Chapter 51.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤








Nie przemyślałam jednego istotnego faktu. Nie wiedziałam, że będziemy nocować w tym mieście i nie miałam ze sobą nic na przebranie. Glee miało stroje na próby i główny występ, więc mieli coś na przebranie. Podobna sytuacja była zresztą chórów, ale ja byłam tam na doczepkę. Nieprzygotowana na takie okoliczności.

-Sebastiaaan. - jęknęłam, leżąc na łóżku chłopaka. Podniósł wzrok znad swojej torby i zerknął na mnie. - Pożyczysz mi coś do spania? - zamrugałam kilkukrotnie, robiąc minę zbitego psiaka.

-Nie. - pokręcił głową - Twoja wersja w samej bieliźnie wydaje się bardziej kusząca. - poruszał sugestywnie brwiami. Pokazałam mu środkowy palec.

-Okay. Pójdę i pożyczę coś od Puckermana. - wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Zrobiłam zaledwie dwa kroki i skończyłam w ramionach Smythe'a.

-Ani mi się śni. - prychnął, łącząc dłonie na moich plecach - Nie ma takiej opcji. - uniosłam brew w górę i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej.

-Czyli jednak coś mi pożyczysz? - uśmiechnęłam się uroczo.

-Nie pozwolę Ci chodzić w ubraniach jakiegoś faceta. - warknął, a ja ledwo się powstrzymałam przed wybuchnięciem śmiechem. Był zazdrosny. On naprawdę był o mnie zazdrosny!

- Czyżby Sebastian Smythe był zazdrosny? - kokietoryjnie zagryzłam dolną wargę.

-O ciebie? - udał, że się zastanawia - Zawsze i wszędzie. - odparł, aby chwilę później się schylić i mnie pocałować. Był uroczy. Jakim cudem tak fajny facet w ogóle zwrócił na mnie uwagę? We mnie nie było nic nadzwyczajnego...

W zasadzie nic ciekawego, nie działo się tego wieczoru. Całowaliśmy się i przytulaliśmy, ale do niczego więcej nie doszło. Nie byłam gotowa na seks i nie zamierzałam się zmuszać. Jednak dla Sebastiana to nie był żaden problem, nie naciskał.

Rano obudziłam się wtulona w tors szatyna. Mogłabym tak mieć częściej, naprawdę mi się to podobało.

Ubrana w swoje jeansy, czerwono-czarną koszulę w kratę i ramoneskę, czekałam na Smythe'a, który siedział w łazience i układał włosy na żel. Już od ponad pół godziny...

-Sebastian, do cholery! - jęknęłam - Ile można? Jak będziesz nakładał tyle żelu to ci włosy wypali! - postraszyłam go. Jednak odpowiedział mi jego śmiech.

Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko podeszłam, aby je otworzyć. Ujrzałam Pucka, który stał i opierał się o framugę.

-Co tutaj robisz? - zdziwiłam się.

-Przyszedlem po ciebie. - wzruszył ramionami - Przyjaciele Smythe'a mi powiedzieli, który pokój. - odpowiedział na jeszcze niezadane pytanie.

-Puckerman? - usłyszłam zdziwionego Sebastiana - Co tutaj robisz? - podszedł do mnie, ciasno obejmując w talii. Był zazdrosny nawet o Pucka? Przecież to niedorzeczne.

-Przyszedłem po naszą zgubę. - spojrzał na mnie wymownie - Jak się Schuester dowie, że nie było cię z Santaną i Brittany to będziesz miała kłopoty. - skrzyżował ręce na piersi.

-Rozumiem. - przytaknęłam i spojrzałam na Sebastiana - Na mnie już czas. - jęknął, kręcąc głową.

-Nie podoba mi się to. - mruknął.

-Mi też, ale jakoś muszę z tym żyć. - posłałam Puckowi zażenowane spojrzenie. Wtrącać się w takim momencie? Tylko on tak potrafił. - Zbieraj się, Brytyjka. - mruknął. Przewróciłam oczami i znów skupiłam uwagę na Sebastianie.

Szybko położyłam dłonie na jego policzkach i stanęłam na palcach, aby go krótko pocałować.

-Ludzie, litości! - jęknął Puckerman. Sebastian pokazał mu jedynie środkowy palec, a drugą ręką objął mnie w talii, przyciągając bliżej siebie. - Możecie skończyć? - niechętnie odsunęłam się od Smythe'a i spiorunowałam wzrokiem przyjaciela.

-Coraz bardziej cię nie lubię. - prychnął Sebastian.

-I vice versa, Smythe. Jednak dzięki lasce obok ciebie, raczej nie uda nam się ograniczyć kontaktu. - prychnął - Starajmy się tolerować. - przewrócił oczami.

-Powodzenia. - mruknęłam i szybko cmoknęłam chłopaka w policzek - Trzymam kciuki za wasz występ. - uśmiechnęłam się do szatyna, wychodząc z jego pokoju.

-Byle nie za mocno. - prychnął Puck - Lepiej nastaw się, że będziesz musiała pocieszać chłopaka po porażce. - zakpił.

-Chłopaka?! - doszedł do mnie pisk zza pleców. Odwróciłam się i ujrzałam zszokowaną Tinę. Niedobrze...

-Nie! - Puck chwycił szatynkę w pasie, drugą dłonią zatykając jej usta, a Sebastian szerzej otworzył drzwi. Puckerman uniósł ją mad podłogę i przetransportował ją do pokoju Smythe'a. Zatrzasnęłam za nami drzwi i popatrzyłam na zszokowaną koleżankę.

-Wy... - wskazała palcem na mnie i Sebastiana - Że razem?! - pisnęła. Zasłoniłam usta dłonią, zastanawiając się, co powinnam powiedzieć. - Sabrina, z nim!? - jęknęła.

-Tak, wiem. - zrobiłam krok w jej stronę - To... dziwne. - mruknęłam - Ale wysłuchaj mnie i nie rób nic głupiego. - poprosiłam.

-Ze Smythem! - spojrzała na niego z odrazą, wzdrygając się.

-Ej! - jęknął urażony - Nie jestem aż tak zły! - zbulwersował się. Tina w tym czasie wpatrywała się we mnie.

-Poważnie? Sebastian? - przewróciłam oczami, a szatyn jedynie wzruszył ramionami. -Lubię go. - powiedziałam do Tiny - Jest dla mnie naprawdę dobry. - dodałam - I jestem z nim szczęśliwa. - starałam się ją przekonać.

-Ale Sebastian? - jęknęła po raz kolejny.

-Wciąż tu jestem! - prychnął Smuthe, unosząc dłoń w górę - I wypraszam sobie te grymasy ma twarzy, jestem...

-Nie ma na to czasu. - spiorunowałam go wzrokiem - Tina, nie możesz nikomu powiedzieć. Nie przed konkursem. - poprosiłam ją.

-Przecież to oczywiste, że nic im nie powiem. Kurt, Finn, Rachel i Mercedes chyba by zeszli na zawał. Reszta też nie przyjęłaby tego zbyt dobrze. - westchnęła.

-Dziękuję. - odetchnęłam z ulgą.

-Poza tym... To takie urocze! - pisnęła, klaszcząc w dłonie. Zaskoczyła mnie. Takiej reakcji się nie spodziewałam. - Taka zakazana miłość. Jakie to romantyczne... - rozmarzyła się.

-Tak, tak. - Puck przerwał jej wywody - Pamiętaj, aby milczeć.

-Nie jestem głupia. - zirytowała się - A teraz, lepiej chodźmy. Im dłużej nas nie będzie tym bardziej będzie to podejrzane. - stwierdziła. Zgodnie przytaknęliśmy i ruszyliśmy do wyjścia. Gdy Tina i Puck stali tyłem do mnie i Sebastiana, wykorzystałam okazję i szybko pocałowałam chłopaka.

-Naprawdę trzymam kciuki. - odsunęłam się od niego i wraz z przyjaciółmi, ruszyłam do reszty chóru. Dziś ich wielki dzień...









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro