie w pięści. O dziwo, skinął głową.

-Niech będzie. - przeniósł wzrok ze Smythe'a na mnie - Jeśli cię skrzywdzi, to zrobię mu krzywdę jakiej jeszcze nie wynaleziono. - uśmiechnęłam się pod nosem i lekko przytaknęłam. Puck z uśmiechem przyciągnął mnie do siebie i objął, więc zadowolona wtuliłam się w jego klatkę piersiową. - Jeśli jej coś zrobisz, to nawet ojciec prawnik ci nie pomoże. - ostrzegł Sebastiana. Oderwałam się od przyjaciela i podeszłam do chłopaka, aby wtulić się w jego bok. - Mówię to niechętnie, ale do zobaczenia. - wyciągnął dłoń do Sebastiana.

-Do zobaczenia. - odparł, ściskając dłoń Pucka.

-Dbaj o nią. - mruknął, gdy stanął przy wyjściu - Drugiej takiej nie znajdziesz. - uśmiechnęłam się na słowa przyjaciela. To nie było w stylu Pucka, którego każdy znał. Jednak ci, którzy mieli szczęście poznać jego prawdziwą naturę, wiedzieli, że to świetny facet.

-Nie wątpię. - odparł Sebastiana, składając krótki pocałunek na czubku mojej głowy. Puck uśmiechnął się do mnie i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą.

-Nie było tak źle. - westchnęłam.

-Przeżyłem Pucka, dam radę też z Kurtem. - zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.

-Bardziej obawiam się reakcji Finna... - zerknęłam na szatyna kątem oka. Wzruszył ramionami.

-Mam ich wszystkich gdzieś. - przewrócił oczami. Pochylił się w moją stronę i złączył nasze usta. Uśmiechnęłam się, układając dłonie po obu stronach jego twarzy, aby pogłębić pieszczotę.










Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro